Prolog
Słońce górowało, oświecając swoim blaskiem wielokolorowe korony drzew, sprawiając, że świat wydawał się mieć więcej barw niż kiedykolwiek w całych swoich dziejach. Wiewiórki skakały między gałęziami, zbierając zapasy na powoli zbliżającą się Porę Nagich Drzew. Jeże również nie próżnowały, szukając sobie bezpiecznego i ciepłego lokum, jakie mogły nadać się na przetrwanie.
Wszystko wydawało się być takie piękne, jednak... każdy, kto obecnie mógł tam być, zobaczyłby, że coś jest nie tak. Było zbyt idealnie. To nie jest prawdziwy świat. Rzeczywistość przepełniona jest agonią, smutkiem, zdradą i łzami, gdzie o wszystko musisz walczyć. Gdzie nic nie ma za darmo.
Przez ten krajobraz skradała się ciemna, kocia sylwetka. Bezszelestnie przemieszczała się pomiędzy rozrzuconymi liśćmi. Jej sierść była jasno-ruda, a wielokolorowe liście tworzyły idealny kamuflaż. Złociste tęczówki obserwowały uważnie podłoże, aby przypadkiem nie nadepnąć na przedmioty, które mogły wydać jakiś odgłos.
— Zaraz będę cię mieć... — mruknęła bardzo cicho i powoli ruszyła przed siebie. Skupiona na tropieniu zdobyczy, nie zdawała sobie sprawy, że bezustannie jest obserwowana. A ktokolwiek to był, śledził każdy jej najmniejszy ruch.
Kotka w końcu przystanęła, gdyż wreszcie zobaczyła swoją zdobycz. Niewielka mysz. Głupia. Nie spodziewała się ataku.
Niespodziewanie, kiedy to łowca miał skoczyć na swoją ofiarę, pojawił się jastrząb, który go wyprzedził.
Kocica usiłowała jeszcze jakoś zmusić ptaka do oddania zdobyczy, co oczywiście się nie udało.
— Głupie ptaszysko! — syknęła, patrząc za uciekinierem
Jednak to wtedy zdała sobie sprawę, że nie tylko ten jastrząb się na kogoś czaił. Poczuła na sobie wzrok. Odwracała się wokół własnej osi, szukając tego, kto ją obserwował. Jednak nikogo nie zauważyła. Szczerze, ale to zlękło ją jeszcze bardziej. Poczuła się niewygodnie we własnej sierści. Kto i po co miałby to robić?
— Kim jesteś? — tuż za nią usłyszała szelest, jednak kiedy tam spojrzała już nikogo nie było. Bardzo jej się to nie podobało — Pokaż się! — krzyknęła, widocznie powoli mając dość tych głupich podchodów.
— Hahaha — rozległ się złowieszczy śmiech, który przyprawił o dreszcze wojowniczkę. Był on pełen mroku i niepokojącej mocy. Kotka nie wierzyła w byle co, jednak to powoli przeradzało się w horror.
— Czego ode mnie chcesz? — jasno-ruda kocica chciała nawiązać jakąś rozmowę z dziwnym typem, jednak ten widocznie nie był do tego chętny. Niespodziewanie poczuła za sobą JEGO. Podejrzany stał tuż za nią i to tak blisko, że czuła na swojej szyi jego oddech.
— Nie odwracaj się — gardłowy i dość niski głos dzwonił jej w uszach. W sumie to polecenie i tak nie było potrzebne. W obecnej chwili to nawet by nie próbowała — Blizna... byłby dumny — kiedy usłyszała te słowa, dotarło do niej jedno. T-to był dawny morderca! Na pewno któryś z nich!
— C-czemu? — sama do końca nie była pewna, po co głupio pyta. Może liczyła na to, że zdekoncentruje tego kota na tyle, aby jakoś chociaż spróbować uciec.
— Bo tacy zdrajcy jak ty, skończą w ziemi — poczuła ból w okolicy klatki piersiowej. Widocznie owy podejrzany typ nie zamierzał tracić czasu
— B-blizna nie żyje, więc po co to robisz? Co ci to przyniesie? — starała się nadal myśleć racjonalnie i zachowywać zimną krew. Jednak silne uczucie bólu bardzo jej to utrudniało
— Bo zemsta najlepiej smakuje na zimno — to były ostatnie słowa jakie usłyszała, gdyż przeciwnik mocno zacisnął łapy na jej gardle, zwyczajnie ją dusząc. Ta męka nie trwała długo.
Na ziemię osunęło się ciało, jednak napastnika nie było już widać. Tak jakby... rozpłynął się w powietrzu.
Z oddali rozległo się echo słów, widocznie wypowiedzianych jeszcze przez napastnika.
— Moja zemsta będzie trwać po wieki!
***
Jasny blask słońca, pomimo gromadzących się na niebie chmur, nadal oświetlał zalesione tereny i polany. Lekka bryza przywiała kilka liści, aby chwilę potem ponownie przegonić je w zupełnie inną stronę.
W obozie Klanu Błyskawicy panował wreszcie należyty spokój. Blizna, lider założonego przez się Klanu Śmierci, a przy okazji ich największy wróg, poległ, decydując się na samobójstwo. Wydawało się, że wreszcie wszystko wracało na właściwy tor. Między klanami zapanowała, co prawda chwilowa, ale mimo to, harmonia. Mordercy po śmierci lidera się rozeszli, a co za tym idzie, stanowili mniejsze zagrożenie niż wcześniej.
Jednak nie wszystko było takie kolorowe, na jakie wam tutaj kreuje. Dużo niedopowiedzeń i jeszcze więcej przygód. Może i... uśmierconych kociaków?
Za legowiskiem wojowników za to odbywała się poważna i dość głośna rozmowa. Ciekawe tylko czyja.
— Co? Dlaczego Mgiełko mi to robisz?! — rozległ się załamany, drżący głos. Brzmiało to poważnie
— Wilcze Serce, już ci to tłumaczyłam! — odezwał się drugi.
Śnieżnobiała kotka o żarzących zielonych oczach stała po jednej stronie cała zapłakana, a po drugiej ciemno-szary kocur o pojedynczej białej plamce na tylnej łapie i niebieskich oczach, w takim samym stanie jak wcześniej wspomniana.
— Proszę, wyjaśnij jeszcze raz — mruknął siedząc bokiem do niej, nie mogąc opanować łez
— Po tym wszystkim co się wydarzyło, co razem przeszliśmy Wilcze Serce, nadal cię kocham i jestem przy tobie szczęśliwa, jednak... Uważam, że musimy zrobić sobie przerwę od siebie — czuła jak bardzo łamał jej się głos.
Nie chciała tego, ale czuła, że jest im to potrzebne. Mgliste Serce nadal nie mogła się wygrzebać spod ciężaru winy odnoście śmierci swoich, jeszcze nienarodzonych maluchów, a dość niedawna śmierć ojca w niczym jej nie pomagała. Zasugerowałabym, że wręcz przeciwnie.
Musiała to wszystko przepracować, a przy tym nie chciała nikogo już dołować, a zwłaszcza jej bliskich. Zbyt ich sobie ceniła.
— D-dlaczego? Zrobiłem coś nie tak? — zadawał pytania szybko, jakby nie radząc sobie z tym wszystkim, co się działo
— Kochanie, nie zrobiłeś nic złego. Muszę po prostu przemyśleć to wszystko, co się dotąd wydarzyło — odpowiedziała już spokojniej, jednak nadal łzy spływały po jej policzkach
Powoli się uspokajali. Jednak żadne z nich się do siebie nie zbliżyło. Nawet na odrobinkę. Widocznie starali się przywyknąć do życia w odosobnieniu.
— C-czyli to koniec... — mruknął zrezygnowany, patrząc w ziemię. Chyba tylko siłą woli powstrzymywał się od ponownego płaczu
— Nie, Wilcze Serce. To zwyczajna przerwa... jak w każdej relacji. Ogarniemy się i swoje myśli... wydaje mi się, że ty tego też potrzebujesz — podeszła do niego ten ostatni raz i polizała go po policzku. To było okropnie trudne, jednak wszystko wymagało przepracowania.
Kocur lekko przytulił ją ogonem do siebie, jednak potem się rozdzielili. Spojrzeli na siebie i w tej samej chwili wypuścili głośno powietrze.
— Do zobaczenia Mgiełko... pamiętaj, że będę czekać... tak długo, jak będziesz gotowa — miauknął na pożegnanie i po prostu odszedł.
Śnieżnobiała zagryzła zęby, powstrzymując kolejną falę łez. Musiała się komuś wygadać. Ale komu? Nie chciała mówić o tym, co się wydarzyło innym w klanie. Zaraz zaczęło by się dociekanie, a dlaczego tak, a nie inaczej. Mglistemu Sercu zdecydowanie nie było to obecnie potrzebne.
Siedząc i patrząc w ziemię, niespodziewanie poczuła czyiś ogon na swoich barkach. Ostrożnie spojrzała w tamtą stronę i miała ochotę krzyczeć. Obok niej siedział kot, który przez długi czas był jej koszmarem. A raczej zjawa, która starała się namieszać.
— A ty co chcesz? Cieszysz się czy co? — zapytała, spoglądając na równie śnieżnobiałą, jednak ta wyglądała trochę inaczej. Nie była już ubrudzona krwią, a to chyba już coś znaczyło. Może wreszcie to koniec problemów z nią ?
— Tak, oczywiście. Skaczę z radości po prostu — przewróciła oczami, odpowiadając szorstko. Cóż.. to była już jej cecha rozpoznawcza
— Więc o co ci chodzi? — Mgliste Serce sama już się w tym gubiła. Kim była Mgła w takim razie? Częścią jej czy osobnym bytem?
— O nic konkretnego
— To po co tutaj jesteś?
— Bo jestem częścią ciebie. Gdy ty się niszczysz, niszczę się i ja — wzruszyła barkami
— Aha, super. Czyli innymi słowy jesteś trochę takim głosem w mojej głowie — mruknęła
— Trochę tak. Moim zadaniem jest ci pomóc.
— Ostatnio to mi raczej szkodziłaś, niż wykazywałaś się jakąś chęcią pomocy
Tylko wzruszyła barkami.
— Odzwierciedlam wszelkie twoje negatywne emocje, których ty usiłujesz się wypierać — odpowiedziała po chwili.
Mgliste Serce przewróciła oczami.
— Dobrze, że nikogo tutaj aktualnie nie ma, bo mówię sama do siebie — pomimo tego wszystkiego, co sprawiało jej smutek, zaśmiała się cicho
Niespodziewanie jednak usłyszała jakieś krzyki, dobiegające z wejścia do obozu. Zastrzegła uchem zaskoczona. Co mogło się takiego stać, że tak to wszystkich poruszyło? Kiedy usłyszała powód owych wrzasków, zamarła w bezruchu.
— Znaleziono ciało jednej z naszych wojowniczek — kotka intensywnie zaczęła rozważać, kogo dosięgnął taki los. Pierwsza myśl dotyczyła Niebieskiego Kwiatu bądź Białego Kła. Druga, że Morskiej Bryzy.
Po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, jej relacja z zastępczynią trochę się naprawiła. Mgliste Serce miała nadzieję, że wreszcie, chociaż odrobinę, znajdzie z nią wspólny język.
— ... A to dopiero początek kłopotów... — tajemniczo mruknęła Mgła, po czym po prostu zniknęła
Śnieżnobiała już sama nie wiedziała do końca co o tym wszystkim myśleć.
,,Dobra, potem będę to rozważać. Lepiej żebym zobaczyła kto poległ i co się wydarzyło" — pomyślała, ocierając ostatnie ślady płaczu, po czym wypuściła głośno powietrze i ruszyła w stronę zaniepokojonego tłumu...
____________________________________________
Hejo kochani :3
I oto wreszcie pojawia się Prolog Mgły 3. Jak na razie zaczyna się dość spokojnie, chociaż już na start mamy pierwsze morderstwo i rozstanie w większości waszego ulubionego shipu :)
Możecie obstawiać kto stracił życie i kto doprowadził do tego.
A co do postaci Mgły. Jeżeli nie zrozumieliście o co jej chodzi, nie bójta żaby, jeszcze będzie się ona pojawiać. Może mieszać, może pomagać, a może i nawet szkodzić.
Aha i próg oczywiście. Więc, żeby nie zaczynać za ostro, no to dzisiaj waszym celem jest dobicie 8 gwiazdek.
Bayo :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro