Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Barman i nienawiść jako motyw główny

-18 września, poniedziałek, róg ulicy Władcy i Czasu-

W pomieszczeniu panował ciepły, wpół mroczny klimat. Czerwono-złote elementy w oknach, na stołach i kanapach, sprawiał, że miejsce to wyglądało na bardziej eleganckie niż było w rzeczywistości. Goście rozmawiali, pili jedni droższe, inni tańsze trunki, a co niektórzy załatwiali nieco "zbyt osobiste", jak na tę godzinę i miejsce sprawy. Nikt w końcu nie ukrywał tego, że spotykała się tam między innymi jedna z najniebezpieczniejszych organizacji w mieście, która jednak główną swoją siedzibę miała w Tokyo. Jedna z kobiet, siedzących w rogu pomieszczenia, jeszcze chwilę wcześniej żywo rozmawiająca ze swoimi towarzyszami, po czym wstała i podeszła do baru. 

-Polej jeszcze raz to samo. - powiedziała poważnym tonem, który utrzymywała już od niego ponad pół godziny.

Kobieta, na oko osiemnastoletnia, spojrzała kątem oka na wychodzących mężczyzn, po czym odetchnęła z ulgą i usiadła luźno przy brązowo-złotym barze. Jej niedługie, ciemnofioletowe włosy opadły na ramiona, przetarła brązowe oczy, otoczone piegami. 

-Rimitto... - wysyczała, wzrok wbijając w napój, który postawił przed nią barman. - Masz kogoś, kogo nienawidzisz najbardziej na świecie? - spytała zaraz podnosząc wzrok. 

Było to pytanie zupełnie nagłe, jednak nie takie padały już w tym miejscu. 

-Kiedyś miałem.  - powiedział subtelnym, doskonale pasującym do klimatu otoczenia, głosem.

Mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie. W odniesieniu do niego, pytanie to było, jak najbardziej trafione. Bowiem osoba, której nienawidził do bólu zginęła dość niedawno. 

-Więc wiesz, jakie to jest uczucie, kiedy masz ochotę po prostu kogoś zamordować, prawda? - dodała, upijając większy łyk drinka. 

-Jak najbardziej. 

Zbliżała się jedenasta, więc ruch na ulicach nie był duży. Ludzie przeważnie byli już w pracy lub dopiero się do niej szykowali, uczniowie za to siedzieli od dawna w szkołach. Także mimo wielu osób nie zaliczających się do żadnej z tych grup i wyjątkami od reguł, ulice były raczej puste. Kobieta wypiła jeszcze połowę trunku, po czym wyjęła z torebki portfel. 

-Szczerze mam nadzieję, że niedługo moje frustracje też się skończą. - odparła, widząc wchodzącego do baru mężczyznę. 

Po tych słowach zapłaciła, po czym nie chcąc zwracać na siebie uwagi faceta, wyszła z budynku dołączając do tych ludzi, którzy stanowili odstępstwo od reguł szkoły i pracy. Mężczyzna podszedł do barku, po czym usiadł przed nim i głowę podpartą na łokciach położył na blacie. 

-Hej Romeo. - rzekł podłamanym głosem. 

-Coś się stało? 

Ton głosu barmana gwałtownie się zmienił, stał się bardzo luźny i spokojny, a jego wcześniej lekko przymrużone oczy wróciły do normy. Dokładnie tak, jakby ktoś z przełączył go z trybu subtelnego kryminalisty na przejętego przyjaciela. 

-Mój chłopiec poszedł do liceum. - odpowiedź wyjęczał, kładąc twarz na blacie. 

Obaj mężczyźni mieli brązowe włosy, chodź te należące do barmana, były jaśniejsze, podobnie było z oczami, u obu były turkusowe, jedyną różnicą było to, że u Romeo podchodziły one w szarość. Poza tym jednak ich wyglądy dalece od siebie odbiegały, o czym świadczyły przede wszystkim policzki barmana pokryte piegami, jego przekrwione z lekka wargi oraz niegolony od około dwóch dni zarost jego towarzysza. 

-To chyba dobrze, najwyższy czas. - odparł chłopak, kładąc szmatkę na głowie szatyna. - W końcu minęły już jakieś dwa tygodnie od początku roku szkolnego. - skarcił mężczyznę ostrym wzrokiem.

-Ale teraz praktycznie nie będziemy się widzieć.  

-A to nie jest tak, że wcześniej też ledwo się widywaliście? - spytał, kładąc szmatkę do czyszczenia blatu na jego głowie. 

Trafna uwaga barmana ugodziła prosto w serce faceta, który natychmiast zamilkł. 

-Ty nie wiesz, jak to jest wychowywać nastolatka. 

-Racja. - mężczyzna widocznie zmęczony słuchaniem o "tragediach rodzicielstwa", postarał się szybko zmienić temat. - A jak tam twoja książka?

Na te słowa szatyn podniósł głowę, przez co szmatka z jego włosów spadła na podłogę. 

-No nie... - wymamrotał barman. 

-W sumie to całkiem dobrze. Ostatnio nie miałem okazji, żeby podłapać nic nowego, ale jestem pewien, że teraz będzie ich więcej. 

-Nadal myślę, że to, że tworzysz głównego bohatera na wzór swojego siostrzeńca to idiotyzm. 

-Wcale nie! 

-12 godzin później-

Widząc wchodzącą sylwetkę, poderwał się z miejsca i z uśmiechem przywitał się ze współpracownikiem. Po szybkiej wymianie grzeczności, spakował się i wyszedł. Na dworze było już ciemno, jednak ten wszechobecny mrok rozdzierany był przez liczne lampy uliczne. Nie ukrywał swojego zmęczenia, jednak nie zamierzał także dawać o nim znać każdej mijanej osobie. Zaczął powoli zastanawiać się, czy na pewno jego domowym pupilom starczyło tyle jedzenia, ile im zostawił. Tego dnia nie było tego tyle, ile powinno, ponieważ nie zdążył z rana dokupić, a umówmy się, cały ten zwierzyniec potrzebował obiadów w kilogramach. Myśląc o tym odnotował w głowie, żeby zajść do jakiegoś sklepu po drodze. Szczerze nie chciało mu się, był to dopiero pierwszy dzień w tygodniu, a przed sobą miał ich jeszcze pięć, żeby dotrwać do tego jednego, który i tak poświęci na wolontariat. 

Zapisał się do pomoc w schronisku i szpitalu dziecięcym już kilka lat wcześniej, przez ten czas jedyne, co się zmieniło to to, gdzie to robił i dlaczego. Uprzednio bowiem mieszkał w Japonii i dopiero około roku temu przeprowadził się do Sosnowca. Na początku robił to nie, żeby pomagać tylko dlatego, że chciał coś odpokutować. Od dziecka bowiem wychowywał się w mocno wierzącej rodzinie, gdzie za każdy najmniejszy grzech musiał zostać ukarany. Więc, gdy jego rodzice dowiedzieli się, że jest gejem, najnormalniej w świecie go odrzucili. Zmarli kilka tygodni później na skutek otrucia, jednak on nie miał z tym nic wspólnego. Zamieszkał z babcią, dla której liczyło się tylko to, by jej wnuk był szczęśliwy taki, jaki jest. Później było tylko gorzej. W pewnym momencie, przez pewną osobą, zdał sobie sprawę z tego, że zaczął czuć inaczej niż kiedykolwiek, zaczął czuć nienawiść, która z roku na rok rosła coraz bardziej. Właśnie dlatego zapisał się do pomocy, z żadnego innego powodu. Tylko dla pokuty. Dopiero po jakimś czasie zaczął odczuwać, robiąc to, prawdziwą przyjemność. Zaczął poświęcać każdy wolny dzień na pomaganiu. Jednak w niczym nie pomogło to jemu. W końcu bowiem to uczucie, które w sobie tłumił zaczęło go palić od wewnątrz tak boleśnie, jak nic innego na świecie. Zostawił tę osobę, odepchnął ją od siebie najmocniej, jak tylko potrafił, a ta wbrew jego oczekiwaniom przyczepiła się do kogoś innego i to tę nową osobą zaczęła niszczyć. Tego było dla niego za wiele, dlatego postawił na szali wszystko, co miał, czyli swoją duszę, wysłał tę osobę do piekła. 

Poczuł na sobie czyiś wzrok, odwrócił głowę w stronę, z której pochodziło spojrzenie. Pomachał lekko z uśmiechem, stojącej po drugiej stronie ulicy rudowłosej dziewczynie, po czym ruszył dalej. 

"Ale mnie wystraszyła..."

Westchnął cicho z ulgą, po czym wszedł do jednego z osiedlowych sklepów, by wyjść z niego z wielką torbą karmy dla psów w rękach. Niecałe pięć minut później był już w domu. Gdy tylko przekroczył próg napadła na niego cała załoga zwierząt domowych, czyli cztery psy i pięć kotów, które przez te kilka lat wolontariatu nagromadziły się w jego mieszkaniu. 

-Dwie godziny wcześniej, ulica Dwóch Drzew-

-Nie martw się, wrócę najszybciej, jak dam radę! - zapewniła dziewczyna, jeszcze raz przytulając się do brata, po czym szybkim krokiem ruszyła wgłąb cieni drzew. 

Na jej szczęście był to jeden z ostatnich w miarę ciepłych dni, które zdążyły nastać przed jesienną zawieruchą. Miała tego świadomość i właśnie dlatego wybrała się tam właśnie tego dnia. Mijając złote i srebrne drzewa ogrodu, rozmyślała nad tym, co wziąć po drodze do przyjaciela.

"Pewnie znów będziemy oglądać horrory. Może wezmę popcorn? Albo namówię go na zrobienie babeczek! Takich tęczowych!" 

Na jej policzkach z wolna zaczynał pojawiać się delikatny rumieniec, prezentujący dobre samopoczucie. Jednak z czasem zaczął on znikać, a drzewa wokół zaczęły wydawać się dużo bardziej ciemne niż zwykle. Jej radosne oblicze w mgnieniu oka stało się posępne i zimne. 

|Do: Sakiś~♥
Przepraszam cię! Spóźnię się trochę, muszę coś po drodze załatwić! Będę, jak najszybciej!|

Wysłała wiadomość, po czym zaczęła biec w tylko sobie znanym kierunku. 

"Jestem ciekawa, czy z tym także sobie poradzi."

BONUS:

Rimitto (z japońskiego "granica") jest to jedna z najniebezpieczniejszych zorganizowanych grup przestępczych, których siedziba znajduje się w Tokyo, działa głównie na terenie Japonii, Chin, Rosji, Wielkiej Brytanii i w niektórych częściach Sosnowca. Jego założycielem jest Sawamatsu Masashi. Wrogą grupą za to Farukon no Tsume (z japońskiego "szpony sokoła"), której przewodniczy rodzina Santsai. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro