Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Była Pora Wysokiego Słońca, a przynajmniej tak się wydawało. Od rana padał intensywny deszcz, który dodatkowo utrudniał możliwość zidentyfikowania pory dnia.

Jednak nawet podczas takiej pogody, zło nie śpi. Wykorzystuje chwilę słabości, aby uderzyć w czuły punkt. Punkt, który może sprawić, że wszystko runie.

Przez gąszcz przedzierał się duży, masywny kocur o rudym futrze. Jego ciemno-zielone oczy lekko połyskiwały, pomimo intensywnych opadów. Z jego pyska zwisały trzy, dosyć duże myszy. Niespodziewanie zatrzymał je słysząc dziwny szelest. Położył zwierzynę na ziemię i zaczął się rozglądać. Usłyszał trzask. Zastrzygł uszami i przekręcił głowę w tamtą stronę.
Wydawało mu się, że usłyszał czyiś cichy, złowieszczy śmiech.

— Kto tu jest? — warknął, rozglądając się wokół. W odpowiedzi usłyszał parszywy śmiech.

Niespodziewanie z krzaków po prawej stronie wyłoniła się kotka. Pomimo deszczu i błota, jej śnieżnobiała sierść była w nienaruszonym stanie. Jej żarzące, zielone oczy wyrażały nienawiść ale i przewagę nad wrogiem.

Kocur mimo to ją rozpoznał. Ciężko było się nie zorientować, kto to jest. Jednak nim zdołał coś powiedzieć, kotka go uprzedziła.

— Pytasz się kto tu jest — zagrzmiał jej władczy i oschły głos — twój koszmar — dorzuciła, po czym skoczyła na zupełnie nieprzygotowanego na atak kocura.

Gołym okiem było widać, że rudy kocur chciał jak najmniej zranić przeciwniczkę, ale ona zupełnie się nie oszczędzała. Waliła we wroga pazurami, aby jak najbardziej go osłabić. Ostatecznie rozorała mu pyszczek i oczy, wiedząc, że trafiła idealnie. Powaliła go i unieruchomiła.

— Było miło się tobą bawić, Żółta Gwiazdo — powiedziała szyderczo uśmiechnięta, lekko swoimi pazurami sunąc po jego podbrzuszu — A teraz giń tak, jak moja matka! — wrzasnęła i wbiła pazury w brzuch kocura i powoli sunęła w dół, obserwując jego strach i próby uwolnienia się. Bezskuteczne.

—T-twoja matka żyje Mgiełko. O-ona czeka na ciebie k-każdy wschód — kotka mu nie uwierzyła. Była pewna, że usiłuje nią manipulować. Jej ojciec opowiadał tę bolesną historię, która wielokrotnie doprowadzała ją do łez.

— Przestań kłamać zdrajco! Doskonale wiemy, ja i ty, jaka jest prawda — syknęła, nadal jadąc pazurami coraz niżej. Szkarłatna krew wypływała z jego rannego ciała, barwiąc okoliczne trawy i rośliny. Jednak deszcz sprawiał, że krew płynęła dalej, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej.

W końcu kocur skonał. Kotka poczuła jak zdrętwiał pod jej łapami, a jego ciało robiło się coraz zimniejsze. Popatrzyła na niego chwilę, jednak potem posmutniała. Czy dobrze zrobiła mordując kota, który mógł mieć rodzinę tak jak ona? Owszem, mordowanie nie było dla niej problematyczne, zwłaszcza, że chciała w ten sposób pomścić matkę. Jednak... Nie lubiła mieć żadnego, konkretnego celu. Wolała iść na żywioł, gdyż wtedy nie myślała o tym tak dogłębnie jak teraz.

Potrząsnęła głową. Nad czym się ona w ogóle zastanawia? Przecież szkoli się na mordercę! Pewne jest to, że będzie mieć czasem jakieś zlecenia.

— Ty... życzę ci, abyś zgnił pod ziemią jak najszybciej — warknęła, jednak bez tej złowieszczej ikry, którą wcześniej dysponowała. Spojrzała ostatni raz na ciało, które nadal krwawiło.
Zerknęła na swoje łapy. Całe czerwone od krwi. Jednak ten widok spowodował lekki uśmiech na pyszczku.

Ruszyła w swoją stronę szybko, zostawiając zwłoki swojej ofiary. Przecież prędzej czy później ktoś je znajdzie. A jak nie, to przynajmniej odór gnijącego ciała odstraszy całą zwierzynę, no może poza krukami, które będą się zlatywać jak opętane.

Po pewnym czasie morderczyni dotarła do kilku, charakterystycznie wystających kamieni. Był to znak. Znajdowała się już na terenie swojego klanu. Z łatwością dotarła do dosyć niewielkiej, osłoniętej polanki, która stanowiła obóz dla morderców.

Olewając wszystkich wokół, którzy patrzyli na nią zadowoleni, ruszyła w stronę paproci. To tam swoje legowisko miał jej ojciec, bądź jak kto woli lider Klanu Śmierci, Blizna.

Bez uprzedzenia weszła do środka. W środku zastała swojego ojca z jedną z kotek. Jedynie co, to przewróciła oczami na ten widok. Nie było to dla nie żadnym zaskoczeniem, że jej ojciec zarywał ciągle do innych kocic.

— Mgło — usłyszała syknięcie ojca na które zareagowała spojrzeniem na niego kątem oka — Nie widzisz, że jestem zajęty?

— Widzę — prychnęła — Ciężko nie zauważyć. Ale czy mógłbyś na chwilę zaprzestać i posłuchać co mam do powiedzenia w kwestii Żółtej Gwiazdy? — pręgowanenu kocurowi lekko zalśniły oczy, jakby właśnie usłyszał najlepszą wiadomość w życiu

— Oczywiście, że chcę. Muszlo, kochanie moje, wyjdź na razie. Potem jeszcze porozmawiamy — Mgła z przymrużeniem oczu patrzyła jak morderczyni wychodzi. 

Blizna szybko się ogarnął i usiadł. Znowu był tym poważnym kocurem jak zawsze.

— Więc... — kocur chciał, aby jego córka zaczęła mówić, jednak śnieżnobiała jedyne co, to prychnęła.

— Szybko szukasz zastępstwa za moją matkę, jak widzę — syknęła przez zaciśnięte zęby. Powiedzenie, że była zezłoszczona to mało powiedziane. Ona była wściekła.

— Ale o co ci chodzi? O to, że spędzam czas z innymi członkiniami Klanu Śmierci?! — warknął poddenerwowany

— Szkoda, że robisz to tak natarczywie! Z resztą, widać, jak zależało ci na mojej matce! — wrzasnęła śnieżnobiała, jeżąc sierść

— Mgło, opanuj się! Przecież wiesz, że wcale tak nie jest! — odpowiedział dosyć cierpliwie, jednak było widać, że tylko moment dzieli go od wybuchu — Kochałem twoją matkę całym sercem. Jednak nie mogę całe życie siedzieć i płakać. Chcę dokonać zemsty na klanach, a reszta Klanu Śmierci także — córka lidera czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach — Ahhhh...jesteś do niej taka podobna. Nie tylko z wyglądu, ale i charakteru — kocur podniósł jej podbródek, aby spojrzała na niego — A sama mówiłaś, że chciałabyś mieć rodzeństwo...

To fakt. Mgła od zawsze marzyła o posiadaniu siostry bądź brata, jednak jej marzenia zostały pokrzyżowane przez morderstwo jej matki. Przecież to wtedy Blizna uciekł wraz z nią z klanu, nie mogąc znieść bólu.

— Żółta Gwiazda wydał na nią ten niesprawiedliwy wyrok... Nie zasłużyła na to... — mruknęła cicho przez łzy śnieżnobiała

— Rozumiesz już? — miauknął łagodnie kocur

—Tak.... Jednak dalej jestem na ciebie zła. Dlaczego w tak brzydką pogodę musiałam latać za nim i go zamordować? Wiesz przecież jak ciężko zmyć potem błoto z mojej sierści - powiedziała już pewniej.

— To była idealna okazja. W końcu żadnych potencjalnych świadków — z tym Mgła niestety musiała się zgodzić. Fakt faktem, ich klan jak dotąd nie dawał żadnych oznak, że w ogóle istnieje. Zamierzali jednak zmienić to w najbliższym czasie — A poza tym powinnaś być mi wdzięczna. W końcu jak tak dalej pójdzie, przebijesz moją liczbę zabitych kotów. A wtedy nikt nie podważy twoich praw do rządzenia Klanem Śmierci

— A co ze Świerkiem? Myślisz, że nie będzie ubiegać się o pozycję? Szczerze w to wątpię — prychnęła śnieżnobiała

— Ten idiota? Proszę cię — kocur wybuchnął śmiechem — On jest tak głupi i naiwny, że szybko się go pozbędziesz — Mgła również wybuchnęła śmiechem

Powoli zaczęli się uspokajać, a Blizna zwrócił się do córki

— Idź do legowiska odpocząć. Na pewno jesteś zmęczona. A i pamiętaj, aby pozbyć się krwi z łap, nim tam wejdziesz — miauknął lider, patrząc jak kotka wychodzi.

On sam ułożył się w legowisku, a na jego pyszczku pojawił się szyderczy uśmiech.

— Och, Szara Stopo...pożałujesz... Obiecuję ci, że będziesz cierpiała, tak jak ja...

____________________________________________

Hejo kochani :3

Wreszcie! Wreszcie udało mi się skończyć poprawiony prolog Mgły. Jest on trochę inaczej napisany

Mam nadzieję, że wam się spodoba :3

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro