Rozdział 10
Burzowa Łapa obudziła się nad ranem i nie do końca wiedziała gdzie się znajduje. Wspomnienie snu było tak realne, że młoda uczennica wciąż miała dreszcze. Była noc, a ona stała na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na cały las. Setki martwych ciał wyznaczały krwawą ścieżkę. Kotka przełknęła ślinę, wsłuchując się w wszechogarniającą ciszę.
- Zachodni Wietrze? – zapytała, mając nadzieje, że sen jest kolejną wizją zesłaną jej przez siostrę. Miała ochotę płakać, krzyczeć, poddać się sługą ciemności, którzy królowali nad polem bitwy.
- Zachodni Wietrze?! – zawołała po raz kolejny, przerażona niczym bezbronne kocię. Czuła na karku zimny oddech nadchodzących intruzów, niezwyciężonych wojowników, pragnących jedynie jej śmierci. Była ostatnia – tak jej się przynajmniej wydawało. Z krzaków wyskoczyły trzy rosłe kocury – z największym, brązowym na czele. Burzowej Łapie wydawało się, że już gdzieś widziała te zielone, mieniące się złotem oczy; nie wiedziała jednak gdzie i kto był ich właścicielem. Cofnęła się kilka kroków, lecz za nią znajdowało się urwisko.
Skoczy czy nie skoczy? - zapytał cichy głos w jej głowie. Kotka rozejrzała się dookoła w panice.
- Zostaw mnie – wykrzyczała drżąc na całym ciele.
Ani mi się ŚNI – wyszeptał tajemniczy kocur. Potem była już tylko ciemność.
**********************************************************************************
- Mamo? – zapytał Cierniowa Łapa, wchodząc do legowiska karmicielek. Kotka uniosła głowę i popatrzyła na syna ze smutkiem. Mimo to uśmiechnęła się lekko.
- Witaj Ciernista Łapo – odpowiedziała mu Osmolone Pióro, opatulając swoje nowonarodzone kocięta ogonem. – Gdzie byłeś podczas mianowania? – zmarszczyła delikatnie brwi.
- Mianowania? – zdziwił się uczeń. – Jakiego mianowania?
Zastępczyni uniosła oczy ku niebu, modląc się cicho do Klanu Gwiazdy. Kocur, nie spodziewając się odpowiedzi podszedł do rodzicielki, spoglądając raz na nią, raz na rodzeństwo, nie mogąc się zdecydować co począć w tej nieco krępującej sytuacji. W końcu przycupnął obok karmicielki i polizał ją delikatnie. Potrzebował rady – nie wiedział jednak, czy da radę powiedzieć jej o wszystkim. Czy zdradzi wtedy zaufanie przyjaciół? Westchnął i popatrzył niepewnie na kotkę.
- Muszę już iść – mruknął. –Obiecałem Rozdartemu Płomieniowi pomoc w zbieraniu ziół.
Szylkretowa kiwnęła głową nieco zawiedziona. Mały kocur wstał, odwrócił się i wyszedł. Wbił wzrok w ziemię i nawet nie zauważył kiedy wpadł na syna przewódcy.
- Uważaj jak chodzisz łajzo – warknął wyniośle starszy kocur, ostrzegawczo wyciągając pazury.
- Spadaj, Jedyna Łapo – odpowiedział mu agresywnie zielonooki. Oba koty mierzyły się przez chwilę wrogim wzrokiem.
- Nie odzywaj się tak do mnie – syknął w jego stronę wyraźnie rozdrażniony.
- A to dlaczego? – zapytał ostro uczeń medyka. Tego był już za wiele dla wojownika. Skoczył na kocura, przewracając go. Przeturlali się razem kilka metrów, wzbudzając przy tym zainteresowanie gapiów. Ciernista Łapa wyciągnął pazury, lecz nie był tak wprawiony w boju jak jego wróg. Sycząc i plując wylądował pod kocurem, który patrzył na niego z nienawiścią i obrzydzeniem.
- Wiesz... Nie jestem już Jedyną Łapą – wyszeptał mu prosto do ucha. – Nazywam się Jedyna Nadzieja i jestem teraz twoją jedyną nadzieją na... śmierć
By. TostWaldek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro