Rozdział 8
Lily siedziała na śniadaniu zbyt zamyślona by cokolwiek zjeść. Obok niej Kate przysypiała z głową na dłoni, a Eddie patrzył na nią spode łba z drugiego końca sali.
Mdliło ją na myśl o tym co Tom chciał ze sobą zrobić. Gdy powiedział, jak ma zamiar się nazwać, odeszła zostawiając go upojonego swoją magią. Czuła, że on też tu jest, mimo iż go nie widziała.
Gdy rano ją objął, myślała, że w końcu zrozumiał i posłuchał jej. Jednak to było tylko jednorazowe i zapewne nic dla niego nie znaczyło. Przynajmniej nie tyle co dla niej. Już sam jego zapach ją obezwładniał. Skoczyła na głęboką wodę bez wiedzy jak wydostać się na powierzchnie.
Wstała i przez przypadek wpadła na kogoś. Chłopak oblał się sokiem dyniowym, którego właśnie chciał się napić. Uczniowie zachichotali.
Ben Cammile spojrzał na nią z nienawiścią. Od imprezy u Ślizgonów rozpowiadał plotki o Lily, ale zawsze była zbyt zajęta by się tym przejmować.
- Przepraszam – mruknęła obojętnie i wyminęła go szybko. Nie zamierzała się z nim teraz kłócić. Jednak on chyba miał inne plany.
Gdy była już na drugim piętrze, dogonił ją i złapał brutalnie za ramię, odwracając twarzą do siebie. Syknęła z bólu i błyskawicznie wyrwała się z jego uścisku. W jego oczach dojrzała czystą nienawiść.
- Zapłacisz mi za to wszystko.
- O co ci chodzi człowieku? Jakbyś miał problemy z pamięcią, to przypomnę ci, że to ty mnie zdradziłeś, a twoja chora laska razem z koleżanką, próbowała zabić moją przyjaciółkę.
- Upokorzyłaś mnie – wycedził. Była wściekła. Naprawdę wściekła, a wtedy działy się złe rzeczy. Wszyscy faceci byli tacy głupi.
- Sam sobie bardzo dobrze z tym radzisz – warknęła. Błyskawicznie sięgnął po różdżkę, ale ona nie była mu dłużna. Posłała w jego stronę serię zaklęć ogłuszających. Wszystkie trafiły do celu, a chłopak odleciał i trzasnął w ścianę. Głuchy odgłos jaki temu towarzyszył był przerażający. Zamarła z różdżką w ręku. Nie podnosił się, ale widziała, że jego klatka piersiowa cały czas się unosi. Nie było widać krwi, ale mimo wszystko pozostawała w bez ruchu.
Wtedy ktoś zawołał ją zza załomu korytarza. To był Tom. Podeszła do niego ciągle oszołomiona tym co właśnie się stało.
Wziął jej twarz w swoje dłonie by skupiła na nim wzrok.
- Spójrz na mnie i oddychaj głęboko. Już w porządku. Nic mu nie jest. Jest tylko nieprzytomny. – Oddychała ciężko. Zmieniła się. Zatrważająco, a powód tej zmiany stał przed nią. Jednak nie potrafiła mu się oprzeć. Był tak blisko, a jednak tak daleko. Miesiące spędzone z nim były czymś innym niż wszystkie dotychczas.
Nie liczył się Ben Cammile. Nikt się nie liczył. Tylko te szare tęczówki, wpatrujące się w nią z troską.
Spojrzała na jego usta. Mówił coś do niej, ale go nie słyszała, a pewnie i tak nie było to nic miłego. Nie chciała go słuchać. Pierwszy raz prawdziwie go pragnęła. Tak bez konsekwencji. Bez świadomości co ma zamiar zrobić, co już zrobił. Czuła jego ręce na swojej skórze. Jak ciepło powoli przejmuje jej policzki w swoje posiadanie. Jakikolwiek kontakt fizyczny był jedynym polem na jakim można by go nazwać niewinnym i niedoświadczonym. Na tym jedynym polu miała nad nim przewagę. Wiedziała, że on tego nie rozumie, że nawet sobie tego nie wyobraża i że pewnie odepchnie ją i odejdzie, ale nie mogła się powstrzymać. W tej chwili pragnęła zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a on zamilkł. Wpatrywał się w nią ze zdziwieniem. W momencie w którym jego wzrok spoczął na jej ustach podjęła decyzję. Wpiła się w jego wargi z niedoświadczoną wcześniej u siebie zachłannością. Wręcz automatycznie odwzajemnił pocałunek i złapał ją mocno za włosy. Przełożyła ręce na jego pierś i mocno zacisnęła dłonie na jego szacie przyciągając go jeszcze bliżej. To uczucie było nieporównywalne z niczym co przeżywała wcześniej. Serce waliło jej jakby przebiegła maraton i czuła, że jego serce bije tak samo mocno. Przycisnął ją do ściany opierając się o nią całym ciałem.
Gdy w końcu się od siebie oderwali nie mogli powstrzymać ciągłego pożądania wypisanego na ich twarzach. Lily najchętniej zaciągnęłaby go gdzieś i nie przerywała tej chwili przez jeszcze długi czas.
- Nie spodziewałem się tego, Black – mruknął, łapiąc ją za rękę.
- Umiem zaskakiwać.
- To już bardzo dobrze wiem.
Pogładził ją delikatnie po dłoni. Przeszedł ją dreszcz. Popełniła błąd, ale w tym momencie nie zważała na konsekwencje, które miały nadejść bardzo szybko.
><
Minęło sześć dni, a „tajemniczy" wypadek Bena Cammile'a przestał mieć znaczenie, gdy na światło dzienne wyszła informacja o związku Lily Black i Toma Riddle'a. Mimo, że ta dwójka nie afiszowała się ze swoimi uczuciami to wszyscy w szkole i tak jakoś się dowiedzieli.
Dziewczyny wpadły w szał. Chłopcy zresztą tak samo.
Lily kilka razy prawie oberwała zaklęciem, ale wolała nie mówić o tym Tomowi, by go nie denerwować. Bała się momentu, w którym większość jego fanek wróci do szkoły z przerwy świątecznej.
Tom natomiast posłał kilku uczniów do Skrzydła Szpitalnego, po tym jak nieudolnie próbowali go zaatakować. To sprawiło, że ludzie jeszcze bardziej zaczęli się go bać, a jego pozycja w szkole wzrosła. Teraz już wszyscy go znali.
Lily jednak tego nie wiedziała. Była zbyt zajęta przyjaciółmi, którzy nie mogli zaakceptować jej decyzji.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! – krzyknął Eddie, gdy o wszystkim się dowiedział. Ze strachu aż podskoczyła. Nie spodziewała się takiego wybuchu.
- Nie wiem co ci do tego. – Kate ukryła twarz w dłoniach. Jej przyjaciółka niszczyła sobie życie, a ona nie mogła nic z tym zrobić.
- On cię wykorzystuje.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz Eddie.
- Ty jesteś zaślepiona! Widziałaś, jak potrafi cię omotać! – W jego oczach było widać pretensję, aż kłuła. Wszyscy umilkli, a Lily zacisnęła pięści.
- Eddie – rzuciła Kate ostrzegawczo.
- Gdybyś chociaż nie zachowywał się jak dzieciak to może łatwiej byłoby mi cię posłuchać– syknęła i wyszła, trzaskając drzwiami. Złożyła ręce na piersi i z widoczną na pół kilometra wściekłością ruszyła na niższe piętra.
Weszła do jakiejś pustej klasy i zatrzasnęła za sobą drzwi. Osunęła się po ścianie i wzięła kilka głębokich oddechów. Była tak wściekła, że aż smutna. Z zawziętością odganiała łzy, mrugając. Wtedy usłyszała jak ktoś delikatnie otwiera drzwi. Uniosła głowę i zobaczyła Toma.
Ślizgon ruszył w jej stronę i usiadł obok. Oparła głowę na jego ramieniu i splotła jego palce ze swoimi.
- Gryfon? – zapytał lekko zachrypniętym głosem. Wzięła głęboki oddech i przytaknęła ruchem głowy. – Nie przejmuj się. Może nie jestem do tego najlepszy, ale według mnie to on jest po prostu zazdrosny.
- Co masz na myśli? – zapytała cicho.
- Widziałem jak na ciebie patrzył. Coś do ciebie czuje – rzekł beznamiętnie. Zastygła i zamknęła oczy.
- To nieprawda.
- Może nie znam się na tym tak dobrze, ale głupi, a tym bardziej ślepy, nie jestem. – Podniosła się i spojrzała mu głęboko w oczy.
Zobaczył, że zbiera się jej na płacz. Złapał ją więc za ramiona i przyciągnął do siebie. Coś mu podpowiadało, że tak właśnie powinno się robić. Założyła mu ręce na szyję i wciągnęła w nozdrza jego zapach. To ją uspakajało. Czuła bicie jego serca i powolne wznoszenie się jego klatki piersiowej.
- Masz dzisiaj urodziny – szepnęła cicho – a siedzisz tu i mnie pocieszasz.
- Uwierz mi, że wszedłem tu dopiero po głębokim namyśle i nie mam wątpliwości, że właśnie tu powinienem być. Chociaż na początku bałem się, że mnie zaatakujesz. – Jej kruche ciało było teraz w jego ramionach i nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłoby stąd kiedykolwiek zniknąć.
Odsunęła się, tak, by mogła spojrzeć mu w oczy, po czym złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
- Wszystkiego najlepszego – wyszeptała w jego wargi. Uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął stamtąd mały łańcuszek z czymś co wyglądało jak szklane serce. Widać było, że nie był to prezent z najwyższej półki, ale skąd ktoś taki jak Tom miałby wziąć pieniądze?
Jednak dla Lily nie miało to znaczenia. Mógłby jej podarować nawet suchy patyk, a ona i tak byłaby szczęśliwa, bo w końcu był zwykłym chłopakiem o jakim zawsze marzyła.
- Wesołych Świąt – powiedział i założył jej go na szyję. Ona natomiast z kieszeni wyciągnęła pomniejszony czarny zeszyt. Wystarczyło jedno zaklęcie by przyjął swoje normalne rozmiary. Podała go Tomowi z uśmiechem.
- Wszystkiego najlepszego Tom.
Chłopak wziął notes do ręki i spojrzał na okładkę. Z tyłu złotymi literami było napisane jego imię i nazwisko. Przekartkował go, ale nic w nim nie było.
- Tylko ten, którego imię jest zapisane na okładce może przeczytać jego zawartość. Nikt więcej nie zobaczy w nim nic oprócz pustych kartek. – Uśmiechnął się. Na pewno mu się to kiedyś przyda.
- Dzięki, jest naprawdę wspaniały.
- Naszyjnik od ciebie też. Dziękuję. – Złożył na jej ustach szybki pocałunek, po czym wstał i podał jej rękę.
- Idziemy?
- Z tobą zawsze – zażartowała i z jego pomocą podniosła się z ziemi.
><
Impreza w Pokoju Wspólnym Gryffindoru rozkręciła się na dobre, gdy Lily weszła do środka razem z Tomem. Było tak jak się spodziewała. Wszyscy byli zbyt pijani by zauważyć, że Riddle jest z innego domu. Przeprowadziła go bokiem na fotele w kącie pomieszczenia.
- Wasz Pokój Wspólny trochę różni się od naszego – mruknął Tom gdy już usiedli. Lily kiwnęła głową i upiła łyk Ognistej Whiskey ze szklanki podanej jej przez jakąś piątoklasistkę. Tom nigdy nie pił alkoholu, ponieważ psuje pamięć, a on nie mógł sobie na to pozwolić.
- Jesteś teraz w domu wroga. – Uśmiechnęła się z przekąsem. Przewrócił oczami i spojrzał na nią z ukosa.
- Oczekujesz, że teraz ich wszystkich pozabijam?
- Nie oczekuje, ale spodziewałabym się czegoś takiego. – Prychnął.
- Nie wiesz o czym mówisz Black. Moje plany są o wiele bardziej skomplikowane niż może się wydawać. Nie mam zamiaru wszystkich pozabijać i żyć na ich prochach. Mimo wszystko nie jestem tak głupi jak uważasz. – Ze znudzeniem uniosła wzrok.
- Nie uważam, że jesteś głupi, tylko narcystyczny, masz przerośnięte ego i zdecydowanie zbyt wymyślne ambicje.
- Sarkazm w twoich ustach jest naprawdę pociągający – mruknął.
- Twojego uwodzicielskiego wcielenia nie widziałam już dawno – powiedziała i zaśmiała się. Wszyscy dookoła nich tańczyli i pokrzykiwali coś. W oddali Kate patrzyła na nich z lekkim strachem i niedowierzaniem, ale nie widzieli jej.
- Pewnie tęskniłaś.
- Ależ oczywiście, chociaż pewnie wszystkie swoje pochlebstwa sprzedałeś już Slughorne'owi. – Otworzył usta z oburzenia.
- Przepraszam bardzo, ale to nie była nawet połowa moich możliwości. Jak możesz mieć o mnie tak małe mniemanie?
- Bardzo mi przykro, ale wiesz zżera mnie zazdrość, bo Ślimak częściej otrzymuje komplementy od ciebie niż ja.
- Mi też jest przykro, ponieważ musisz sobie zdawać sprawę, że Horacy Slughorn zasługuje na wszystko co najlepsze. Jego nikt nie zastąpi.
- W takim razie przepraszam. Nie sądziłam, że jest aż tak dla ciebie ważny. Nie będę wam przeszkadzać – powiedziała Lily, ostatnimi resztkami siły powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- No i bardzo dobrze, bo już się bałem, że nie starczy mi czasu na wymyślanie komplementów.
- Uwielbiam cię Riddle – mruknęła ze śmiechem i złapała go za rękę.
- A ja szaleję za tobą Black – rzekł i zatonął w jej niebieskich oczach, które teraz błyszczały z radości. Ludzie zaczęli krzyczeć i składać sobie życzenia. Wybiła dwunasta, a Lily i Tom odpłynęli w namiętnym pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro