
52. Oneshot na konkurs
Las spochmurniał, drzewa straciły wszystkie liście. W klanie zaczęło braknąć zwierzyny, to był okropny okres dla Klanu Śniegu. Pora Nagich Drzew tym razem, miała być najgorsza ze wszystkich, które dotąd widziały kocie klany.
Nad ziołami w legowisku medyka zawisł stary kocur. Jego brązowa sierść całkiem zmatowiała z braku słońca, a pod skórą rysowały się kości. Wysunął on przed siebie jedną łapę i przejechał nią po powierzchni kocimiętki. Jej zapach osłabł od dłuższego czasu w składziku ziół. Zapasy ziół zbliżały się ku końcowi, co mogło oznaczać tylko kłopoty. Medyk westchnął rozdrażniony. Poruszył wąsami i przejrzał kolejne zioła. Wszystkie zapasy zbliżały się ku końcowi, a o pomoc Klanu Rzeki nie mieli co liczyć. Pozostał mi tylko Klan Wiatru, albo czekanie na nów księżyca - Pomyślał ze zgrozą. W klanie rozwinął się wówczas zielony kaszel. Wiele kotów zachorowało, w tym kociaki, karmicielki i wojownicy. Wszystkich po kolei pokonywała choroba, a medyk miał zbyt mało ziół by wszystkich wyleczyć.
- Nie mam prawa decydować, kto ma przeżyć- wyszeptał o samego siebie, a po jego ciele przeszedł dreszcz. Czuł się, jakby stracił swoje umiejętności, które nabył podczas nauki i znów stał się tym mały, nic nie znaczącym kociakiem, którym był. W pewnym momencie do jego uszu wpadł dźwięk kroków z polanki. Szybko postawił się do porządku, chociaż i tak był nieco zgarbiony.
- Dębowa Szyjo! - Zawołał cieniutki głosik i do legowiska wpadł blado-brązowy kocurek. Jego oczy były opuchnięte i zaspane, jednak jego łapy nadal utrzymywały go prosto. Spojrzał on na medyka. - Kocięta Jeżynowej Bryzy.... znowu kaszlą - Miauknął spanikowany. Medyk westchnął.
- Przecież działały na nie leki - Powiedział brązowy kot. Chwycił w zęby kocimiętkę i jeszcze jedne zioła. - Odpocznij Nornicowa Łapo, nic mi nie pomożesz, kiedy ledwo będziesz stał na łapach. - Nie czekając na odpowiedź swojego ucznia wybiegł z legowiska. Nie stracę już żadnego kota, nie pozwolę, by te kocięta zmarły jak twoje rodzeństwo - Pomyślał znowu, a do głowy napłynęły mu ponownie obrazy przeszłości. Trójka kociąt, która zmarła, przez jego niekompetencję, zaledwie księżyc temu. Wyrzuty sumienia też wróciły do niego, czuł jak zwalają go z łap, o wiele bardziej niż uderzenie od ojca kociąt, które zabił.
Prześlizgnął się na polankę i truchtem dostał się do legowiska , gdzie sypiały karmicielki. Teraz w klanie już nie mieli kociąt, ani innych karmicielek, więc dzieci Jeżynowej Bryzy, były dla niego priorytetem. Przecisnął się przez zasłonę z bluszczu, jeżyn i liści i dostał się do środka. Było w nim ciemno, ale też ciepło i przytulnie. W powietrzu unosił się zapach mleka, który sprawiał, że czuł się bezpieczny. Otrząsnął się szybko, był już dorosły. Rozejrzał się i znalazł wzrokiem ciemne futro karmicielki, która oplatała dwa małe kształty. Oba małe kociaki popiskiwały z cicha.
- Witaj Dębowa Szyjo - Miauknęła Jeżynowa Bryza i kiwnęła lekko na przywitanie medykowi. Kotka była jedną z nie wielu, która nie miała za złe śmierci tych dwóch kociaków. To był tylko wypadek - Obił mu się o uszy jej głos, kiedy broniła go przed klanem. Stała wtedy wyprostowana, była pewna siebie. Medyk był jej za to wdzięczny, dlatego postanowił jej pomóc....
- Jak się czują kociaki? - Zapytał upuszczając obok zioła i przybliżył ucho do małych kotów. Większy z nich pisnął na zapach jego futra i chłodu, który przyniósł za sobą. Mniejsze kocię po chwili też pisnęło i schowało się pod brzuchem matki. - Kaszlą?
- Kocurek czasami tak - Odburknęła smutno - Martwię się - Powiedziała, jednak kiedy zobaczyła mętny wzrok medyka zaraz się poprawiła - Nie o to mi chodzi, ufam Ci Dębowa Szyjo, po prostu boję się, są jeszcze małe.
- Rozumiem Cię - Odpowiedział i podał jej kocimiętkę. - Przyniosłem Ci jeszcze ogórecznik - Powiedział szeptem. - Potrzebne ci mleko, szczególnie , że te kociaki nie..
- Ja wiem - Przerwała mu - Ale jestem teraz ich matką, nieważne co się stanie.
- Powiesz im kiedyś? - Zapytał medyk, a futro zafalowało mu.
- Nie wiem jeszcze. - Odparła. Jej oczy przeniosły się na małe futerka przy jej brzuchu. - Mam już dla nich imiona - Zmieniła temat po chwili. - Chciałabym by mój syn nazywał się Osetek, a córka Kasztanka. - Medyk spojrzał na dwa małe kształty. Większy z miotu, był złotym, pręgowanym kocurkiem z białym pyskiem i łapami. Jego futro było postawione sztywno w górze i wyglądało na bardzo twarde jak na kociaka. A kolei jego siostra była drobniejsza, miała kolory jesiennego lasu, jasno brązowa sierść z pręgami z jaśniejszym brzuchem, pyskiem i łapami. Kiedy tak patrzał na nie, ciepło rozgrzało mu serce.
- Pasują idealnie - Odparł medyk - Zjedz już zioła i daj kociakom - Dodał. Odwrócił się szybko i sztywno wyszedł z legowiska. Obejrzał się za siebie lekko zbity z tropu i opuścił ogon. Zamoczył ogon w kałuży i podreptał do legowiska. W legowisku usłyszał kaszel. Szybko dostał się do środka. Zobaczył tam Pajęczą Skórę, Jabłkowy Świt i Psiego Susa. Oni już wcześniej byli w legowisku, ale teraz dołączyli do nich Burzowy Mróz, Czapla Pręga i Pluskająca Łapa. Medyk zjeżył się ze stresu. Kaszel rozprzestrzeniał się po obozie o wiele szybciej niż myślał. Szybko obudził swojego ucznia.
- Kiedy ich tu tyle przyszło? - zaskoczył się blady uczeń.
- To nie istotne, idź i zabierz ze sobą Obłocznego Gąszcza. Przynieś tyle koci miętki, ile tylko znajdziesz. - Medyk machnął szybko ogonem. - Ruszaj się.
- Nie będzie tego zbyt wiele - Zaświadczył uczeń
- W takim razie zwrócimy się o pomoc do innych klanów, a teraz już idź - Popchnął go przez wejście do legowiska. - Idź szybko! - Uczeń przywołał białego wojownika i razem wyszli z obozu. Dębowa Szyja odwrócił się do swojego legowiska i położył gładko uszy. Tak ciężko jeszcze nie miałem - Pomyślał i wszedł do środka. Koty kasłały ciężko, a w legowisku zrobił się ogromny tłok. Medyk zaczął swoje badania od Pluskającej Łapy. Podszedł do szarego ucznia i zbadał go dokładnie. Szybko zdał sobie sprawę, że uczeń zachorował. Zajrzał do zapasów i podał mu trochę kocimiętki. Odprawił go do legowiska uczniów, wiedząc, że nie ma tam teraz jego siostry. Następnie zabrał się za sprawdzanie stanu Czaplej Pręgi. Wojowniczka spoglądała na niego uważnie, jednak nie tak złowrogo jak jej partner. To ona była matką Nornicowej Łapy i matką zmarłych kociąt. Nawet jeśli nie oskarżała o to medyka, to odczuła stratę kociąt bardzo boleśnie. Jednak nie atakowała go, nie krzyczała, jedynie boleśnie milczała.
- Masz kaszel? - zapytał kotkę. Przytaknęła. Medyk westchnął i podał jej kolejną kocimiętkę. Kiedy obejrzał Burzowego Mroza i obejrzał już wcześniejszych pacjentów, z grozą zauważył, że skończyły mu się lekarstwa. Przejrzał wszystkie posortowane liście z nadzieją, że znajdzie w nich chodź odrobinę wymieszanych liści, jednak nic takiego nie miało miejsca. Jego uczeń wrócił dopiero kiedy było ciemno. Przeszedł on przez całe terytorium i znalazł jedynie kilka żałośnie małych łodyg. Dębowa Szyja jęknął z bólu. Klanie Gwiazdy, jak mam pomóc pobratymcom, kiedy brakuje mi ziół do pomocy?
Macie tutaj Oneshot z Wojowników z moimi Oc. Akcja dzieje się za czasów 5 lidera Klanu Śniegu, długo przed wydarzeniami z HLG. Ten Oneshot przedstawia początek Epidemii zielonego Kaszlu w klanie. Powstał on na potrzeby konkursu organizowanego przez slonecznikawymień użytkownika
Możecie sobie go przeczytać, miłej zabawy i trzymajcie kciuki bym wygrała!
Wszelkie prawa do imion i historii zastrzeżone!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro