Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~15~

Tak mijały dni. Tygodnie. Butters odwiedził mnie dopiero 29 dnia. Liczyłem od kiedy zamknąłem się w domu i nie wyszedłem nawet po zakupy. Kiedy skończyły się moje zapasy w lodówce, zacząłem jeść zupki chińskie, a kiedy i tego zabrakło zamawiałem jakieś jedzenie z dowozem do domu. Rzadko i tak jadłem. Czasami nie jadłem dwa czy trzy dni, a potem rzucałem się jak głupi na jedzenie.

- Matko jedyna Tweek - powiedział Butters stojąc w moich drzwiach, wykrzywiając buzię w zniesmaczeniu. Patrzył na mnie, kiedy ja niedbale opierałem się o framugę. Byłem ubrany w swoją piżamę, którą przez miesiąc zmieniłem może dwa razy. Na nogach miałem szare kapcie, na głowie pewnie pięknie potargany motłoch włosów. Ostatni raz jak patrzyłem w lustro, widziałem że pod oczami mam wielkie wory i czerwone oczy od częstego płaczu - Słyszałem po twoim głosie, że nie jest dobrze, ale nie że aż tak! Kiedy ty się ostatni raz kąpałeś? Jesz cokolwiek? Wyglądasz jak trup!

- Okej mamo, coś jeszcze? - mruknąłem nie za bardzo chcąc się użerać ze zmartwieniem Buttersa. Miałem dość wszystkiego, dość całego życia, dość Kennego. Chciałem zatopić się w siedemnasty raz oglądanym serialu "przyjaciele", aby nie myśleć o tym co się dzieje ze mną, z moim ciałem.

- Jak z dzieckiem, jak z dzieckiem - pokręcił zmartwiony głową i złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc w głąb domu - Teraz masz mi wszystko opowiedzieć, a ja o ciebie zadbam, bo zapuściłeś się chłopie jak trzeba.

- Nic mi nie jest - mruknąłem znudzony, patrząc w stronę zapalonego telewizora z zatrzymanym odcinkiem - Mogę wrócić do serialu?

- Nie ma opcji - wyłączył szybko telewizor i zaczął sprzątać w salonie, gdzie było pełno pudełek po zamawianym jedzeniu. Warknąłem w niezadowoleniu, że wyłączył telewizję, ale nic na ten temat nie powiedziałem w pierwszej chwili - Przynieś worek na śmieci, ogarniemy tu.

- No ej, oglądałem to! - oburzyłem się, ale posłusznie poszedłem do kuchni po worki na śmieci - Monica właśnie miała się oświadczyć Chandlerowi - burczałem pod nosem i rozłożyłem worek, podchodząc do Buttersa, który wrzucał wszystkie puste opakowania i śmieci z salonu. Ciągnął mnie po całym mieszkaniu, wrzucając do worka śmieci. Okej, worków. Trzech dużych worków. Śmieci były wszędzie. W jednej i drugiej łazience, w mojej sypialni, w kuchni, salonie, w pomieszczeniu gdzie wcześniej było pełno zdjęć Mysteriona. Teraz wszystko co było związane z Mysterionem było spalone na balkonie albo przynajmniej porwane i rozrzucone bez ładu czy składu. Aż do przyjęcia Buttersa, który wszystko to powyrzucał.

- Ty idziesz się teraz wykąpać, ubierasz się w czyste ubrania, a ja tutaj ogarnę do końca, jasne? A mówiąc wykąpać mam na myśli, że się szorujesz gąbką, aby zmyć cały brud z całych ostatnich nie wiem ilu tygodni i myjesz też głowę - podał mi dokładne instrukcje na temat mycia się, obchodząc się ze mną jak z małym dzieckiem - Jak skończysz, ubierasz się w czyste ubrania, przychodzisz tu i opowiadasz co się do cholery jasnej wydarzyło, aby wprowadzić cię w taki stan.

- Mówię, że nic - wywróciłem oczami, obracając się na pięcie i idąc w stronę pokoju. Nie chciałem się za bardzo kłócić. Nie miałem ochoty. Nie miałem siły się kłócić czy sprzeciwiać rozkazom Buttersa. Martwił się, doceniam, ale nie musi wiedzieć wszystkiego.

- A ja księżna balerina - dodał sarkastycznie I wywrócił oczami - Sio i sprawdzę czy na pewno nie przebierzesz się w piżamę, więc wybierz normalne ubranie.

- OKEJ MAMO! - krzyknąłem ze swojego pokoju i otworzyłem szafę, wyciągając zieloną koszulkę i luźniejsze granatowe jeansy. Dobrałem bieliznę, która ku mojemu zdziwieniu wciąż była na swoim miejscu i poszedłem do łazienki. Włączyłem kran, napuszczając do wanny wody, dodałem trochę płynu, aby zrobić piany i zamknąłem za sobą drzwi. Spojrzałem na siebie w lustrze i w pierwszym momencie się przestraszyłem. Sińce pod oczami były prawie brązowe, oczy miałem przekrwione, włosy mi leżały tłuste, na twarzy wysypał się trądzik i dorobiłem się brody, która obcinałem jedynie nożyczkami od czasu do czasu. Wow. Naprawdę się zapuściłem.

Wyłączyłem wodę, kiedy zapełniła wannę. Rozebrałem się z piżamy, wrzuciłem wszystko do kosza na pranie i wszedłem do wanny. Woda była gorącą i miałem wrażenie, że piana wgryza się w moje brudne, spocone ciało.

Wślizgnąłem się bardziej w wodę, zatapiając przy tym głowę i zamykając oczy. Kąpiel przebiegła bez większych przemyślań, ale zmywanie brudu z własnego ciała zajęło mi dobre półtorej godziny. Jak wyszedłem z wanny, spuściłem wodę zacząłem się wycierać ciepłym, czystym ręcznikiem. Ubrałem się szybko, a ręcznik zawinąłem wokół włosów, aby nie przeszkadzały mi w myciu zębów i ogoleniu twarzy czy nałożeniu kilku kremów, które powinny pomóc z trądzikiem i worami pod oczami.

Kuracja, którą sam sobie zarządziłem, zajęła mi kolejną godzinę, po której wyszedłem z łazienki. Czyściutki, pewniejszy siebie, z suchymi, czystymi włosami, spokojniejszy niż przez ostatni miesiąc, ale dalej zmęczony i na skraju płaczu.

Zgasiłem światło w łazience i poszedłem do czystego salonu, w którym Butters siedział spokojnie, czekając aż przyjdę. Musiał najwyraźniej posprzątać cały dom w czasie, kiedy ja się ogarniałem.

Opadłem na miejsce obok niego, czułem jego wzrok na sobie, przyglądał mi się uważnie i oceniał.

- O wiele lepiej - uśmiechnął się dumnie blondyn i pogłaskał mnie po suchych, miękkich włosach - Więc co się działo?

- Nic - odpowiedziałem krótko i przytuliłem własne kolana, opierając o nie brodę - Nic wielkiego.

- Tweek.

- To nic wielkiego - zaoponowałem, kręcąc głową.

- Tweek - kontynuował Butters, a jego dłoń znalazła się na moim ramieniu. Oczy zaczęły mi zachodzić łzami. Ostatni raz kiedy ktoś mnie dotknął, był to Kenny który powalił mnie na ziemię, patrząc na mnie, jakby mnie nie było - Co się działo? Wiesz przecież, że możesz mi powiedzieć wszystko - zaczął swoją gadkę blondyn i przytulił mnie pewnym uściskiem.

- Zerwał ze mną - powiedziałem cicho, czując jak moje zdarte gardło zaczyna boleć. Przejechałem dłońmi z własnych kolan i otuliłem je wokół ciała Buttersa - Jutro minie miesiąc kiedy ze mną zerwał. Ale nie to mnie tak załamało. Zerwał to zerwał, już chuj - przeklnąłem, chowając twarz w koszulce Buttersa - On przestał...Przestał mnie potem traktować jak człowieka. Przyznaję, wybuchłem. Płakałem. Krzyczałem. Zabiłem. Zniszczyłem kilka miejsc. Krzyczałem na niego, a on w tym śmiechu wartym kostiumie Mysteriona przyszedł, powalił mnie z nóg i patrzył na mnie, jakby mnie nie widział. Patrzył, jednocześnie nie widząc i zignorował wszystko co mówiłem - zacisnąłem dłonie na koszulce Buttersa - A potem sobie poszedł. Związał mnie i poszedł bez słowa. Ostatnie co od niego słyszałem to, że musimy zerwać co działo się godzinę wcześniej. Rozumiesz? Nie chciał rozmawiać. Nie chciał nawet zdawać sobie sprawy, że istnieję jako drugi człowiek. Dzwoniłem do niego, ale zablokował mój numer, chciałem napisać, ale poblokował mnie wszędzie - przełknąłem z trudnością ślinę - Odciął mnie od siebie w najbardziej bolesny sposób, a sam pewnie nawet tego nie przeżywa.

- Oddychaj Tweek, bo się zadusisz łzami - wyszeptał Butters, gładząc mnie po włosach czule i przytulając mocno - Teraz możesz zacząć nowe, lepsze życie bez niego. To koniec rozdziału, ale nie książki. Jest jeszcze tyle rzeczy, które mogą się zmienić na lepsze - zapewnił z czułym uśmiechem - Swoje już przecierpiałeś po zerwaniu. Ile to już trwa? Miesiąc?

- Miesiąc - pokiwałem głową, czując jak Butters kładzie dłonie na moich policzkach i odsuwa mnie od siebie, aby spojrzeć na mnie z uwagą - Ale ja dalej za nim... Tęsknię.. I kocham - przyznałem cicho z bólem, mając ochotę rozryczeć się bardziej niż dziecko. Chciałem to zrobić, pomimo tego, że oczy mnie aż szczypały od łez.

- Csii, wiem - zapewnił mnie, dając mi buziaka w czoło i przeczesując moje włosy, czułym ruchem dłoni - Jutro wyjdziesz na spacerek, będziesz krzyczeć, śpiewać, tańczyć i poczujesz się wolny od wszystkiego. Zobaczysz - jego ciepły uśmiech dawał mi nadzieję na szczęście - A dzisiaj zrobimy babeczki i się nimi obrzucimy.

- No nie, to po co się kąpałem? - zachichotałem, rozbawiony pomysłem Buttersa - Obrzucę cię mąką, jeśli rzucisz we mnie babeczką.

- To będzie wojna na jedzenie! - powiedział podekscytowany, a moje serce zabiło mocno wypełniając się nadzieją na lepsze jutro - Zobaczysz, od razu humor ci się polepszy.

- Jestem w stanie w to uwierzyć - zaśmiałem się i wstałem z nim z kanapy. Ciągnięty za dłoń, zostałem poprowadzony do kuchni, gdzie od razu zajęliśmy się przyrządzaniem babeczek według przepisu z internetu.

- Ostatnio - zaczął temat Butters, odmierzając w szklance mąkę i wrzucając ją do miski - Znalazłem tak piękną sukienkę. Miała tyle ślicznych wzorków, kwiatków na brzegach, a sama była błękitna. Pasowała idealnie na moją pluszankę Hello Kitty - to jak szybko temat zszedł z ładnego ubrania na Hello Kitty jest niewiarygodne i zbiło mnie z tropu rozmowy.

- Chyba zgubiłem wątek. Sukienka jest dla pluszaka? - spytałem dla pewności, wbijającej jajko do miski.

- Tak - odpowiedział krótko i prosto, kiwając głową - I oglądałem ostatnio jeden z filmów Barbie.

- Jaki mamy rok? - rozejrzałem się, udając zagubienie i zachichotałem - Jaki to film? - spytałem z ciekawości.

Rozmowa była taka trochę o niczym, trochę o wszystkim, w trakcie przygotowywania babeczek. Podobało mi się. Byłem spokojny, nie myślałem za wiele o tym o czym gadamy, po prostu to robiliśmy nakładając do papilotek ciasto.

- Chcesz wylizać miskę z ciasta? - spytał Butters, podając mi łyżeczkę, którą pomagał sobie wyjmować ciasto do papilotek. Poczułem się jak dziecko. Małe, sześcioletnie dziecko, któremu mama daje wylizać miskę po surowym czekoladowym cieście.

Wziąłem łyżeczkę i miskę, a potem usiadłem na wyspie, aby zacząć szamać waniliowe ciasto, które z pewnością może mi zaszkodzić. No cóż. Butters zatwierdził, więc mogę jeść.

Niższy ode mnie blondyn, wstawił do piekarnika blaszkę z babeczkami i zamknął, nastawiając minutnik. Oparł się o blat przy piekarniku i spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Musisz naprawdę lubić ciasta - zauważył chłopak, któremu oddałem czystą łyżeczkę z miską. Byłem z siebie tak dumny, beztrosko szczęśliwy. Czułem się naprawdę jak małe dziecko, tym bardziej widząc jak w piekarniku przygotowują się babeczki. Potrzebowałem tego. Tej chwili gdzie nie muszę myśleć o wszystkim, gdzie troski odchodzą na bok, a jedyne o czym mogę myśleć to zapach waniliowych babeczek.

- Bardzo lubię - przyznałem, siadając na kokardkę na blacie i kładąc dłonie na kolanach - Najbardziej uwielbiam ciasta waniliowe i oczywiście tiramisu. Mm, mógłbym się roztopić dla takich ciast - przyznałem, spoglądając na Buttersa, który czule się uśmiechał w moją stronę.

- Ja szczerze bardziej gustuję w szarlotce czy jakichś jabłkowych. Bardziej mi pasują - spojrzał na minutnik, który wydał z siebie radośnie piknięcie, którego nie słyszałem bardzo długo. Kiedy ostatni raz coś piekłem? Powinienem do tego wrócić - Gotowe, musimy zaczekać aż wystygną - powiedział Butters, otwierając piekarnik i wyłączając go. Zaklaskałem w dłonie czując się... żywiej niż przedtem. Lepiej. Towarzystwo Buttersa bardzo mi pomogło. Kąpiel zresztą pewnie też. No i oczywiście miesiąc rozpaczy. Wszystko to razem, powoli pomagało mi się pozbierać.

- Ej, Butters - sięgnąłem dłonią do mąki w której zatopiłem dłoń i wziąłem jej pełną garść. Błękitne oczy Buttersa spojrzały na mnie, szybko tego żałując. Cała twarz, włosy i część ubrania chłopaka szybko znalazły się w białym pyle - Wesołych świąt.

- Były cztery miesiące temu! - krzyknął roześmiany Butters, wycierając twarz z mąki i sięgając po mąkę, a potem obrzucając mnie nią.

Nie skończyło się oczywiście na mące. Potem w grę weszły jajka, woda, aż w końcu nawet babeczki. Wszystko towarzyszyło uciekaniu, radosnym piskom w trakcie chowania się przed kolejnym obrzuceniem jedzeniem i śmiechom, których nie było końca.

- O ile zakład, że nie trafisz babeczką w moje usta? - spytałem, cicho dysząc od biegu. Dzieliła nas kanapa, salon był wielkim pobojowiskiem po dziesięciu czy dwudziestu minutach zabawy. Chłopak spojrzał na mnie z wyzwaniem, łapiąc za kolejną babeczkę.

- A o ile zakład, że trafię? - spytał z wyzwaniem w oczach, przez które przeszedł błysk ekscytacji.

- Jeśli trafisz, wyjdę jutro na długi spacer i do tego zrobię zakupy. Jeśli nie trafisz, idziesz za mnie na zakupy, a ja idę na krótki spacer - postawiłem odpowiednie warunki, a Butters dumnie się uśmiechnął.

- Stoi - odpowiedział i wycelował babeczką w moje usta, które szeroko otworzyłem. Babeczka leciała, leciała... I wpadła dokładnie w moje usta - HA! Jestem świetny! Wygrałem! - zaśmiał się radośnie blondyn, kiedy przegryzałem smaczną babeczkę przegranej.

- No nie, teraz muszę zrobić listę zakupów - mruknąłem niezadowolony z pełnymi ustami, wywracając oczami.

- Jak się kąpałeś to ci ją zrobiłem. Jest w kuchni na lodówce - uśmiechnął się dumnie Butters, strzepując z włosów resztkę mąki i jajka czy cokolwiek w nie jeszcze wpadło - Pozwolisz, że się trochę ogarnę i będę się zbierać? Późno się robi.

- Droga wolna. Pożyczyć Ci ubrania? - spytałem z grzeczności, jednak Butters z uśmiechem odmówił i poszedł do łazienki. Westchnąłem cicho i rozejrzałem się po bałaganie jaki narobiliśmy. Nie żebym żałował. Bardzo mnie cieszył taki bałagan robiony w radości.

Kiedy Butters wyszedł z mieszkania, a ja posprzątałem po nas bałagan, poczułem potrzebę wyjścia. Chciałem iść na spacer w nocy. Jest dwudziesta trzecia, za godzinę będzie trzydziesty dzień od zerwania. Cały miesiąc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro