Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 3.7 -

Pierwsze dni minęły jak sen. Wszystko układało się idealnie do tego jednego momentu, gdy Aksel nabrała wątpliwości co do uczuć Lucyfera wobec siebie.

Zamrugała kolejny raz, chcąc się zmusić do powiedzenia czegokolwiek, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Odruchowo odgarnęła włosy do tyłu i nieco chwiejnym krokiem podeszła do łóżka. Usiadła na skraju materaca, dłonie położyła na kolanach i starała się uspokoić oddech, a przede wszystkim burzę panującą w jej wnętrzu i myślach. Przymknęła na moment powieki, ale już po kilku sekundach wpatrywała się w niego uważnie.

- O co chodzi? - Zaczęła nerwowo skubać materiał bluzki. - Zrobiłam coś nie tak?

- Nie. - Cichy, zachrypnięty głos przyprawił ją o dreszcze. Poruszyła się niespokojnie, ale nie odwróciła wzroku, gdy skrzyżował swoje spojrzenie z jej.

- Nie rozumiem... - wyszeptała, ale nie powiedziała nic więcej. W jej oczach zabłysły łzy, choć tak bardzo starała się nie dopuścić, aby on to zobaczył. Nie chciała uchodzić za słabego człowieka, zwłaszcza przy nim.

- Proszę... nie... - Lucyfer uklęknął przed nią i otarł policzek, po którym sunęła kryształowa kropla. - W każdej minucie boję się, że to ja zrobię coś nie tak i Ojciec mi cię zabierze. A to zdecydowanie dla niego czymś takim będzie.

- Przecież... przecież ty mnie do niczego nie zmuszasz. - Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. - Z własnej woli chcę się z tobą kochać, co w tym złego?

- Dla mnie nic. - Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. - I tak jestem już potępiony, ale ty jesteś czysta.

- Jeśli sądzisz, że ja...

- Nie w ten sposób czysta - przerwał jej w połowie. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z płuc. - Po prostu wiem, że ukarałby mnie, gdybym złamał zasady, a jedyne, czym może mnie zranić, to zrobić coś tobie. Jeśli nie będąc z tobą związanym, kochałbym się z tobą, z pewnością potraktowałby to jako złamanie Jego zasad. Bo przecież jak diabeł może skalać wybraną duszę?

- Anioł. Jesteś aniołem, może i upadłeś, ale twoja aura nadal pozostała jasna.

- Właśnie taką czystość mam na myśli. Jesteś dobrem i we wszystkich starasz się je dostrzec. - Lucyfer pocałował Aksel w czoło, ale ona nie wyglądała na zadowoloną.

- Nie staram się, tylko je widzę. I wbrew temu, co o sobie myślisz, to jesteś dobry. Nie lubisz, gdy niewinni cierpią, gdy gdzieś dzieje się niesprawiedliwość. Gdybyś był zły, to czerpałbyś z tego radość, a tak nie jest. Masz w sobie dobro, ja to wiem i On też. I przecież jesteśmy razem, prawda? Więc dlaczego miałby mieć coś przeciwko?

- Chodzi o związek małżeński.

- Ooo... - Na policzki Aksel wypłynął rumieniec, na co on się uśmiechnął szeroko.

- Ojciec jest... tradycjonalistą.

- Czy... - Przygryzła dolną wargę i na moment spuściła wzrok. - Myślałeś o tym? W jaki sposób to rozwiązać? - Jest tylko jeden sposób. - Lucyfer wzruszył ramionami, ale w jego oczach dostrzegła coś, co wywołało u niej niepokój. Przełknęła głośno ślinę w oczekiwaniu na wyjaśnienia, ale on uparcie milczał. Przez jego twarz przebiegł jakiś cień i w końcu zdecydował się na ujawnienie swoich myśli.

- Ślub. Jeśli oczywiście zechcesz, bo masz pełne prawo odmówić.

Aksel zesztywniała. Siedziała zupełnie nieruchomo i wpatrywała się w granatowe oczy mężczyzny. Nawet przestała oddychać, jakby ta czynność w ogóle nie była potrzebna do życia. W końcu zaczerpnęła powietrza i zamrugała nieco nieprzytomnie.

- Ślub? Taki z księdzem? Ale czy ty w ogóle możesz? W sensie, że anioł. Czy anioł może brać ślub?

Lucyfer zaśmiał się cicho i pokręcił głową.

- Może. Każdy, nawet najgorszy demon ma prawo do złożenia przysięgi, do ślubowania bezkresnej miłości. - Uniósł dłoń, żeby pogładzić ją po policzku. Wpatrywał się w jej twarz z taką intensywnością, że znów zaczęła się rumienić. - Śluby wywodzą się z Nieba, nie od ludzi. A od księdza szczerze wolałbym Michała.

- Michała... - powtórzyła jak echo, a on nadal klęczał przed nią i czekał. - Nie wiem, co mam powiedzieć.

- To coś nowego. - Lucyfer zaśmiał się w nieco nerwowy sposób, co nie uszło uwadze Aksel.

- Chcę tego. Chcę zostać twoją żoną - wyszeptała z uśmiechem na ustach. Nim on zdążył zareagować, ona zsunęła się z materaca wprost w objęcia Lucyfera. Wtuliła się w niego, ale nie nacieszyła się zbyt długo bliskością jego ciała.

- Zaczekaj. - Odsunął ją od siebie i wstał, pozostawiając zdezorientowaną na podłodze. - Chcę zrobić to tak, jak należy. Jak ludzie to robią.

Lucyfer przeszukiwał szuflady, ale nie znalazł tego, czego szukał. Zniknął na chwilę za drzwiami do garderoby, jednak tam też tego nie było. Rozejrzał się po pokoju i w zamyśleniu przesunął palcami między włosami, pozostawiając na głowie absolutny nieład.

- Czego szukasz? - Aksel zmarszczyła brwi, gdy wodziła wzrokiem po chodzącym w tą i z powrotem mężczyźnie. - Lucyfer?

- Chwila... - Ściągnął abażur z lampki nocnej i zaczął go rozrywać, aż dotarł do drutu. Chwilę później wrócił do Aksel. - Wstań - zażądał, a ona w oszołomieniu zrobiła to, co kazał. Gdy tylko się wyprostowała, on upadł na jedno kolano. - Moja miłości, czy zechcesz zostać moją żoną?

- Tak. - Aksel zaśmiała się radośnie, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Świetnie. - Lucyfer uśmiechnął się szeroko i chwycił jej prawą dłoń, po czym wcisnął na serdeczny palec druciany pierścionek. - Obecnie na nic lepszego mnie nie stać.

***

Do przestronnego salonu wpadały promienie letniego słońca, sprawiając, że to miejsce stawało się jasne i przyjazne. Aksel siedziała na kanapie z podwiniętymi nogami i dosłownie pochłaniała kolejną stronę książki, którą przyniósł jej Lucyfer. Przynajmniej czytanie odwracało jej uwagę od planowanego ślubu, przez co mniej się denerwowała.

Usłyszała kroki i niemal natychmiast wyprostowała się jak struna, jednocześnie wpatrując się w wejście do salonu. Serce podjęło szybszy rytm, ale usilnie starała się je uspokoić. Przecież nie miała powodów do nerwów, mimo to obawiała się reakcji anioła.

- Michał! - Odłożyła książkę na kanapę, po czym poderwała się z niej. Odległość od mężczyzny pokonała niemal biegiem, rzucając mu się na szyję. Wszelkie obawy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, choć może to sama obecność archanioła tak na nią działała. - Dawno się nie widzieliśmy.

- Musiałem pozałatwiać kilka spraw. - Odsunął się od Aksel i zmierzył ją czujnym spojrzeniem, po czym zerknął przez ramię na brata. - Wyglądacie na szczęśliwych.

- Dbam o to, żeby tak było. - Lucyfer wyminął Michała i, przytulając do siebie Aksel, odciągnął ją dalej od anioła, na co ona tylko przewróciła teatralnie oczami.

- Jesteście okropni. - Pokręciła głową i uśmiechnęła się szeroko. - Cieszę się, że cię widzę.

- Z wzajemnością. - Anioł skinął jej. - Chociaż nie spodziewałem się tego... zaproszenia.

- Och, mamy do ciebie prośbę. - Na ustach Aksel znów pojawił się olśniewający uśmiech. Wyswobodziła się z objęć Lucyfera i skierowała się w stronę kanapy, a mężczyźni ruszyli za nią. - Chodzi o to, że... - Otworzyła usta, ale nie potrafiła wypowiedzieć kolejnego słowa. Dłonie zrobiły się mokre od potu, a w głowie zapanowała pustka. Aksel przygryzła dolną wargę i zrobiła głęboki wdech, chcąc chociaż spróbować się opanować.

- Chcemy cię prosić, żebyś udzielił nam ślubu. - Lucyfer zwrócił się w stronę Michała, który, słysząc słowa brata, wyglądał na co najmniej zaskoczonego.

- Ślubu? - Anioł wodził wzrokiem między upadłym a Aksel.

- Tak, Michale, ślubu. - Lucyfer spojrzał na niego twardo.

- Nie rób takiej miny, przecież wam nie odmawiam. Jestem tylko trochę zaskoczony, w końcu od potyczki z Mishają nie chciałeś mnie do niej dopuścić, a z tego, co pamiętam, to wtedy raczej nie chcieliście być ze sobą.

- Powinnam sama ci powiedzieć, że odzyskałam siebie, że wszystko pamiętam. - Aksel westchnęła cicho i wsunęła kosmyk włosów za ucho. - Przepraszam, że...

- Nie. - Michał pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Nie miałaś obowiązku mnie o niczym informować. Poza tym Lucyfer przekazywał mi ogólne informacje o stanie twojego zdrowia. Po prostu nie spodziewałem się tego. To wszystko. - Po chwili milczenia anioł uśmiechnął się delikatnie. - Poza tym, akurat ja zawsze wam kibicowałem.

- Czyli się zgadzasz? - Aksel zapytała, wstrzymując jednocześnie oddech, a gdy tylko Michał przytaknął, klasnęła w dłonie z radości. Po chwili spoważniała i spojrzała na Lucyfera. - Nie mamy świadków.

- Ja mam. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Theodor nim zostanie.

- Na pewno się ucieszy, gdy będzie musiał przebywać tak blisko Michała. - Posłała Lucyferowi wymowne spojrzenie. - Leksi... Cholera! Przecież ona sądzi, że ja nie żyję.

- Bo dla świata tak właśnie jest i tak zostanie.

- Ale...

- Nie. - Lucyfer nawet nie zamierzał prowadzić dyskusji na ten temat i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

- Chyba mogę coś poradzić w tej sprawie. - Michał jednym zdaniem zwrócił na siebie ich uwagę, po czym uśmiechnął się lekko i wstał z fotela. - Dajcie mi trochę czasu.

Za jego plecami zamajaczyły śnieżnobiałe skrzydła, a w kolejnej sekundzie po aniele nie było śladu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro