Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

 Po uroczystym zakończeniu roku, jak zwykle wróciliśmy pociągiem do Londynu. Odebrał mnie wujek Regulus. Wypytywał się, jak mi poszły SUMy, itd. Odpowiadałam zgodnie z prawdą i z wielkim zaangażowaniem, bo w końcu, lubię się uczyć. W domu okazało się, że... Regulus się wyprowadza. Oznajmił to na kolacji, myślałam, że wszyscy padną na zawał, gdy to oznajmił. Dokładnie to samo było z Fredem i Georgem, mają zamiar w trójkę założyć sklep ze swoimi dowcipami i innymi bajerami. Od paru dni kombinują z tatkiem lokum na ich przedsięwzięcie. No i w końcu znaleźli! Na Pokątnej, ale jest jakieś "ale"... Jak kupią tę lokacje, to nie wystarczy na rozwinięcie sklepu... Znowu zaczęli szukać, tym razem czegoś jeszcze tańszego. Patrzyłam tak na nich i rozmyślałam jak mogę im pomóc... No i wpadłam na genialny pomysł! Pobiegłam do nich z prędkością światła...

- Chłopaki!

- No? - zapytał zmęczony Reg znad papierów.

- Macie już jakieś miejsce?

- No niby tak, ale chyba musimy znaleźć coś tańszego... - Westchnął Fred.

- ... Bo nie będzie na rozwinięcie – mruknął George.

- A tysiąc galeonów, by pomogło? - zapytałam, podnosząc brew.

- Jasne, ale skąd... - Zaczął jęczeć Reg, ale gdy spojrzał na mnie, to go olśniło. - Nie, nie będziesz nam oddawać nagrody z turnieju!

- I tak nie mam, co z nimi zrobić. Wam się bardziej przydadzą. - Puściłam im oczko, szczerząc się do nich szeroko. - Najwyżej podprowadzę wam trochę sprzętu bez konsekwencji! – Machnęłam ręką rozbawiona.

- Misia, jesteś najlepsza! - George podniósł mnie i przytulił mocno.

- Kupujemy? - spytał Fred z głupim uśmieszkiem, wyrzucając stos papierów za siebie, jakby był wyzwolony.

- Kupujemy! - ryknęli szczęśliwi przyjaciele i wywali wszystkie papiery w górę.

Jak powiedzieli, tak zrobili. Kupili kamieniczkę i zaczęliśmy ją całą remontować. Trochę przy tym roboty było, nawet przy pomocy magii, ale daliśmy radę. Gdy skończyliśmy zewnętrze budynku, wzięliśmy się za sklep, a potem za mieszkanie na piętrze. Było bardzo rozległe i przytulne. Wszystkie pokoje były w różnych zwariowanych kolorach. Generalnie przez ostatnie dwa tygodnie z nimi praktycznie mieszkałam i pomagałam jako budowlaniec, ewentualnie pielęgniarka. Gdy powiesiłam ostatnie zdjęcie, zapadła cisza, a gdy już skończyłam, zaczęliśmy skakać z radości. Ukończyliśmy pracę! Cieszyliśmy się jak głupi, ale było to takie ekscytujące. Po tym jak się uspokoiliśmy, rozsiedliśmy się w salonie, a Reg poszedł po piwo kremowe dla każdego. Nagle z kominka wyskoczył wyszczerzony Lee i spojrzał na mieszkanie z podziwem. My zaśmialiśmy się z jego wyczucia czasu do piwa kremowego i krzyknęliśmy w do brata, by przyniósł jeszcze jedno.

- Myślałem, że nie skończymy tego remontu... - mruknął Freddie, popijając napój.

- No, nie? - prychnął Gerogie.

- Jestem z was dumna!

- A my ci wdzięczni. Nic byśmy nie zrobili bez ciebie – wyznał mój braciszek i dał mi całusa w policzek.

- To miejsce jest przekozackie – powiedział Lee, ciągle się rozglądając po mieszkaniu. - Będę waszym częstym gościem.

- Regulus, jak on wyjdzie, ryglujemy kominek! - krzyknął George, na co wszyscy się zaśmialiśmy, a on dodatkowo dostał poduszką.

- Hej, – zaczęłam, gdy się uspokoiliśmy - mogłabym wam pomóc sprzedawać? W sumie nie mam nic innego do roboty w te wakacje.

- Będzie miło...

- ...mieć taką pomocnicę.

- Wiem – stwierdziłam dumnie.

- I skromną oczywiście – dopowiedział Lee.

- A jakże! - Zaśmialiśmy się i postanowiliśmy zagrać w Eksplodującego Durnia.

* * *

Sklep już był otwarty od około miesiąca i stał się pełnym sukcesem! Chłopaki mają pełno klientów, więc naprawdę im się przydałam. Ci, którzy tu przychodzili, byli przeróżni, od dzieci zaczynając, a kończąc na starcach. Raz widziałam nawet profesora Flitwicka. Starał się być nie zauważonym, ale jakoś mu się to nie udało, bo Regulus go wyczaił od razu i zawołał za nim przez cały sklep. Pewnego dnia stałam i rozkładałam wymiotki pomarańczowe, aż tu nagle ktoś mnie dźgnął w żebra, przez co pisnęłam przestraszona.

- Harry! - Walnęłam mojego oprawcę w ramię, dotkliwie.

- Misia! - Rozłożył ręce, więc go łaskawie przytuliłam.

- Myślałam, że jesteś u wujostwa.

- Bo byłem, ale Dumbledore...

- Rozumiem. – Zaśmiałam się. - Miło cię widzieć.

- Pracujesz tu?

- Nie mam co robić, to pracuję. Sklep jest niesamowity, nie?

- To mało powiedziane! A będziesz tu do końca wakacji?

- Nie, mama prosiła, żebym jutro już wracała.

- Stało się coś? - spytał zdziwiony.

- Wujek Regulus jest strasznie chory. Wrócił ostatnio z delegacji i nie wiadomo dlaczego, nagle coś go wzięło. Był tydzień w św. Mungu, ale już jest mu trochę lepiej i zajmujemy się nim w domu. Mama jutro musi być w Hogwarcie, a tata pracuje, więc zostałam tylko ja.

- To życz mu zdrowia ode mnie.

- Jasne! wiesz, jeszcze bym pogadała, ale muszę wracać do pracy. Do zobaczenia w pociągu! - Pożegnałam się i pognałam do magazynu, bo zauważyłam, że skończyły się petardy.

- Do zobaczenia!

* * *

Następnego ranka spakowałam plecak i Błędnym Rycerzem ruszyłam do domu. Na miejscu powoli otworzyłam drzwi i weszłam. Nikogo chyba nie było, ponieważ było tutaj cicho jak nigdy.

- Halo? Jest ktoś w domu? - Zawołałam, ale nikt nie odpowiedział. Postanowiłam iść zostawić rzeczy w pokoju i następnie sprawdzić, co u wujka. Zamyślona weszłam i tak szłam, dopóki się nie znalazłam na odpowiednim piętrze, który dreptałam dalej zamyślona. Nagle ktoś mi ryknął przy uchu, co mnie przeraziło na zabój. Podskoczyłam i odwróciłam się, by zobaczyć, kto czyha na moje życie...

- Wiktor?! - pisnęłam zdenerwowana, a ten śmiał się bezczelnie wniebogłosy.

- Nie, święty Mikołaj – mruknął rozbawiony.

- Nie strasz mnie nigdy więcej, Mikołaju! - Dałam mu reprymendę, bijąc go pięściami w twardy tors.

- Dobrze, Misiaczku! – Poklepał mnie po główce.

- Misiaczku? - Podniosłam brew zdziwiona.

- Wolisz Misiu Pysiu? - spytał, też unosząc brew.

- Nie – prychnęłam i poszłam do pokoju, kręcąc głową z niedowierzania. Niby taki dorosły, a jednak na umysł się chyba z pięciolatkiem zamienił. Aczkolwiek musiałam przyznać, że spodobało mi się, kiedy mnie tak nazwał...

Wiktor

Odeszła, kręcąc głową, a ja wyszczerzyłem się do samego siebie. Patrzyłem za nią póki nie zniknęła, oglądając jej ciało. Stawała się coraz starsza, piękniejsza, mądrzejsza i bardziej na mnie cięta. Już nie rumieni się przy mnie w każdym momencie, ale czasem dalej się jej to zdarza, a co gorsza, mnie również. Ostatnio często wspominam nasze poznanie, jej rumieńce, to jak przy mnie jest czasem onieśmielona. Za każdym razem, gdy ją widzę robi mi się gorąco, mimo że teraz nad tym jakoś panuję, to nadal na mnie mocno działa. Byłem absolutnie pewny, że jestem w niej zakochany, ale jak jej to powiedzieć? Zaprosić na kolacje? Nie, to nie to. A może... Nie. Jednak... To też nie pasuje. No nie wiem! Zaraz do niej chyba pójdę i powiem prosto z mostu, jeśli nie zacznę się jąkać. Na razie... Postanowiłem zrobić obiad. W trakcie przygotowywania kurczaka z ryżem i ważywami, rozmyślałem nad tym, czemu ona mnie tak onieśmiela. Naprawdę byłem za nieśmiały, czemu miałaby chcieć kogoś takiego jak ja? W pewnym momencie Misia weszła z przymkniętymi oczami, jakby kierowała się zapachem. Dałem jej porcję i zaczęliśmy jeść. Między nami panowała niezręczna cisza, głównie przeze mnie, ponieważ gdy próbowała mnie zagadnąć, paliłem buraka i coś tylko odmrukiwałem. Nie rozumiem siebie, raz ją straszę i się z niej śmieję, a chwilę potem nine umiem wydusić przy niej słowa. Byłem sobą zażenowany. Cisza została przerwana przez krzyk bólu pana Regulusa... Spojrzeliśmy sobie w oczy i jak z bicza mała wystrzeliła do swojego wujka. Pobiegłam za nią, ale nieco wolniej. To, co tam zastałem, zwaliło mnie z nóg. Michalina trzymała go za ramiona, a on gadał coś od rzeczy. Znaczy krzyczał, miał drgawki, a jego oczy kręciły się dookoła, było to przerażające... Uspokoiła go po chwili i podała leki. Pomogłem jej go przenieść na łóżko, po czym sama na nim usiadła i przytuliła głowę wujka do swojej piersi oraz nałożyła mu chłodny ręcznik do gorącego czoła. Zostawiłem ich, ale po paru godzinach wróciłem i zobaczyłem, że już zasnęli. Panu Regowi spadła gorączka i był już spokojny, więc wziąłem małą na ręce i przeniosłem do jej pokoju, by porządnie wypoczęła.

* * *

Nastał ostatni dzień wakacji. Z panem Regulusem było coraz lepiej, ale nadal źle. Mniej majaczył, nie szalał, ale nadal trzeba było go pilnować. Rodzina była już o niego spokojniejsza oprócz Michaliny. Jest bardzo przywiązana do wujka, więc nie odstępowała go na krok, bez żadnej chwili wytchnienia. Nie dawała sobie  w żaden sposób pomóc. Ani ciocia, ani pani Emily, ani wujkowie, ani brat i przyjaciele nie mogli jej przemówić do rozumu, że już może odpocząć. Starała się nie pokazywać zmęczenia, ale już od dawna miała pusty wzrok. Zapominała jeść, mało spała, ciągle siedziała ze swoim wujkiem. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę kuchni. Nagle usłyszałem huk dochodzący z pokoju małej, wydawało mi się, że coś spadło. Postanowiłem to sprawdzić. Zapukałem, ale nie było żadnego odzewu. Postanowiłem zajrzeć do środka. Wyjrzałem przez szparę w drzwiach i na podłodze ONA leżała nieprzytomna. Krzyknąłem przerażony i od razu rzuciłem się w stronę bladej jak ściana dziewczyny. Wziąłem jej kościste ciało w ręce i położyłem delikatnie na pobliskim łóżku. Szybko pobiegłem do kuchni po szklankę wody i wróciłem. Spojrzałem na jej twarz i odetchnąłem z ulgą. Zaczęła się budzić. Usiadłem na skraju łóżka i pomogłem jej usiąść.

- Ale napędziłaś mi stracha, masz, wypij – rozkazałem, podając jej szklankę.

- Co się stało? - zapytała po wzięciu łyka wody.

- Zemdlałaś. Znalazłem cię nieprzytomną i zaniosłem na łóżko – mruknąłem, patrząc na nią zmartwiony, na co zarumieniła się.

- Ale czemu zemdlałam? - zapytała głupio.

- Chyba wiem – odparłem sarkastycznie, byłem na nią trochę zły. - Jesteś przemęczona.

- Nie... - mruknęła, machając lekceważąco ręką, a we mnie coś pękło.

- Michalina! - ryknąłem wściekły, przez co się skuliła przestraszona. Gdy zobaczyłem jej wyraz twarzy, uspokoiłem się nieco, ale dalej mówiłem twardo. - Zrozum, nie możesz się przemęczać. Nie dajesz innym pomóc twojemu wujkowi, sama chcesz wszystko zrobić. Rozumiem, że się martwisz, ale daj sobie pomóc. Przecież ty nic praktycznie nie jesz, ani nie śpisz, tylko czuwasz nad Regulusem. Nawet nie wiesz, jak mnie boli to, że ciągle masz pusty wzrok i wyglądasz jakbyś miała w każdej chwili paść. Masz się opamiętać, proszę... – ostanie zdanie szepnąłem trochę zdesperowany, naprawdę się o nią bardzo martwiłem.

- Dobrze... - Kiwnęła lekko głową.

- Cieszę się. – Uśmiechnąłem się lekko. Posłuchała, niesamowite... - Odpocznij – powiedziałem i wstałem z łóżka, by opuścić pomieszczenie, ale złapała mnie za rękę.

- Powiedz... - Zaczęła niepewnie. - Dlaczego się tak martwisz? - spytała i spojrzała tymi swoimi czekoladowymi oczami prosto w moje. Czułem się kompletnie bezbronny, nagi. Miałem wrażenie, że nieważne będzie, co powiem, ona i tak będzie wszystko wiedziała. Usiadłem znowu i wpatrywałem się w nią bardzo intensywnie. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Po prostu chciałem, by sama to wyczytała z moich oczu, ale chyba przeceniłem jej możliwości. Nie wiedziałem kompletnie jakich słów użyć, dlatego... złapałem szybko jej twarz w dłonie i złączyłem nasze wargi w pocałunku. Przez moment nie zareagowała, ale w końcu oddała pocałunek, co mnie zachęciło do dalszego działania. Przyssałem się do jej górnej wargi, a w brzuchu poczułem miliony motyli. Prawie przedarłem się językiem przez jej usta, spragniony niej, ale postanowiłem się opamiętać. Odsunąłem się i spojrzałem na jej przepiękną, zarumienioną twarz. Patrzyła na mnie zaskoczona, nic nie powiedziała, nie wiedziałem dalej, co czuje do mnie...

- Dlatego... - szepnąłem i wyszedłem z pokoju. Resztę dnia próbowałem się zająć czymkolwiek, byleby nie myśleć. Od razu gdy się zacząłem zastanawiać, to to wspomnienie wracało, a mnie oblewała fala gorąca. Miałem tak silne wrażenie, że już to kiedyś robiłem, że tamten pocałunek był identyczny, a tak naprawdę do żadnego nigdy nie doszło. Zakręcony położyłem się spać i miałem cichą nadzieję, że sen da mi odpowiedź...

Otworzyłem oczy i zauważyłem, że znajduję się w labiryncie, mimo że widziałem jak przez mgłę. Przywarłem kogoś do muru z krzewów i celowałem do tej osoby różdżką, nie panowałem nad swoimi ruchami, czułem tylko, że jestem zagubiony i nie wiedziałem, co robię...

- Wiktor? - Usłyszałem znajomy, kobiecy głos. - Co ty robisz? - spytała, a ja nic nie odpowiedziałem, po prostu dalej w nią celowałem różdżką. - Proszę, obudź się. To nie jesteś ty - ... - To naprawdę nie jesteś ty! Nie chcesz tego. Gdybyś chciał, to już byś to zrobił. Proszę... Wiktor, obudź się, ktoś na tobą zapanował... Nie rób tego, znienawidzisz się... - Dziewczyna szepnęła zrozpaczona, chyba płakała.

- Ava... - Nie dokończyłem wypowiadania klątwy, ponieważ... poczułem niezwykle miękkie usta na swoich. Oddałem pocałunek z pasją, czując na policzkach przyjemnie, chłodne dłonie. Dziewczyna przerwała pocałunek, był zdecydowanie za krótki. Spojrzałem na jej twarz i od razu zauważyłem TE czekoladowe oczy... To tak Michalina mnie uwolniła spod działania Imperiusa, ale czy to znaczyło, że mnie... kocha?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro