Rozdział dwudziesty dziewiąty
Jaśminowy Wąs rozejrzała się. Stała znowu na gwiaździstej ziemi. Podeszła do niej Jesienna Gwiazda.
- Witaj.
- Co ja tu robię?!
- Prawie umarłaś.
- Uratujecie Liliowy Płatek?
- Nie da się już nic zrobić. - z daleka rozległ się głos.
- Liliowy Płatku! - Jaśminowy Wąs ujrzała białą kotkę.
- Cześć.
- Jaśminowy Wąsie. Moglibyśmy od razu ciebie przyjąć do Klanu Gwiazdy, ale ujrzeliśmy bardzo niewyraźną wizję. Twoje dzieci zrobią coś niezwykłego, dlatego musisz żyć. Nie martw się. Bitwa już się skończyła. - Jesienna Gwiazda powiedziała i zniknęła wraz z Liliowym Płatkiem.
Jaśminowy Wąs otworzyła oczy. Leżała na posłaniu w legowisku medyka. Obok niej siedział brązowy kot.
- Jaśminowy Wąsie! Ty żyjesz! - rozległ się głos Bukowego Ogona.
- Bukowy Ogonie... Czy ponieśliśmy jakieś straty? - powiedziała ciężko Jaśminowy Wąs.
- Szronowa Łapa ma głębokie draśnięcie na boku, ale Łaciata Skóra uważa że go z tego wyciągnie. Lisi Promień walczy o życie po zadrapaniu na plecach. Borsuczy Pazur jest na granicy od śmierci, co do nigo Łaciata Skóra nie jest pewna. Noi Rdzawy Liść nie żyje...
- Moja matka! - Jaśminowy Wąs wydała z siebie okrzyk. Na jego dźwięk przybiegła Łaciata Skóra.
- Obudziłaś się! - powiedziała radośnie. Dam ci ziarna maku i jeszcze sobie pośpisz. Wyjdziesz z tego na pewno.
Jaśminowy Wąs milczeniem zgodziła się. Gdy medyczka odeszła Bukowy Ogon pochylił się do niej.
- Kiedy widziałem jak Pazurza Gwiazda ciebie zranił zrozumiałem... - tu przerwał kiedy Łaciata Skóra podała kotce ziarna maku. - zrozumiałem że cię kocham....
I jak? To jest przedostatni rozdział tej książki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro