Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 2|

1977

Lato siedemdziesiątego siódmego nastało tak szybko, że Syriusz ledwo zauważył minięcie szóstej klasy. Żal po stracie Alpharda, który początkowo był jak rwąca rzeka, zdążył już zmaleć i teraz pozostawał w formie lekkiego żaru, tlącego się na dnie serca, i tylko czasami objawiającego się w postaci wielkiego pożaru tęsknoty. Syriusz miał wrażenie, że tylko dzięki profesor McGonnagall, która dość usilnie przez ostatni rok podarowywała całej czwórce wymyślne szlabany, zmuszając ich do dodatkowych zajęć i nauki, zdążył tak szybko i dość sprawnie uporać się ze stratą.

Przyjaciele też okazali się w tym wypadku niezastąpieni. James, zawsze pełen energii i pomysłów, dbał, by Syriusz nie narzekał na brak nudy. W przerwie między wymyślaniem kolejnych żartów a dręczeniem Severusa Snape'a, zabierał go na treningi quidditcha, gdzie Syriusz mógł wyładować swoje emocje i zapomnieć o smutkach. Choć kochał przyjaciela bardziej niż własnego brata, już na początku grudnia zaczął miewać serdecznie dość ciągłego przesiadywania na trybunach, marznąc na kość i walcząc z porywistym wiatrem.

Z opresji zazwyczaj ratował go Remus, proponując zawsze kawałek czekolady i pomoc w nauce. Black, choć wielkim fanem biblioteki nie był, jej ciepłe i ciche progi były o wiele przyjemniejsze niż mróz i hulający po trybunach wiatr. W towarzystwie Remusa, Syriusz mógł oddać się lekturze, zapominając na chwilę o swoich troskach i zrelaksować się odrobinę.

Gdy i to jednak zdawało się nie pomagać, z pomocą zawsze przychodził mu Peter, który zabierał go do kuchni na coś dobrego, albo proponował szybki i niezbyt legalny wypad do Hogsmeade, by odwiedzić Miodowe Królestwo i skosztować słynnych kremowych piw. Syriusz nigdy mu nie odmawiał, bo te małe przygody pozwalały mu na chwilę oderwać się od rzeczywistości.

Nawet Lily Evans, która wydała się Syriuszowi bardzo przejęta jego stratą, chcąc mu jakoś pomóc, zaoferowała nie tylko swoje towarzystwo i rozmowę, ale także zeswatała go na randkę z Marleną McKinnon, piękną i inteligentną Gryfonką. Nic jednak z tego nie wyszło. Choć Syriusz nigdy nie stronił od koleżanek, tamtego razu wyjątkowo nie miał ochoty na flirt i zaloty. Jego serce wciąż było zbyt obolałe po stracie Alpharda, by móc otworzyć się na nową miłość.

Wierzcie mi lub nie, ale jego ulubioną formą rozrywki pozostały comiesięczne pełnie księżyca. Odkąd rok temu Syriusz, James i Peter w pełni opanowali animagię, przekształcając się w psa, jelenia i szczura, mogli towarzyszyć Remusowi podczas jego trudnych nocy. Wspólnie przemierzali tereny Hogwartu i Zakazanego Lasu, a ich zwierzęca forma pozwalała im na swobodę i beztroskę, której nie mogli zaznać jako ludzie. A choć Remus nigdy ich o to nie prosił, czasami bywał nawet zły, że narażają swoje życia, w głębi serca był im tak wdzięczny, że nawet nie potrafił wyrazić tego słowami.

Tego roku zmieniło się jednak coś jeszcze. Coraz częstsze doniesienia o zamordowanych mugolach, tajemnicze zaginięcia czarodziejów oraz złowieszczy Mroczny Znak, który pojawił się na niebie po ligowym meczu quidditcha, sprawiły, że w Hogwarcie podziały między uczniami stały się jeszcze bardziej wyraźne. Ślizgoni, z ich obsesją na punkcie czystości krwi, coraz bardziej izolowali się od reszty szkoły, a atmosfera napięcia i niepokoju wisiała w powietrzu, przyprawiając o dreszcze nawet nauczycieli. Siódmy i ostatni rok w murach zamku, w związku z tym, nie zapowiadał się specjalnie ciekawie.

Jedną z nielicznych rzeczy, która się nie zmieniła, były regularne listy od Stelli, zawsze wprawiające Syriusza w dobry nastrój, przynajmniej na cały dzień. Lubił czytać o amerykańskich czarodziejach, o szkole Ilvermorny ukrytej za chmurami, o amerykańskim qudditchu, który różnił się od brytyjskiej wersji, oraz o życiu tak odmiennym od tego, które znał z Anglii. Każdy list utwierdzał go w przekonaniu, że tęsknił za Stellą. Dlatego, gdy jego amerykańska przyjaciółka wyskoczyła z Błędnego Rycerza tuż pod domem Potterów w Dolinie Godryka, Syriusz rzucił się na nią z taką radością i impetem, że o włos się nie przewrócili.

— Na Merlina, spokojnie! — zaśmiała się Stella, również mocno go ściskając. — Nie wierzę, że aż tak bardzo się stęskniłeś.

— Za tobą zawsze — odpowiedział, uśmiechając się szeroko. — Czekaj, poznaj Jamesa. James, to jest Stella.

James Potter, który do tej pory stał za plecami przyjaciela i uśmiechał się szeroko, sam teraz wyskoczył do przodu, ściskając Stellę równie mocno.

— Tyle o tobie słyszałem, naprawdę się cieszę, że możemy się poznać — powiedział z zaraźliwym entuzjazmem.

— I wzajemnie! — odpowiedziała mu Stella, odwzajemniając uśmiech.

Państwo Potter przywitali ją bardzo miło, zapraszając do środka. Gdy Pani Potter przygotowała im zimne napoje oraz trochę przekąsek pod altanką w ogrodzie, pan Potter zadał kilka interesujących go pytań na temat amerykańskich czarodziejów, w tym, czy czarodzieje w Ameryce naprawdę używają suszonych kaktusów zamiast różdżek, na co Syriusz zakrztusił się śmiechem, a James z zażenowania pacnął się w twarz.

Gdy chwilę później usiedli już sami i zaczęli rozmawiać, Syriusz natychmiast powiedział:

— Przykro mi z powodu twojego ojca.

Harrison Burton zmarł w lutym z niewyjaśnionych przyczyn w swoim laboratorium. Podejrzewano, że zatruł się oparami z jakiegoś eliksiru, ale śledztwo nie przyniosło żadnych konkretnych rezultatów. Stella jednak nie wydawała się szczególnie przejęta tą stratą. W odpowiedzi wzruszyła jedynie ramionami.

— Wiesz, jak jest — powiedziała cicho, unikając jego wzroku.

Tylko nieliczni wiedzieli, że w przypływie złości Harrisonowi zdarzało się uderzyć żonę lub którąś z córek.

James, czując, że rozmowa nie zaczęła się zbyt dobrze, szybko zmienił temat:

— Przyjechałaś na ślub Narcyzy, tak? — zapytał, starając się rozładować napięcie.

— Tak — Stella odpowiedziała natychmiast, jej twarz rozjaśniła się na chwilę. — Ale matka chce zostać trochę dłużej. Po śmierci ojca nie może sobie znaleźć miejsca, więc pewnie zostaniemy do końca lipca.

— To świetnie! — zawołał Syriusz. — Będziemy mieli mnóstwo czasu, żeby nadrobić zaległości.

— Koniecznie musisz wpaść tutaj szesnastego lipca! — dodał natychmiast James. — Rodzice pozwolili nam zorganizować małe przyjęcia. Poznasz Remusa, Petera i innych naszych znajomych!

— I weź ze sobą tych nudziarzy, Cate i Holdena — powiedział jeszcze Syriusz, szturchając Stellę żartobliwie łokciem.

Natychmiast on i James zaczęli mówić między sobą w dość chaotyczny sposób o tym, co muszą jeszcze zorganizować przed przyjęciem: jakie napoje zamówić, jaką muzykę puścić, czy zaprosić kogoś jeszcze. Stella uśmiechnęła się do siebie, rozczulona i zarazem rozbawiona tym widokiem.

— Co właściwie robi twoje rodzeństwo? — zapytał James, poprawiając okulary na nosie, które ześlizgnęły mu się pod wpływem ożywionej rozmowy.

— Po śmierci ojca Holden objął sporą część interesów w Ameryce, wszystkie kasyna, hotele i takie tam — wyjaśniła Stella. — Jest bardzo ambitny i zdeterminowany, by udowodnić, że jest godnym następcą ojca.

— A Cate? — dopytał Syriusz.

— Cate wzięła swoją część spadku i prowadzi interesy w Paryżu — odpowiedziała Stella. — Uważam, że zostanie tam już na stałe, choć moja matka ma trochę odmienne zdanie na ten temat. Cate zawsze była bardziej niezależna i zbuntowana niż Holden. Ja muszę jeszcze poczekać. Zgodnie z amerykańskim prawem część spadku po ojcu odziedziczę dopiero po ukończeniu szkoły, ale już wiem, że przypadła mi Anglia.

— Przeprowadzisz się? — Syriusz wydał się zaskoczony, ale jednocześnie szczęśliwy jak nigdy. — Tutaj? Do mnie?

— Tak — potwierdziła Stella z uśmiechem. — Im dalej od mojej matki, tym lepiej. Chociaż — skrzywiła się nagle — trudno powiedzieć, która gorsza: twoja czy moja.

Zarówno Syriusz, jak i James parsknęli śmiechem w tym samym momencie.

— Zawsze możesz się spotykać tylko z nami — zasugerował Black, co jego przyjaciel natychmiast ochoczo potwierdził.

— Czuję w kościach, że to nie będzie takie proste — odpowiedziała Stella spokojnie, choć twarz raz jeszcze wykrzywiła się jej w jakimś dziwnym grymasie. — Nasze matki wzięły sobie za punkt honoru, żeby wyswatać mnie z twoim bratem.

— Z Regulusem? — Syriusz natychmiast ryknął śmiechem. — Przecież to niedorzeczne.

— Tak, szczególnie biorąc pod uwagę, że Regulus ma kogoś.

— Co? — Szok raz jeszcze zagościł na twarzy Syriusz. — Co? Skąd to wiesz?

— Nie jesteś jedynym Blackiem, z którym pisuję — zażartowała Stella, pokazując mu język. — Poznali się w zeszłym roku, po pogrzebie. To córka przyjaciela Alphrada z Francji. W sierpniu Regulus jedzie do Paryża na trochę pod pretekstem odwiedzenia Cate, ale to kłamstwo. Nie mów nikomu.

— Nie, zaraz napiszę list do matki i wszystkim wygadam — rzucił Syriusz z sarkastycznym uśmiechem, ale nerwowe pocieranie dłoni zdradzało jego konsternację. Nigdy nie był z bratem blisko, nie dzielili się sekretami ani marzeniami. Wizja Regulusa w romantycznej relacji z kimkolwiek wydawała mu się absurdalna, wręcz komiczna.

— A ty masz kogoś? — zapytał James ochoczo. — Bo mamy takiego przyjaciela, świetny z niego chłopak. Dobrze się uczy, sprząta po sobie, a i w potrzebie wesprze. Co prawda jest wilkołakiem, ale bardzo ułożonym i milutkim. Na pewno byście się polubili!

Stella, nie mogąc nic na to poradzić, zaśmiała się cicho.

Długo jeszcze potem siedzieli, rozmawiając o życiu, o sytuacji w Anglii, a potem też o głupotach, aż w końcu zrobiło się późno i pani Potter zaprosiła ich wszystkich na późny obiad, który zjedli w ogólnym gwarze, bo wszyscy mieli coś ciekawego do powiedzenia.

Właśnie w ten sposób Stella poznała rodzinę Potterów, a szesnastego lipca spotkała Remusa, cichego Petera, błyskotliwą Lily Evans zasypującą ją pytaniami o amerykańską magię, a także całą plejadę innych młodych czarodziejów i czarownic. Była wśród nich stylowa Dorcas, dbająca o to, by nikomu nie zabrakło napojów, energiczna Marlena z bratem, oraz urocza para, Frank i Alicja, nie odstępujący się na krok.

W tym typowo brytyjskim towarzystwie, Cate w ekstrawaganckiej kurtce z krokodyla dyskutująca z Dorcas o najnowszej kolekcji Gucciego, Holden w eleganckiej koszuli udzielający lekcji pokera i blackjacka, oraz Stella zawsze wyróżniająca się z tłumu, tworzyli barwną mieszankę. Wydawali się obcy i intrygujący, a jednocześnie tak naturalni i lubiani, jakby od zawsze byli częścią tego świata.

Zanim jednak doszło do tego przyjęcia, miało miejsce pewne wesele.

* * *

Stella zawsze lubiła Narcyzę, tę wyrafinowaną dziewczynkę, która w przerwie od arystokrackiej dumy potrafiła rzucić żartem lub dwoma. Choć to z Cate Narcyza miała lepszy kontakt, to czasami wymieniały się listami, które nie kończyły się tylko na klasycznych uprzejmościach. W istocie, spośród sióstr Black, Stella uważała, że tylko Andromeda mogłaby dorównać Narcyzie inteligencją i urokiem, choć ich charaktery były jak ogień i woda. Niestety, Andromeda zniknęła z ich życia, odkąd porzuciła rodzinę dla mugola, stając się tematem tabu, którego nikt nie śmiał poruszać.

O Bellatrix Stella wolała nie mówić, głównie dlatego, że najstarsza z sióstr Black zawsze budziła w niej niepokój, a wręcz przerażenie. Stella podejrzewała, że nie tylko ona odczuwała ten dreszcz lęku w obecności Bellatrix, której dzikie spojrzenie i nieobliczalne zachowanie mogły zmrozić krew w żyłach nawet najodważniejszym.

Uroczystość weselna była prawdziwie zachwycająca. Stella poczuła łzy wzruszenia, gdy ujrzała Narcyzę, promieniejącą w prostej, lecz eleganckiej sukni, prowadzoną przez ojca w stronę ołtarza. Już w poprzednim roku miała okazję poznać Lucjusza Malfoya, pana młodego, i choć nadal żywiła pewne wątpliwości co do jego charakteru, postanowiła zachować je dla siebie. Nie chciała psuć nikomu, a zwłaszcza Narcyzie, tego wyjątkowego dnia.

Teraz wszyscy już siedzieli i bawili się na przyjęciu weselnym. Stella siedziała przy jednym stole z Regulusem, Cate i Holdenem, ale jej rodzeństwo zniknęło gdzieś, prawdopodobnie uciekając od nudnej i wolnej muzyki klasycznej, rozbrzmiewającej wokół. Została więc sama w towarzystwie młodszego z Blacków i jego kolegi ze szkoły, Severusa Snape'a, z którym wdała się w żywą dyskusję na temat eliksirów.

— Ach, ta muzyka — westchnęła Stella, upijając łyk szampana. — Chyba wolę już wrzaski ghulów w piwnicy.

— Rozumiem cię doskonale. Ja sam wolę ciszę laboratorium niż te pretensjonalne tony.

— A propos laboratorium — ożywiła się Stella. — Słyszałam z pewnych źródeł, że jesteś utalentowany w dziedzinie eliksirów. — Tu kątem oka spojrzała na Regulusa, który właśnie udał, że nie wie o czym mowa. — To prawda, że eksperymentujesz z... mniej konwencjonalnymi składnikami?

Severus uniósł brew z zainteresowaniem.

— Mniej konwencjonalnymi? To znaczy?

— No wiesz, jad truśnika, ślina karła, tego typu rzeczy. Podobno można z nich uzyskać niesamowite efekty.

Stella rzadko to przed sobą przyznawała, a tym bardziej okazywała publicznie, ale odziedziczyła po ojcu błyskotliwy umysł, szczególnie w dziedzinie alchemii i eliksirów. Od zawsze była bystrą i utalentowaną czarownicą, której oceny nigdy nie schodziły poniżej „P". Jednak poza talentem do szybkiej nauki, w jej żyłach płynęła też krew nonkonformisty, skłaniająca ją do dość kontrowersyjnego podejścia do eliksirów, podobnego do tego, którym odznaczał się jej ojciec, a którego amerykańscy czarodzieje nie popierali. Miło jej więc było dyskutować z kimś, kto te poglądy popierał.

— Rzeczywiście, ale amerykańscy czarodzieje są zbyt konserwatywni, by to docenić. Uważają, że eliksiry powinny być tylko lecznicze, a nie... zmieniające. Czytałem wiele artykułów twojego ojca, mam nawet jego książkę. Trochę żałuję, że nie zdążyłem go poznać. Miałem parę pytań.

— Ach, nic byś od niego nie wyciągnął. — Stella machnęła ręką. — Stary dziad lubił się tylko chełpić, tym czym zasłynął i tym, jak lubiany był, mimo swojej kontrowersyjności. Gdyby rada alchemików szczerze go popierała, pozwoliłaby mu już dawno na eksperymenty.

Severus skinął głową ze zrozumieniem.

— Mimo wszystko, szkoda, że nie miałem okazji się z nim zetknąć. Jego badania nad wpływem trucizn na transformację eliksirów były prawdziwie przełomowe.

— Owszem, ale też niebezpieczne — dodał Regulus, który do tej pory siedział cicho i popijał szampana, a teraz wstał, jednocześnie zapinając marynarkę. — Wybaczcie mi, ale strasznie przynudzacie. Pójdę zatańczyć z panią młodą, póki jest wolna.

Wolno skierował się w kierunku Narcyzy i chwilę później tańczyli już oboje między innymi parami. Stella tymczasem spojrzała na Severusa, przyglądając mu się dokładniej. Był wysoki i szczupły, o bladej cerze kontrastującej z kruczoczarnymi włosami, które opadały mu na ramiona. Nos miał haczykowaty, a usta cienkie, jakby wiecznie wykrzywione w grymasie dezaprobaty, a mimo to, gdy się szczerze uśmiechał, wydawał się zupełnie innym człowiekiem.

— Musisz mi wybaczyć, ale wyobrażałam sobie ciebie zupełnie inaczej — powiedziała, jednocześnie zmuszając swojego rozmówcę do uniesienia brwi w zdziwieniu. — Syriusz czasami nie szczędził pióra na twój temat, wiesz, jak to on... potrafi być nieznośnie dramatyczny.

Twarz Snape'a wykrzywiła się w nagłym grymasie.

— Taa...

— Jeśli ma ci to jakoś pomóc, to bardzo cię za niego przepraszam. Syriusz jest, hmm, sobą. Jest w nim wiele dobrego i szlachetnego, ale jednocześnie ma w sobie wiele arystokratycznej pogardy, do której prawdopodobnie nie chce się przyznać.

Severus, dotąd zrelaksowany, przybrał bardziej sztywną postawę. Jego ciemne oczy, zwykle pełne inteligencji i ironicznego humoru, teraz zdawały się płonąć skrywaną urazą.

— Nie potrzebuję twoich przeprosin — odparł Severus głosem przesyconym goryczą. — Znam Syriusza Blacka i jego arogancję aż za dobrze. To typowe dla jego rodzaju, patrzeć z góry na tych, których uważają za gorszych.

Stella pokręciła głową, nie zgadzając się z nim.

— Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka, Severusie. Syriusz ma swoje wady, ale nie jest złym człowiekiem. Po prostu... czasami daje się ponieść emocjom i uprzedzeniom.

— Uprzedzeniom? — prychnął Severus. — A może raczej rzeczywistości? Bo chyba nie zaprzeczysz, że pochodzenie ma znaczenie w naszym świecie. To, kim są nasi rodzice, determinuje nasze miejsce w społeczeństwie, nasze możliwości.

— Nie zgadzam się z tobą — powiedziała Stella stanowczo. — Uważam, że każdy ma prawo do własnej drogi, niezależnie od tego, skąd pochodzi. To nasze wybory, a nie nasze korzenie, kształtują to, kim jesteśmy.

Severus spojrzał na nią z powątpiewaniem.

— Naprawdę w to wierzysz? Czy naprawdę uważasz, że ktoś taki jak ja, półkrwi czarodziej z biednej rodziny, ma takie same szanse jak ktoś taki jak ty, czystokrwista czarownica z bogatego rodu?

Stella zawahała się, zaskoczona jego szczerością.

— Nie wiem, czy mamy takie same szanse — przyznała szczerze. — Ale wiem, że mamy prawo do tych samych marzeń. I że powinniśmy walczyć o to, żeby je spełnić, niezależnie od przeciwności losu.

Severus milczał przez chwilę, jakby rozważając jej słowa.

— Widzę, że cię nie przekonam — powiedziała Stella, wzruszając ramionami.

Snape uśmiechnął się lekko, tym razem bez cienia goryczy.

— Widzisz, ja też mam swoje uprzedzenia.

— Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy — Stella wstała powoli, kończąc jednocześnie rozmowę. — Przemyśl, co powiedziałam, a jakbyś chciał jeszcze podyskutować, gdzieś mnie znajdziesz.

Snape nic już nie powiedział, więc po prostu poszła. W dużej łazience o marmurowych blatach, zastała swoją siostrę w towarzystwie Bellatrix, popalające papierosy. Cate nie wydawała się zadowolona z tego towarzystwa. Jej twarz się rozjaśniła na widok Stelli.

— Powinien być niedługo tort — powiedziała natychmiast Stella, ratując siostrę z opresji. — Lepiej się pośpieszyć.

Rzeczywiście, chwilę później para młoda pokroiła tort, a potem znów były tańce, wirujące pary i śmiechy odbijające się od ścian. Gdy chwilę po północy, zdyszana Stella wyszła na zewnątrz sali balowej, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem, oprócz paru maruderów i popalaczy fajek, zastała również Regulusa stojącego na uboczu i zadzierającego wysoko głowę. Po cichu podeszła do niego, również patrząc na rozświetlone niebo, gdzie Syriusz jaskrawo świecił tej nocy,

— Tęsknisz za nim? — zapytała cicho.

Regulus długo nie odpowiadał.

— Tak, ale czy ma to jakieś znaczenie, skoro on nie tęskni za mną.

Stella położyła dłoń na ramieniu Regulusa, wyczuwając jego smutek.

— Myślę, że tęskni — powiedziała cicho. — Może nie zdaje sobie z tego sprawy, albo nie chce się do tego przyznać, ale gdzieś głęboko w sercu... Myślę, że czuje to samo, co ty.

Regulus spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Skąd możesz to wiedzieć?

— Bo wiem, jak to jest kochać kogoś, kto jest daleko — odpowiedziała Stella, a jej głos zadrżał lekko. — Wiem, jak to jest tęsknić za kimś tak bardzo, że aż boli. I wiem, że ta tęsknota nigdy nie znika całkowicie, nawet jeśli staramy się ją ukryć.

Regulus spuścił wzrok, wbijając go w ziemię.

— Ale on odszedł. Wybrał inną drogę. Inną rodzinę.

— To nie znaczy, że przestał cię kochać — powiedziała Stella łagodnie. — Czasami miłość musi pokonać wiele przeszkód, zanim odnajdzie swoją prawdziwą ścieżkę. Może Syriusz potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, co jest dla niego naprawdę ważne.

— Myślisz, że jest jeszcze szansa?

Stella uśmiechnęła się delikatnie.

— Zawsze jest szansa, Regulusie. Dopóki jest miłość, jest nadzieja. Zawsze tu jestem, by ci pomóc, pamiętaj o tym, proszę. Nawet gdybyś chciał uciec na drugi koniec świata.

Regulus poczuł, jak ciężar na jego sercu nieznacznie się zmniejsza. Spojrzał w górę, na Syriusza, który migotał na nocnym niebie, jakby przytakując słowom Stelli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro