Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Tom poszedł do Lily, gdy szukała czegoś w bibliotece i oparł się nonszalancko o regał z książkami.

​- Czego szukasz? – spytał dość łagodnym tonem.

​- Książki – odparła przesuwając palcami po grzbietach opasłych tomów. Pokręcił głową.

​- Wyobraź sobie, że tego to się akurat domyśliłem.

​- Brawo, robisz postępy – mruknęła i westchnęła z zawodem, gdy znowu nie znalazła tego czego szukała.

​- Natomiast u ciebie chyba z tym słabo – powiedział i złapał ją za rękę. Uniosła brwi. Pociągnął ją za sobą do regału oznaczonego literą „S". – Myślę, że jeśli jesteś teraz w bibliotece, a dzisiaj mamy oddać prace z astronomii o gwieździe Syriusz, to ja poszukałbym tych informacji w książce pod tytułem „Syriusz i jego tajemnice", którą mieliśmy na liście lektur proponowanych, a której nie znajdziesz na regale z książkami na „M" – rzekł i uśmiechnął się tryumfalnie. Wyglądała na zaskoczoną i lekko zażenowaną, ale nic nie powiedziała, tylko chwyciła książkę, którą już zdążył zdjąć z górnej półki i ruszyła do bibliotekarki. Riddle zaśmiał się. Gdy Blackówna wyszła z pomieszczenia, podążył za nią jak cień.

​- Dzięki za książkę, ale naprawdę do Pokoju Wspólnego już raczej trafię sama.

​- Miałbym lekkie wątpliwości, ale nie po to za tobą idę – powiedział i chwycił ją za rękę.

​- Mógłbyś przestać z tym ciąganiem mnie, naprawdę ta ręka jeszcze mi się przyda – rzekła sarkastycznie. Prychnął i puścił ją.

​- Chciałem tylko zapytać, czy wyjdziesz ze mną na spacer. – Normalnie by się nie zgodziła, ale w jego uśmiechu było coś, co nie pozwoliło jej odmówić. Kiwnęła głową i przywołała kurtkę, pomniejszyła wypożyczoną książkę i schowała ją do kieszeni szaty. Na zewnątrz leżał śnieg, więc gdy tylko wyszli Lily poczuła, że to nie był najlepszy pomysł. Objęła się ramionami.

​- Skończyłeś już pracę na astronomię? – spytała, gdy chłopak przez dłuższy czas się nie odzywał.

​- Tak, tydzień temu – rzekł z wyczuwalnym samozadowoleniem.

​- No tak zapomniałam, najlepszy uczeń – powiedziała sarkastycznie. Tom uniósł lekko kącik ust i przyjrzał się jej dokładnie.

​- Po prostu nie lubię odkładać rzeczy na później. – Dziewczyna pokiwała lekko głową jakby się nad czymś zastanawiała. Tom w końcu wysunął lekko różdżkę. Nagle Lily z krzykiem upadła prosto w wielką zaspę.

​- Riddle! – krzyknęła. Chłopak uśmiechnął się. Zaspa była tak duża, że dziewczyna nie mogła się podnieść, co rozbawiło Toma jeszcze bardziej. – Zatłukę cię – wyszeptała. W końcu zlitował się i podał jej rękę. Chwyciła ją i bez żadnego ostrzeżenia pociągnęła go w swoją stronę. Riddle nie spodziewał się tego i upadł tuż obok niej. Zachichotała i rzuciła w niego śniegiem. Złapał ją za ramiona i przekręcił się tak, że była pod nim. Wziął w rękę mnóstwo śniegu.

​- O nie, nie zrobisz tego – protestowała, ale on uśmiechnął się diabolicznie. – Tom proszę – załkała z udawanym przerażeniem. Uśmiechnął się i wtarł jej cały śnieg w twarz. Pisnęła z zimna i starała się go z siebie zrzucić. Przytrzymał jej nadgarstki. – Jesteś podły – mruknęła nadymając policzki jak małe dziecko. Uśmiechnął się i puścił ją. Po czym opadł w śnieg obok niej. Zimno przedzierało się przez ich kurtki, ale nie przejmowali się tym. Właśnie zaczął padać śnieg. Na twarzy Lily pojawił się olbrzymi uśmiech. Złapała go mocno za rękę. Najpewniej nieświadomie. Spojrzał na nią ukradkiem i nie mógł uwierzyć w to jak łatwo okazywał przy niej jakiekolwiek uczucia.
Długo by tak leżeli, gdyby nie to, że Tom dostrzegł na twarzy Lily jak bardzo jest jej zimno. Wstał i podał jej rękę. Po chwili i ona stanęła na nogach.

​- Nie musimy jeszcze iść – mruknęła. Spojrzał na nią znacząco.

​- Po pierwsze nie mam zamiaru znosić oskarżycielskiego wzroku pielęgniarki, a po drugie nie sądziłem, że tak lubisz przebywać w moim towarzystwie. – Uderzyła go żartobliwie pięścią w ramie.

​- Czasami jesteś nawet znośny – powiedziała, udając, że te słowa sprawiają jej ból. Wywrócił oczami.

​- W takim razie może masz ochotę pójść ze mną na Bal Bożonarodzeniowy? – zapytał z uśmiechem. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

​- O co ci chodzi? – spytała podejrzliwie.

Popatrzył na nią, unosząc brew.

​- Czy zawsze musi mi o coś chodzić?

​- Tak.

​- W takim razie chodzi mi tylko o to, żeby spędzić ten wieczór w miłym towarzystwie dziewczyny, która nie będzie od razu wyobrażała sobie jak będzie wyglądał nasz ślub. – Lily uśmiechnęła się z rozbawieniem.

​- Dobrze, ale muszę jeszcze pomyśleć.

​- Poczekam – powiedział akurat w momencie, w którym doszli do wejścia.

​- Muszę lecieć – rzekła lekko. Delikatnie pocałował ją w rękę cały czas patrząc jej w oczy. Przeszedł ją dreszcz, ale nic nie powiedziała.

​- Do zobaczenia. – Szybkim krokiem ruszyła w stronę swojej wieży. Widział jak działał na nią jego dotyk. Uśmiechnął się do siebie. Jego plan powoli przynosił efekty. Jeszcze chwila i powie mu wszystko co wie. Myślał, że jest mądrzejsza, że będzie wiedziała, dlaczego nagle jest taki. Jednak była tylko zwykłą kochliwą dziewczyną.

​​​​​><     

​Lily wchodziła po schodach doskonale zdając sobie sprawę z tego co on planuje. Jednak prędzej by umarła niż powiedziała mu co wie. Powinna nie zgodzić się na zaproszenie i odciąć się od niego jak najszybciej. Niestety coś ją w nim hipnotyzowało. Nie potrafiła, nie spojrzeć na niego chociaż przez jeden dzień. Brzydziła się swoim zachowaniem. Westchnęła i powiedziała hasło Grubej Damie. Usiadła przy kominku, rzucając kurtkę na ziemię. Z kieszeni szaty wyciągnęła pomniejszoną książkę z biblioteki. Bała się, że ją zgubi na zewnątrz więc ucieszyła się na jej widok. Zaklęciem przywróciła ją do normalnej wielkości.

​- Jak tam? – zapytała Christy, siadając obok niej.

​- Tak jak zwykle. Muszę jeszcze napisać pracę na astronomię i transmutację – mruknęła i pokazała na książkę „Syriusz i jego tajemnice", która leżała obok niej.

​- O nie, zapomniałam o tym – mruknęła ruda ze zbolałą miną. Lily położyła jej rękę na ramieniu.

​- Nie martw się, pomogę ci to napisać.

​- Naprawdę? Dziękuję. Jesteś wspaniała – powiedziała z szerokim uśmiechem i przytuliła swoją przyjaciółkę. Wtedy do środka wszedł Albus Dumbledore i rozejrzał się po pomieszczeniu. Eddie Reeve szybko schował Ognistą Whiskey pod stół. Nauczyciel udał, że tego nie zauważył. Lily posłała Eddiemu rozbawione spojrzenie. Chłopak odpowiedział tym samym. Byli dobrymi znajomymi od trzeciej klasy, kiedy Eddie uratował ją przed woźnym, gdy dziewczyna weszła do szkoły w najbardziej zabłoconych butach jakie kiedykolwiek istniały.

Albus Dumbledore spojrzał na Lily z ciekawością.

​- Panno Black proszę za mną – powiedział łagodnym głosem. Dziewczyna mocno zdziwiona udała się za nauczycielem transmutacji do klasy, w której prowadził lekcje.

​- Miałbym dla pani propozycje – rzekł i posłał jej znaczące spojrzenie znad okularów połówek.

​​​​><

​Lily wyszła z gabinetu Dumbledora z mętlikiem w głowie. Nie wiedziała, jak postąpić w związku z jego propozycją. W sumie nie chciała tego robić, ale czuła, że musi. Westchnęła i podbiegła do pierwszego lepszego Ślizgona i złapała go za ramię. Blond włosy chłopak spojrzał na nią, unosząc brwi pogardliwie. Był od niej młodszy o jakieś dwa lata, ale przepełniony dumą po brzegi.

​- Wiesz, kto to Tom Riddle? – spytała. Chłopak wyglądał jakby nie wiedział, czy się roześmiać czy wysłać ją do psychiatryka. – To znaczy, że chyba wiesz. Przekaż mu, że chcę z nim porozmawiać, a jeśli odmówi to powiesz, że to cholernie ważne, dobrze? – Chłopak zbladł znacznie. Przewróciła oczami. – Naprawdę aż tak się go boisz?

​- Niczego się nie boję – wysyczał tamten i odszedł, mimo, że nogi trzęsły mu się ze strachu. Miała nadzieję, że jednak przekaże tą wiadomość. Uśmiechnięta ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Czym jest życie bez ryzyka?

​​​​><

​Tom rozmawiał właśnie z Rosierem o tym, by chłopak porozmawiał z rodzicami, by wybadali jak wielu wysoko postawionych ludzi w ministerstwie chce się pozbyć szlam z czarodziejskiego świata, gdy ktoś, chrząknął za jego plecami. Riddle powstrzymując się od krzyknięcia na intruza odwrócił się. Zobaczył jakiegoś blondynka, który trząsł się ze strachu. Tom uśmiechnął się. Ślizgoni o dziwo bali się go najbardziej. To oni właśnie widzieli prawdziwego Lorda Voldemorta, jak zwykł się nazywać.

​- Słucham? – zapytał grzecznie.

​- Dziewczyna kazała przekazać, że chce z tobą rozmawiać – rzekł szybko, oczekując jego reakcji. Tom wyglądał na rozbawionego.

​- Twoja? – zapytał Riddle, a Evan Rosier uśmiechnął się złośliwie, zresztą jak kilka osób w tym pomieszczeniu. Nikt dobrowolnie nie odzywał się do Toma, jeśli nie chciał zostać upokorzony.

​- Nie, ona była ładna – rzucił szybko chłopak bliski łez. Po tych słowach chciał się wytłumaczyć, ale nie zdążył zanim cały Slytherin gruchnął śmiechem. Tom uniósł drwiąco kącik ust.

​- Mimo wszystko raczej nie jestem zainteresowany – powiedział i odwrócił się.

​- Kazała jeszcze przekazać, że jeśli się nie zgodzisz to mam ci powiedzieć, że to cholernie ważne – mruknął chłopaczek. Riddle zmarszczył brwi i znów na niego spojrzał.

​- Z jakiego domu była?

​- Gryffindor – powiedział chłopak blednąc. Co jeśli Riddle przeklnie go za rozmawianie z dziewczyną, z wrogiego domu? Jednak Tom tylko się uśmiechnął i odprawił go ruchem ręki. Chłopak wręcz uciekł, a nie odszedł. Riddle spojrzał na Rosiera i uśmiechnął się chłodno, i złowieszczo jakby z tryumfem.

​- Szach mat – mruknął i wyszedł, a jego czarna szata powiewała za nim jak skrzydła nietoperza. W dosłownie kilkanaście minut znalazł się pod wejściem do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Jakiś chłopak mniej więcej jego wzrostu, przyglądał mu się podejrzliwie. Tom uniósł brew.

​- Mógłbyś kogoś zawołać – powiedział w taki sposób, że nie brzmiało to jako pytanie.

​- Kogo?

​- Lily Black, chyba wiesz o kim mówię – mruknął. Gryfon zmrużył oczy.

​- Po co chcesz z nią rozmawiać?

​- To już raczej nie twoja sprawa – rzekł Tom lodowatym głosem.

​- Zdziwiłbyś się – syknął chłopak i podszedł do Ślizgona. Tom westchnął, przyjmując nagle nonszalancką pozę.

​- Nie mów, że jesteś jednym z tych chłopaków, którzy ubzdurali sobie, że ona należy do nich – powiedział drwiąco.

​- W sensie kimś takim jak ty? – zakpił Gryfon. Tom czuł jak jego cierpliwość powoli wyczerpuje się. Jakaś Gryfonka podbiegła do nich i odciągnęła swojego współdomownika.

​- Zostaw go Eddie – powiedziała stanowczo. Rude loki zgrały się z kolorem jej twarzy, gdy spojrzała na Riddle'a. Widział, że była przerażona, ale starała się to ukryć za zasłoną złości. Ach ci Gryfoni i ich odwaga!

​- Co on tu robi? – spytała swojego znajomego, lekceważąc Toma. Ślizgon zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się chłodno.

​- Mugolaczka – wyszeptał. Ruda zachłysnęła się powietrzem, gdy to usłyszała, a on odsłonił swoje białe zęby w uśmiechu. Eddie zacisnął pięści.

​- Zostaw ją – mruknął.

​- Przecież nawet jej nie dotknąłem – stwierdził Riddle. Grupa kilku Gryfonów wbiegła szybko do Pokoju, gdy zobaczyli kto stoi przed wejściem.

​- Spadaj stąd – warknął Gryfon. Tom przewrócił oczami.

​- Przyszedłem tu tylko z kimś porozmawiać, a wy wyglądacie jakbym kogoś zamordował. Wykorzystajcie może trochę tej gryfońskiej odwagi i zacznijcie się zachowywać jak ludzie. – Wtedy obraz przesunął się i wyszła zza niego Lily. Zmrużyła oczy.

​- Zostaw ich Riddle – mruknęła. Tom westchnął.

​- Wszyscy zawsze to samo – powiedział i odwrócił się w jej stronę. – To ty podobno chciałaś ze mną porozmawiać.

​- Tak chciałam, dobrze, że wiadomość jednak dotarła. – Eddie wyglądał na wściekłego. Tom uśmiechnął się złośliwie.

​- Ledwo, ale dotarła. – Przez chwilę milczał. - Masz bardzo protekcjonalnych przyjaciół – powiedział i posłał dwójce znaczące spojrzenie. Gryfon spojrzał na Blackównę.

​- Lily czemu zadajesz się z NIM? – zapytał z pretensją w głosie.

​- Później porozmawiamy Eddie – szepnęła i pokręciła głową, pokazując mu, że wszystko jest w porządku.

​- Jeśli coś jej zrobisz – wycedził Gryfon odchodząc. Tom spojrzał na niego lekceważąco.

​- Uwierz mi nie mam takiego zamiaru, ale gdybym miał to mam wrażenie, że nie spotkałaby mnie żadna godna uwagi zemsta.

​- Sugerujesz coś? – zapytał Eddie.

​- Oczywiście, że nie – mruknął Tom z udawaną niewinnością. – Tylko pamiętaj, mnie się nie zastrasza, bo można tego gorzko pożałować. – Eddie w głębi podświadomości poczuł lekkie ukłucie strachu. Nie wiedział co dokładnie go powodowało, ale czuł, że Tom tak naprawdę nie ma przyjaznych zamiarów. Spojrzał na Lily z niepokojem. Dziewczyna właśnie obejrzała się na coś więc mógł podziwiać jej twarz z profilu. Była naprawdę piękna. Ciemne włosy spływały jej po ramionach na pierś. Żałował, że dziewczyna ma na sobie workowatą szatę, która zasłaniała jej talię w kształcie klepsydry i niezwykle szczupłe nogi.

Tom widział jak Eddie ślini się do Lily i poczuł kiełkującą w nim złość. Nie wiedział, dlaczego to właśnie czuł, ale to było dla niego tak nienaturalne, że wręcz niemożliwe.

Dziewczyna zauważyła rosnące napięcie, więc podeszła do chłopaków.

​- Chodź Tom, musimy porozmawiać. – Niespodziewała się ognia w jego oczach, ani tego, że nagle ruszy przed siebie i szybkim krokiem zacznie schodzić po schodach.

​- Co robisz? – syknęła, ledwo za nim nadążając. W końcu potknęła się i upadłaby, gdyby nie chwycił jej w pasie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, Blackówna zobaczyła chłód i złość, które z każdą chwilą nikły, aż w końcu w jego oczach nie było już nic oprócz ciekawości. Przechylił lekko głowę, gdy dostrzegł w jej oczach fascynację wymieszaną z jakimś głębszym uczuciem. Oboje odsunęli się od siebie szybko.

​- Co chciałaś mi powiedzieć? – zapytał rzeczowym tonem. Zaczęła stukać paznokciami w opuszek kciuka. Uznał, że to pewnie jakiś jej tik nerwowy. Uniósł lekko kącik ust.

​- Co do twojej propozycji to podjęłam już decyzję – mruknęła.

​- Tak? - zapytał z uśmiechem.

​- Zgadzam się – powiedziała, a jej oczy rozjaśnił lekki błysk.

​​​​><

​Eddie złapał ją za rękę, gdy weszła do Pokoju Wspólnego. Był zły. Widziała to w jego oczach.

​- Co to miało być? – zapytał ostrym tonem.

​- Chciałam z nim tylko porozmawiać – powiedziała nadal z błyskiem w oku. Jego uścisk stał się silniejszy. Uniosła brew.

​- Trzymaj się od niego z daleka rozumiesz? – wręcz warknął. – Groził Christy zanim przyszłaś, on jest porąbany. – Lily poczuła jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody, jednak nie było odwrotu. Riddle jej za to zapłaci, w swoim czasie. Wyrwała się Eddiemu i uniosła głowę.

​- Nie mogę trzymać się od niego z daleka, bo idę z nim na bal, ale możesz mieć pewność, że będę ostrożna – powiedziała łagodnie. W jego oczach zapłonął ogień.

​- Co on ci zrobił? – zapytał. – Czemu nagle zachowujesz się jak mała, naiwna, idiotka? – Lily poczuła się jakby ją spoliczkował. Czuła jak łzy powoli napływają jej do oczu. Kiedyś była zakochana w Eddiem i nadal jej do końca nie przeszło. Wzięła głęboki oddech.

Smutek w jej oczach sprawił, że chłopak poczuł jak wielki błąd zrobił. Nie sądził, że aż tak zabolą ją jego słowa. A może po prostu złość przysłoniła mu zdrowe myślenie? Nie wiedział do końca.

​- Wiesz co... - zaczęła ze złością. Tak maskowała smutek, od zawsze. Złapał ją za ramiona i uwięził w ciepłym, mocnym uścisku. Opadła z sił. Jednak odepchnęła go i odeszła w stronę dormitorium. Eddie upadł na najbliższy fotel i schował twarz w dłoniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro