Rozdział 6
Księżyc schował się za chmurami, kryjąc swój blask przed całą resztą świata. Zapanowała ciemność. Mrok ogarnął lasy i drzewa, które zaczęły wyglądać niczym z najgorszych koszmarów sennych. I pomyśleć, że jeszcze tej samej nocy, dość niedawno zresztą odbywało się zgromadzenie wszystkich, oficjalnie istniejących klanów.
Większość zwierząt już spała, prawdopodobnie dlatego nie wyczuwali tej mrocznej energii. Jednak dla niektórych była ona wręcz idealnym odzwierciedleniem ich serc. Równie ciemnych i chłodnych.
Do obozu Klanu Śmierci powoli wlewały się czarne, kocie sylwetki. Były one niczym cienie. Jedynie co je zdradzało, to ich dość głośne rozmowy i zadowolone okrzyki radości. Pomiędzy nimi szła śnieżnobiała kotka o żarzących, zielonych oczach oraz krwią na podbródku. Oczywiście jej łapy wcale czystsze nie były, jednak ona wydawała się nie zwracać na to większej uwagi. Jej głowę zaprzątała inna myśl. Już dzisiaj zostanie mianowana pełnoprawną morderczynią! I może jutro zostanie przydzielona do specjalnego patrolu na tereny klanowe? To byłoby dopiero coś cudownego!
Duży, pręgowany kocur z łatwością wskoczył na Złamaną Gałąź czyli miejsca, z którego przemawiał do swoich pobratymców. Mgła nigdy nie miała okazji usiąść w tamtym miejscu. Być może dlatego, że nie była ona zbytnio stabilna.
— Mordercy, zbliżcie się! — krzyknął, a reszta pobratymców natychmiast zjawiła się na polanie. Karmicielki wyjrzały z legowiska, nadal czujnie czuwając przy śpiących maluchach; przyszłych potencjalnych mordercach. Uczniowie zbiegli się i usadowili, chyba bardziej podnieceni, niż ktokolwiek w calutkim obozie. Zapewne marzyli, aby w przyszłości być kimś tak szanowanym jak ich lider.
— Mgło, wystąp — kotka z szyderczym, a zarazem dumnym uśmiechem podeszła tuż pod gałąź. Jej serce biło dziko i z satysfakcji. Wreszcie doczekała się tego zaszczytu. Tak długo na to pracowała i do tego dążyła, aż się doczekała. Jej ojciec kontynuował — Dzisiaj nadszedł czas. Udowodniłaś, że jesteś w pełni gotowa likwidować klanowców dla naszej sprawy oraz pokazać swoją odwagę i lojalność podczas zetknięcia się z nimi pysk w pysk, łapą w łapę. Zasłużyłaś, aby otrzymać tytuł prawdziwego i prawowitego mordercy oraz oczywiście członka Klanu Śmierci — kocur zeskoczył ze Złamanej Gałęzi, aby stanąć naprzeciwko kotki. Kocica czuła zarówno stres jak i podekscytowanie — Niech krew którą masz na sobie prowadzi cię przez całe twoje życie — jego córka usiadła, aby Blizna mógł zrobić jej znak na przedniej, prawej łapie. Była to specjalna blizna, symbolizująca przynależność do owej części tego kociego społeczeństwa. Przywódca szybko wbił pazury i dość mocno przejechał, w celu pozostawienia rany. Śnieżnobiała cicho zasyczała z bólu. Może i trochę drastyczne, jednak konieczne — Niech ta blizna przypomina ci noc, w którą zostałaś morderczynią i pełnoprawną członkinią naszego klanu!
Pobratymcy zaczęli skandować jej imię, przy okazji drapiąc ziemię. Mgła odwróciła się do tłumu, a jej cień padł wprost na nich. Wypięła pierś, dumna z wszystkiego, co dotychczas uczyniła.
,,Obiecuję ci mamo, pomszczę cię! Klan Błyskawicy pożałuje, że kiedykolwiek cię skrzywdził... Że zranił kogokolwiek z naszej rodziny!" — pomyślała i spojrzała na pozostałych — ,,A te wszystkie koty pomogą mi i Bliźnie w zemście" — dodała, a na jej pyszczku pojawił się szyderczy uśmiech..
— Klanie Śmierci! Jest jeszcze jedna sprawa do wyjaśnienia. Jutro poznamy decyzje tych żałosnych futrzaków. W tym celu zostanie wysłany patrol, którego członkowie zostaną wybrani rano. Mimo wszystko, miejcie się na baczności! — oznajmił kocur, po czym zeskoczył ze Złamanej Gałęzi i ruszył do swojego legowiska, mieszczącego się za paprociami.
Do Mgły po kolei podchodziły koty i składały gratulacje. Co prawda, jako pierwszy podszedł medyk Klanu Śmierci, Zioło. Kocur opatrzył jej przednią łapę i oddalił się. Kotka słyszała w głosach pobratymców zadowolenie i szczerą radość z powodu jej mianowania. Do niej podeszła pewna ciemna kocica o szaro-niebieskich oczach.
— Gratuluję Mgiełko — obie morderczynie lekko się przytuliły
— Dziękuję mamo... A raczej Kwiecie. To też twoja zasługa — Kwiat była przybraną matką śnieżnobiałej w Klanie Śmierci. To właśnie ona ją wykarmiła, gdy malutka Mgła tego potrzebowała. Też ona dała jej miłość i troskę, które pragnie każde małe kocię. Nawet gdy ta dowiedziała się od Blizny, że ciemna kotka nie jest jej rodzicielką, nowo mianowana nigdy nie zapomniała tego wszystkiego, co uczyniła dla niej dotychczasowa opiekunka.
— Od zawsze byłaś silnym dzieckiem... Byłam pewna, że pewnego dnia osiągniesz cel — wymruczała i delikatnie otarła się o jej pyszczek
— ... Mogę nadal traktować cię tak samo? — to pytanie zaskoczyło gratulującą, jednak ta w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła i skinęła głową.
W Klanie Śmierci dość częstym zjawiskiem było porzucanie rodziców przez ich dorosłe już dzieci. Uważały one ich za zbędny problem i nigdy się potem do nich nie przyznawały. Jednakże Mgła nie chciała tego. Bądź co bądź, bardzo przywiązała się do Kwiatu.
Jeszcze chwilę kotka śledziła wzrokiem oddalającą się w swoją stronę ciemną morderczynię, po czym jej wzrok padł na kolejnego, podchodzącego kota. Wypuściła powietrze niezadowolona.
— A ty co? Nie powinieneś kręcić się przypadkiem gdzieś koło mojego ojca? Skąd wiesz, że właśnie nie potrzebuje swojego głupiego rzepa? — rudy kocur o bursztynowych oczach zagryzł zęby i wbił pazury w ziemię. Miał na imię Świerk, a pomimo szacunku, jakim się cieszył, śnieżnobiała nie przepadała za nim. Uważała go tylko za bardzo irytującego i kręcącego się obok jej ojca mordercę. A przy okazji nosił on miano jej największego rywala. Kot na swoim sumieniu miał bardzo podobną liczbę zabitych co Mgła, przez co stanowił jej konkurencję w objęciu władzy nad klanem. Chyba nie muszę mówić, że obydwoje dość często dogryzali sobie wzajemnie.
— Dzisiaj raczej już mu się nie przydam, bo jakbyś nie zauważyła, jest środek nocy — przewrócił oczami — A poza tym nie jestem jego "rzepą", tylko najbliższym kotem. Być może nawet ważniejszym od ciebie? — uśmiechnął się złośliwie, jednak potem spoważniał na chwilę — Pomimo tego, że nadal uważam cię za beznadziejny materiał na prawowitego członka Klanu Śmierci, to gratuluję ci otrzymania tego tytułu. Mam nadzieję, że dorosłaś do niego wewnętrznie, bo z zewnątrz nadal jesteś marnym kociakiem — kotka miała ochotę przejechać mu pazurami po tym głupim pysku, jednak powstrzymała się. Nie da się tak łatwo sprowokować.
— Tia. Z chęcią sprawdzę twoje umiejętności podczas Turnieju Walki — śnieżnobiała morderczyni lekko potrząsnęła głową, aby poprawić grzywkę, jednak nadal patrzyła na kocura z widoczną pogardą
— I ze wzajemnością — syknął, po czym zaczął się oddalać. Jednak po chwili jeszcze dodał, stojąc tyłem do nowo mianowanej — tylko wstydu nie na rób — kocica już szykowała się do ataku na niego, jednak powstrzymał ją inny głos
— Mgiełko — kotka poczuła na swoich barkach ogon jednego z jej pobratymców, jednak tym razem się uśmiechnęła. Odwróciła się do mówiącego.
Był to Rudy i jego brat, Jastrząb.
Obydwa koty patrzyły na nią z dumą. Śnieżnobiała bardzo cieszyła się z tego powodu. Co by nie mówić, zależało jej na dobrych relacjach z resztą klanowiczów. Zwłaszcza, że przez kolor swojej sierści dość często odczuwała wrażenie, że tutaj nie pasuje. Była ona jednym z nielicznych białych kotów w Klanie Śmierci. Dlatego też czuła, że zawsze musi dawać od siebie więcej niż inni. Chciała im pokazać, że nadaje się zarówno na mordercę, jak i na przyszłego przywódcę.
— Hm? — spojrzała na nich z lekkim uśmiechem
— No cóż... Gratulujemy. Przekaz dla tych żałosnych futrzaków był na pewno mocny, gdy zabiłaś jednego z ich przywódców — kotka uśmiechnęła się szyderczo. Oj tak. Na pewno dobrze wypadli. Ci zdrajcy wręcz dygali na ich widok. Nie było nawet wątpliwości, że oddadzą im te fragmenty terytorium. Pójście tam było tylko formalnością.
— Przyznaje, wypadliśmy idealnie — miauknęła, kątem oka zerkając na to gówno na pyszczku. Postanowiła, że jak skończy rozmawiać z Rudym i Jastrzębiem, od razu pójdzie do jakieś kałuży to zmyć.
— Ty najlepiej z nas wszystkich — lekko się speszyła na słowa starszego z kocurów, a jego młodszy brat go szturchnął. Jasno-rudy o bursztynowych oczach podniósł brew, zerkając pytająco na kota o dłuższym pyszczku, również rudej sierści i żółtych oczach.
— Zresztą, to nie ważne — miauknęła i machnęła ogonem, jakby chcąc pokazać, że jest tak jak mówi. Czuła się trochę niezręcznie — Idę zmyć tą krew, a potem się przespać. W końcu jutro ciężki dzień. A podejrzewam, że Blizna przydzieli mnie do tego patrolu — miauknęła i dość szybkim krokiem oddaliła się od nich, nie dając im zbytnio odpowiedzieć. Kotka czuła się bardzo niekomfortowo. Być może dlatego, że nieczęsto słyszała takie pochwały od starszych kocurów. Pokręciła głową, chcąc wyrzucić z niej wszelkie negatywne myśli.
Zanurzyła pyszczek w kałuży, czując przyjemne dreszcze, obchodzące jej podbródek. Otrzepała się lekko, po czym ruszyła do legowiska, ale tym razem już morderców. Co prawda nie miała jeszcze tam swojego posłania, więc prawdopodobnie będzie musiała spać na ziemi.
W Klanie Śmierci kluczowy był indywidualizm i samodzielność. Tutaj każdy dbał o swoje dobra np. takie jak własne posłanie. Każdy kot mógł wymieniać mech kiedy tylko chciał; nie było żadnej konkretnej ustalonej pory. Podobnie było z pożywieniem; spożywać można było o każdej porze. Chociaż co ciekawe, wspólnymi obowiązkami każdego mordercy i jego ucznia było dbanie o całość obozu w tym właśnie, aby zawsze jakaś zwierzyna była na stosie. Przede wszystkim chodziło o karmicielki, które to przecież nie miałby jak polować.
Kotka weszła do legowiska i usadowiła się tam, gdzie było wolne miejsce. Zwinęła się w kłębek i mimo dość twardego podłoża, dość szybko zapadła w sen...
***
— Mgiełko... Mgiełko.. obudź się! — kocica niemrawo otworzyła oczy. Nie miała ochoty na wstawanie, jednak czuła, że musi. Zapewne ojciec wyznacza patrol, który wyruszy na tereny klanów.
— No ziew... Co jest? — zapytała jeszcze dość niewyraźnym tonem. Parę razy pomrugała, aby jej oczy przystosowały się do jasności. Świat stawał się coraz wyraźniejszy, a zwłaszcza sylwetka jej najlepszego przyjaciela, Rudego, stojącego nad nią.
— Blizna cię woła — kotka w myślach się uśmiechnęła
,,Czyli dobrze myślałam. Ale to super akurat, że mnie wybrał. Z chęcią przejdę się do tych żałosnych futrzaków " — pomyślała
Powoli dźwignęła się na łapy, słysząc jak niektóre kości zaczynają strzelać. To zapewne wina spania na gołej ziemi. Musiała dzisiaj obowiązkowo przygotować sobie swoje posłanie.
— Gdybym wiedział wcześniej, że nie masz gdzie spać, użyczyłbym ci miejsca u siebie. I tak nie spałem w obozie — Mgła postawiła uszy na sztorc
,,Ciekawe w takim razie, gdzie był i wypoczywał, skoro go tutaj nie było. Z resztą tak samo Orła. Po powrocie do obozu, nigdzie go nie widziałam... Hmmm... Interesujące..." — nasunęła jej się myśl
— Dobra, trudno się mówi. Nic mi nie będzie — machnęła łapą, podkreślając w ten sposób wagę swoich słów. Rozciągnęła się i gotowa do wyjścia, ruszyła za kocurem.
Początkowo słońce oślepiło ją swoim blaskiem, ale z czasem zdołała się przyzwyczaić. Na polanie byli już zebrani co niektórzy mordercy; jedni szykowali się do wyjścia z uczniami, a drudzy gromadzili przy Bliźnie. Dość szybko oba koty dołączyły do patrolu.
Lider na widok śnieżnobiałej, podniósł brew. Mgła doskonale wiedziała, że nie znosił spóźnień. Jednak co ciekawe, głośno nic nie powiedział na ten temat.
— Widzę, że wszyscy już są — miauknął, spokojnie machając ogonem to w lewo, to w prawo. Kotka wśród zebranych dostrzegła swojego starego mentora; Orła. Obok niego stał Jastrząb ze swoim bratem oraz uczniem, Dymem. Za nimi było dwóch kolejnych kocurów; jeden o łaciatym umaszczeniu futra i żółtych oczach noszący imię Bocian oraz drugi, płomienno-rudy, pręgowany o brązowych tęczówkach nazywający się Żar. Poza Mgłą, w ich skład wchodziła jeszcze jedna kocica; szaro-liliowa o imieniu Perła.
Łącznie z śnieżnobiałą, 8 kotów — Wasza grupa uda się zaraz na tereny klanów. Macie podzielić się na mniejsze, składające się z 2 kotów zespoły i odebrać wiadomość od nich wiadomość. Czy oddają ziemię, czy nie, jakie nastroje i nastawienie do was mają itd. W przyszłości może to być bardzo kluczowe — miauknął, a wzrok przywódcy padł na jego córkę — Ale miejcie się na baczności. Nie zdziwię się, jeżeli ci żałośni zdrajcy spróbują was porwać — Mgła kątem oka zerknęła na swoją prawą, przednią łapę. Niby wczoraj ich medyk ją opatrzył i zatamował krwawienie, ale kotka widziała, że przez to będzie trochę słabsza. Jeżeli zdecyduje się na atak, nie będzie innej opcji, jak natychmiastowe celowanie we wrażliwe miejsca i dokonywanie czystki.
Owa "czystka" była po prostu likwidacją kotów z klanów. Mordercy głównie tym stwierdzeniem się posługiwali, gdy tak po prostu szli sobie na takie łowy. A to na pewno w najbliższym czasie tylko może się nasilić. Wszystko zależało tak naprawdę od decyzji zaszantażowanych.
— Tak jest Blizno — miauknął dawny mentor Mgły, po czym skierował się w stronę wyjścia.
Kotka stając obok Rudego, ruszyła ze wszystkimi. Jej serce biło dość szybko,
jednak co ciekawe czuła ona bardziej podekscytowanie. Odnosiła wrażenie, że jej ciało tylko czeka na widok przerażonych pysków i wykrwawiających się jej ofiar.
Jakby źle to nie zabrzmiało, chciała ona dokopać Klanowi Błyskawicy. Wieść o ich zdradzie względem jej rodziny, roznosiła ją w każdym możliwym momencie, ilekroć nad tym dłużej myślała..
Mgła wiedziała jedno. Dzisiejszy wschód będzie kluczowy dla nich wszystkich...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro