Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~9~

Tweek

Siedziałem na dachu budynku, nogi zwisały mi z wysokości, patrzyłem w dół. Jakieś dziewięć pięter pode mną, błękitne jasne niebo nade mną, dwie karetki zabierające ofiary mojej malutkiej burzy, która miała jedynie zwrócić uwagę Mysteriona. Wszystko tylko po to, aby upewnić się co do tego jakie uczucie odczuwam do Kennego.

"Jesteś pewien, że to dalej nienawiść?"

To pytanie uczepiło się mnie jak rzep psiego ogona. Czy na pewno to co czuję do Kennego to dalej nienawiść? Czy to nie jest już miłość? Co nas łączy?

Usłyszałem jak ktoś za mną wskakuje na budynek robiąc "skok bohatera". Nic wygodnego, po prostu dobrze to wygląda.

Osoba za mną wstała, jej wzrok czułem na swoich plecach, słyszałem jej kroki. Wiedziałem od razu kto to, więc wstałem i obróciłem się na pięcie puszczając szeroki uśmiech Mysterionowi, który stał tuż przede mną. Nie spodziewałem się będzie tak blisko szczerze mówiąc. Był może pół metra przede mną?

- Niespodziewane spotkanie - rzuciłem beznadziejnym tekstem, który wparował mi na język - Co ci tyle zajęło? - spytałem i podniosłem dłoń. Nad nami powoli zaczynały się pojawiać ciemne chmury. Chciałem coś sprawdzić. Chciałem mieć absolutną pewność. Miałem plan.

Mysterion złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując nadchodzące ciemne chmury i w kwestii jednej chwili rozpromieniając niebo. Ten jeden ruch wystarczył, abym był pewien. Jestem kurewsko pewien.

Zdzieliłem blondyna po twarzy i uderzyłem w brzuch, przez co jego uścisk na moim nadgarstku zelżał i mogłem go wyrwać. Uderzyłem go raz w bok, oberwałem w wątrobę, oberwałem w klatkę piersiową i zostałem ponownie złapany za oba nadgarstki, które zostały uniesione w górę.

- Puść mnie - warknąłem, przymierzając się do tego, aby kopnąć go w miejsce pomiędzy nogami.

- Przyznaj, że za mną tęskniłeś i dlatego wznieciłeś alarm - zbliżył nasze twarze do siebie. Jego błękitne oczy błądziły po mojej twarzy, kosmyk blond włosów, który wydostał się spod kaptura, delikatnie latał na wietrze. Jego dłonie mocno trzymały moje nadgarstki, abym mu nie uciekł.

- Spierdalaj - warknąłem i bez większego cackania się, kopnąłem go w wymierzone wcześniej miejsce. Mysterion cicho syknął, puścił moje nadgarstki i skulił się w bólu. Korzystając z chwili, skoczyłem na jego plecy nogami i chciałem w taki sposób przeskoczyć na drugi budynek, odbijając się od jego pleców, jednak zanim to zrobiłem, bohater złapał mnie za kostkę i ściągnął na ziemię bolesnym uderzeniem. Zacisnąłem dłonie w pięści i obróciłem się na plecy, chciałem jeszcze raz go kopnąć, jednak tym razem był szybszy. Złapał mnie za obie kostki i odsunął moje nogi na bok, trzymając je w silnym uścisku prawej dłoni. Leżałem na plecach, przed nim, nie mogąc ruszyć nogami. Zajebiście.

- Wybrałeś beznadziejny sposób na to, aby się zobaczyć, Wonder Tweek - wywarczał przez zęby, mierząc mnie wzrokiem.

- Beznadziejne to masz odzywki, Mysterion - parsknąłem, starając się wykopać z jego uścisku. Bohater jednak zupełnie się tym nie przejmował i zaczął związywać linką z jego pasa, moje kostki - Co ty kurwa robisz?

- Upewniam się, że nie uciekniesz - rzucił moje nogi na ziemię, a ja od razu usiadłem, chcąc wstać i uciec z miejsca zdarzenia. Wiem to co chciałem wiedzieć, wystarczy na jeden dzień. Moje ramiona zostały jednak przygwożdżone szybko do ziemi, uniemożliwiając mi ucieczkę - Nie wierć się albo przywiążę się do rury i tak zostawię.

- Nie ośmielisz się - zgromiłem go wzrokiem, patrząc jak łapie moje nadgarstki i związuje je linką. Oczywiście, próbowałem się wyrwać. Bezskutecznie. Nie wiem czy to dlatego, że linka jest jakaś super mocna czy dlatego, że nie miałem ochoty na walkę, a może zmęczenie po nocy jeszcze mnie trzymało. Normalnie od razu udaje mi się wyrwać - Za bardzo mnie kochasz, aby to zrobić.

- Chcesz się przekonać? - spytał, siadając obok mnie na swoich kolanach. Zacząłem się wiercić jak gąsienica, związanymi dłońmi starałem się go uderzyć, zrobić cokolwiek. Traciłem siłę. Za mało kawy, za mało snu i jeszcze ten kurewski kac, który co jakiś czas mocniej się objawiał w trakcie tego dnia - Po ki chuj wszczynałeś alarm? Nie dość, że narobiłeś niepotrzebnego zamieszania to jeszcze skrzywdziłeś dwie niewinne osoby - spytał zniecierpliwiony Mysterion, mierząc mnie od stóp do głów wzrokiem.

"Jesteś pewien, że to dalej nienawiść?"
"Zachowujesz się jak zakochany"
"To będzie twoja decyzja, którą pomogło Ci podjąć serce"

Słowa Buttersa dudniły mi w głowie jak słowa jakiejś klątwy albo mantry, serce zabiło mi mocniej, odwróciłem wzrok.

- Nudziłem się - odpowiedziałem wymijająco, szukając czegoś na czym mógłbym skupić uwagę w tej dość niewygodnej pozycji. Trudno to nazwać kłamstwem, ale prawdą to też nie było. Uznajmy to za przemilczenie w specyficzny sposób prawdy.

- Właśnie widzę - przyznał z lekka znudzony, patrząc gdzieś przed siebie. Spojrzałem na niego na dosłownie sekundę i odwróciłem szybko wzrok - Twoja słaba strona to kłamanie - skupiłem wzrok na swoich związanych cieniutką linką nadgarstkach. Mysterion jednak, nie spuszczał ze mnie oka nawet na chwilę. Dlaczego? O co mu chodzi?

- Sam jesteś słabą stroną - palnąłem, próbując się wydostać z ścisłego wiązania. Dłoń Mysteriona znalazła się na moich nadgarstkach, powstrzymując mnie od ucieczki. Byłem TAK blisko, a on to zepsuł. Gnojek.

- Więc przyznajesz, że tęskniłeś?

- Do niczego się nie przyznam - podniosłem głowę na tyle ile potrafiłem i spojrzałem w jego oczy z pewnością siebie - Możesz się wypchać z takimi pomysłami.

- Skoro dalej masz zamiar to ukrywać, to już lepiej, abyś się zamknął - prychnął chłopak, wywracając oczami w znudzeniu. Nuda była jego maską, widzę to po jego zachowaniu. Na pewno w głębi duszy, cieszy się z naszego spotkania czy sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.

- Zmuś mnie, skurwysynie - parsknąłem, jeszcze raz starając się wydostać z opętujących moje kończyny linek. Przeklinałem pod nosem to jak mocno zacisnął wiązania. A przynajmniej stawiałem takie pozory - Jebane linki. Musiałeś je tak ciasno zawiązać, prawda? Fetyszysta.

- Ledwo pięć godzin od zakładu, a już się prosisz o jego złamanie - uniósł brew sceptycznie Mysterion, łapiąc mnie za nadgarstki i ciągnąc po zimnym betonie, z którego zrobiony był dach budynku. Mój tyłek boleśnie przejeżdżał przez materiał, jednak na całe szczęście ciągnięcie przez dach, nie zdjęło mi spodni. Alleluja.

Mysterion posadził mnie tuż przy rurce, która szczerze nie wiem jaki obowiązek pełniła. Na co w tym budynku taka wystająca z dachu rurka? To się kupy nie trzyma. W każdym razie, była tutaj i zostałem do niej brutalnie przywiązany.

- Pierdol się - warknąłem, przez zęby, zły na samego siebie, zły na niego. Do takiego stopnia chciałem wygrać, że sam siebie nie poznawałem. Spojrzałem w oczy bohatera z wyzwaniem - Bo przecież nie masz odwagi pierdolić mnie. Ban na seks przez cały miesiąc dotyczy też ciebie, prawda?

- Jesteś uroczy kiedy próbujesz zdobyć to czego pragniesz przez odwróconą psychologię - usiadł przy moim boku wygodnie, z uwagą przyglądając mi się - Ale naprawdę, lepiej abyś się zamknął niż miał sam siebie okłamywać.

- Zmuś. Mnie. - warknąłem przez zęby, wpatrując się w niego - Nie odważysz się mnie zamknąć, prawda? Jesteś silny tylko w słowach, przyznaj to. Nie masz odwagi mnie pocałować, bo sam stracisz kontrolę i nie będziesz mógł przestać - co ja robię? Czy już do końca postradałem zmysły? Czy aż tak mi zależy na jego ustach?

- Chcesz się przekonać? - złapał mnie za brodę i zmusił do patrzenia na siebie. Jego wzrok błądził pomiędzy moimi oczami, a ustami przez krótką chwilę - To będzie tylko twoja przegrana zakładu.

- Ja nigdy nie przegrywam Mysty. Nie pozwolę Ci na wygraną, tym bardziej teraz, bo to ty inicjujesz pocałunek, a nie ja.

- Z pewnością skarbie. Z pewnością - wyszeptał i złączył nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku. Pogłębiałem pocałunek, a w trakcie wyjąłem dłonie z rękawiczek, aby wydostać się z pętli zrobionej z linki. Ta niedługa chwila, która trwała w trakcie pocałunku, wystarczyła mi na to, aby związać linką nadgarstki Mysteriona i niepostrzeżenie przywiązać go do rurki.

Nasze usta się od siebie odkleiły, uśmiechnąłem się dumnie zakładając rękawiczki. Mysterion patrzył na mnie trochę zdezorientowany, aż jego wzrok skupił się na jego związanych nadgarstkach.

- To już było dziecinne - przyznał, skupiając wzrok na mnie i na tym jak rozwiązuje swoje kostki.

- To nic osobistego, "skarbie" - rzuciłem w pizdu linkę i wstałem na równe nogi - Nie mam zamiaru przegrać już pierwszego dnia, więc upewniam się, że też masz bana na seks czy czułości z kimkolwiek innym niż ja - powoli zacząłem iść tyłem w stronę końca dachu, wciąż patrząc na Mysteriona. Przywiązany do tej rurki wyglądał zabawnie. Nie był w stanie nawet zakodować co się stało, a tym bardziej jak się stało - Au revoir! - puściłem mu oczko i jednego ze swoich lodowych buziaków, który zamroził rurę do której przywiązany był bohater. Złapałem się wystającej rurki zza budynku, która raczej miała pełnić funkcję odlewu do rynny, ale kij - Mon amour - dodałem ciszej i zjechałem po rurce, aż na samą ziemię w zaskakująco szybkim tempie i bezboleśnie zatrzymałem się na ziemi, uginając przy tym kolana.

Otrzepałem dłonie, a następnie spodnie i odetchnąłem z ulgą. Wiem już co czuję. Mam pewność co do każdego aspektu własnego życia, a przynajmniej tego w obrębie następnego miesiąca. Cholera to może nie być tak łatwe jak sobie wyobrażałem.

Ciepło ust Kennego wciąż wyczuwałem na własnych wargach, jego smak... Smak czekolady, którą nauczyłem się kochać bardziej niż jakąkolwiek inną czekoladę na świecie.

Zakochałem się w Kennym McCormicku bardziej niż mogłem sobie to uświadomić. Bardziej niż mógłbym chcieć będąc w połowie planu zagłady nad światem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro