Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

1 września 1994 roku...

Nie wiem, jak to się stało, ale w tym roku w pociągu siedziałam z paczką dowcipnisiów, jakoś od swojej się oddzieliłam, no naprawdę nie wiem czemu. Jakoś tak się złożyło. Siedzieliśmy aktualnie już w wozach, które nas wzięły ze stacji w Hogsmeade do zamku. Patrzyłam przed siebie bez wyrazu i zastanawiałam się, co nas ciągnie. Czy może magia, czy jakieś niewidzialne stworzenia?...

- Miśka! - ryknął mi Reg do ucha.

- Co?! - warknęłam, obudziwszy się z transu.

- Wysiadamy, mała - wyjaśnił Fred.

- A, okej.

- Znowu się zamyśliłaś o tym Krumie.

- Nie! - pisnęłam zażenowana. - Zastanawiałam się, jak jadą nasze wozy, George. Przestańcie w końcu o tym ciągle mówić!

- Trzeba tatę przygotować do oddania córki! Niby jest wujkiem Krumcia, ale w tej kwestii nikomu nie ufa... Aua, bolało!

- Bo miało, durniu! Nie ma, co go przyzwyczajać, bo nie ma do czego.

- Ranisz nasze uczucia! - Bliźniacy westchnęli i złapali się teatralnie za serca.

- Wy się nie liczycie. Was kocham jak braci. - Zaśmiałam się i zawiesiłam się na ich szyjach.

- Uff!

Zaśmialiśmy się wszyscy i weszliśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam pomiędzy Regiem, a Georgem. Byłam jak zawsze strasznie głodna, ale też jak zawsze Drops musi coś powiedzieć...

- Witam, moi drodzy! - zaczął, rozkładając ręce w geście powitania. - Spokojnie, zaraz coś zjecie, więc Michalinko nie patrz tak na mnie. - Cała sala się zaśmiała, a ja pokazałam dyrektorowi kciuka w górę. - Wracając, chciałem powiadomić, że w tym roku nie odbędzie się szkolny turniej quidditha.

- COOOO???!!! - ryknęliśmy paczką na całą salę.

- Powodem tego jest... - Dumbledore ponowił mówienie, gdy się uspokoiliśmy. - Turniej Trójmagiczny! - oznajmił, a my się bardzo podekscytowaliśmy. - Ale w nim mogą brać udział tylko uczniowie POWYŻEJ siedemnastego roku życia - wyjaśnił, a bliźniaki razem z moim bratem zabuczeli. - Pierwszego października przybędą do nas goście z Akademi Beuxbatons i Instytutu Maggi Durmstrang, a teraz proszę, jedzcie! - Klasnął w dłonie i na stołach pojawiło się pyszniutkie jedzenie.

- No w końcu - mruknęłam i wzięłam sobie na początek kurczaczka.

- Och, Beuxbatons... - Westchnął rozmarzony Regulus.

- Mało miałeś dziewczyn? - spytałam, podnosząc brew.

- No.

- Typowe - prychnęłam.

- Mała, a ciebie nie interesuje turniej? - spytał mnie Freddy.

- Interesuje, ale jestem za młoda i po za tym wujek, babcia, - zaczęłam wyliczać na palcach - mama, tata, ciotka, twoja mama i Hermiona, by mi chyba coś zrobili, gdybym się zgłosiła. Reg, ciebie też to się tyczy. - Pogroziłam mu palcem. Ten dureń się tylko zaśmiał i wzruszył ramionami.

- Mnie tam nie interesuje, ale z chęcią będę komentował - wyznał Lee.

- Ty zawsze! - odpowiedzieliśmy chórem i zaśmialiśmy się.

Następnego dnia miałam pierwszą OPCM. Wczoraj nasz nauczyciel miał wielkie wejście. Dziwny gościu, naprawdę. Ciągle coś pije ze swojej buteleczki, nigdy się z nią nie rozstaje. Chyba jest mocne, bo ma po tym niezłe dreszcze... Usiadłam w ławce z Hermioną i czekałam na niego. Po chwili przyszedł, teraz to ja dostałam dreszczy...

- Witam was - przywitał się, idąc do swojego biurka. - Jestem Alastor Moody i będę tu nauczał obrony przed czarną magią. Na początek chciałem was zapytać o... zaklęcia niewybaczalne. Zna ktoś jakieś? - Obejrzał wszystkich po kolei - O, Weasley!

- Yyyy... no, tata mówił o Imperius... czy jakoś tak - wydukał.

- Dobrze! Imperius to zaklęcie, które pozbawia woli innych i słuchają się tego, kto na nich to zaklęcie rzucił. Wiele czarodziei Czarnego Pana mówiło, że było pod wpływem Imperio i tu jest problem! Jak rozpoznać takiego delikwenta? Może zademonstruję, jak ono działa... - Wyciągnął z dużego flakonu pajęczaka, położył na ławce i rzucił zaklęcie niewybaczalne. Pająk zaczął skakać po klasie, profesor jeszcze dodawał swoje komentarze. W końcu odłożył biedne zwierzę. Gościu ma konkretnie nierówno pod sufitem, niby mama mnie ostrzegała, ale że aż tak?

- Ktoś zna może drugie zaklęcie niewybaczalne? - Znowu zaczął się rozglądać - Longbotton, znasz?

- No... jest jeszcze Cruciatus...

- Tak jest! Tak jest! Podejdź tu. - Chłopak niepewnie podszedł, a Moody wskazał różdżką na stworzenie. - Crucio! - Neville w trakcie tego przymykał oczy, nie mógł tego znieść.. To było straszne!

- Proszę przestać! Go to boli, dosyć! - krzyknęła Hermiona, a ja prawie się popłakałam. Na szczęście przestał, wziął owada do ręki i położył na naszej ławce.

- Zna panna Granger ostatnie zaklęcie? - Przytaknęła. - Może się pani z nami podzieli? - Odmówiła. - Może panna Black? - Także odmówiłam odpowiedzi, choć dobrze ją znałam. - Avada Kedavra - mruknął, a pająk zdechł. My siedziałyśmy w ciszy i wpatrywałyśmy się w niego. Kiedy zadzwonił dzwonek szybko wyszłam i udałam się na inne lekcje. Chcę odpocząć od tego... Po drodze spotkałam zamyślonego Neville'a. Chciałam go zabrać do mamy, ale ten świr go wziął do siebie, mam nadzieję, że chce go uspokoić, a nie znowu skatować takim widokiem.

1 października 1994 roku...

Dzisiaj w końcu przyjeżdżają! Zobaczę Fleur i Gabrielle, tak się cieszyłam! Stałam na brzegu jeziora i wypatrywałam karety ciągniętej przez pegazy. Po chwili w końcu się pojawiła! Przy lądowaniu były pewne problemy, bo stworzenia się przestraszyły Hagrida, ale jakoś poszło. Następnie spojrzałam na taflę wody. Zaczął się z niej wynurzać wielki statek, wyglądał trochę jak taki piracki, ale i tak był niesamowity i majestatyczny. Prędko pobiegłam się przebrać w mundurek i trzeba pójść na kolację, by zobaczyć gości... Oczywiście nie było ich jeszcze na miejscu, bo po co. Gdy uczniowie Hogwartu zebrali się w całości w Wielkiej Sali, Dumbledore podszedł do mównicy, obok której stał pan z wąsikiem i jakąś dziwną kolumną, a po drugiej stronie Dropsa stała moja matka... Co ona tam robiła?!

- Witam! - zaczął Albus. - Dzisiaj nastał dzień przyjazdu naszych gości! Zapraszam do środka panienki z Akademii Beuxbatons!

Wrota się otwarły, a przez nie weszła kolumna dziewcząt. Były wytapetowane oprócz dwójki wyjątków. Siostry Delacour były piękne bez tego. Fleur miała tylko leciutki makijaż, ale nie była to tapeta nakładana szpachlą. Dziewczyny wdzięcznie się pokazywały, a chłopaki patrzyli na nie jak na nie wiadomo co. Tylko mój brat był trochę znudzony, ale jak zobaczył Gabrielle, to oczy mu wyskoczyły z orbit! Patrzył na nią jak na obrazek. Czyżby mój brat zaznał miłości od pierwszego wejrzenia? Może się w końcu ogarnie. Dziewczęta wyczyniały wspaniałe i niestworzone figury baletowe i akrobatyczne. Mimo wszystko mi się to podobało. Za uczennicami szła dumna Madam Maxime, publicznie była kompletnie inna niż zazwyczaj. Hagrid wpatrywał się w nią jak w bóstwo, kolejny zakochany. Dumbledore po gentlemeńsku przywitał dyrektorkę akademii, a mama się z nią przytuliła, a Francuzki usiadły przy stole krukonów.

- Dobrze, teraz zapraszamy uczniów z Instytutu Magii Durmstrang!

Do sali weszli dumni nastolatkowie o masywnej budowie ciała. Zaczęli pokaz różnych wspaniałych akrobacji oraz ognia. To podobało mi się jeszcze bardziej, miało w sobie pazur, że tak powiem. Za chłopakami szedł prężnie ich dyrektor, Igor Karkarow wraz z jakimś uczniem, którym okazał się być...

- O matko! - pisnął Ron i na niego wskazał. - To Wiktor Krum!

Spojrzałam na chłopaka i zdrętwiałam. On również zwrócił wzrok na mnie i miał tę samą reakcję. Dobrze, że nie jestem metamorfomagiem, bo bym była cała różowa. Obudziłam się z transu i spojrzałam na podest. Matka się ze mnie śmiała, o co jej chodzi?! Igor Karkarow przywitał się z Albusem przyjacielskim uściskiem, a pani Black po prostu pocałował dłoń. Krum wraz ze swoimi kolegami usiadł w przy stole ślizgonów i zauważyłam, że moja matka pomachała mu lekko, co odwzajemnił zdecydowanie zawstydzony. Nie dziwię się, to sali wszedł mega poważny i groźny, a następnie macha do niego jakaś wariatka.

- Moi drodzy! - Zwrócił na siebie uwagę Drops. - Czas na parę wątków związanych z turniejem. Jak już wspominałem, jest on od siedemnastego roku życia. Do wygrania jest wieczna chwała, trochę funduszy i puchar! Bezpieczeństwem będzie się zajmowała tutejsza nauczycielka, Agata Black. - Na sali zawrzały wielkie oklaski, wszyscy ją uwielbiali, nawet ślizgoni. - Organizatorem jest pan Barty Crouch. - Również zaklaskano, ale mniej żywo. Mężczyzna podszedł do mównicy, gdy Albus mu ustąpił miejsca.

- Chciałem przybliżyć wam trochę, jak wygląda ten cały turniej. Są trzy niezwykle trudne i niebezpieczne zadania. Panią Black każdy uczestnik może wezwać tylko raz! Pani też ma się tego trzymać. - Uśmiechnął się w jej stronę i spojrzał na nią znacząco, na co zrobiła niewinną minę i podniosła ręce w geście poddania się, wszyscy na to zachichotali. - Chętni będą wrzucać swoje nazwiska do Czary Ognia! - Wskazał na tę swoją dziwną wieżyczkę. - Jeden uczestnik przypada na szkołę, a oto i czara! - On i Dumbledore zdjęli różdżkami osłonę i ukazało się nam naczynie z niebieskim płomieniem. Było niesamowite.

- Będzie można się zgłosić tylko w przeddzień Nocy Duchów! - zawołał Dumbledore. - A teraz jedzcie, smacznego! - Klasnął w dłonie i na stołach pojawiło się pyszniutkie jedzonko. Niestety nie dano mnie i Ronowi spokoju, ponieważ wszyscy dookoła gadali tylko o Krumie!

***

W przeddzień Nocy Duchów, po lekcjach, postanowiłam z Hermioną i Ginny posiedzieć w Wielkiej Sali, gdzie stała czara, by popatrzeć, kto się zgłasza. W sumie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł, była tu co najmniej połowa szkoły. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem i do środka wpadło dowcipne trio...

- AAAAAA, mamy! - krzyknęli jak wielcy zwycięzcy. - Zobaczcie nasze piękności! - Stanęli obok nas i pokazali...

- Eliksir postarzający! - prychnęła Herm.

- To się nie uda! - krzyknęłyśmy z Ginny.

- A to niby czemu? - spytał zdziwiony Freddy. Było jeszcze śmieszniej, bo za nami, na złożonych ławkach siedzieli sobie Bułgarzy i mieli sobie chyba z nas niezły ubaw.

- Czy widzicie to? - Herm wskazała na błękitną „zorzę" wokół czary.

- To linia wieku - wytłumaczyła Ginn.

- Wątpię, by Dumbledore dał się nabrać trójce dzieciaków - stwierdziłam szczerze.

- Czwórce! - Klasnął w dłonie Reg.

- Idziesz z nami, Misiaczku!

- Nie! - krzyknęłam przerażona i chciałam im uciec, ale George wziął mnie na barana, a brat dał mi kartkę do ręki.

- To do dna! - zawołali i łyknęli eliksir.

- A ja?! Jak mam tam iść, to chociaż mi też dajcie!

- Ty wyglądasz tak staro, że nawet Drops się pomyli... Aua! - Mój durny brat pisnął, bo dostał z buta w głowę. Spojrzałam na przyjaciółki i powiedziałam nieme: "Pomóżcie!", a one tylko odpowiedziały też niemie: "Nie ma szans, musimy to zobaczyć" i zaśmiały się perfidnie . Wytknęłam im język i zwróciłam się do mojego „barana".

- Może się jakoś dogadamy? - spytałam, uśmiechając się uroczo.

- No nie wiem... - mruknął, a ja dałam mu całusa w policzek. - Noo...

- Nie! - odpowiedział za niego brat.

- Z tobą nie rozmawiam!

- Sorry, Miśka! - Zaśmiał się rudy.

- Bracie... - jęknęłam.

- Wiem, siostro. - Wysłał mi cwaniackiego całuska. Podeszli już do czary i przeskoczyli linię, Ja o mało bym nie spadła. Krzyknęłam ze strachu i mocno złapałam się Weasleya. Oni się tylko na to zaśmiali. Jakimś cudem nic się nam nie stało...

- Misia, nie klej się do niego aż tak, bo jego fanklub będzie zazdrosny! - Zaśmiał się Black.

- Mnie się podoba. - Wzruszył ramionami George, a ja znów pisnęłam przestraszona.

- U, bracie, nie wiedziałem. - Zaśmiał się drugi rudy.

- Ja wciąż nic nie wiem - mruknęłam zestresowana.

- Zaraz będziesz wiedziała, czy nasz GENIALNY plan się uda!

- Nie uda się!!! - krzyknęłam razem z przyjaciółkami.

- Wrzucamy! - zarządził Reg.

Ja oczywiście nic nie wrzuciłam do ognia, tylko się odwróciłam i rzuciłam karteczką w Ginny. Ta się zaśmiała tylko i rzuciła tym w Hermionę. Chłopcy i reszta sali zaczęła wiwatować, bo im się udało, naprawdę nie odrzuciło ich kartek. Dosłownie sekundę po ich wiwacie, płomienie czary wystrzeliły w stronę chłopaków i polecieli na podest, a ja miałam mieć już randkę z podłogą tuż przed ławkami, ale ktoś mnie złapał... Poczułam, że trzymały mnie bardzo silne ramiona. Spojrzałam na mojego wybawcę i znów ujrzałam te hipnotyzujące oczy. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje dookoła, ale obudziły mnie, na szczęście bądź nie, krzyki mojego ukochanego trio. Gdy się zorientowałam, kto mnie trzyma, już tak na trzeźwo, to od razu spaliłam buraka i wyrwałam się z jego objęć z lekka zestresowana.

- Dziękuję ci... i przepraszam - wydukałam, majtając, nie wiem po co, rękami.

Wiktor nic nie powiedział, tylko kiwnął speszony głową. Jego koledzy zagwizdali, za co zostali zmrożeni wzrokiem Bułgara. Ja wykorzystałam okazję i uciekłam do tych kretynów. Zwijali się na podłodze, krzycząc z przerażenia. Ten widok był bezcenny, ponieważ to, co ich uderzyło... zmieniło ich w starców z długimi białymi brodami i burzą siwych włosów na ich durnych łbach.

- Braciszku, ktoś tu mówił o tym, że to ja wyglądam staro! - wyznałam i uśmiechnęłam się złośliwie, patrząc na niego z góry.

- Nie marudź! - warknął wściekły.

- Lepiej zabierz nas do pani Pomfrey - mruknął George, powoli wstając.

- Zlituję się nad dziećmi w brodach godnych Dumbledora - wyznałam i zaśmiałam, za co dostałam potrójną dawkę łaskotek. Śmiałam się na całą salę. Uratował mnie Ceddrick, który też wrzucił swoje nazwisko do czary, ale on mógł. Gdy wchodził w sali nikt nie ważył się nawet odezwać. Następny podszedł do niej Bułgar i wrzucił swoje nazwisko, a następnie spojrzał na mnie. Miałam dziwne wrażenie, że jakby mnie to zmartwiło, tylko nie miałam pojęcia czemu. Spuściłam wzrok i zabrałam chłopaków do skrzydła.

Następnego dnia znowu złożono ławki i wszyscy stali w kręgu wokół czary. Byłam bardzo zestresowana, dużo czytałam o tym turnieju... Stanęłam z dziewczynami na jakiejś górce z ławek i patrzyłyśmy, co się dzieje. Gdy wszyscy już przyszli do czary podszedł Dumbledore...

- Dzisiaj dowiemy się, kto stanie się reprezentantem trzech szkół. Gdy kogoś wyczytam, ma przyjść do mnie po kartkę, a następnie udać się do sali nagród, która znajduje się za mną - wyjaśnił, a błękitne płomienie zatańczyły i z nich wyleciała trochę podpalona, niebieska karteczka. - Reprezentantką Beuxbatons jest... Fleur Delacour! - Zagwizdałam szczęśliwa, ale też się o nią bałam. Następnie pokazały się nam żółte płomienie. - Reprezentantem Hogwartu jest... Ceddrick Diggory! - zaklaskaliśmy, a następne płomienie były tym razem czerwone. - Reprezentantem Durmstrangu jest... Wiktor Krum! - Podszedł do dyrektora szczęśliwy, jak poszedł do skarbca, to moja mama go złapała i mocno przytuliła, tak samo jak Fleur i Ceddricka. Tylko ona robi takie rzeczy. - No, to chyba wszyscy, a więc... - Nie dane mu było skończyć, ponieważ płomienie znów zaczęły tańczyć, tylko że tym razem jak szalone, wypadła z nich kolejna kartka. Dumbledore ją przeczytał wyraźnie przerażony, mruknął coś niewyraźnie. - Harry Potter! - krzyknął zdenerwowany, a Harrego sparaliżowało. Zresztą nie tylko jego... Po chwili poganiania z Ronem, poszedł po kartkę, mama go też przytuliła i chyba pocieszyła. - A więc to już koniec... - Znowu nie dane mu było skończyć. Płomienie stały się białe i utworzył się z nich smok, który wyzionął kartkę. Dyrektor rozłożył ją i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. - Michalina Black! - krzyknął, a pode mną podłamały się nogi. Byłam przerażona i zaskoczona. Upadłabym, gdyby Hermiona mnie podtrzymała.

- Co?! - ryknęła moja matka wyraźnie wściekła. Ja powoli podeszłam do mężczyzny dalej na miękkich nogach, wzięłam kartkę i z mamą zeszłam do skarbca, gdzie była reszta reprezentantów. Rodzicielka złapała mnie mocno za ramiona...

- Kochanie, wrzuciłaś kartkę do czary? - Spojrzała na mnie czerwonymi jak krew oczyma, nie znosiłam, jak miały taki kolor.

- Nie, mamo - odpowiedziałam szczerze.

- Kazałaś komuś to zrobić?

- Nie. Nie wiem, co moje nazwisko tam robiło - odpowiedziałam stanowczo. Albus zadał te same pytania memu przyjacielowi.

- Ale jak to możliwe? - spytała zmartwiona McGonagall - Znam Misię od lat i nie zrobiłaby czegoś takiego.

- Oczywiście, że nie! - Zgodził się z nią Moody. - Do tego potrzeba silnego zaklęcia Confundusu, a to tylko czwartoklasiści!

- Widzę, że się na tym znasz Moody... - syknął w jego stronę Karkarow i spojrzał na niego podejrzliwie.

- Znam się i wiem na czym się znają tacy jak ty Karkarow... - Po tym wszyscy zaczęli się kłócić, co z nami zrobić, że kantowaliśmy, że to nie fer, itd. Moja matka się nie odzywała, ale widać było, że z niej już kipiało.

- Stop! - ryknęła głośno i jej głos był tak straszny, że uciszył nawet Moody'iego. Nigdy jej takiej nie widziałam. - Czy to nie dziwne?! Czara Ognia ZAWSZE wyrzucała trzy nazwiska! To napewno było zaklęcie, ale nie tych dzieci!

- Masz rację, Agatko - przyznał dyrektor.

- Dziękuję! - Westchnęła już spokojniejsza.

- Barty... - Dyrektor zwrócił się do mężczyzny. - To twój wybór.

- No cóż... Czara wybrała. Czy pani Black i pan Potter tego chcą czy nie... Są uczestnikami turnieju.

- Ale to dzieci... - jęknęła Agata ze łzami w oczach.

- Moja droga, dadzą radę - stwierdził twardo Moody. - Michalina ma niezwykłe zdolności i jest mądra jak ty, a Harry ma olej w głowie i talent. - Nic na to nie powiedziała tylko wyszła wyraźnie zdenerwowana. Wyjaśniono nam wszystko, i od razu po tym pobiegłam na Wieżę Astronomiczną. Mama próbowała rozłożyć teleskop na zajęcia, ale coś jej nie szło, dodatkowo coś do siebie ciągle mamrotała.

- Mamo?

- Co tam? - spytała tak, jakby wszystko było okej, ale nie było.

- Wujek będzie zły? - spytałam, by trochę rozładować sytuację. To był taki prawdziwy żart tej rodziny.

- Tak - zachichotała. - Tata też. Kurczę, też bym chciała brać udział w tym turnieju - wyznała nagle.

- Ja też, ale jako starsza.

- Kochanie, dasz radę! - Złapała mnie za ramiona i spojrzałam jej w oczy. Były czekoladowe. - Jesteś niezwykle zdolna. Jak ja zresztą, więc nie ma dla ciebie nic strasznego.

- I skromna - stwierdziłam i zaśmiałam się.

- Też. Kocham cię, słonko - wyznała i pogłaskała mnie po policzku.

- Ja ciebie też, a mam pytanie.

- No?

- Czemu jesteś tak blisko Kruma?

- He he, zazdrosna?

- Nie! - pisnęłam.

- Wmawiaj sobie, ale powiem ci. W czwartej klasie przyjechały do nas te same szkoły, co są teraz, ale tak po prostu, by się zapoznać. Zauroczyłam się w Stanislavie Krumie. - Na tę wiadomość prawie mi oczy wypadły z oczodołów. - Ale odkochałam się, bo się mocno zaprzyjaźniliśmy. - Zaśmiała się. - Po tym jak wyjechał, wciąż utrzymywaliśmy kontakt. On ożenił się, a ja wyszłam za Blacka. Zostałam chrzestną syna Stala, Wiktora. Kochanie, zamknij buzię, bo połkniesz muchę! - Zaśmiała się.

- ...CO?!

- Jak byliście mali bał się ciebie dotknąć, choć go zapewnialiśmy, że się nie rozlecisz! Kiedyś odwiedzaliśmy się bardzo często, ale jakoś tak wyszło, że nie widzieliśmy się już z dobre dziesięć lat. Znaczy wy, bo ja im wjeżdżałam na chatę, co jakiś czas. - Wzruszyła ramionami. - Oni, niestety, nie mieli tyle czasu.

- Czyli znam go od urodzenia?

- Tak.

***

Dni mijały, a ja właśnie siedziałam z Mionką oraz Ginny nad brzegiem jeziora i odrabiałyśmy lekcje. Nagle usłyszałyśmy jakieś dzikie chichoty. Spojrzałyśmy w stronę źródła dźwięku i ujrzałyśmy tłum dziewczyn biegnący za Wiktorem. On nie zwracał na nie uwagi i ćwiczył dalej. Było łokropnie zimno, a on był w samych dresach i w koszulce! Aż przeze mnie dreszcze przeszły. Spojrzał się na nas i uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Fanklub mnie zabijał wzrokiem, a Ginny trąciła łokciem.

- Wujek Syriusz będzie zazdrosny!

- Matko, co wy macie z tym moim ojcem?

- Nic, tylko będzie chronił swoją kochaną córeczkę. - Uśmiechnęła się uroczo Hermi.

- Oj, już cicho, bo Snape dostanie źle odrobioną pracę domową - syknęłam i wróciłam się do książek z lekkimi rumieńcami na twarzy...

***

Kilka dni później sprawdzono nam różdżki u dyrektora i okazało się, że musieliśmy mieć wywiad z Ritą Skitter... Nie znosiłam baby i chyba była znana na całym globie, bo wszyscy byli nią przerażeni. Pierwszego porwała Harrego.

- Fleur, może się wymkniemy? - spytałam, biorąc ją pod ramię.

- Właśnie rozmyślam nad tym - wyznała, drapiąc się po brodzie.

- Można z wami? - spytali chłopcy.

- Wiktorku! - pisnęła Rita, wypuściwszy Harrego.

- Ceddrick, ratuj! - szepnął do niego ze „strachem" w oczach.

- Radź se sam, stary. Spoko, nie uciekniemy.

- Będzie dobrze! - Uśmiechnęła się do niego Francuzka, a on zniknął w składziku na miotły. - Założę się, że będzie pytać o ciebie!

- Kolejna! - Zrezygnowana usiadłam na fotelu.

- Misiu, kochanie! - Ta kobieta, to jakaś torpeda...

- Dla pani Michalina - mruknęłam.

- Oj, już chodź! - jęknęła i pociągnęła mnie za sobą. - A więc jak się czujesz po odzyskaniu ojca?

- A co to ma do rzeczy?

- Kochasz go?

- Oczywiście, ale co to ma do rzeczy?! - Zdenerwowałam się.

- A pana Kruma?

- Słucham?

- No przyznał, że jest między wami chemia, a po za tym to widać.

- Nie można widzieć rzeczy, której nie ma... Nie powiedziałam, że jest jedynym, którego kocham! Ani, że już sobie to powiedzieliśmy! Kłamstwo kłamstwem kłamstwo pogania! Żałosne - prychnęłam i cisnęłam kretyńskim, magicznym piórem o ścianę. Następnie wyszłam, trzaskając drzwiami. Co za idiotka!

- Kochana, co się stało? - spytała Fleur.

- Uważajcie, bo obojętnie, co powiecie pióro napisze i tak krętactwo - warknęłam wściekła i poszłam do Hagrida. Hermi nie wiem, gdzie jest, a do Rona nie pójdę, bo się obraził. Harry pewnie jest już w naszej wieży, ale po prostu miałam chęć odwiedzić Rubeusa. Zapukałam grzecznie i weszłam na miłą na gawędkę. Powiedział mi, że pierwsze zadanie to pokonanie smoka. Hagrid powiedział, bym tylko powiadomiła Kruma i Fleur, bo Ceddrickowi ma powiedzieć Harry, a ten dowie się jutro... Nie wiem, coś mi tam mówił o jakimś planie, ale to było chaotyczne... Po herbatce pobiegłam do Pokoju Wspólnego krukonów. Tam mieszkały uczennice Francji. Luna Lovegood wpuściła mnie i powiadomiłam przyjaciółkę o zadaniu. Pogadałam też miło z Gabrielle, ale pytanie, jakie mi zadała mnie zamurowało...

- Misia... - Zaczęła zarumieniona. - No bo znasz takiego wysokiego chłopaka z białym pasemkiem włosów nad czołem... Jak ma na imię?

- On? Regulus Black, kochana i jest moim bratem - opowiedziałam ze śmiechem. Brat dawno nie odwiedzał ciotki Felicji, więc pewnie go mała nie pamiętała.

- Ojejku... - mruknęła lekko zawstydzona.

- Gabrielle, oj, ja coś widzę... - Zatańczyłam brwiami z głupim uśmieszkiem.

- Jeśli ty coś widzisz, to naprawdę cud! - wyznała, przesadnie akcentując, Fleur.

- Przestań! - syknęłam i zmroziłam ją, na co się tylko z siostrą zaśmiały. - Jakie pamiętliwe... - mruknęłam. - Dobra, lecę do Kruma! - zawołałam i już miałam wychodzić, ale Fleur zagwizdała. - Powiedzieć o zadaniu, głupku!

- Tak, tak... - mruknęła, kiwając głową, za co dostała poduszką. - No mówię, że tak!

- Ups! - Udałam skruszoną, a następnie zaśmiałam się i poleciałam na błonia, bo pewnie tam ćwiczył. Oczywiście się nie myliłam. Tylko że po prostu sobie stał i patrzył na taflę wody, a nie ćwiczył. Z tego wszystkiego zapomniałam swetra, ale to nic, nie chciało mi się już wracać.

- Cześć! - Przywitałam się.

- Witaj. - Uśmiechnął się do mnie nieśmiało.

- Chciałam ci powiedzieć... - Zaczęłam, ale znowu się zapatrzyłam w jego oczy.

- Tak? - Ponaglił mnie, a ja się obudziłam. Dodatkowo złapałam się nieświadomie za ramiona, bo zawiało chłodem. Koszulka na taką pogodę, to nie najlepszy pomysł.

- Zadanie, to smoki - mruknęłam, spuszczając wzrok.

- Co? - Zdezorientował się.

- Pierwsze zadanie - wyjaśniłam.

- Aha, dzięki... - powiedział i zauważył, że stoję w samej koszulce. - Musi ci być zimno, masz... - Zdjął swoją bluzę i założył na mnie. - Wyglądasz całkiem jak ta dziewczyna. Zobacz! - Wskazał na dziewczynę na zdjęciu, które było na bluzie.

- Wiesz, to długa historia...

- Może się przejdziemy i mi ją opowiesz? - zapytał z nadzieją.

- Z chęcią, ale nie będzie ci zimno?

- Nie - zapewnił.

- Okej, więc ta dziewczyna, to moja mama.

- Więc to ty? - zapytał ni z tego ni z owego.

- Kto ja? - spytałam, a on pokazał mi ruchome zdjęcie z chłopcem, który boi się podejść do niemowlęcia. - Jejku, ja też mam to zdjęcie! Tak, to ja, a ten przystojniak to zapewne ty? - dopytałam, choć znałam odpowiedź.

- Tak - potwierdził i zaśmiał się. - Podobno ubzdurałem sobie, że jak ciebie dotknę, to się pokruszysz.

- Jestem twardsza, niż myślisz.

- Tak? Nie widać.

- Weź się lepiej zapoznaj z moim bratem i bliźniakami, bo macie te same idee - wyznałam, na co się zaśmialiśmy. Następnie udaliśmy się do zamku. Wiktor to naprawdę miły gość, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda. Rozdzieliliśmy się przy schodach, on szedł do lochów, a ja na wieżę. Weszłam na pierwsze półpiętro i zorientowałam się, że nadal mam na sobie jego bluzę. Szybko zbiegłam do lochów i na szczęście był jeszcze poza dormitorium. W drodze zdjęłam ją i dogoniłam chłopaka.

- Zapomniałam oddać... Dzięki - mruknęłam, rumieniąc się.

- Proszę. - Uśmiechnął się do mnie serdecznie.

- To ja ten, no. Dobranoc - wydukałam, śmiejąc się trochę.

- Dobranoc! - Pomachał mi, gdy już odchodziłam w swoją stronę. Musiałam, by nie zauważył mych różowych polików. Kiedy weszłam do dormitorium od razu naskoczyły mnie Ginny i Hermiona.

- Misia! - pisnęła Herm.

- Co?

- On ci się podoba! - stwierdziła Ginny i mną potrząsnęła szczęśliwa.

- A ty jemu!

- Nie wiem, o czym mówicie - mruknęłam.

- To po co do niego poszłaś na błonia?

- Powiedzieć miałam mu i Fleur o tematyce zadania.

- Ta i byłaś z nim ponad pół godziny - stwierdziła sceptycznie Herm.

- Gadaliśmy o naszych rodzicach i przepraszam, że nie biegam od i do ludzi jak szalona.

- Nie znoszę, jak masz wytłumaczenie na wszystko - mruknęła Ginny i śmiała przymrużyć na mnie oczy!

- Wiem, Ginevro - wypowiedziałam jej znienawidzone pełne imię w zemście, za co dostałam poduchą w twarz.

***

Nastał dzień pierwszego zadania. Denerwowałam się strasznie. Trochę miałam wrażenie, że w tym stroju, który mi dali, trochę się duszę, no straszne uczucie. Nagle do namiotu wpadła Hermiona wraz z Regulusem. Dziewczyna została przy Harrym, a mój brat podszedł szybko do mnie.

- Chodź tu, przytul się! - rozkazał, a ja bez żadnego protestu to zrobiłam. Było to dla mnie takie pomocne, od razu poczułam się lepiej. - Nie daj się im, malutka - szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.

- Nie mam wyboru - wyznałam i zachichotałam cicho.

- Czemu?

- Gdybym zginęła, to by wujek mnie wskrzesił i powiedział kazanie, a tego nie chcę.

- No proszę! Mała panienka Black gra na dwa fronty! O i panna Granger. - Ta kobieta jest chyba naprawdę pozbawiona mózgu.

- Nikt tu cię nie zapraszał! - warknął w jej stronę Wiktor.

- Więc rusz swój arogancki tyłek i wynocha stąd! - Dołączyłam się.

- Nie można tu wchodzić nikomu oprócz nas i naszych przyjaciół. - Ta na to tylko prychnęła i wyszła.

- Dobrze, podejdźcie! - zawołał nas pan Crouch. - Wasz cel jest jeden. Macie zdobyć złote jajo, którego pilnują smoki. Teraz je wylosujecie... Panno Delacour. - Podał jej worek, a ona wyjęła zielonego smoczka. - Walijski Zielony, uuu. Panie Diggory. - Wyjął swojego. - Szwedzki Krótkopyski. Panie Krum... - Wyjął stworzonko. - Ogniomiot Chiński. Pan Potter, Rogogon Węgierski. I na koniec panna Black... Spiżobrzuch Ukraiński.

- Wychodzicie po kolei. Ceddricku, ty wychodzisz pierwszy na strzał... - wyjaśnił mu dyrektor, a raczej próbował, bo Filch nie ogarnął i strzelił. - No teraz - mruknął zażenowany i poklepał chłopaka po plecach.

Podeszliśmy do wyjścia i patrzyliśmy jak on walczy. Następna była Fleur, Harry, a przed chwilą poszedł Wiktor. Powiedziałam mu: "Powodzenia", na co się uśmiechnął. Poradził sobie bez problemowo, ale mniej brawurowo niż jego poprzednik. Nadszedł czas na mnie... Ludzie skandowali moje imię. Niepewnie weszłam na arenę i rozglądałam się za smokiem. Skradałam się powoli przy skałach, wyszłam na wolne pole, ale od razu się cofnęłam, ponieważ smok zionął we mnie ogniem. Krążyłam tak z dłuższą chwilę, ale nie mogłam się zbliżyć do jaja. Po chwili jednak wpadłam na pewien pomysł. Wybiegłam tuż przed niego i spojrzałam w oczy. Wyciągnęłam różdżkę w górę i wypowiedziałam zaklęcie patronusa. Wyleciał z mojej różdżki wielki, jasnobłękitny smok. Wiem, że mnie nie uchroni, ale przynajmniej odwróci uwagę gada. Kiedy prawdziwy smok odwrócił się i poleciał za patronusem, ja podbiegłam po jajo. Niestety smok machnął ogonem, przez co potknęłam się i rozcięłam nogę. Dodatkowo się nie skupiłam, a patronus zniknął. Do tego jeszcze różdżka mi wypadła, a nie mogłam do niej podejść, bo przez tę cholerną nogę ledwo co się ruszałam, a czołgać się by było tu ciężko. No super... Miałam jeszcze jeden bardzo głupi plan. Poczekałam, jak smok we mnie zionie SILNYMI płomieniami. Wszyscy krzyczeli bym uciekała, krótko mówiąc, olałam ich kompletnie. Powstrzymywali niektórych (dowcipne trio), by mi nie pomagali. Ja tylko liczyłam, by się nie pomylić.

- Jeden...

- Michalina! - ryknęła moja matka przerażona.

- Dwa...

- UCIEKAJ!!! - krzyczeli wszyscy.

- Trzy... Protego! - wykrzyknęłam głośno zaklęcie ochraniające w tym samym momencie, kiedy smok mnie zaatakował ogniem. Odrzuciło mnie idealnie do jaja. Lądowanie trochę bolało, ale złapałam jajo szybko, ukończyłam zadanie. Smok jednak nie znał słowa "koniec", więc wciąż bronił jaja. Na szczęście jego opiekunowie się nim zajęli, a ja mogłam być już spokojna. Zatrzymali smoka, ja się położyłam na plecach i zaczęłam się śmiać szczęścia. Na arenę wbiegła mama i przytuliła mnie mocno. Brat, mimo zakazu wskakiwania na teren zadania, zrobił to i też się przylepił. Następnie wziął mnie na ręce i z jajem na moich rękach poszliśmy z panią Pomfrey do Skrzydła Szpitalnego. Niedługo po naszym przybyciu, przybyła cała reszta. Jak się okazało, Gabrielle weszła na arenę i znalazła moją różdżkę. Miło z jej strony. Pielęgniarka kazała iść Ginny po Feirera. Stwierdziła, że nie będzie marnować swojego asortymentu, skoro mam własny. Ptak usiadł mi na kolanie i zapłakał nad raną. Po chwili jej już nie było. Przytulił się do mnie mocno, ale następnie dziobnął dotkliwie w ucho...

- Aua! Za, co?! Nie obraziłam cię jeszcze w tym tygodniu!

- Opowiedziałam mu coś zrobiła - oznajmiła Ginny, a on znowu mnie dziobnął.

- Dobra! Więcej nie będę... w tym tygodniu.

- MICHALINA!!! - ryknięto na mnie.

- No żartowałam - mruknęłam, by mi dali spokój.

- Ale trzeba przyznać, że pomysł z odrzutem był dobry - stwierdził George, tylko on mnie rozumie!

- Dobry?! Gdyby nie jej zdolności, to już by albo była w stanie ciężkim lub gorzej.

- Trzeba korzystać z tego, co się ma - westchnęłam.

- Ty się ciesz, że to masz - zganiła mnie matka, zakładając ręce na piersi.

- Ciesz się, że Reg tego nie używa.

- Ja nie powiedziałem, że nie używam! - Zbulwersował się, ale zobaczył wzrok mamy i się lekko przestraszył. - Znaczy ja go nigdy nie użyłem! - Podniósł ręce do góry w geście obrony.

- Chłopcy? - zwróciła się do jego paczki.

- To najszczersza prawda, proszę pani! - wyznali chórem.

- Co ja z wami malce mam...

***
Minęło jakieś pół miesiąca od pierwszego zadania. Ogłoszono bal bożonarodzeniowy i teraz musimy się nauczyć tańczyć, bo McSztywna stwierdziła, że nie możemy się zbłaźnić. Siedziałam wielce znudzona i patrzyłam na przerażoną minę Ronalda, który tańczył z profesor McGonagall! Po chwili chłopcy mieli zaprosić resztę dziewczyn i też ćwiczyć. Do mnie podszedł mój kochany braciszek. Miałam idealną okazję, by z nim pogadać...

- Wiem, że Gabrielle ci się podoba.

- A ja, że tobie Krum.

- Nie pr...

- Nawet nie wiesz, jak to widać - przerwał mi. - Wszyscy to widzą tylko nie wy. Niemożliwe, że tylko on ciebie onieśmiela.

- Odezwał się ten, który się przed nikim nie onieśmiela - prychnęłam.

- No odezwał się - odparł z nutą wątpliwości.

- W takim razie idź do Gabrielle i zaproś ją na bal. A jak nie, to ja to zrobię za ciebie.

- Nie! Nie waż się. Po za tym, ty też pewnie nikogo nie masz. A może Wiktor?

- Dziewczyna nie zaprasza chłopaka na bal. Taka norma.

- Ale ty nie jesteś normalna.

- Cicho.... Mnie raczej nikt nie zaprosi...

- Nie znasz się na naszym rozumowaniu. Jesteś za piękna, by ciebie nikt nie zaprosił. Poczekaj... A nie zaprosił ciebie McLaggen?

- Nie wiem o czym ty mówisz... - mruknęłam zażenowana.

- Dobra czekaj na swojego Krumcia! - Nic na to nie odpowiedziałam. Po prostu nadepnęłam mu na stopę z uśmiechem zwycięzcy.

***

Siedziałam sobie w bibliotece i czytałam książkę. Nagle spojrzałam od niechcenia na dwór i zauważyłam, że jezioro jest dobrze oblodzone. Tylko wokół statku magicznie woda nie zamarzła. Postanowiłam pójść na łyżwy. Już parę razy to robiłam tutaj, więc chyba Dumbledore się przyzwyczaił do dziewczyny jeżdżącej wokół zamku na lodzie. Odłożyłam książkę i pobiegłam do pokoju po sprzęt. Następnie udałam się nad jezioro i usiadłszy na kamieniu, założyłam łyżwy. Wślizgnęłam się na zbiornik i już czułam się wniebowzięta. Uwielbiam to! Czuję się wtedy taka wolna. Bez ograniczeń. Z daleka zauważyłam kogoś przyglądającego mi się z brzegu. Podjechałam i zobaczyłam Wiktora. Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.

- Pięknie jeździsz.

- Dzięki - mruknęłam i zarumieniłam się lekko.

- Trudne to jest?

- Nie - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. - Chcesz spróbować?

- Nie mam na czym... - Pstryknęłam palcami i jego buty dorobiły się ostrzy. - Cofam to, co mówiłem! - Zaśmiał się.

- Podaj mi rękę! - Zachęciłam go, więc zrobił to i niepewnie wszedł na lód. Prawie od razu się przewrócił. - Teraz rób tak... - Pokazałam mu jak ruszyć z miejsca i pociągnęłam lekko do przodu. - Możesz sobie liczyć. Raz, dwa, raz, dwa...

- Raz, dwa, raz... wow! - Znowu prawie się wywalił. - Okej, raz dwa, raz, dwa... - W około pół godziny się w miarę tego nauczył. Śmialiśmy się przy tym niesamowicie. Jechaliśmy tak sobie i nagle klepnęłam Wiktora w ramię...

- Berek!

- Ej! Zaraz cię złapię! - Po chwili jakimś cudem mnie złapał i teraz ja go goniłam. I tak parę razy. Aktualnie on mnie gonił. Odwróciłam się, a go za mną nie było. Nagle poczułam jak oplata ręce wokół mojej talii. Tak się go przestraszyłam, że aż się poślizgnęłam i się wywaliliśmy. Śmialiśmy się do rozpuku i nie zwracaliśmy uwagi, że leżymy na lodzie. Wstałam i mu też pomogłam. Postanowiliśmy już wracać. Chciałam już ruszyć, ale chłopak mnie zatrzymał.

- Misia... - Zaczął niepewnie.

- Co tam? - Uśmiechnęłam się do niego wesoło.

- No, bo... Tak sobie pomyślałem, że może... Zrozumiem, jeśli nie chcesz... No tak tylko pomyślałem, to jak?

- Nie odpowiem, bo zapomniałeś powiedzieć, o co chodzi - powiedziałam i zaśmiałam się serdecznie.

- A! No...

- Tak?

- Poszłabyś ze mną na bal? - wypalił i spojrzał mi tym razem odważnie w oczy. Jeśli mam być szczera, to mnie lekko zatkało, ale w sumie to rozpierało mnie szczęście.

- Chętnie! - odpowiedziałam szeroko uśmiechnięta.

- Naprawdę? - spytał się głupio, na co przytaknęłam ze śmiechem. - To super! To będę na ciebie czekał przed wejściem do Wielkiej Sali, okej?

- Dobrze. Wiesz, może już wracajmy, bo się ściemnia.

- Oczywiście. - Zgodził się i podjechaliśmy do brzegu. Tam zmieniłam jego buty z powrotem i po tym jak założyłam swoje, ruszyliśmy do szkoły.

***

Był jeden dzień przed balem i przy robieniu pracy dla Snape'a chłopaki sobie zaczęli gadać, bo po co się nie narażać nietoperzowi?

- Zobaczysz - powiedział Ron do Harrego. - Wyjdzie, że tylko my nie mamy pary.

- Zapomniałeś o Nevillu - dopowiedział Potter i zaśmiali się.

- Ale Neville już kogoś ma - oznajmiła im Herm.

- No to super... - mruknął rudy. Fred nagle rzucił mu karteczkę, a ten ją przeczytał. - A wy z kim idziecie?

- Hej, Angelina. Angelina! - Fred krzyknął do niej szeptem.

- Co?

- Pójdziesz na bal ze mną? - mówił cicho i pokazał jej to samo na migi.

- Tak, chętnie. - Zgodziła się i uśmiechnęła się do przyjaciela, a ten puścił Ronowi oczko.

- Hej, Misia, Hermiona... Bo wy jesteście dziewczynami...

- Spostrzegawczy jesteś - prychnęłam.

- No jak my przyjdziemy sami, to nie jest źle, ale jak dziewczyna tak zrobi... - Oburzone, jak jeden mąż, wstałyśmy i do niego podeszłyśmy.

- Tak się składa, że ktoś nas zaprosił... - warknęłyśmy do nich. Następnie oddałyśmy prace nauczycielowi. - I się zgodziłyśmy! - oznajmiłyśmy i kątem oka zauważyłam, że Miona patrzy na Georga. Zwijał ze śmiechu.

- Ej, idziesz z Georgem na bal? - spytałam, gdy już wyszłyśmy z sali.

- Tak! - Zaśmiała się. - A ty?

- Tajemnica - mruknęłam i puściłam jej oczko.

***

Musiałam się już szykować na bal, ale co? Nie miałam sukienki. Dlaczego? Bo matka się uparła, że mi załatwi. Na szczęście nagle wparowała mi do pokoju z pakunkiem. Na ostatnią chwilę...

- Fajnie, że w końcu mam co na siebie włożyć - mruknęłam, patrząc na nią zła.

- Kochana, to nie taka zwykła sukienka. Byłam w niej na moim pierwszym balu i to z tatą Wiktora. Tyle to trwało, bo poprosiłam Madam Malkin, żeby ją odnowiła i efekt jest tak samo powalający, jak dwadzieścia lat temu! - Zaśmiała się i poszła. Następne wparowały do pokoju Ginny i Hermiona. A i teraz dzielę dormitorium tylko z nimi, bo... w sumie to nie wiem.

- Szykuj się! - krzyknęła zdenerwana Miona.

- Wiem... Dostała fioła - mruknęła Ginn.

- Stroisz się tak dla Georga?

- Tu chodzi o kogoś innego... - wyjaśniła ruda.

- No tak! Przecież musisz pokazać Ronaldowi, na co cię stać!

- A jak! - Wyszczerzyła się Miona do nas. - Do roboty!

No i tak się szykowałyśmy. Robiłyśmy sobie fryzury, lekkie makijaże itp. W końcu spojrzałyśmy na siebie.

- Wyglądacie bosko! - powiedziałyśmy jednocześnie, co wywołało u nas wybuch śmiechu. Po tym udałyśmy się do Wielkiej Sali.

Szczerze, denerwowałam się. Nie wiedziałam, czy się spodobam, itd. Ginny po drodze zgarnął Neville, więc zostałyśmy same. Z Hermioną postanowiłyśmy zrobić wielkie wejście. Znaczy dumne. Widziałyśmy naszych przyjaciół pod schodami. Najbliżej stał George, a Krum gadał z kolegami. Hermiona miała wyjść pierwsza. No takie dwie największe kujonice szkoły, a takie piękne panny... Jak Ron zobaczył przyjaciółkę, to nie mógł oderwać wzroku. Bliźniaczki Patil się nią zachwycały. Nie dziwię się. George, wielce rady, nonszalancko podał Mionce ramię i poszli do Wielkiej Sali. Zauważyłam, że Wiktor też się na nią patrzył, ale chyba tak po prostu, mam nadzieję... Nieważne. Okej, nadszedł czas na mnie. Wyszłam wyprostowana ze uśmiechem na twarzy na schody. Teraz wszyscy zwrócili wzrok na mnie i była niezła reakcja. Kruma musiał obudzić przyjaciel. Troszku się zapatrzył... Jeszcze szerzej uśmiechnięta zeszłam na dół i podałam rękę przystojnemu Bułgarowi. Wyglądał niesamowicie. Pani McGonagall kazała się ustawić parami do tańca rozpoczynającego. Harry był zakłopotany, bo nie był mistrzowskim tancerzem. Jakoś go Parvati wyratuje, ona da radę. Ja miałam kogo innego na głowie... Wyszliśmy parami do Wielkiej Sali. Wszyscy szeptali, a ja się do wszystkich serdecznie uśmiechałam. Po drodze ujrzałam brata z... Gabrielle! Pokazałam mu kciuka w górę, a ten się zażenował, za to mała się zaśmiała. No małą siarę trzeba zrobić bratu, hi hi. Stanęliśmy na środku sali i zaczęło się. Wiktor strasznie dobrze prowadził. Nie wiem czemu, ale jak z kimś tańczę, to zawsze się śmieję. Teraz próbowałam się pohamować, ale i tak się chichrałam. Krum też się śmiał, ale z mojego zwyczaju. Nie dziwię się. Jak mnie podniósł i okręcił było niesamowicie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Do tańczących dołączył jeszcze Dumbledore z McGonagall. Po tej piosence tańczyłam dalej z moim partnerem. Później się zamieniliśmy z Regiem i ja tańczyłam z nim, a Wiktor z małą Francuzką. Była znacznie młodsza i niższa od niego, więc to było urocze jak tańczył z dziewczynką. Mimowolnie się uśmiechnęłam na ten widok. Cały wieczór był niesamowity. Oczywiście poszłam na parkiet jeszcze z moimi przyjaciółmi, Dumbledorem, a nawet Snapem. Sam mnie zaprosił. Wielce mnie to zaskoczyło, jak zobaczyła nas mama, to aż się zakrztusiła ponczem. Co do niej, też się świetnie bawiła. Po takich towarzyskich tańcach przyszedł czas na Fatalne Jędze! Uwielbiam! Z Wiktorem śmialiśmy się, krzyczeliśmy, tańczyliśmy wśród tłumu. Flitwick był u nas na rękach nawet. Zmęczeni poszliśmy się czegoś napić. Chłopak powiedział, że pójdzie po napoje, a ja chciałam pójść do Harrego i Rona, ale zauważyłam, ze kłócą się Hermioną. Znaczy tylko rudy, ale Harry nic z tym nie robił. Kątem oka zauważyłam Draco, który normalnie spada na krzesło. Postanowiłam zagadać do kuzyna...

- Cześć, fretko! - Przysiadłam się do niego.

- Cześć, niedźwiadku! - wysapał.

- Co taki zdyszany? - spytałam zdziwiona.

- Powiem jedno słowo. Pansy.

- Zaprosiłeś mopsa?!

- Nie! Przyszła z jakimś innym ślizgonem, ale ode mnie nie może się oderwać.

- Ha ha! A z kim przyszedłeś? Z wydrą?

- Nie - syknął - Z Astorią.

- O, puchoneczka - mruknęłam zadowolona i zatańczyłam brwiami.

- Jest taka jak ty, wiesz? Wszędzie widzi dobro.

- Ooo, mój kuzynek mnie lubi - powiedziałam to słudziutkim tonem i wytarmosiłam mu policzek. - Dobra, koniec tych słodyczy! Lecę do swojego partnera.

- No leć do swojego Krumcia! - krzyknął ze śmiechem.

- Malfoy! - pisnęłam i zmroziłam go wzrokiem oraz pogroziłam mu palcem. - Uważaj, bo zawołam Mopsa! - Udał tylko krzyk przerażenia i się zaśmialiśmy. Następnie znalazłam Wiktora i bawiliśmy się dalej... Z balu wróciliśmy jako jedni z ostatnich. Bułgar odprowadził mnie do portretu Grubej Damy.

- Było mi niezmiernie miło. Świetnie się bawiłam - wyznałam i uśmiechnęłam się wesoło do chłopaka.

- Jestem ci wdzięczny za to, że się zgodziłaś.

- To ja dziękuję, że mnie zaprosiłeś... - mruknęłam ze śmiechem. Następnie, po chwili zawahania, pocałowałam go w policzek. Ostro się zdziwił, a ja tylko pomachałam mu na pożegnanie i weszłam do Pokoju Wspólnego. Szybko się przebrałam i zasnęłam z szerokim uśmiechem na mordce.

***

Siedziałam sobie nad jeziorem i rozmyślałam nad drugim zadaniem. Miało być już za dwa tygodnie, jak otwierałam jajo, to krzyczało niemiłosielnie i nic nie rozumiałam. Miałam je w łapkach, ale bałam się ogłuchnąć, więc tylko na nie patrzyłam. Spojrzałam na gładką tafle wody. Przypomniało mi się, ze czytałam o dźwiękach. W wodzie dźwięk rozchodzi się inaczej... Nagle mnie olśniło. Nie myśląc za wiele, zdjęłam buty i weszłam do jeziora. Kiedy woda sięgała mi ramion, postanowiłam się zanurzyć. Następnie otworzyłam jajo, które zaczęło śpiewać...

Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos,
Nad wodą nie śpiewamy, taki nasz już los,
A kiedy będziesz szukał zaśpiewamy tak:
To my mamy to, czego tobie tak brak.
Aby to odzyskać, masz tylko godzinę,
Której nie przedłużysz choćby i o krztynę.
Po godzinie nadzieję przyjdzie ci porzucić,
A to, czego tak szukasz, nigdy już nie wróci.

Wynurzyłam się i szybko zamknęłam złotko. Po tym zrobiłam dwa wdechy, a po tym zaczęłam piszczeć i skakać jak szalona. Byłam naprawdę szczęśliwa, że rozwiązałam zagadkę. Od razu wiadomo, że to o trytony chodzi, to z nimi jest związane zadanie. Wyszłam z wody i od razu pobiegłam się przebrać. Musiałam poszperać w bibliotece, by znaleźć coś, co mi pozwoli przetrwać pod wodą godzinę...

***

Na miejsce zadania udałam się z Lee i bliźniakami. Przebraliśmy się szybko i czekaliśmy w okropnym zimnie. W końcu usłyszeliśmy gwizdek, więc jak jeden mąż skoczyliśmy do wody. Gdy się zanurzyłam rzuciłam na siebie zaklęcie Bąblogłowy. Płynęłam wśród gęstych roślin. Druzgodki chciały mi podokuczać, ale chyba wyczuwały, co potrafię. Minęło z czterdzieści minut. Miałam zegarek, który dostałam od taty. Zobaczyłam nagle czerwone światło. Ktoś nie dał rady... Dopłynęłam po chwili do królestwa trytonów. Był już tam Harry i Ceddrick. Puchon już odpłynął z Cho. Następnie Wiktor z głową rekina uratował przyjaciela. Ja zauważyłam mojego brata, Potter już odpływał z Ronem. Nigdzie nie widziałam Fleur... To ona zrezygnowała. Nie... Gabrielle nie może tu zostać. Szybko podpłynęłam. Różdżką rozcięłam więzi brata, a umysłem przyjaciółki. Trytony to jednak zauważyły i mnie zaatakowały. Walczyłam z nimi i nie mogłam wyprowadzić moich bliskich na powierzchnie... Umysłowo użyłam zaklęcia, które odepchnęło przyjaciół na powierzchnie. Udało się! Obudzili się i dopływali do wież. Ja wciąż użerałam się z morskimi stworzeniami. Skończył mi się czas i powoli traciłam dech... nie wiem jak, ale stworzyłam jakąś silną barierę, która odepchnęła trytony. Tym razem różdżką się posługując, wyskoczyłam na powierzchnie. Złapałam oddech i znów wpadłam do wody. Resztką sił podpłynęłam do reszty zawodników i innych uczniów. Wiktor i George mnie wciągnęli na wieżę i byłam już bezpieczna. Strasznie się zmęczyłam. Okryli mnie ręcznikami i w ogóle wszystkim co mieli. Mama usiadła i oparła mnie o siebie.

- Czemu masz taki fart do kłopotów, co? - mruknęła i zaśmiała się, ale widziałam, że miała w oczach łzy szczęścia.

- Misia! - pisnęła Fleur i mocno mnie przytuliła. - Jejciu, ty ją uratowałaś... Narażając się, dziękuję!

- Nie zostawiłabym przyjaciółki w potrzebie. - Poczochrałam Gabrielle po głowie.

- Dziękuję! - pisnęła.

- Chodź, się przytul - mruknęłam słodko i przyciągnęłam ją i mocno mnie objęła. - Ktoś jeszcze? - Zaśmiałam się.

- MY! - Przyjaciele się na mnie rzucili.

- Niedługo doprowadzisz do mojego zawału - stwierdził Bułgar.

- Nie specjalnie przecież - obroniłam się i uścisnęłam go. - Cieszę się, że tobie nic nie jest - mruknęłam cicho. Chciał coś odpowiedzieć, ale nie dane mu to było.

- Mamy wyniki! - krzyknął Drops - Pierwsze miejsce... Ceddrick Diggory! Z uzgodnieniem jurorów drugie miejsce ma... Michalina Black! Wykazała się odwagą i wiernością... i trzecie miejsce zajmuje Wiktor Krum!

- No teraz mnie zatkało... - Zaśmiałam się.

***

- Byliście niesamowici! Harry nauczył Rona w pięć sekund pływać, a Michalinka - Hagrid uśmiechnął się do mnie dumnie - zachwyciła wszystkich. Jeszcze pamiętam, coście rozrabialiście! - Zaśmiał się.

- Ciągle rozrabiamy - stwierdził Ron.

- Taka nasza natura! - Dołączyła Hermiona.

Zaczęliśmy śpiewać i się śmiać, ale zauważyłam, że Harrego coś przestraszyło. Podeszłam cicho i zajrzałam mu przez ramię, by zobaczyć, na co patrzy... Zasłoniłam usta ręką. Zobaczyłam martwe ciało... Pana Croucha.

- Hagrid!

- Co? O cholibka...

Ludzie z ministerstwa zajęli się martwym ciałem. Ja z Harrym poszłam do dyrektora, by z nim o tym pogadać. Przyjaciel opowiadał mi o małym szaleństwie pana Croucha. Dziwne, ale ten tik też był mi znajomy... Powiedzieliśmy hasło i weszliśmy do środka. Zanim otworzyliśmy drzwi do gabinetu, podsłuchaliśmy rozmowę Dumbledore'a z Knotem. Dyrektor mówił, żeby przerwać turniej, a minister ze względu na swoją reputacje nie chciał tego zrobić. Niech w końcu zmienią ministra! Nagle Moody otworzył drzwi, jak mieliśmy już zapukać.

- O, Harry! Michalinka, witajcie! - Przywitał się z nami minister.

- Może przyjdziemy później?... - mruknął Harry.

- Nie, spokojnie, już skończyliśmy. Poczekajcie na mnie chwilę... Może spróbujecie? - Dyrektor wskazał na słodycze w misce. - Tylko uważajcie... są ostre. - Wyszli, a Harry wziął garstkę przysmaku. No faktycznie ostre. To coś ugryzło go! Śmiałam się do rozpuku, ale nagle on wcisnął coś w podłodze i ukazała się nam...

- Myślodśiewnica! Niesamowite...

- Co to? - spytał Harry.

- Można na niej odtworzyć swoje myśli, wspomnienia... O, nawet jakieś jest. Chodź. - Zanurzyliśmy głowy w wodzie i zaczęliśmy spadać. Harry się darł, ale i tak go nikt go nie usłyszy, prócz mnie. Spadliśmy na siedzenia obok Dumbledore'a.

- Profesorze... - Ten zignorował go. Nagle ktoś się z dyrektorem przywitał i ich ręce nas przeniknęły. Potter się trochę przeraził...

- Spokojnie, Harry. - Zaśmiałam się z jego reakcji. - Dla nich nie istniejemy. To tak jakby projekcja. Projekcja z ministerstwa... - Zaczęto przykręcać jakieś kolce w stojącej na środku klatce. Zauważyłam, że sędzią był Barty Crouch. Do klatki wjechał Karkarow.

- Panie Karkarow. Chciał pan tu być na własne życzenie, tak?

- Tak.

- Ma pan coś do powiedzenia, tak?

- Naturalnie.

- Więc, co to takiego?

- Nazwiska. Evan Rosier.

- Rosier nie żyje. Czy to wszystko?

- Nie, nie, nie! Rookwood. Szpiegował dla nas.

- Chodzi o Rookwooda z departamentu tajemnic?

- Tak. Przekazywał nam informacje z ministerstwa.

- Rozpatrzymy tę sprawę, ale do tego czasu zostanie pan w Azkabanie.

- Nie, proszę! Powiem więcej! Severus Snape!

- Wiemy, że był śmierciożercą, ale przy mnie przeszedł na naszą stronę wraz z Regulusem Blackiem - rzekł stanowczo Dumbledore.

- Oni zawsze będą wierni jemu!

- Cisza! Jeśli nie podasz nam nazwisk prawdziwych śmierciożerców, to pójdziesz natychmiast do więzienia!

- Nie, nie, nie... - Karkarow uśmiechnął się perfidnie - Mam jeszcze jedno.

- Co?

- Nazwisko. Barty Crouch... - Wszyscy zamarli, a ktoś zaczął iść do wyjścia - ... Junior. - Ten, co wstał chciał zabić dyrektora Durmstrangu, ale go zatrzymano. Współczuję panu Crouchowi. Stracił syna... Na tym skończyło się wspomnienie...

- Ciekawość nie jest grzechem, ale radziłbym uważać - mruknął do nas dyrektor, patrząc w naszą stronę z reprymendą w oczach.

- To było dziwne.

- Myślodsiewnica, to ciekawy przedmiot.

- Tak. - Zgodziłam się z dyrektorem.

- Wciąż patrzę na to wspomnienie i już myślę, ze jestem tak blisko rozwiązania, a... ono i tak ucieka.

- Wie profesor... Miałam sen... Z synem pana Croucha.

- Ja też. Byłem w jakimś domu.

- Widziałam Voldemorta.

- I Glizdogona. I tam był jeszcze ten mężczyzna.

- Później przyszedł wąż i Tom zabił tego człowieka, który był dozorcą budynku.

- Jak często macie te sny? - spytał zaciekawiony mężczyzna.

- Ja miałam raz.

- Kilka...

- Wiecie... Lepiej czasami zapomnieć. - Wyjął swoje wspomnienie z głowy tak jak nam moja mama w trzeciej klasie. Spojrzał na tafle wody i głęboko się zadumał...

***

Jest sobota i mieliśmy wyjście do Hogsmeade! Umówiłam się z Ginny i Hremioną. Najpierw udałyśmy się do Miodowego Królestwa. Zauważyłam szczęśliwego Harrego, który mógł tu być już na legalu. Postraszył trochę wujostwo moim tatą, ale to szczegół nieistotny. Następnie poszliśmy po ubrania typu pamiątki z Durmastrangiem i Beuxbatons. Jeszcze byłyśmy u Zonka, a na końcu udałyśmy się do Trzech Mioteł. Śmiałyśmy się, plotkowałyśmy, gadałyśmy o chłopakach. W trakcie, przyszli do pubu jeszcze paczka moich braci, rudy i bliznowaty, parę dziewczyn z Beuxbatons i parę chłopaków z Durmstrangu. Jak zobaczyłam Wiktora, puls mi minimalnie przyspieszył. Szybko odwróciłam wzrok i zajęłam się rozmową...

- Miśka! - Szturchnęła mnie Ginny.

- Co?

- Wiktor się na ciebie ciągle patrzy - pisnęła podekscytowana.

- Może się patrzy na okno? - Postanowiłam się z nią trochę podroczyć.

- Przestań i pomachaj mu. Lubi cię!

- Serio?

- Jeszcze się głupio pyta - prychnęła Herm.

- Poszedł z tobą na bal, - cwana Ginny zaczęła wyliczać na palcach - na pierwszym zadaniu krzyczał najgłośniej byś uciekała, na drugim strasznie się martwił i prawie wskoczył po ciebie do wody i ciągle się na ciebie gapi. Ty go nie lubisz, że się wypierasz? - spytała mnie z wyrzutem.

- Lubię go! - krzyknęłam zdecydowanie za głośno i wszyscy się na mnie spojrzeli, szczególnie koledzy Kruma. Zaczeli go trącać łokciem i coś mówić z głupimi uśmiechami na twarzach.

- To pomachaj! - Potrząsnęła mną Hermiona, bym to zrobiła.

- Wstydzę się - pisnęłam i uwolniłam się od niej.

- Niemożliwe! Ty się niczego nie wstydzisz - powiedziała Ginny. - Uśmiechnij się ładnie!

- Po co? - spytałam, a ta kretynka zaczęła machać moją ręką do Wiktora. Natychmiastowo się uśmiechnęłam i próbowałam wyrwać rękę z uścisku rudej. On mi odmachał i się też uśmiechnął. Po tym dopiero młoda puściła moją rękę.

- Jakie to urocze - mruknęła rozmarzona Hermiona.

- O matko, - udałam podekscytowaną - po prostu jak Puszek!

- Słyszałam, że jest przeuroczy - mruknęła Ginny, trochę nie rozumiejąc mojego żartu.

- Pewnie od Hagrida - zgadłyśmy z Hermioną i zaśmiałyśmy się wszystkie.

***

Nastał czerwiec, a wraz z nim trzecie zadanie. Miałam niezłego pietra przed nim. Postanowiłam się odprężyć i przejść po zamku. Tak więc szłam sobie spokojnie, aż tu nagle ktoś mnie zatrzymał.

- Ekhem! - Odwróciłam się w stronę odchrząknięcia.

- Wujek, tata! - Podbiegłam do nich i mocno przytuliłam.

- Cześć! - Wujek poczochrał mnie po włosach.

- Witaj, misiaczku! - Tata przyklęknął i wycałował mnie po całej twarzy.

- Jesteście w dobrym humorze!

- A czemu mielibyśmy nie być? - Zdziwił się wujek.

- A nieważne... - Przypomniałam sobie list napisany od do mamy z odpowiedzią na mój udział w turnieju.

- A już chyba wiem. Trochę się wkurzyliśmy, że musisz się narażać...

- Ale tylko trochę... - mruknął Reg.

- Ale to przecież nie twoja wina, słonko.

- Uff... - Westchnęłam teatralnie.

- Jak dawno tu nie byliśmy... - mruknął wujek, rozglądając się dookoła. Tata mruknął tylko na zgodę.

- Nie tylko wy... - Obrócili się do człowieka, który to powiedział. Był to wysoki i dobrze umięśnony mężczyzna. Kogoś mi przypominał...

- Stala! - krzyknęli podekscytowani Blackowie i uścisnęli go. Czyli to był tata Wiktora.

- Hej, chłopaki! Czy to Misia? - zapytał, wskazując na mnie.

- Tak, to ona - potwierdził tato i spojrzał na Wiktora, którego dopiero zauważyłam. - O, Wiktor! No my się widzieliśmy na mistrzostwach. - Zaśmiał się.

- Czyli dobrze widziałem! Ale on na kogoś wpadł... Na kogo, bo już nie zdążyłem przyuważyć? Za szybko wybuchnąłem śmiechem - wyznał szczerze i poklepał syna po ramieniu. Chłopak był z lekka zawstydzony.

- Na Michalinkę - odparł podekscytowany Regulus.

- Ta... - mruknął chłopak i podrapał się po karku, na co się zachichotałam.

- Co ta paradoks! Kiedyś się bał ją skruszyć, a tera na nią wpada. To przeznaczenie!

- Tato! - Wiktor próbował uciszyć ojca.

- W sumie tak sobie to analizowałem i też tak uważam! - wyznał, tym razem, mój ojciec.

- Syriusz, skąd ta zmiana? - Wujek Reg udał wielce zdziwionego.

- Ej! - pisnęłam i walnęłam obu.

- Co? - Cała trójka „dorosłych" udała niewiniątka.

- A! - Tata palnął się w głowę, bo coś sobie nagle przypomniał, już się bałam co... - A z kim byłaś na balu, złotko?

- Ze mną... - mruknął Wiktor.

- Tak... - potwierdziłam.

- Przeznaczenie! - krzyknęli jednocześnie nasi ojcowie, a ja z Wiktorem uderzyliśmy jednocześnie zażenowani w nasze czoła.

***

Stnęliśmy na środku strefy, wokół której był wielki labirynt. Przed chwilą wyjaśniono nam zasady. Ja i Ceddrick wbiegamy pierwsi. Moody wziął Harrego na stronę, ale nie wiedziałam, po co... Ściany z krzewów się otworzyły i wbiegłam. Naszym zadaniem, praktycznie jedynym, było znalezienie pucharu. Po chwili mojego spaceru, jakaś roślina chciała mnie "porwać", ale ją rozwaliłam. Postanowiłam biec, by kolejna tego nie zrobiła. Po drodze usłyszałam strzał, ktoś zrezygnował. Zgłupiałam, bo zaczęłam biec w stronę zrezygnowanego. Zauważyłam Pottera, który biegł prosto. Żeby nie było pobiegłam w lewo, a później w prawo i ktoś wycelował we mnie różdżką. Myślałam, że to utrudnienie zadania, ale to był Wiktor.

- Wiktor? Co ty wyprawiasz? - spytałam drżącym głosem, a on nie odpowiadał, tylko patrzył na mnie ze złością. - Proszę, obudź się. To nie jesteś ty... - Spojrzałam mu prosto w oczy i ujrzałam mgiełkę. Ledwo widoczną... Imperius. - To naprawdę nie jesteś ty! Nie chcesz tego. Gdybyś chciał, to już byś to zrobił. - Ujrzałam w jego oczach chwilowe zawahanie, ale znowu przycisnął mi różdżkę do gardła. Nie mogłam uciec, bo miałam za sobą żywopłot. - Proszę... Wiktor, obudź się, ktoś na tobą zapanował... Nie rób tego, znienawidzisz się - szepnęłam, a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.

- Ava... - Zaczął wypowiadać śmiercionośną klątwę, ale nie dałam mu jej dokończył, bo szybko złapałam go za twarz i pocałowałam. Zrobiłam to impulsywnie. Niby nie czytałam nigdy, by był przypadek zdjęcia Imperio za pomocą pocałunku, ale w bajkach działa. Książę ratuje królewnę pocałunkiem prawdziwej miłości. Zdziwiłam się, kiedy chłopak oddał pocałunek. Czule. Przerwałam go i spojrzałam mu w oczy. Mgła zniknęła.

- Misia-a? - spytał, nie rozumiejąc, co się dzieje.

- Tak - szepnęłam i uśmiechnęłam się.

- Co ja chciałem zrobić?... Jak się wybudziłem? Czemu płaczesz?

- Nie pamiętasz? - zapytałam z żalem w głosie.

- Nie...

- To naprawdę nieważne - mruknęłam i ponownie się uśmiechnęłam. - Trzeba ukończyć zadanie. Do zobaczenia... - Zabrałam ręce z jego twarzy i szybko pobiegłam przed siebie. Słyszałam, że mnie woła, ale nie odwróciłam się. Otarłam tylko łzy i po prostu biegłam dalej. Nagle stanęłam i miałam jakby sen. Był w nim puchar, cmentarz i Glizdogon. Puchar... Muszę uważać i ostrzec kogoś, jeśli będzie trzeba. Po dłuższej chwili znalazłam go. Cedd i Harry kłócili się, kto ma go wziąć, heroiczni się znaleźli. Postanowili razem, no po prostu genialnie. Miałam złe przeczucia. Sprintem podbiegłam i krzyknęłam: "Czekajcie!", ale nie zdążyłam ich zatrzymać. Teleportowałam się z nimi... Na cmentarz.

- Misia?! - Zdziwił się Diggory.

- Musimy uciekać - wydyszałam.

- O nie! - krzyknął Glizdogon, który pojawił się nagle przy nas. Harrego przytrzymywał posąg nad grobem, a ja z Ceddem zostaliśmy odepchnięci.

- Zabij niepotrzebnego - chrypnęło zawiniątko w ręce tego szczura.

- Avada Kedavra! - krzyknął i rzucił klątwę w stronę mojego przyjaciela, ale rzuciłam na niego zaklęcie, które go ochroni. Zadziałało. - O, Michalinka... Crucio! - Zaatakował mnie, a ja zawyłam z bólu. Nigdy czegoś takiego nie czułam, było to straszne.

- Zostaw ją! - rozkazało zawiniątko. Pettigrew tak też zrobił i gdzieś polazł. Puchon się mną zajął, a szczur podpalił ogień pod kotłem, wrzucił do niego to coś, co było zawinięte, a następnie podszedł do Pottera, zranił go i skroplił jego krew go garnca. Jeszcze odciął se dłoń i dodał do brei. Zaczęło wszysko bulgotać. Powoli wstałam i przyjrzałam się lewitującej kulce w kolorze jasnej skóry. Wyglądało to trochę obrzydliwie... Uformował się z tego wszystkiego człowiek. Spowił go czarny dym i stworzył szatę o tym samym kolorze. Już wiedziałam, kto przede mną stoi. Nie był to człowiek, nie dla mnie...

- Panie... - zwrócił na siebie jego uwagę i podał mu różdżkę.

- Och, moja różdżka. - Westchną spokojnie Voldemort i się jej przyjrzał. Na miejsce nagle przybyło wiele osób w czarnych szatach i srebrnych i maskach, śmierciożercy...

- Witajcie! - przywitał się z nimi ich pan. - W końcu powstałem... Jak feniks z popiołów. - Zachichotał lekko.

- Ty się znasz na feniksach, co? - prychnęłam, tym samym zwracając na siebie uwagę.

- Michalina - wypowiedział moje imię, jakby była to najobrzydliwsza rzecz na świecie. - Córka Agaty i wnuczka Emily.

- Nie tylko Emily...

- Prawda... Może chciałabyś się przyłączyć do tej lepszej części rodziny?

- Hmm... - Udałam zastanowienie i zaczęłam podchodzić, ale zatrzymałam się na linii z Harrym.

- Nie rób tego! - krzyknęli moi przyjaciele przerażeni i zdziwieni.

- Cisza! - ryknął Voldi. - A więc?

- Jestem jak mama. Chyba znasz odpowiedź - wyznałam i uwolniłam Harrego. - Do pucharu, już! - Zaczęłam biec w stronę przedmiotu, ale Voldemort mnie przewrócił. Chłopaki prawie dobiegli do świstoklika.

- Misia! - Podbiegł do mnie Harry.

- Szybko! - ponaglił nas Ceddrick.

- Expelliarmus! - Rzuciłam zaklęcie na chłopaka tak, by dotknął pucharu. Nie było go już. Voldemort odepchnął mnie i zaczął pojedynek z Harrym. Wstałam i podeszłam do przyjaciela. Wyjęłam różdżkę i też się dołączyłam. Nie wiadomym było, kto wygra...

- Expelliarmus! - krzyknął ktoś nagle i zaklęcie wytrąciło Voldemortowi różdżkę z ręki. Nie zdążyłam nawet zobaczyć, kto to był, ponieważ praktycznie od razu nas ze sobą teleportował...

Voldemort

Podczas walki wytrącono mi nagle różdżkę z ręki. Spojrzałem na śmiałka, który to zrobił i zamarłem. Przede mną stała kobieta. Te białe włosy poznałbym wszędzie, ale jej twarz... Emily tak się zmieniła, ale nadal była piękna... Spojrzała mi głęboko w oczy, ale nie mogłem patrzeć na nie zbyt długo, ponieważ teleportowała siebie i dzieci. Ona nadal pamiętała to miejsce, nadal pamiętała, ile dla mnie znaczy. Gdy zniknęła, mimowolnie samotna łza spłynęła mi po policzku...

Michalina

- Misia! - Od razu, gdy wylądowaliśmy na boisku, usłyszałam krzyk mojego ojca.

- Tato! - Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Następnie podeszłam do mojej francuskiej przyjaciółki. - Fleur! Nic ci nie jest! - Westchnęłam szczęśliwa i rzuciłam jej się na szyję.

- Nie. Jestem cała dzięki Harremu - wyznała i od razu do niego podeszła, by mu podziękować.

- Misia! - Usłyszałam zawołanie.

- Wiktor! - szepnęłam trochę podłamana i podeszłam do niego, by mocno się przytulić. Następnie porwał mnie Regulus, a nas przytuliła mocno mama. - Ja go widziałam, mamo, on się odrodził! - wyznałam bardzo spanikowana.

- Mamo? - Agata spojrzała na nią potyająco.

- Tak. Był tam... - mruknęła babcia bez emocji. Miała tylko łzy w oczach, musiało być to dla niej ciężkie. Nie widziała go prawie czterdzieści lat.

- Michalinko! - Podbiegł do mnie Amos Diggory. Uratowałaś mi syna! Dziękuję! - Uścisnął mnie mocno, a następnie pobiegł dziękować Harremu, ale nie mógł go znaleźć.

- A gdzie Harry? - spytał Dumbledore.

- I Moody? - Dołączył się Regulus.

- O co ci chodzi? - spytał się tata, który nie rozumiał aktualnie brata.

- O tik - mruknął. - Trzeba ich znaleźć! - krzyknął i wielu ludzi pobiegło za nim do zamku.

- Tik... - mruknęłam do siebie. - Matko!

- Co się stało?! - zapytał zdziwiony Wiktor.

- Misia? - Fleur również mnie nie rozumiała.

- Tik! Moody, to nie Moody!

- Więc kto? - spytał Ceddrick.

- Barty Crouch Junior - odpowiedziałam.

- Mądre spostrzeżenie, moja droga, - pochwalił mnie pan Karkarow - ale już się domyślili i biegną po nich.

- Oby nic im się nie stało...

***

Schwytano Croucha, znaleziono pana Alastora, a teraz nadszedł czas się pożegnać. Nastał koniec roku.

- Pa, Gabrielle! - Przytuliłam mocno przyjaciółkę. Wszyscy z trzech szkół stali na dziedzińcu i się żegnali.

- Pa pa! - Pożegnała się i przycisnęła mnie do siebie jeszcze mocniej.

- A ja też mogę się pożegnać? - spytał nonszalancko Regulus.

- Oczywiście! - Zostawiłam niedoszłą parę samą. - Fleur! - Rzuciłam się na nią.

- Pa, niedźwiadku!

- Do zobaczenia! To kiedy się widzimy na ślubie tej dwójki? - spytałam, zawieszywszy się na jej karku, spoglądając na nich.

- No za parę lat, ale jakoś zleci - mruknęła. - Leć się pożegnać z Wiktorem.

- Zrobię to! - Przytuliłam ją ostatni raz i poszłam go szukać. Nie było to trudne. Jego paczka dosyć wyróżniała się z tłumu. Jeden z nich nawet mnie zauważył.

- Wiktor, ktoś do ciebie! - oznajmił i dał mu kuksańca.

- Misia! - zawołał i podszedł do mnie, ignorując chichocących przyjaciół.

- Trzeba się pożegnać. - Westchnęłam. - To pa!

- Żegnaj - powiedział, objął mnie, a następnie podniósł mnie wysoko. Byłam znacznie niższa.

- No powiedz, że będziesz tęsknił! - krzyknął jeden z jego kolegów.

- Za jej ocz... - Zaczął inny, ale Krum zatkał mu buzię.

- Bredzą! - Zaśmiał się nerwowo. - To szkockie powietrze... - Zamachał ręką w pustej przestrzeni.

- Będę tęsknić! - Zaśmiałam się. - Za wami też. - Wskazałam na jego kolegów, na co się wyszczerzyli i mi zamaszyście pomachali, a Wiktor strzelił sobie ręką w twarz z zażenowanie. Był słodki...

Po tym zebrałam się ferajną i sami też ruszyliśmy do domu, czas na wakacje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro