III CHIONE III
Kocham zimę :3
I WTEDY SIĘ ROZPŁYNĘŁAM. (Nawiązanie do "Wszystko od Początku". Tak, jest na moim profilu, jak nie czytałeś/aś, przeczytaj, bo to co widzisz, to sequel). Ale nie było to jakieś tam zwyczajne: Puff! Nie. Było to niesamowicie wykańczające, odbierające energię rozsypanie się w śnieg. To jest gorsze nawet od podróży cieniem. Samo formowanie się na nowo zajmuje ok. 6 godzin. Ale jest to bardzo szybka forma przemieszczania się, więc czemu nie? Nie bolało. Tylko trochę męczyło. Miejscem, które wybrałam za cel, był Olimp. Tak, tak. Zostałam wezwana. Nie robiłam tego z własnej woli. Dlaczego? Bo po prostu się boję. Innych Bogów. Dalej są na mnie wściekli. Źle nastawieni. Niechętni. Nie wierzą we mnie. Nie wierzą, że się zmieniłam, że się poprawiłam. Ale nie dziwię się. Ja sama też bym nie wierzyła. A jednak ludzie, herosi, a nawet Bogowie mogą się zmienić po 3000 lat. Niewiarygodne. Ale możliwe. Wyrwałam się z potoku myśli do realnego świata. Chcąc nie chcąc, muszę, hmmm, jak to powiedzieć? Zmaterializować się na Olimpie.
********************************************************************************************
Po około 8 godzinach byłam na miejscu, siedząc na dostawionym do tronów małym krześle, które sama zrobiłam. Z lodu, oczywiście. Reszta zaczynała się powoli schodzić. Był już Apollo, Posejdon, Zeus (czy on kiedykolwiek stąd schodzi?!), Janus, z żeńskiej części ja, Bellona, Atena, Artemida i Hestia. Minęło kolejne pół godziny. Wszystkie miejsca zostały zajęte. Wstał Zeus. Odchrząknął:
-Witam wszystkich, a w szczególności Chione.
Nawiasem mówiąc, na Olimpie byłam pierwszy raz w moim życiu. Nie pytajcie. Nie mam powodu do dumy. Nie wstałam, skinęłam tylko lekko głową, trochę przestraszona. No dobra. Bardzo przestraszona i zestresowana. Atena chyba rozszyfrowała moje uczucia, gdyż roześmiała się i powiedziała:
-Chione, my wszyscy widzieliśmy, co tam zrobiłaś! Wiemy, że jesteś inna! Czy ktoś mi zaprzeczy? W końcu jestem Boginią Mądrości. Potrafię rozpoznać zmiany.
Spodziewałam się wielu niezbyt miłych słów, ale otrzymałam pomruki i nawet jakieś pochwały, od czasu do czasu. Rozpromieniłam się. To niewiele, ale jeszcze nigdy moja rodzina nie traktowała mnie, jakbym naprawdę była członkiem owej rodziny. Wy pewnie nie mieliście z czymś takim do czynienie. Szczęściarze. Potem zrobiło się nudno. Zaczęliśmy omawiać różne problemy typu: "Czemu półbogowie się nie słuchają?!". Moja opinia: Bo jesteśmy wszyscy naprawdę dla nich denerwujący. Odbieramy im życie. Rozumiem to. Kolejne problemy: "Dlaczego wyżej wspomniani nie zajęli się tymi hydrami terroryzującymi ludzi w Nowej Zelandii?!". Moja odpowiedź: Bo mają wojnę domową! A Wielka Siódemka jest na misji! Gaja powstaje! Nie mają czasu na hydry! Cóż, ogólnie to niektórzy bogowie zachowywali się żałośnie, inni nie, inni trochę. Nie będę opisywała wszystkich nudnych boskich problemów. Gdzieś po 3 godzinach zrobiło się jednak ciekawie. Bo przed nami pojawiła się tęcza. A w niej zobaczyłam Nica di Angelo, którego dusił jakiś... Golem? Mamy coś takiego? Wow. W każdym razie, to był Nico! I jego sytuacja nie była dobra. Polubiłam go przez ten krótki okres, byłam jego dłużniczką. Wybaczył mi. Potraktował jak siostrę. I nie mogłam go zostawić. Zerwałam się z miejsca i bez wyjaśnienia zniknęłam.
Na szczęście był jeszcze inny sposób podróży. Typowy dla Bogów. Nie lubiłam go, ale był szybszy i nie męczył. Zastanawiałam się, jak Nico wywołał wiadomość, będąc duszonym przez Golema. Nie chcę się nad tym zastanawiać. Może była to sprawka Fat. Tja, to prawdopodobne. Zmaterializowałam się przed zaskoczonym potworem, zamrażając go w sekundę. Nikowi chyba to niezbyt pasowało, ponieważ pozostał w objęciach golema, ledwo łapiąc powietrze. A teraz było mu jeszcze zimno. Ale przynajmniej się nie udusi. Będzie mu ciężko oddychać, ale przeżyje. Wyjęłam mały nóż z pochwy. Tak, miałam jeden. Nie zadawał wielkich obrażeń, ale po dotknięciu oczywiście zamrażał, co było przydatną funkcją. Cięłam drugiego i trzeciego, kopnęłam czwartego. Dwa zostały zamrożone, czwarty wkrótce również. Pstryknęłam palcami. Rzeźba trzymająca mojego... Przyjaciela? Mam nadzieję, że przyjaciela. Rozpadła się. Podtrzymałam go, kiedy upadał.
-Dzięki - wychrypiał.
-Co tu się stało?
-Oktawian... zaatakował mnie z ukrycia. Nie wiem, gdzie się teraz podziewa. Uciekł.
-Jak się czujesz?
Uśmiechnął się krzywo.
-Źle. Chione, tam... Róg. Spróbuj w niego zadąć.
-Dlaczego?
Opowiedział mi w skrócie całą historię. Pokiwałam głową. Trzeba spróbować. Zbliżyłam się tam. Jeden krok. Dwa. Trzy. Zadęłam. I nic się nie stało.
-Chyba jest jednorazowego użytku. Chodź, zaniosę cię do Obozu.
Przetransportowałam go na miejsce sposobem, którego nie lubiłam. Kiedy go odstawiłam zachwiał się, ale utrzymał na nogach. Szybko dochodził do siebie. Rozejrzałam się po okolicy. Obóz Herosów. Zmienił się, od kiedy byłam tu ostatnio.
Koniec. Piszcie opinię w komentarzach. Sorry, że trochę krótko, ale nie będę wymyślał na siłę, bo wtedy wychodzi źle. Miłego oczekiwania na kolejny fragment!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro