~10~
Kenny
Tweek jest dla mnie jak uzależniająca trucizna, która zawsze znajdzie drogę do mojego serca, roztapiając je i wyciągając z cierni na kilka chwil. Trucizna, która przy okazji pielęgnowała i pomagała rozrastać cierniom. Chociaż pewnie mi się tylko tak wydaje, bo to dopiero sam początek czegoś co można nazwać w jakiś specyficzny sposób relacją pozytywną. Może tylko mi się wydaje, że cierni za każdym dotykiem jest więcej. Mam nadzieję, że w końcu pozbędę się tego chorego uczucia.
Spojrzałem na zamarzniętą rurkę. Zauważyłem, że linka, która mnie z nimi łączyła była również trochę w lodzie, jakiś centymetr od samego wiązania, więc jeśli dobrze rozumuję, jest szansa, że mogę złamać linkę, póki jest ona w lodzie.
Rozejrzałem się wokoło dla pewności, że zostałem sam, odsunąłem się biodrami od rurki i skuliłem jedną nogę, aby zacząć z całej siły kopać w rurkę i lodową linkę. Dłońmi starałem się ciągnąć w bok, aby w taki sposób przełamać lód. Po dwóch, może trzech minutach takiej pracy, oblodzona linka w końcu pękła. Wystarczyło już tylko się rozwiązać co w tej chwili było proste. Wystarczyła mała pomoc zębów, trochę palców i byłem wolny.
Uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl, że Tweek zaczynał nową grę w której chciał poznać przeciwnika w trochę inny sposób. Chciał zapoznać się ze mną poprzez zabawę, która omijała zasady zakładu. Interesował się mną na swój własny sposób, co bardzo mnie ucieszyło.
Taka gra w kotka i myszkę, gdzie jedno z nas kończyło związane czy bardziej pobite, a w tle budowały się nic nie znaczące rozmowy, w których Tweek ukrywał, że jedyny powód dla którego robił pomniejsze przestępstwa, był taki aby się zobaczyć, trwała dobre dwa i pół tygodnia. Dwa i pół tygodnia gdzie moje zmysły były rozszalałe, gdzie jedyne czego zaczynałem pragnąć to czegoś więcej niż wymuszony buziak trwający sekundę. To wszystko trwało tak długo, że sam miałem ochotę zupełnie zignorować zakład, zupełnie zignorować wszystko, byleby móc go dotknąć poza walką, móc poczuć jego zapach, smak, cokolwiek co było nim.
Aż do pewnej nocy. Ciemnej, pochmurnej nocy.
Wszedłem do pokoju po gorącym prysznicu, byłem w samym ręczniku, bo dopiero w pokoju miałem zamiar się ubrać w piżamę. Kto by zresztą patrzył? Craig? Nic mniej nie mogłoby go obchodzić niż ja paradujący od łazienki do pokoju w ręczniku.
Wycierałem włosy drugim, suchszym ręcznikiem, a kiedy otworzyłem drzwi do swojego pokoju, zdziwiłem się. Tweek siedział oparty o parapet okna, gryząc swoją rękawiczkę w stresie. Jego oczy wypełniało przerażenie, ubrany był w granatową cieplejszą bluzę z czerwonym napisem "WT", czarne spodnie z dziurami na spodniach, oczywiście brązowe rękawiczki, ale tym razem nie miał opaski, przez co jego blond włosy wpadały mu do oczu przy każdym nerwowym drgnięciu. Cały drżał. Bał się lub stresował. Chciałem mu pomóc, zrobić cokolwiek.
- Tweek? - spytałem, podchodząc do niego i wyrzucając ręcznik, którym wycierałem głowę, na łóżko - Co tutaj robisz?
- Miałeś rację - odpowiedział, biegając wzrokiem po podłodze, po łóżku, wszystkim co go otaczało tylko nie mnie - Tęskniłem za tobą. Zakochałem się w tobie. Nie mogę przestać o tobie myśleć, cały czas doprowadzam do tak niefortunnych spotkań, bo po prostu chcę cię zobaczyć, a potem panikuję, bo to beznadziejny sposób na spotkanie się z kimś kogo się kocha! Więc staram się uciec, ale nigdy mi się nie udaje, bo mnie łapiesz, a ja zaczynam szaleć, bo czuję twoje ciepło, twój dotyk, widzę twoją twarz i tęsknię za twoim ciepłym uśmiechem, twoimi przytulasami, twoimi buziakami, wszystkim tym co nie jest związane z bohaterstwem, co stawia mnie na przegranej pozycji w zakładzie. Po każdej z bójek jedyne co mam w głowie to tysiąc scenariuszy w jakich mógłbyś mnie zaliczyć nawet przy ścianie budynku, na środku ulicy, bo SZALEJĘ ZA TOBĄ KENNY! - mówił to wszystko tak szybko, że gubiłem się w jego słowach - Nie ważne jak długo chciałbym to ukrywać, wmawiać sobie, że tak nie jest czy mówić sobie, że nienawidzę tego uczucia, to i tak dochodzę do momentu jak teraz, że wszystko mnie uderza, bo wiem że to wszystko kłamstwo i kocham cię kochać, bo sprawiasz mi szczęście, sprawiasz, że jestem szczęśliwy, że czuję się bezpieczny, że przestaję się tak stresować jak teraz kiedy to mówię, bo teraz strasznie się stresuje i dostaję szczerze słowotoku i błagam powiedz cokolwiek, bo umrę zupełnie ze stresu, wypiłem dziesięć kaw, aby się uspokoić, serce mi tak napierdala, jakby miało mi zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej i od razu polecieć do ciebie, bo tam czuje się najlepiej i najbezpieczniej i-
Nie dałem mu jednak już tego dokończyć i pocałowałem go, zamykając jego słowotok. Jego dłonie zatrzymały się w połowie kolejnego gestu, a po chwili błądząc niepewnie po moim torsie, znalazły się na moich ramionach, potem nawet jedna wplotła się w moje włosy, czule po nich błądząc i przestając przy tym tak bardzo drżeć. Jego usta bardziej niż zwykle były ostre od obgryzania, prawie że mnie kaleczyły przy każdym ruchu warg. Nie powstrzymywało mnie to jednak od kontynuowania pocałunku. Wślizgnąłem język w jego usta i splotłem wraz z jego. Moje ramię otoczyło go uważnie w talii I przyciągnąłem go do siebie, wciąż drugą ręką trzymając ręcznik w pasie.
Odkleiłem się od słodkich ust Tweeka i złączyłem nasze czoła ze sobą. Blondyn powoli uspokajał oddech, jego oczy spotkały się z moimi, a na ustach znalazł się czuły uśmiech. Drgawki ustały, już nawet wzrokiem nie biegał po całym pokoju, był spokojny. Szczęśliwy.
- Kocham cię Kenny - wyszeptał cicho blondyn, a jego dłonie zjechały po moim torsie, aby następnie otoczyć mnie mocno ramionami w talii przytulając się - Tęskniłem za tobą...
- Ja ciebie też - wyszeptałem cicho, przytulając go mocniej do siebie i delikatnie składając pocałunek na jego czole. Tweek cicho zachichotał, przez co byłem przekonany, że przez chwilę umarłem i trafiłem do nieba.
- Jeszcze nie przegrałem zakładu - oparł brodę o mój mostek - Ale może chcesz zrobić sobie dzień nie zaliczający się do całego miesiąca i trochę wyładować energię, presję i stres?
- Skąd taka chęć? - spytałem, zakładając kosmyk włosów za jego ucho.
- Nie zastanawiałeś się jak wyglądałby seks na trzeźwo? - wymamrotał trochę zawstydzony, odwracając wzrok. Nasada jego nosa i kawałek policzków zaczynały nabierać różowego koloru - Bo ja szczerze chciałbym chociaż małą tego część zapamiętać - odsunął się trochę ode mnie i wsadził dwa palce pod materiał ręcznika. Wiem co kombinuje i jak ostatni debil się na to zgodziłem. Wiem, że przez to tylko ułatwiam mu wygranie zakładu, ale skłamałbym jeśli powiedziałbym, że sam tego nie potrzebuję.
- Naprawdę niczego nie pamiętasz, skoro uważasz, że to "mała część" - burknąłem pod nosem, zbliżając się do jego ucha i delikatnie łapiąc w usta jego płatek, aby zacząć go ssać. Puściłem ręcznik, który spadł luźno na ziemię.
Tweek cicho mruknął w rozkoszy, przechylił na bok głowę, dając mi lepszy dostęp do szyi i swojego czułego ucha, przy którego dotyku uroczo się wzdrygał. Dłoń chłopaka delikatnie przejechała po moim członku widocznie był zafascynowany tym co go będzie czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro