Rozdział 3
Lwi Ryk stąpała cicho po ziemi. Nie wiedziała co zrobić. Sosnowa Gwiazda wybrał ją a ona nie wiedziała co robić. Poprzedni zastępca i jej ojciec popełnił potworny błąd. Złoty Ogon oszukał klan i spotykał sie z samotniczką o imieniu Gwiazdka. Gdy Lwi Ryk była uczennicą wszyscy drwili z niej i z jej pochidzenia. Było jej przykro ale nigdy nie pozwalała sobie na pesymizm czy użalanie się nad sobą.
- Białe Serce, Krótka łapo, Wysoki Płomieniu i Dumny Pysku, idzcie na patrol dobrze?
- Oczywiście- zgodził się Dumny Pysk a reszta skinęła głowami.
- Białe Serce to ty go poprowadzisz. Jeśli znajdziesz coś niepokojącego powiadom mnie jak wrócisz.- Dumny Pysk był wyraźnie urażony faktem iż ktoś inny musi prowadzić patrol.
- Dobrze- Białe Serce skinął pyskiem i poszedł z pozostałymi kotami. Lwi Ryk krążyła po obozie. Gdy Sosnowa Gwiazda wrócił do obozu z patrolem, szybko do niego podeszła.
- Sosnowa Gwiazdo, możemy porozmawiać?- lider skinął głową i powędrował ze mną do swojego legowiska.
- Dlaczego akurat mnie wybrałeś na zastępcę?
- A czemu nie?- kotka spuściła głowę.
- Za twojego ojca? Czemu mam cię osądzać za jego problemy. Może za twoją matkę? Bo nie miała krwi wojownika? Nonsens, była córką Brzozowej Skóry z klanu Świtu. Jednak jej matka odeszła z klanu i miała dziecko czyli twoją matkę. Lwi Ryku, wiem że podjołem doskonałą decyzję- zapewniał ją.
- Ale jestem kotką! Co jeśli będę chciała mieć kocięta?
- Wiem że nawet w tym wypadku będziesz pełna swojego optymizmu i empatii. Nawet jeśli to czemu miała byś nie mieć? Przecież to nie jest zabronione- znów przekonywał ją lider.
Kotka spojrzała na niego z wdzięcznością po czym skinęła głową i wyszła. Szukała swojego obirktu westchnień. Rudy Szczyt leżał właśnie grzejąc swoje aksamitne futro na trawie.
- Możemy pomówić?- zapytała podchodząc.
- Jasne- kocur uśmiechnął się promiennie. Odszedł z kotką na bok obozu. Zastępczyni zebrała się na odwagę.
- Rudy Szczycie...zawsze cię podziwiałam i lubiłam...kocham cię- kocur lekko się uśmiechną, trochęze współczyciem, rozbawieniem i zmieszaniem.
- Przykro mi...ale ja nie odwzajemniam twoich uczuć.- i odszedł. Kotce jeszcze jakiś czas jego słowa dziwięczały w uszach aż w końcu odeszła. Jej serce zostało brutalnie zdeptane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro