Prolog
Panowała cisza. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, ptaki przestał już świergotać, a świerszcze kończyły swój wieczorny koncert. Nagle zza krzaków wyskoczył czarny kocur. Widać było, że dużo przeszedł — jego kark usiany był licznymi ranami. Na jego pysku wymalowane było przerażenie, ale również bezsilność i zmęczenie. Biegł ile miał sił w nogach — nie mógł dać się złapać. Nie uciekał przed byle dwunożnym, bądź groźnym psem - biegło zanim coś o wiele bardziej niebezpiecznego. Wciąż miał jeszcze posmak własnej krwi w pysku. Coś zaszeleściło w krzakach. Kocur obrócił się i zwolnił. Chwile później leżał przygwożdżony do ziemi. Krzyknął cicho, gdy pazury przeciwnika w wolnym tempie przesunęły się po jego pysku. Bał się, a drugi kot wiedział o tym, karmiąc się jego bólem i pałającą od niego nienawiścią. Zaśmiał się szyderczo.
- Kim... ty... jesteś...? - wycharczał czarny, plując krwią. Drugi zmierzył go znudzonym wzrokiem, zapewnię słysząc to pytanie nie po raz pierwszy.
- Mój drogi Czarny Pysku, myślę, że skoro i tak umrzesz, mogę ci uchylić rąbka tajemnicy — miauknął lekceważąco. - Nazywam się Piąte Niebo.
Słysząc te słowa czarny kocur zadrżał ze strachu. Zdziwiony słowami drugiego, otworzył pysk, by coś powiedzieć, lecz z jego ściśniętego przerażeniem gardła wydobyło się tylko ciche miauknięcie:
- Jak to? Ty nie żyjesz... Zabił cię Wezwana Gwiazda... za zabójstwo wielu kotów z naszego klanu... i okaleczenie własnego dziecka... - wyszeptał czarny — Powinieneś być...
- Powinienem być w Ciemnym Lesie — wszedł mu w słowo Piąte Niebo. Zaśmiał się szyderczo i znowu musnął pazurami skórę Czarnego Pyska. Tamten wydał z siebie zduszony krzyk bólu. Już się nie stawiał, zabrakło mu siły. Wiedział, że zdrajca klanu bawi się nim, zadając mu cierpienie. Pozbawiał go krwi, ciesząc się jego bezsilnością. - Ciemny Las powstaje... Będziemy mocniejsi niż ostatnio... Zabijemy wszystkich, zniszczymy klany i sami staniemy się potęgą, której nic i nikt nie pokona... - wyszeptał z uśmiechem na pysku, wpatrując się gdzieś w dal.
- Zdrajca! - wrzasnął Czarny Pysk, znów próbując się wyrwać. Niestety Piąte Niebo, był silniejszy niż wojownik — przytwierdził go do ziemi jednym ciosem.
- Pożegnaj się ze światem, mój miły Czarny Pysku — wyszeptał i uniósł łapę uzbrojoną w ostre jak brzytwa pazury.
- Nie ujdzie wam to na... - kocur nie zdążył powiedzieć ostatniego słowa. Z jego tchawicy trysnęła krew. Cisza. Ciemność. Koniec.
- To zaledwie początek, Czarny Pysku...
By TostWaldek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro