II NICO II
SCHODZILIŚMY SPACERKIEM W DÓŁ WZGÓRZA. Było... Dobrze. Bardzo dobrze. Po raz pierwszy od wielu lat czułem, że mogę się śmiać. Nie tylko uśmiechać. I byłem z tego powodu strasznie szczęśliwy. Reyna rozglądała się po Obozie z zaciekawieniem.
-Niby nie jesteście tak zdyscyplinowani i zorganizowani jak my w Nowym Rzymie - powiedziała - ale miejsce jest świetne. I czy to jest... Lawowa ścianka wspinaczkowa?
-W rzeczy samej - odpowiedziałem - powinnaś spróbować swoich sił, jest świetna. Trochę dalej, tam... Widzisz te domki? W nich mieszkają półbogowie. Kiedyś były ułożone w kształt podkowy, kiedy było ich 12. Kiedy pojawiły się nowe, dla pomniejszych bogów, utworzyło się kółko. Jeszcze dalej jest Las. Z dużej litery, jest on bowiem unikatowy. Tam rozgrywa się bitwa o sztandar, wałęsają się po nim także potwory. Czasem zabijamy je w ramach treningu. Dalej...
Pokazałem jej całą resztę - arenę do treningu szermierki, jadalnię, teatrzyk, zbrojownię, kuźnię, pola truskawek, bunkier 9, stajnie i plażę sztucznych ogni. Widziałem, że z każdą sekundą to miejsce coraz bardziej przypada jej do gustu. Nie dziwię się. Jest tutaj uroczo. Na koniec wycieczki pocałowała mnie w policzek.
-Dzięki, Nico. Dobry z ciebie przewodnik.
-Dzięki - odparłem, uśmiechając się - to co, ścigamy się do ścianki?
-Przegrasz - odpowiedziała.
-Wcale nie! - odkrzyknąłem ze śmiechem, stawiając pierwsze kroki. Reyna postanowiła jednak, że nie zostanie w tyle i puściła się za mną biegiem. Kiedy wyrównaliśmy kroki, dzieliło nas jakieś 10 metrów od ścianki. Wtedy podstawiła mi haka. Upadłem na twarz, śmiejąc się z... Bólu? Tak, wiem. Jestem dziwny. Pretorka dobiegła na miejsce i podskoczyła z uciechy.
-Wygrałam!
-To nie fair! - krzyknąłem, obracając się na plecy.
-Chodź, pomogę ci wstać.
Kiedy jednak tylko podeszła, pociągnąłem ją za rękaw. Upadła na ziemię obok mnie. Przez chwilę po prostu tak leżeliśmy, trzymając się za ręce. Wtedy odnaleźli nas ONI.
-Gołąbeczki, pora spaaaać! - krzyknął Connor Hood gdzieś z lewej.
-Taaak, dokładnie! - krzyknął Travis Hood gdzieś z prawej - a gdzie księżniczka będzie spała? - zapytał, wyłaniając się z cieni, z wrednym uśmiechem na ustach. Wstałem.
-Zamknij się, Travis. Widziałem, jak w lesie obściskiwałeś się z Katie Gardner.
Travis napuszył się niczym rozdymka, po czym zrobił mi wywód o tym, jak to nieładnie podglądać innych.
-Śmieszny jesteś - skomentowałem tylko, kiedy dochodził do etapu użalania się nad swoim losem - odpuść sobie, stary.
Pacnąłem go żartobliwie w bark. Popatrzył na mnie, po czym upadł na ziemię w konwulsjach.
-Stary, przecież to...
Wtedy zobaczyłem. Nieeee. To niemożliwe. Oni nigdy by tego nie zrobili. Nie odważą się. A jednak. Z pleców Travisa Hooda sterczała strzała. Przeszli przez granice Obozu. Krzyknąłem cicho.
-Connor, zabierz go do infirmerii! Szybko! Póki żyje!
Drugi z Hoodów wziął swojego braciszka w ręce, po czym rzucił się w stronę szpitala, drąc się:
-SOLACE! CHODŹ TU, BYLE SZYBKO!
Widziałem, jak Will wybiega z domku Apollina, po drodze już wkładając gumowe rękawiczki i biały lekarski fartuch. Reyna zerwała się na nogi, z niesamowitą prędkością wyciągając swój sztylet z pochwy.
-Nico! Zawiadomię Chejrona! Ty zrób... coś! Cokolwiek!
Skinąłem głową. Pobiegłem w stronę brzydkiego czerwonego domku z głową dzika nad drzwiami.
-Clarisse! Chodź tu w te pędy!
Nie minęła 1 sekunda, a grupowa wypadła przez drzwi, wymachując 2 - metrową włócznią.
-GDZIE ONI SĄ?!
-Przekroczyli granice!
-Niee. Nie odważą się... - zamilkła, bo właśnie zoczyła, jak Connor wnosi Travisa do infirmerii. Przełknęła ślinę - jednak się odważyli. Twardziele.
-Zwołaj cały Obóz! Ja biegnę na zwiady!
Skinęła głową. Ja z kolei wcale nie pobiegłem. Skoczyłem w cienie. Wypadłem za Wzgórzem Herosów, w środku rzymskiego obozu. Było bardzo źle. Nie było tu nikogo. Wszyscy stali tuż za Sosną Thalii, w lekkim zagłębieniu, więc nie było ich widać z greckiej strony. Zakląłem cicho. A potem do głowy przyszła mi pewna myśl. Niebezpieczna, ale pomysłowa. Róg stał, nikt nie trzymał nad nim warty. Może gdyby tak w niego zadąć, to odwróciłby się efekt tych pustych oczodołów i Rzymianie odzyskaliby rozumy? Potem pomyślałem, że w sumie to muszę spróbować, gdyż Grecy byli zaskoczeni i nie mieli szans. Pobiegłem w stronę instrumentu. Wdrapywałem się właśnie na małe wzniesienie, kiedy pojawił się ON. Plugawa żmija. Imienia nie będę mówił, bo wszyscy wiecie, o kogo chodzi.
-Witaj, Ambasadorze Plutona - powiedział padalec, wymachując swoim nożem tuż przed moim nosem. Odbiłem cios w ostatniej chwili. Kurczę, ta kurzajka była silniejsza niż się wydawało - spieszno ci gdzieś?
-Zejdź z mojej drogi, augurze - wykrztusiłem - chyba, że chcesz bójki.
-Chcę - powiedział, unikając mojego miecza - ale nie między mną a tobą, przyjacielu.
Splunąłem mu w twarz. Tchórzliwa istota odbiegła w górę. Rzuciłem się za nim, na chwilę zapominając o rogu. Wziąłem kamień i cisnąłem mu między nogi. Potknął się. Upadł. Tak! Dobiegłem do niego. Zobaczyłem, że z ust leci mu krew. No co, zasłużył sobie. Ale niestety, zostało mu wystarczająco siły, by krzyczeć. I wykrzyczał:
-Już!
Zastanawiałem się z początku, co to miało znaczyć. Potem okazało się, że wcale nie chciałem się tego dowiadywać. Za późno. Ziemia eksplodowała, a spomiędzy niej wyszedł... Golem. Czy w mitach greckich były golemy?! Nie wiem. Jak nie, to ten padalec wynalazł sposób, żeby je przyzwać. Bestia sunęła powoli w moją stronę. Nie miała nóg, tylko korpus przesuwał się po powierzchni. Wcale mnie to nie pocieszało. Uderzyłem mieczem w kark. To coś powinno się rozsypać, ale klinga odbiła się i złamała, kalecząc boleśnie moją rękę. Mój ukochany miecz. Po tylu latach. Rozwalony. Nie wiedziałem, czy kląć, czy płakać, czy się śmiać. W efekcie wyszło mi coś w stylu: "Glurp!". Nawet nie wiedziałem, że umiem wydać taki dźwięk. Wyjąłem nóż. Bestia natarła, ale bez trudu uskoczyłem. Była strasznie powolna. A potem okazało się, że golemów jest więcej. Wpadłem prosto w objęcia drugiej istoty. Zaczęła mnie miażdżyć w uścisku, czułem, jak zgniata moje wnętrzności. Fuu. Czułem, jak moja aura życiowa odpływa. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ale potem pojawiła się ona.
KONIEC! Następna perspektywa wcale nie będzie Reyny! Nie nie nie! Bo tutaj będą 3 perspektywy, słodziaki wy moje. Komentujcie, jeżeli macie jakieś obiekcje, piszcie śmiało. UWAGA! Reklama: Lubicie blogi? Jak tak, to zapraszam tu:
http://obliczaroznychludzi.blogspot.com/
Pisze to moja koleżanka, jest tam mnóstwo ciekawych, często kontrowersyjnych przemyśleń. Nie, nie zapłaciła mi za reklamę. Wszystko co reklamowałem wcześniej również nie było opłacane. Robiłem to dla osób, które lubię, znam, które zasługują na uwagę. A z koleżanką od bloga może będzie współpraca, jak wymuszę :3. Dobra, do zobaczenia! Dobranoc!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro