Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~ [NSFW]

I see red - Everybody loves an outlaw

Mysterion

Wyskoczyłem przez okno, zakładając na głowę kaptur dokładniej, aby zakryć swoje włosy. Od razu wiedziałem kto włączył alarm. Kto inny niż Wonder Tweek?

Wbiegłem po schodach pożarowych na budynek, rozejrzałem się skąd dobiega najwięcej krzyków i skacząc z budynku na budynek, biegłem w stronę szybko cichnącego dziwnie chaosu.

Zbliżałem się do miejsca, skąd wydawało mi się, że słyszałem krzyki, zjechałem po rynnie budynku, aby znaleźć się na pustej ulicy. Żadnych samochodów, żadnych ludzi... I Tweek na środku skrzyżowania, stał tuż obok stolika przykrytego białym obrusem, świecami w świeczniku, dwoma kieliszkami i pustymi talerzami. Stał, czekał na mnie, patrzył na mnie z neutralnym wyrazem twarzy, aż w końcu jego prawy kącik ust się delikatnie podniósł.

- Chciałem cię tu zaciągnąć jak najszybciej się dało - powiedział w końcu i oparł się o krzesełko stojące najbliżej niego. Zupełnie zgłupiałem.

- Czyj to był krzyk w takim razie? - spytałem zdezorientowany, nie ruszając się z miejsca. Stałem jak słup soli, trzymając ręce w górze, w gotowości do walki. Czułem, że to może być tylko pułapka, w końcu to tak wygląda. A może to jakiś głupi podstęp? Wszystko jest możliwe, jakby nie patrzeć i w każdej opcji może się to źle dla mnie skończyć.

- Miało być z samego nagrania, aby zwrócić uwagę, ale ludzie jak mnie zobaczyli to od razu zaczęli uciekać z krzykiem i załatwili nawet skuteczniej sprawę - wzruszył ramionami niestrudzony. Delikatne światło, które dawały świece oświetlały jego spokojną twarz. Jego blond włosy były uczesane, ale wciąż w chaosie który starała się poskromić opaska, ubrany był w swój zwyczajny strój, czyli granatową bluzę, czarne spodnie i czerwony napis "WT" na klatce piersiowej, co dziwne nie miał na sobie rękawiczek. Dopiero teraz byłem w stanie tak naprawdę zauważyć ilość zacięć na jego dłoniach, ilość ran i ponaklejanych nieumiejętnie plastrów - Usiądź, a nie stoisz jak ostatni kretyn. Nie będę walczyć.

Walczyłem w tej chwili sam ze sobą. Część mnie biegła w stronę Tweeka, chciała go pocałować, prawie umierała ze szczęścia, czuła motyle w brzuchu, a nogi się pod nią załamywały na samą myśl, że będę tak blisko blondyna, inna część krzyczała "UCIEKAJ" "ZŁAP GO" "DOSŁOWNIE CI SIĘ PODDAJE, NA CO CZEKASZ?". Była też jednak taka część mnie, która wątpiła we wszystkie zamiary Tweeka. Tej części było najwięcej. W końcu skąd mam mieć pewność, że nie będzie walczyć czy mnie nie zaatakuje?

Patrzyłem na niego w zupełnej dezorientacji. Co on planuje? Nawet jeśli chciałbym wierzyć w to, że to ten moment kiedy Tweek wyznaje że chce wrócić do bycia bohaterów i jest to moja szansa na bycie z nim, nawet jeśli chciałbym wierzyć że może mu się podobam, to wciąż nie zgadzało mi się miejsce z czasem i osobą. W końcu, świece? Środek ulicy? Późny wieczór? Tweek? Z jakiegoś powodu, to się po prostu ze sobą nie łączy.

- Mam Ci pomóc usiąść czy posadzisz swoje cztery litery w końcu na tym krześle, Mysterion? - warknął na mnie trochę zniecierpliwiony moim brakem reakcji. Podszedłem do niego powoli i usiadłem na krześle, które było bliżej. Tweek przyjrzał się mi z uwagą, jego błękitne oczy przeszywające mnie na wskroś,  jego oddech spokojny, jego dłonie drżące w stresie - Agh - burknął pod nosem, siadając na wolnym krześle. Cały coraz bardziej zaczynał drżeć, czymś się stresował, ale nie byłem w stanie domyśleć się czym. Chciałem mu w tej chwili pomóc, chciałem coś powiedzieć, ale zanim zdążyłem wykrztusić z siebie cokolwiek czy nawet w głowie ułożyć zdanie, Tweek zaczął mówić - Chcę wiedzieć co oznaczał ten pocałunek - oznajmił bez ogródek, jego oczy zjechały na świece, potem na talerze. Odsuwał się wzrokiem ode mnie jak najdalej potrafił.

A więc jednak o tym myślał?

- To zależy - odpowiedziałem niejednoznacznie, zauważając jak w naszą stronę zmierza ktoś mi nie znajomy. Mężczyzna stanął przy naszym stoliku, zamienił puste talerze z takimi pełnymi jedzenia, a następnie do kieliszków nalał czerwone wino i zostawił butelkę na stoliku. Skłonił głowa w stronę Tweeka i odszedł w bliżej nieokreślonym kierunku. Szczerze? Nie mogłem się czymś mniej przejmować w tej chwili niż tym gdzie ten gość poszedł. Dosłownie tyle się teraz dzieje w mojej głowie czy w tym momencie, że mało obchodził mnie śwat zewnętrzny.

W tej chwili liczył się głównie ten... Dziwny moment z Tweekiem. Ta kolacja przy świecach, której przyczyn jeszcze nie znałem. Serce wypełniało mi się nadzieją, a potem zaciskało boleśnie cierniami na przypomnienie o rzeczywistości. Byłem zmieszany. Zupełnie zmieszany, nieświadomy, zdezorientowany.

- Zależy od czego? - spytał Tweek nabierając powoli większej pewności siebie. Sięgnął po kieliszek z winem i zatopił w nim usta, upijając głęboki łyk - Tylko bez pierdolenia, że zależy od tego czy mi się podobał, bo to tylko uciekanie od odpowiedzi - ostrzegł, odsuwając od ust kieliszek i rzucając mi pewne siebie spojrzenie.

- Zależy od tego czy Ci się podobał - poczułem się trochę pewniej, na tyle pewnie, aby zaryzykować i rzucić słabym żartem. Na twarz Tweeka starał się wejść uśmiech, jednak chłopak od razu go powstrzymywał, aby utrzymać minę poważnego złoczyńcy, który rozmawia z kimś kogo ma skazać na śmierć.

- A spierdalaj, właśnie straciłeś punkt - burknął i wywrócił oczami, zatrzymując się na talerzu przed nim. Oboje mieliśmy pięknie podane spaghetti. W tej chwili skojarzyło mi się to ze sceną w filmie "zakochany kundel", którą chyba każdy zna nawet jeśli nie oglądał bajki.

A gdybym w tak "oryginalny" sposób pocałował Tweeka? Tak jak Tramp i Lady, dając sobie buziaka, za pomocą makaronu? Jak na to by zareagował? Czy też by się nad tym zastanawiał, a potem dla pewności spytałby co to oznaczało? A może potoczyłoby się to dalej?

- Liczyłeś mi jakieś punkty? - spytałem, starając się podtrzymać rozmowę i sięgnąłem po swój kieliszek, aby spróbować wina. Dobra, szczerze chciałem się upić, aby mieć więcej pewności siebie i nie musieć tak się stresować samą kolacją i rozmową o niczym. Co może pójść nie tak? Każdy czasem potrzebuję takiej odskoczni, chwili relaksu. Nawet jeśli ma być to w trakcie kolacji z twoją skrytą miłością, która jest twoim wrogiem. Tweek po części na pewno by się ze mną w tym zgodził.

- Tak, na razie masz minusowe - puścił mi wredny uśmiech i wziął widelec leżący obok talerza - I zaraz ta liczba będzie w gorszym stanie, jeśli będziesz o to wypytywać.

- Punkty nadają jakieś miano relacji czy znak im bliżej jest się do wylądowania w łóżku z tobą? - puściłem jeszcze gorszy żart. "Maska" Mysteriona opadała ze mnie zbyt szybko, odrywała się ze mnie przy każdym osądzającym spojrzeniu, skrywanym uśmiechu i w tym wypadku, nawet cichym chichocie. Serce biło mi coraz mocniej, jest na tyle blisko, że mógłbym złapać go nawet za dłoń. Jeśli bym się do niego zbliżył, mógłbym go nawet pocałować.

- Masz trzy punkty mniej za to pytanie, Mysterion - pokazał na palcach powiedzianą liczbę - Ale tak, punkty uznaję za stopień relacji. Twoja jest poniżej zera, więc możesz marzyć o "wylądowaniu w łóżku ze mną" - powiedział sarkastycznie i szybkim ruchem wypił całą zawartość kieliszka. Postawił pusty kieliszek na stole i spojrzał mi pewnie w oczy.

- Jak bardzo poniżej zera jestem? - spytałem powoli dopijając swój kieliszek i nakładając na widelec trochę makaronu z talerza. Tweek przyglądał się moim ruchom. Dopiero teraz w sumie do mnie doszło, że jedzenie jak i wino z łatwością mógł zatruć, a ja tak bez przemyślenia swoich czynności, po prostu jem i piję... No cóż i tak już za późno na to, aby zareagować. Jebać. Jak umrę to i tak obudzę się w swoim łóżku. Mogę zaryzykować.

- Masz co najmniej czterysta minusowych punktów, więc sam widzisz, że jesteś bardzo bardzo niziutko - wziął butelkę wina i nalał nam do kieliszków, aby po chwili zacząć jeść spaghetti. Szczerze? Szybko zapomniałem, że jesteśmy wrogami. Szybko zapomniałem o powadze sytuacji i relacji jaka pomiędzy nami jest. W tej chwili cieszyłem się po prostu kolacją, miłą rozmową, a moje serce radośnie rozgrzewało moje ciało. A może to była zasługa alkoholu?

- Co mogę zrobić, aby mieć jakieś plusowe punkty? - zadałem kolejne pytanie jedząc razem z nim spaghetti i wypijając kolejny kieliszek wina. Dłoń Tweeka powoli przestawała tak bardzo drżeć, zauważyłem to kiedy nalewał kolejny raz alkoholu z butelki do kieliszków.

- Jeśli wypijesz z butelki co najmniej połowę tego co jest to dostaniesz sto plusowych punktów - zaproponował układ, podając mi do połowy pustą butelkę. Jakieś 500 mililitrów zostało, czyli mam wypić całą szklankę wina z butelki, aby zyskać w oczach Tweeka? Czy może być coś prostszego?

- Wchodzę - odpowiedziałem, a wszystkie konsekwencje jakie mogły się z tym wiązać, po prostu znikły. Zaginęły w eterze moich myśli, kiedy zimne szkło i lodowata dłoń Tweeka dotknęła mojej ręki - A jak wypiję całość to dostanę dwieście punktów?

- Chciałbyś, nie ma tak pięknie. Pij bohaterze - popędził mnie chłopak, wkładając do ust kolejny widelec napełniony spaghetti - A jak spieniasz to rzucę w ciebie makaronem.

- Okropny jesteś - wywróciłem oczami, czując że nie żartuje z tym makaronem i przyłożyłem do ust butelkę. Zamknąłem oczy, podniosłem butelkę i zacząłem brać głębokie łyki. Pierwszy, drugi... Trzeci... Czwarty. Odłożyłem butelkę na stół i otarłem wewnętrzną częścią dłoni usta. Mój wzrok utknął od razu w lodowato błękitnych oczach Tweeka, które wypełniały się dumą i radością. Wiem, że chciał mnie upić. Wiem, że to co robię jest nieprzemyślane. Wiem, że pewnie Tweek chce wykorzystać mój stan bycia pijanym. Wiem, że to może mieć okropne konsekwencje. Ale to jest coś czym jutrzejszy Mysterion będzie się przejmować.

- Jaki grzeczny piesek - skomentował Tweek, zabierając mi butelkę - Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że ludzie otwierają alkohol, a alkohol otwiera ludzi? - rzucił pytaniem i zrobił czynność podobną do mojej, wypijając całą resztę z zawartości butelki. Patrzyłem na niego przez te kilka sekund w oniemieniu, patrzyłem na jego zamknięte oczy, jego gęste rzęsy, jego coraz bardziej czerwone policzki, jego usta przyssane do butelki, jego delikatną, małą, bladą dłoń zaciśniętą wokół butelki. Wszystko w tej chwili wydawało się pasować do całej układanki, którą z jakiegoś powodu zacząłem układać w głowie.

- Dlatego chcesz nas upić, abyśmy się otworzyli? - zapytałem, zauważając że makaron z naszych talerzy szybko zniknął. Nie wiem za bardzo kiedy.

- Dokładnie - odpowiedział, rzucając butelką gdzieś w dal i nasłuchując jak tłucze się o ścianę budynku na tysiące kawałków - Chcę wiedzieć co kryje się pod tą maską, dlaczego tajemniczy i racjonalny mężczyzna, bohater miasta, całuje akurat mnie tuż po walce, chcę wiedzieć jaki jest Twój plan wobec mnie - oparł się wygodnie łokciami o stolik, lustrując mnie uważnie wzrokiem i łapiąc się za kieliszek wina, który pozostał ze swoją zawartością jeszcze przed wypiciem duszkiem zawartości butelki.

Tweek był bliżej mnie, delikatne światło świec oświetlało jego zarumienioną, piegowatą twarz, jego nonszalancki, błądzący uśmieszek, jego błyszczące oczy, zapraszał mnie do jeszcze niebezpieczniejszej gry niż ta w którą graliśmy. A ja szczerze chciałem w nią z nim zagrać. Chciałem tańczyć z nim po szachownicy, po brzegach z których z łatwością można spaść i przez to przegrać, chciałem patrzeć jak popycha mnie na przegraną, a jednocześnie przyciąga do siebie i roznieca ogień uczuć.

- Wiesz kim jestem pod maską - odpowiedziałem na pierwsze pytanie, popijając powoli wino z kieliszka. Nie miałem zamiaru nawet na chwilę odwrócić wzroku od Tweeka - Domyślasz się też pewnie jakie mam plany wobec ciebie - odłożyłem pusty kieliszek na stole. Oparłem się o brzeg stolika, a mój wzrok utknął w oczach Tweeka. Diabeł wcielony, który chce wyciągnąć ze mnie informacje, a do tego udaje mu się tak łatwo. Mam do niego tak wielką słabość. Cholera. Zaczyna mi się kręcić w głowie.

- Chcę to usłyszeć z twoich ust, powiedz jakie masz plany wobec mnie - delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, przejeżdżając po linii szczęki, delikatnie nawet kciukiem zahaczając o moją dolną wargę. Bawił się mną, sprawdzał granice i wiedział, że może sobie pozwolić na wiele. Tym bardziej kiedy jestem w takim stanie.

Jego dotyk był tak chłodny, a jednocześnie cudowny. Pragnąłem go więcej, wtulałem się instynktownie w jego dłoń, przymykałem oczy, czułem się cudownie w jego towarzystwie.

- Chcę, abyś był mój - wyznałem bez przemyślenia, mówiłem co mi ślina na język przynosiła, nie myślałem nad niczym, to wydawało mi się tak mądrą odzywką, tak dobrą odpowiedzią. Może to i lepiej, że mówię to co myślę? - Codziennie jak cię widzę zakochuję się w tobie coraz mocniej, coraz bardziej chcę cię tylko dla siebie, chcę czuć twój dotyk na swoim ciele, chcę patrzeć w twoje oczy, chcę czuć twoje usta na swoich - gadałem jak najęty, czułem taką ulgę mogąc to powiedzieć, patrzyłem na Tweeka i nie byłem w stanie przestać się uśmiechać z nadzieją, że to co mówię ma sens, a Tweek go pojmuje.

- Jaką cenę jesteś w stanie za to zapłacić? - wyszeptał cicho blondyn przede mną, delikatnie ocierając naszymi nosami o siebie - Ile jesteś w stanie poświęcić, abym był twój? - jego oddech uderzał o moje usta, czułem się spragniony jego dotyku, jego pocałunku, jego ciała, jego głosu, całego jego.

- Ile będzie trzeba - odpowiedziałem, a nasze usta delikatnie o siebie musnęły w kokieterskim manewrze.

- O tym się jeszcze przekonamy - usiadł na moich kolanach okrakiem, a jego ramiona otoczyły moją szyję - Podejmiesz decyzję po tej nocy, pasuje Ci taki układ? - czułem jak wrze we mnie ogień, moje dłonie przejeżdżały po udach, biodrach, talii Tweeka, nie mogłem się nacieszyć ciepłem jego ciała.

- Nawet lepiej niż pasuje - przyznałem pomrukując w podnieceniu, które przejmowało kontrolę nad moim pijanym ciałem. Zrzuciłem ze stołu wszystko co na nim było, nie przejmując się gdzie co upadnie. Posadziłem na stole Tweeka, jego nogi otoczyły moje biodra przyciągając mnie do siebie, jego wzrok wypełniony rozbrajającym pragnieniem, a jego usta... Jego usta znalazły się na moich zanim zdążyłem zakodować jak pięknie spragnione wyglądały.

Nasze usta splatały się ze sobą w namiętnej walce, Tweek delikatnie ssał moją wargę, czasem ją podgryzał, starał się przejmować kontrolę. Starał to dobre słowo.

Wślizgnąłem język w jego usta splatając nasze języki w szybkim tańcu, pochłaniałem jego ciche pomruki, ciężej oddychał. Zdjął mój kaptur z maską i wplótł w moje włosy palce przyciskając mnie bardziej do siebie. Oboje pragnęliśmy więcej, doskonale o tym wiedziałem, czułem to po jego rozgrzewającym się ciele. Niesamowite uczucie.

Moje dłonie zaczęły pozbywać się z niego ubrań bez protestu, poczułem jak dłonią ciągnie mnie za zapięcie peleryny, prosząc abym ją najpierw rozpiął. Uśmiechnąłem się wrednie w trakcie pocałunku i szybko z łatwością rozpiąłem pelerynę, która z łatwością spadła na ziemię.

Odkleiłem nas od siebie tylko na chwilę, aby pozbyć się naszych koszulek i położyć na stole Tweeka, który pożerał mnie z uśmiechem wzrokiem. Ja sam szczerze nie mogłem się na niego napatrzeć. Jego blada skóra z siedliskami piegów na ramionach, klatce piersiowej i mnożąca się w okolicy majtek, miałem ochotę wycałować absolutnie każdy pieg na jego ciele. Chciałem sprawić, aby czuł się mój, aby był mój, aby wiedział, że jest mój. W głowie miałem nieokrzesany motłoch pijackich myśli, nieprzemyślanych decyzji i jeszcze szybszych akcji, nad którymi ledwo co panowałem. Dobra, nie panowałem.

Nachyliłem się nad Tweekiem i złapałem za jego biodro, patrząc na niego pewnym siebie wzrokiem, którym tak często sam mnie zaszczycał. Wsadziłem mu do ust dwa palce, które szybkim ruchem języka zaczął dokładnie otaczać śliną. Nie traciłem nawet chwili, zacząłem całować delikatnie jego szyję, powoli te pocałunki stawały się przysysaniem, lizaniem, a w niektórych miejscach nawet gryzieniem, wszystkiemu towarzyszyły ciężkie oddechy Tweeka i pomruki przyjemności.

Dwa palce dłoni, która miałem na biodrze chłopaka, założyłem za pasek bokserek jakie miał na sobie i z łatwością je z niego ześlizgnąłem, ukazując jego stojącego penisa. Wyjąłem z jego ust palce i rozłożyłem jego nogi. Uśmiechałem się z taką dumą, z taką radością, cholera szczerze w to co się dzieje nie wierzyłem, było to tak niesamowite. A jeszcze ten widok zdyszanego Tweeka, całego w rumieńcach, przymykajacego oczy, nie spodziewającego się tego co może nastać. Takiego widoku długo nie wyciągnę z głowy.

Włożyłem w jego odbyt środkowy, pośliniony palec. Blondyn cały się wzdrygnął, jego ciało się wygięło, a z jego ust wyciekły kolejne cięższe oddechy. Powoli poruszałem w nim palcem, powoli nabierając na prędkości, zapamiętując każdą minę jaką robi w tej chwili Tweek, zapamiętując każdy najcichszy dźwięk.

Włożyłem drugi i trzeci palec, blondyn się tego najwyraźniej nie spodziewał, bo nabrał niespodziewanie powietrza i otworzył oczy z pomrukiem. Nie był to jego pierwszy raz. Czułem to i widziałem po jego zachowaniu.

- Cholera - przeklnął pod nosem, rozpływając się na moich oczach w przyjemności - Kenny, już dłużej nie wytrzymam - powiedział pomiędzy ciężkimi oddechami, które harmonizowały się z każdym pchnięciem palców w nim - Proszę cię - zakrył twarz ramieniem.

- O co prosisz, 𝘚𝘬𝘢𝘳𝘣𝘪𝘦? - spytałem wykorzystując każdą chwilę w stu procentach. Wyjąłem palce z chłopaka, na co wydał z siebie zupełnie niezadowolony pomruk.

- Kenny... - wyszeptał, po czym spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Poczułem jak serce w tej chwili mi się kraje, wyglądał jak szczeniaczek proszący o jedzenie grzecznie. Moja słabość do niego tym bardziej nie pomagała. Miałem ochotę wbić się w niego, sprawić, że będzie widział gwiazdy z przyjemności, że będzie trzymał się kurczowo czegokolwiek co jest pod ręką.

- Powiedz czego pragniesz - wymruczałem, zbliżając się do jego ucha i delikatnie podgryzając jego płatek. Poczułem jego dłonie na swoich ramionach, zaciskające się w niemym błaganiu. Moja dłoń czule przejechała po jego członku, poczułem jak cały pode mną zadrżał, a na moich ustach znalazł się głupi uśmiech.

- Proszę cię wejdź już we mnie - wyszeptał spragniony dotyku, poruszając delikatnie biodrami, aby poczuć jeszcze raz moją dłoń na sobie - Błagam cię, Mysterion. Miej litość, Kenny - starał się znaleźć mój słaby punkt i szło mu to bardzo dobrze. To w jaki sposób mówił moje imię, w jaki sposób starał się zbliżyć nasze ciała do siebie, wszystko mnie tylko bardziej podniecało.

Zdjąłem z siebie ostatnią część ubrania i wszedłem w niego z początku samym czubkiem. Paznokcie Tweeka wbijały się w moje ramiona, cicho mamrotał niezrozumiałe słowa i zaciskał nerwowo oczy. Brał głębokie oddechy, a ja go delikatnie głaskałem po policzku, założyłem włosy za jego ucho. Powoli się relaksował, uspokajał oddech i przytulił mnie. Nasze serca biły w podobnym tempie.

Powoli zagłębiałem się w blondynie, z początku spotkałem się z sykiem bólu, ale z czasem syk zmienił się w ciche pomruki przyjemności, uścisk na mnie powoli lżał, nie był już tak desperacki. Na ten moment.

Znajdując się w połowie, zacząłem robić miarowe ruchy w przód i w tył, aby przyzwyczaić go do tej części zabawy. Jego głowa opadła na stolik bezsilnie, cała twarz stała się czerwona, gryzł wargę z całych sił i zaciskał dłonie na moich ramionach. Powstrzymywał się odgłosów, tak jakby chciał ukryć swój piękny głos. Nie na długo.

Powoli wchodziłem głębiej w niego, przyspieszałem ruchy bioder, zbliżyłem się do jego szyi i przyssałem się dumnie w jedno miejsce, moje dłonie błądziły po wątłym ciele chłopaka, który wydawał z siebie coraz gorzej hamowane pomruki. Założył nogi mocniej wokół moich bioder, jedna z jego dłoni zacisnęła się na moich włosach.

- Ch-cholera - wymamrotał wciskając twarz w moją szyję, coraz bardziej drżąc, zaciskając kończyny na moim ciele, coraz głośniejsze wydając z siebie odgłosy. Wtedy wbiłem się w niego cały, jego głowa poleciała jeszcze raz do tyłu, wydał z siebie najpiękniejszy jęk jaki w życiu słyszałem, łzy poleciały mu z kącików oczu. Pomimo to, trzymał moją głowę z całych sił przy swojej szyi, jakby każąc dalej się tam całować, gryźć - O Boże, Kenny! - krzyknął przy kolejnym pchnięciu, zatopiłem palce na jego udach, podnosząc jego nogę na swoje ramię dla lepszego dostępu. To uczucie było nie do opisania. Tweek zaciskał się wokół mnie, było mi tak przyjemnie, oczy mi praktycznie leciały do tyłu, pragnąłem jeszcze więcej, czułem jak zbliżam się do końca, wbijałem się w jego prostatę, słyszałem jego głośne jęki, czułem jego dłonie zaciskające się boleśnie na moich włosach i ramieniu. Wszystko wydawało się jak rozmazane piękne uczucie, które trwało bez końca.

Moja lewa dłoń delikatnie zaczęła błądzić po penisie Tweeka, który na moich oczach rozpływał się jeszcze bardziej w rozkoszy. Wystawił język, krzyczał moje imię, drżał, nie był w stanie uformować zwykłego zdania, jedyne co był w stanie powiedzieć to właśnie moje imię. Jest idealny. Jest mój.

Zacząłem poruszać szybko dłonią po członku blondyna, wbijałem się jak najszybciej potrafiłem, moje usta i zęby pozostawiały ślady na jego jeszcze tak niedawno nienaruszonym ciele. W końcu nie byłem w stanie się powstrzymać, złączyłem nasze usta w namiętnej czułości, pochłaniałem jego głośne jęki, a jego dłonie kurczowo przycisnęły nasze głowy do siebie. Nie należało to do najpiękniejszych pocałunków, ślina spływała z naszych ust, wypełniały go tłumione jęki, nasze języki leniwie się o siebie ocierały, ale nie liczyło się to jak wygląda pocałunek, a liczyło się to z kim jest on dzielony, w jakiej sytuacji.

Położyłem dłoń na policzku Tweeka, całowałem go pewnie aż zbyt desperacko, dotykałem spragniony każdego skrawka jego ciała. Aż usłyszałem tłumione przez moje usta powtarzane w kółko moje imię, wydobywające się z gardła blondyna.

Przyspieszyłem ruchy dłonią na jego penisie, a sam zaczynałem czuć jak blisko dojścia jestem. Węzeł w moim brzuchu zaciskał się, pragnąc się rozwiązać w orgaźmie. Poruszałem jeszcze szybciej biodrami, odkleiłem się od ust Tweeka, nie miałem zamiaru przegapić takiego wyrazu twarzy.

Oczy miał zamknięte, jego usta delikatnie otwarte, brwi ściągnięte, jego cała szyja w śladach. Jest mój. Cały mój.

Ciężej dyszałem, przyjemność rozpływała się po mnie falami, zacisnąłem dłoń mocniej na jego udzie, mój wzrok nie opuszczał twarzy Tweeka.

W niespodziewanym momencie doszedłem. Tweek chwilę po mnie. Ja głęboko w nim, on na swój brzuch. Jego oczy się szeroko otworzyły, jego usta krzyknęły jeszcze raz głośne "KENNY!", wydawał z siebie coraz cichsze pomruki, kiedy powoli zwalniałem tempo w nim, jak i tempo dłoni. Cały drżał, jego uścisk na mojej głowie i plecach powoli stawał się lżejszy. Powoli z niego wyszedłem.

Najlepsze w tym wszystkim? Jego uśmiech. Jego delikatny, leniwy uśmiech, który pojawił się w tej chwili ukazując jego białe zęby. Otarł swój policzek, ścierając część potu i spojrzał na mnie rozbawionym, ciepłym wzrokiem, od którego kolana się pode mną załamały. Nie byłem w stanie przestać się uśmiechać jak debil, nie mogłem przestać się mu przyglądać kiedy był w takim stanie. Kocham go. Jest mój. Tylko mój w tej chwili.

- Może przejdziemy z tym do ciebie? - zaproponował, powoli podnosząc się na łokciach na stole - Oboje przecież tego chcemy, prawda? - spytał, siegając do mojej głowy znowu i tym razem tak czule błądząc po kosmykach włosów, że trudno było mi odmówić czegokolwiek o co by nie prosił - Jesteś taki grzeczny - wyszeptał i zbliżył się do mnie.

- Jesteś mój, Tweek - odpowiedziałem, łącząc nasze usta ze sobą w cudownej, niebiańskiej czułości. Moje dłonie delikatnie błądziły po jego ciele, wplatały się w jego miękkie włosy, które pragnąłem w pewnej części nocy po prostu zacząć ciągnąć, aby wiedział do kogo należy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro