Strona Pierwsza - Poznaj mój piękny świat
-Sosnowiec, Pierwsze Skrzydło-
Chłodny wiatr przeszył na wskroś ciała niewielu osób zebranych na peronie. Dziewczyna stojąca zaraz za żółto-czerwonymi barierkami lekko zadygotała, po czym znów spojrzała w dal, szukając wzrokiem jadącego w jej stronę pociągu. Zmrużyła lekko lewe oko, kiedy kolejny podmuch rozwiał jej długie włosy we wszystkich kierunkach.
"Mogłam jednak ubrać się trochę cieplej."
Szybko doszła do wniosku, że posłuchanie słów jej brata byłoby dla niej naprawdę korzystne. Odwróciła się po chwili i usiadła na jednej z ławek. Nie miała się zbytnio na co żalić, wokół niej nie było zbyt dużo osób, co widocznie uważała za plus. Jedynie w innych częściach siedzieli i tak nieliczni obywatele. A jeden czy dwóch z nich spoglądało na nią ciekawskim wzrokiem. W sumie trudno im się dziwić, typ urody, jaki posiadała dziewczyna, był bardzo charakterystyczny, jednak niezwykle rzadko spotykany. Była połączeniem słodkiej, azjatyckiej dziewczynki z piękną europejską nastolatką. Miała bardzo delikatne rysy twarzy i wieczny rumieniec na nieskazitelnej i bladej, choć zdrowo wyglądającej skórze. Nieduże, pół-pełne usta, drobny, lekko zadarty nos i głębokie, zielone oczy. Przystające do głowy uszy kryły się za długimi, rudo-brązowymi włosami, których miękkość i aksamitność sprawiały, że promienie słońca słodko się od nich odbijały. Jej postura także była drobna, szczupła sylwetka, delikatne zarysy mięśni, tak mniej więcej przedstawiała się w całości. Także była wręcz podręcznikowym przykładem osoby o wręcz idealnej urodzie, co jednak wiązało ze sobą wiele kłopotów.
"I czemu mi się tu tak śpieszyło? Mam jeszcze ponad dziesięć minut, co ja mam niby robić w tym czasie?"
Cicho westchnęła, jednak widząc znajomą sylwetkę, idącą gdzieś nieopodal, rozchmurzyła się natychmiastowo. Wysoko pomachała, zwracając na siebie uwagę przybysza, który zaraz ruszył w jej stronę.
-Cześć Koyoko! - przywitała się z nim serdecznie. - Co tu robisz?
-Hej. - odpowiedział chłopak, po czym podrapał się po tylnej części głowy. - Jadę z Ettotamą do Stanów.
-Co? Po co? - szeroko otworzyła oczy.
-No bo chcą tam sprawdzić, ile na raz prądu potrafię wyprodukować. - odparł jakby lekko speszony tym faktem.
Młodzieniec, stojący przed dziewczyną - Koyoko Shiochi - także nie był szczególnie wysoki. Mierzył wprawdzie metr i siedemdziesiąt osiem centymetrów, jednak taką wysokość osiągał dopiero, kiedy do wzrostu doliczało się kocie uszy wystające z jego głowy, oplecione czerwoną mieszanką futra i włosów. Posiadał on także bardzo przydatną umiejętność generowania prądu elektrycznego za pomocą samego swojego ciała, od tak.
-Rozumiem. A czemu akurat do Stanów? - pytała dalej, zaciekawiona.
-Bo jedna organizacja badawcza "pożyczyła od naszej" pewne urządzenie, które jest potrzebne do tych badań. I wiesz, musimy się fatygować, bo oni teraz twierdzą, że to jest zbyt potrzebne im tam i tak dalej. - wytłumaczył z prześwitem widoczną czerwoną żyłką, pulsującą na jego czole.
Kraina, w której żyli już dawno została zapomniana lub odrzucona przez cały ludzki świat, a wyjątkami były jedynie niektóre organizacje. Nigdy do końca nikt nie dowiedział się, dlaczego tak było, jednak część spekulowała, że wszystko to jest wynikiem strachu normalnych ludzi lub zwykłą zazdrością, że oni nie mogą dostać się do ich świata, a ci mieszkający tutaj, jak najbardziej mogą poruszać się po obu miejscach. Dlatego właśnie, ukrywający się pod przykrywką Sosnowca, świat był zupełnie wolną i niezależną od jakichkolwiek innych miejsc krainą. "Miasto" samo wybierało sobie osoby, które mogły się do niego dostać, co z pozoru jeszcze bardziej zawężało możliwość należenia do grupy jego obywateli, chociaż nie znaczyło to, że było ich niewielu.
-Mmm... A gdzie Ettotama? - spytała, jednak nagle w jej oczach coś zabłysnęło. - A co z dziećmi?
-Brat ci nie mówił? - zdziwił się tym razem chłopak, nawet nie odpowiadając na zadane wcześniej pytanie.
-Niee? - zmrużyła lekko oczy.
-No obiecał się nimi zająć na te dwa, trzy dni. - odparł zakłopotany. - Myślałem, że to nie kłopot, w końcu mieszkacie w wielkiej rezydencji i...
-Już nie. - przerwała mu ruchem dłoni. - Przeprowadziliśmy się. - dodała z uśmiechem. - Chociaż to nie ma nic do rzeczy. A gdzie Ettotaaaaa!
Nie dokończyła, ponieważ instynktownie już chwyciła rękę mężczyzny, który chciał jej zasłonić oczy i posłała go prawie na kolana. Zatrzymała jego twarz kilka centymetrów od ziemi.
-O wilku mowa! - powiedziała zadowolona, kiedy nowo przybyły wstawał.
Mężczyzna na oko miał około dwudziestu lat. Był dość wysoki w odróżnieniu od tej dwójki, miał podłużną twarz, w którą wklejone były piwne oczy i brązowe włosy, splecione w kucyk, które spływały z tyłu jego głowy.
-Obgadywaliście mnie już? - zapytał mężczyzna, pocierając nadgarstek.
-Tak. - odparła mechanicznie dziewczyna.
-A właśnie. - odezwał się nagle czerwonowłosy. - Nie zapytałem, co ty tutaj robisz, sama, tak wcześnie? - zmartwienie wypisane było na jego młodej twarzy.
-Czekam na pewną osoobę~ - odpowiedziała z niekrytą satysfakcją.
Obaj młodzieńcy spojrzeli po sobie, po czym powrócili wzrokiem do dziewczyny, czekając na rozwój zdania.
-Dokładniej na kogoś, kogo poznałam w internecie i mam tę osobę oprowadzić, bo dawno jej tutaj nie było. - dodała.
-O to fajnie! - uśmiechnął się "nekoś".
-Tylko na siebie uważajcie! - odparł mężczyzna.
-Jasne, jasne. - odpowiedziała z uśmiechem.
Znała ich na tyle dobrze, że wiedziała, iż nie musi życzyć im bezpiecznej podróży, ani kazać im być ostrożnymi. Obaj bowiem, swego czasu uciekli z pewnej placówki, w której przeprowadzano na nich różnego rodzaju eksperymenty i badania. Wiedziała więc, że poradziliby sobie w każdej sytuacji, co w końcu było jedną z najczęściej niezbędnych cech potrzebnych do życia w tym mieście. Teraz jednak dwóch mężczyzn żyło razem, pod jednym dachem z dwójką swoich dzieci, które mogli posiadać, dzięki kocim genom zawartym w ciele jednego z nich. Gen ten, jak widać jest dziedziczny, ponieważ dwóch chłopców, bliźniaków, także była w części obdarowana kocim pochodzeniem.
Zaczęli rozmawiać między sobą na jeszcze jeden temat, jednak przerwało im przybycie pociągu, na który czekali młodzieńcy. Pożegnali się pośpiesznie, po czym odjechali, a dziewczyna podeszła znów do barierek, słysząc wesołe odgłosy lokomotywy gdzieś niedaleko. Nie minęło pół minuty, a ludzie i nie tylko oni zaczęli wychodzi z pociągu, zalewając peron falą osób. Dziewczyna odsunęła się kilka kroków do tyłu, ponieważ takie tłumy ją szczerze przerażały. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie umówiła się z osobą, którą miała oprowadzać na to, jak się rozpoznają. Przez dłuższą chwilę rozmyślała nad innymi rozwiązaniami, jednak w końcu zdała sobie sprawę, że jest chyba tylko jedna odpowiedź. Westchnęła, po czym uspokoiła nieco oddech. Spuściła wzrok, po czym zakryła prawe oko dłonią. Kiedy podniosła głowę, wszystko było inne.
-Hej, ty jesteś Marika, prawda? - zapytała, podnosząc telefon, który wypadł dziewczynie jeszcze przed chwilą.
-Em... Tak, a ty jesteś Sam? - odpowiedziała tamta, biorąc i oglądając urządzenie.
-Właściwie to tak, ale tylko w internecie. Możesz mi mówić Katti albo Niśki. - powiedziała z uśmiechem.
Często mówiono do niej zdrobniale od jej imienia lub właśnie używając słowa Niśki, które oznaczało osobę uroczą, jednak dosłownie tłumaczy się ten zwrot jako "kociątko" lub "dzieciątko".
-A rozumiem. - odparła widocznie zaskoczona. - A czemu zakrywasz oko?
Widocznie młodsza z obu dziewczyn lekko zadrżała na to pytanie.
-To nic. - odrzekła bez zająknięcia.
Odkryła prawą powiekę, po czym uśmiechnęła się radośnie.
-Więc, jesteś gotowa by odkryć na nowo to miasto niby ze snów!? - zawołała wyraźnie gestykulując.
-Jasne, tak myślę. - powiedziała oddając nieco uśmiech.
♥♠♣♦
-Teraz znajdujemy się jeszcze w Pierwszym Skrzydle z sześciu lub siedmiu. - mówiła, wychodząc z dziewczyną z peronu.
-Czemu siedmiu albo sześciu? - zapytała tamta, rozglądając się wokoło.
Mierzyła ona ponad sto siedemdziesiąt centymetrów, przez co była o wiele wyższa od towarzyszki. Miała śniadą cerę, ciemne, brązowe i proste włosy oraz piwne oczy. Nie wyróżniała się z tłumu praktycznie niczym, jednak chyba właśnie taka zwyczajność była w tym mieście najrzadziej spotykana.
-No bo to zależy, jak to postrzegasz. Są osoby, które mówią, że skrzydeł jest sześć, bo liczą skrzydła Pierwsze, Centralne, Wschodnie, Zachodnie, Południowe i Północne, a niektórzy nazywają ogrom miejsc, w których nie ma zbytnio zabudowań oraz podziemia czy też półświatek Siódmym Skrzydłem. Obie wersje oficjalnie się zgadzają i w sumie to można mówić, jak się chce, bo to w końcu WKSSS, czyli Wolna Kraina Siedmiu lub właśnie Sześciu Skrzydeł Sosnowiec. - tłumaczyła, starając się brzmieć jakkolwiek sensownie.
-Chyba rozumiem. - odpowiedziała szatynka.
-Mam nadzieję, chociaż chyba nie jestem najlepszym przewodnikiem. - odparła rudowłosa.
-No na razie wszystko jasne. - powiedziała, rozglądając się.
-Więc... - westchnęła tamta.
"To może być trudniejsze niż myślałam."
-Po twojej prawej są fabryki za nimi rozciągają się pola uprawne. - zaczęła.
-A to jakoś się ze sobą nie gryzie? - przerwała jej pytaniem.
-Właśnie nie. - odparła z dumą. - Już dawno do produkcji energii zaczęto używać sposobów, które nie zanieczyszczają środowiska, dają bardzo dużo mocy i nie wymagają zbyt wiele, a do tego są w stu procentach bezpieczne! Tak samo nie trzeba już ścinać drzew tak wiele drzew, nie ma problemu z zanieczyszczaniem wody lub powietrza, ani gleby i tak dalej i tak dalej, po prostu gospodarcza bajka.
-Ou, no nieźle. - odrzekła z widocznym podziwem.
-Przechodząc dalej, tam o na wprost widać zarys gór otoczonych szatą lasu, a na prawo od nich jest jeszcze morze. - mówiła gestykulując cały czas. - Idziemy w tamtym kierunku, bo tam są tramwaje. Ze stacji pojedziemy do centrum, a później jakoś przejdziemy do domu twojej cioci, dobrze?
-Tak, może być. - odpowiedziała z wdzięcznością.
Szły właśnie "drogą szczytową", która prowadziła z peronów do innych środków transportu i rozciągała się wiele metrów nad poziomem morza. Była ważnym elementem turystycznym dla wszystkich osób, które dopiero co przybyły, ponieważ eksponowała wiele dóbr krainy. Jazda tramwajem okazała się nie być tak normalną i monotonną, jak by się to wydawało. Różnorodni ludzie i nie tylko oraz sposób w jaki wsiadali do pojazdu były na tyle ciekawe i ekscytujące, że nowo przybyła do miasta z trudem wytrzymywała na siedzeniu. Kiedy już znalazły się w Centralnym Skrzydle, młodsza dziewczyna pokazała swojej koleżance, chyba każdą możliwą, ciekawszą rzecz, jaką dało się zobaczyć w drodze do celu. Biblioteka Miliona Lat, wiecznie żywy park, przez cały rok zielony las, fontannę, nietopiące się lodowe rzeźby, największy rynek w mieście oraz wiele innych.
-Ulica Nikoli Tesli, Wschodnie Skrzydło-
-Na pewno nie wejdziesz? - zapytała kolejny raz starsza, roześmiana kobieta.
-Nie, dziękuję proszę pani, ale muszę już wracać do domu. - odmówiła kulturalnie, starając się ukryć powoli rosnącą irytację.
-No dobrze, dobrze dziecko. - odparła tamta.
Po chwili drzwi do budynku zamknęły się, a zielonooka odetchnęła z ulgą. W tej właśnie chwili na jej głowę spadła pierwsza zimna kropla. Rozejrzała się wokół, patrząc na przejętych ludzi śpieszących do domów. W końcu tego dnia nie zapowiadano deszczu. Ona jednak, w swojej kurteczce przeciwdeszczowej ruszyła naprzód, jedynie zakładając kaptur na głowę. Nie minęło dużo czasu, a rozpętała się prawdziwa ulewa.
"Nie doceniłam sił natury to teraz mam."
Słowa te przeniknęły przez jej myśli, gdy mocniej zacisnęła dłoń na uszkodzonym od dawna zamku kurtki, który teraz przyciskała do piersi. Miała przed sobą jeszcze kawałek drogi, by dostać się do najbliższego teleportu, jednak jej nogi uderzane, co chwila falami wiatru z trudem utrzymywały równowagę. Ostatnie dni chłodów musiały dać się we znaki, aby zostać zapamiętanymi i aby nadchodzące, ciepłe dni bardziej cieszyły. Właśnie wtedy koło niej, na ulicy zatrzymał się autobus. Uradowana weszła do niego od razu, kiedy drzwi się otworzyły. Podziękowała kierowcy, przybliżyła dłoń do automatu z biletami, wzięła swój, po czym zajęła wolne miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro