Pióra z poduszki
ALAN
Mówiłem już, że Tymon to prawdziwy dzik. Jak wszedłem wieczorem do jego pokoju, to skakał po łóżku, a pióra z poduszki sypały się po podłodze.
- Tymuch, weź przestań skakać - odezwałem się do niego.
- Sto dziewięćdziesiąt siedem! Stodziewięćdziesiat osiem!
Złapałem go na jedną liczbę przez dwusetką. To był błąd. Tymon walnął mnie ręką w twarz, gówniarz mały. Strzeliłem mu klapsa w tyłek.
- Ostatni raz mnie uderzyłeś! - krzyknąłem na niego.
- Bo mi przeszkodziłeś w rekordowaniu - wydarł się na mnie, po czym usiadł na swoim łóżku. - Chciałem skoczyć do dwieście... Byłbym rekordzistą...
- Jak tata tu wejdzie i zobaczy, co zrobiłeś z poduszką, to coś czuję, że będziesz rekordzistą w zbieraniu piórek z podłogi - zakpiłem sobie z niego.
- Bo mi poducha pękła - wytłumaczył się. Odwróciłem się w jego stronę i połaskotałem go po brzuchu. Mały żabol zaczął się śmiać i wyginać na wszystkie strony. Uwielbiał łaskotki. Tymon to taki nasz rodzinny przytulasek. Lubi pieszczoty. Ja już dawno z tego wyrosłem. Jak wspomniałem, mam już dwanaście lat.
Wygłupialiśmy się z Tymkiem na jego łóżku, gdy nagle w pokoju zjawił się tata. Nie skomentował fruwających wszędzie piór, a jedynie ominął leżącą na podłodze poduszkę i usiadł obok nas na łóżku. Pogłaskał małego po głowie.
- I co, chłopaki? - odezwał się. - Chyba czas spać, co? Która jest godzina? Dwudziesta pierwsza...
- Tymon rozwalił swoją poduszkę - odezwałem się do taty.
- No widzę... I co teraz? - rzekł biorąc małego na swoje kolana. Ucałował go w czubek głowy, jak mnie wtedy, kiedy staliśmy przy aucie mamy. Przypomniałem to sobie, postanowiłem do tego nawiązać.
- Tata, a o czym rozmawiałeś z mamą, jak przyjechaliśmy? - spytałem spoglądając w ciemne oczy swojego tatuśka.
- Alan, chciałbyś wszystko wiedzieć. Jak będziesz dorosły to zrozumiesz, że dzieciom nie mówi się wszystkiego.
- Ale ja już nie jestem dzieckiem - powiedziałem natychmiast.
Tata uśmiechnął się.
- No nie. Nie jesteś - rzekł. - Alanek, mamy z mamą swoje sprawy. Niech cię one nie interesują, dobrze?
Kiwnąłem głową, a tata wyciągnął Tymonowi z włosów garść pierza.
- Trzeba sprzątnąć ten bałagan... Alan, przynieś odkurzacz ze schowka - zwrócił się do mnie.
No wyszedłem do przedpokoju. Ruszyłem w kierunku sypialni mamy i taty. A co mi tam! Wszedłem do środka. Okno w sypialni było lekko uchylone. Nad łóżkiem wisiało zapakowane w antyramę nasze rodzinne zdjęcie - ja, Tymon, mama i tata. Ta fotografia była zrobiona jakieś pół roku temu. Mieliśmy z Tymonem ferie zimowe i rodzice pojechali z nami na całe dwa tygodnie do Zakopca. Ale było fajnie. Morskie Oko, Gubałówka, Dolina Wierchcicha i cała masa różnych innych atrakcji. Jak wracaliśmy z Zakopca to prawie przez całą drogę śmialiśmy się z różnych akcji, jakie miały miejsce na zboczu. Mój młodszy brat to taki świetny komik. Zawsze odwala coś takiego, że wszyscy zrywają boki ze śmiechu. Udany jest.
No, wyszedłem z sypialni rodziców i zabrałem się za szukanie odkurzacza. Był w skrytce, tam, gdzie zawsze. Zaniosłem go do pokoju Tymona, gdzie tata i mój brat zbierali z podłogi większe skupiska piór i wrzucali je do plastikowego worka.
Usiadłem obok taty na okrągłym dywaniku. Był zaskoczony, że nie podłączam odkurzacza, ale ja naprawdę miałem poważniejsze sprawy na głowie niż jakieś głupie pióra.
- Tata, mama mówiła, że będziemy u ciebie aż do końca wakacji - odezwałem się. - Cieszysz się?
- No jasne - odpowiedział. - Chłopaki, to jest wasz dom. Tu się wychowaliście, tu macie swoje pokoje... Nic tego nie zmieni. A czy ja się cieszę? Chłopaki, zaplanowałem sobie urlop na cały ten miesiąc, żeby spędzić z wami tyle czasu, ile się da!
Uśmiechnęliśmy się z Tymonem do siebie. Mały położył się na panelach. Przyłożył sobie piórko do ust i dmuchnął. A, gdy po chwili piórko z powrotem upadło na jego twarz, zaczął udawać nieżywego. As mały.
- Tata, a mama odwiedzi nas przez ten miesiąc chociaż z raz? - zapytałem. Nie wiedziałem jakiej odpowiedzi się spodziewać, bo miałem wrażenie, że mama nie może patrzeć na tatę. Zrobiłbym wszystko, żeby to zmienić.
- Synek, tak. Mama będzie przyjeżdżać tutaj w razie potrzeby - rzekł.
Podrapałem się po głowie.
- W razie potrzeby? - zdziwiłem się. - Co to znaczy, że w razie potrzeby?
- Jak mocno się za nią stęsknicie... Nie wiem, jak któryś się rozchoruje... Takie tam, sytuacje losowe.
- A jakbyśmy na przykład zrobili jutro taki wypasiony obiad i zaprosilibyśmy mamę? - spytałem.
- Wspólny obiad to nie jest sytuacja losowa... Włączaj odkurzacz.
Wsunąłem kabel do gniazdka. Tymon wciąż leżał nieruchomo, ale na dźwięk odkurzacza jakby się przebudził.
Szybko zrobiłem porządek z resztą piór, a tata postarał się o nową poduchę dla Tymka.
Kilka minut później ja i mój brat leżeliśmy już w łóżkach, każdy w swoim pokoju. Chociaż byłem naprawdę zmęczony i podróżą, i emocjami, nie mogłem zasnąć. Wciąż myślałem o tej wodnej planecie. Co to za problem w dwudziestym pierwszym wieku przedostać się z jednej wyspy na drugą? Są samoloty, statki i inne technologie, o których istnieniu nie mam pojęcia... Przecież, nie ma sytuacji bez wyjścia. Jeśli ktoś bardzo czegoś pragnie to uda mu się to zdobyć. Jejku mógłbym tu sypać przykładami jak z rękawa. Chciałem mieć czwórkę z polaka na świadectwie... No, nie było łatwo. Trzeba było się przyłożyć, czytać lektury i tak dalej. Ale koniec końców udało się. Pragnąłem mieć tą czwórkę, robiłem wszystko, by ten swój cel osiągnąć i udało się. Tak jest z wszystkim.
Mój tata powinien to wiedzieć, bo sam mi to kiedyś tłumaczył. Powiedział, że jeśli się czegoś bardzo, ale to bardzo pragnie i zrobi się wszystko, ale to wszystko, żeby to zdobyć, to w końcu się to uda.
Z zamyśleń wybudził mnie tata. Usiadł obok mnie na rogu łóżka, więc się podniosłem.
- Co tatuś? - odezwałem się do niego.
- Tymon już śpi - odpowiedział uśmiechając się do mnie życzliwie. - Powiedz, jak wam się mieszka u babci? - zapytał.
- Tak sobie. Tęsknimy za domem, za tobą i za mamą.
- Za mamą? - zdziwił się tata.
- Nigdy nie ma jej w domu... Tata, zrób coś, żeby było jak dawniej.
Tata uśmiechnął się do mnie smutno. Pogłaskał mnie po włosach. Chociaż tego nie lubię, nie odsunąłem się od niego.
- Coś ci powiem w sekrecie...
Spojrzałem tacie w oczy. Miałem nadzieję, że za moment powie, że poruszy niebo i ziemię, by pogodzić się z mamą. Ale nic takiego nie usłyszałem.
- Zabieram was jutro na plażę. Kupiłem dmuchanego krokodyla i...
Przerwał, bo zobaczył, że łzy pojawiły się w moich oczach.
- Aleś, synuś - szepnął. - No co ty? Będziesz mi beczał?
Wziął mnie na swoje kolana i chociaż naprawdę nie lubię przytulasów, wtuliłem się w jego ramiona.
- Tata, ty nic nie rozumiesz - próbowałem do niego trafić. - Ja nie chcę plaży, ani krokodyla... Chcę, żebyś ty i mama znowu...
Przyłożył mi palec do ust.
- Cicho już - rzekł.
- Zadzwonię do mamy i powiem jej, żeby przyjechała jutro się z tobą pogodzić - ciągnąłem dalej.
- Synek, my z mamą nie jesteśmy pokłóceni...
Miałem dość. Zszedłem z kolan taty i wsunąłem się pod kołdrę. Odwróciłem się do niego tyłem, a on położył mi rękę na ramieniu.
- Alan, nie obrażaj się na mnie...
- Chcę spać. Jestem zmęczony - odpowiedziałem mu.
Ucałował mnie w skroń i wyszedł gasząc po drodze górne światło. Kiedy zamknął drzwi, po policzkach pociekły mi łzy. Szybko je otarłem i starałem się zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro