Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Lily z wielkim wysiłkiem wyciągnęła swoją olbrzymią walizkę z pociągu. Pożegnała się z przyjaciółkami i ruszyła ze spuszczoną głową w stronę swojego ojca. Jej matka zmarła kilka lat wcześniej. Arcturus Black miał swoje blond włosy zaczesane do tyłu. Piwne oczy patrzyły na córkę z pogardą.

​- Witaj ojcze – szepnęła dziewczyna i lekko się ukłoniła. Ojciec skinął jej głową, ale nie ruszył się z miejsca. – Nie idziemy?

​- Czekamy na twojego kuzyna i jego znajomego. Wakacje spędzimy wszyscy razem u ciotki Walburgi – rzekł wyniosłym tonem. Miała nadzieję, że choć trochę przejmie się, że coś mogło jej się stać, gdy podczas roku szkolnego po zamku zaczął grasować potwór. Jednak w oczach Arcturusa zagrożeni byli tylko mugolacy, a oni i tak nie zasługiwali na życie. Lily nie mogła spać i wszędzie chodziła z przyjaciółką, która również była mugolaczką. To był chyba najgorszy rok w jej życiu. Jeszcze te pogłoski o zamknięciu szkoły i śmierć Marty...

Nie mogła jednak uwierzyć, że to była wina Hagrida. Znała go i wiedziała, że nie byłby do tego zdolny. Oczywiście ten Tom Riddle uważał inaczej.

​- Wspaniale – szepnęła cicho.​

​- Słucham? – zapytał jej ojciec ostro.

​- Bardzo się cieszę, ojcze. – W tym momencie podszedł do niej jej kuzyn, który posłał jej tylko przelotne spojrzenie i zaczął się witać z Arcturusem. Zaraz za nim stanął Tom Riddle, który prześwidrował ją spojrzeniem na wylot. Miała wrażenie, że jest naga, gdy tak na nią patrzył. Po chwili, jakby leniwie, odwrócił wzrok i przeniósł go na jej ojca. Jego twarz przybrała wyraz podziwu i szacunku.

​- Witam panie Black. Jestem zaszczycony możliwością poznania pana – rzekł przymilnie. Tym sposobem podłechtał ego jej ojca. Że też ona tego nie potrafiła. Ten Riddle mógł w sobie rozkochać każdego. Wszyscy nauczyciele go uwielbiali. Był jednak tylko lizusem i parszywym kłamcą.

​- Ja również panie Riddle. Dużo opowiadano mi o panu, nawet sam dyrektor zachwycał się pana możliwościami.

​- Proszę mi mówić Tom – rzucił pogodnie Riddle i wyciągnął rękę w jego stronę.

​- Bardzo mi miło Tom, chodźmy już, bo jeszcze się spóźnimy, a czarodzieje czystej krwi nigdy się nie spóźniają to jest raczej domena...

​- Mugoli – dokończył Riddle i uśmiechnął się szeroko. Jej ojciec wyglądał teraz tak, jakby chciał go przygarnąć. Zazgrzytała zębami.

​- Jesteś naprawdę niesamowity Tom. Daleko zajdziesz w życiu.

​- Do tego potrzebne są znajomości, których ja niestety nie posiadam – mruknął z udawanym smutkiem. Jej ojciec poklepał go po plecach.

​- To da się łatwo załatwić. Nie przejmuj się tym, a teraz złapcie się za ręce, bo dłużej nie zniosę towarzystwa tego plebsu – rzekł z pogardą. Lily chwyciła Toma za rękę, ale on nawet na nią nie spojrzał. W ten bardzo prosty sposób dał jej do zrozumienia, że jest dla niego niczym. To tylko dwa miesiące. Jakoś może da radę. Zacisnęła pięść. Pojawili się na Grimmould Place 12. Otworzyła im młoda ciotka Walburga z nieodłącznym grymasem na twarzy. Oczywiście po tym jak Riddle pocałował ją w rękę na powitanie i nafaszerował pochlebstwami, jej twarz rozjaśnił rzadko spotykany uśmiech.

​- Lily, myślę, że możemy oddać Tomowi twój pokój, nieprawdaż – rzuciła ciotka i spojrzała na nią znacząco. Dziewczyna zapowietrzyła się.

​- Nie, to niemożliwe przecież...

​- Nie waż się podnosić głosu – rzucił jej ojciec. Jednak nie posłuchała instynktu i nie zamknęła się. Uniosła się dumą jeszcze bardziej.

​- Nie możecie mi zabrać jednego miejsca, gdzie mogę być sama, nie mam zamiaru przesiadywać z wami a tym bardziej z NIM. – Poczuła silne uderzenie w policzek. Zachwiała się i o mało co nie upadła. Poczuła krew w ustach. Pochyliła głowę, chowając swój szok i ból. Zza zasłony włosów zobaczyła niesmak na twarzy Riddle'a. Ojciec pociągnął ją za włosy.

​- MILCZ GDY CI KAŻĘ... - wysyczał z oczami otwartymi tak szeroko, że widziała swoje odbicie. Przerażenie w jej oczach było widoczne na kilometr. Jej ojciec nazywał się szlachcicem, ale tak naprawdę nie było w nim nic szlachetnego. Był potworem. Nie potrafiła zliczyć razów, w których od niego oberwała. Jednak ból fizyczny był niczym w porównaniu z psychicznym, gdy tak ją upokarzał przed wszystkimi. Nie mogła nic zrobić, nie miała dokąd pójść, bo wszędzie by ją znaleźli. Była tu uwięziona dopóki nie skończy siedemnastu lat.

​- Ależ mogę spać w jednym pokoju z Charlsem. Nie widzę w tym problemu, naprawdę nie warto rozlewać przez to krwi. Szczególnie tak szlachetnej – rzekł Tom kojącym głosem. Arcturus opanował się trochę i kiwnął głową. Puścił Lily, która ostatkami sił powstrzymała się przed, upadnięciem na podłogę.

​- Masz rację Tom, nie powinienem się tak unosić, szczególnie przy takim gościu.

​- Ależ nie mam pretensji, proszę się nie kłopotać z przeprosinami. – Lily czuła jak się w niej gotuje. Nigdy nie spotkała kogoś bardziej fałszywego. Z wysoko uniesioną głową weszła po schodach na górę i trzasnęła drzwiami. Gdy tylko się za nią zamknęły, opadła na podłogę i chłodząc policzek o zimną ścianę, przeczesała włosy. Spojrzała na swoją rękę i zobaczyła wyrwane kosmyki. Poczuła, jak łzy ściekają jej po policzku i znikają w fałdach szaty.


​​​​><

​Wszyscy siedzieli przy stole w jadalni, tylko Lily chodziła pomiędzy nimi i im usługiwała. Była jedyną młodą dziewczyną w tej rodzinie, wszystkie jej siostry wcześniej wyprowadziły się. Gdy postawiła talerz przed Riddlem, on nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Zbyt zajęty był konwersacją z jej rodziną. Przebywali tu prawie w każde wakacje, więc w pewien sposób mogła to miejsce nazwać domem, a ten lizus przyjeżdża tu pierwszy raz i od razu traktuje ją jak śmiecia. Zresztą jak wszyscy. Ciotka miała domowego skrzata, ale ubzdurała sobie, że woli jedzenie podane przez człowieka. Gdy Lily w końcu mogła usiąść i zjeść jej ojciec odezwał się.

​- Zapomniałaś o tym, żeby zapalić świece. – Dziewczyna zacisnęła dłoń na nożu.

​- Możesz użyć różdżki, ojcze – wycedziła, mrużąc oczy z wściekłości. Arcturus uśmiechnął się bestialsko.

​- Skoro tak lubisz się zadawać z tymi swoimi szlamami, to zachowuj się jak one. – Tego już było za dużo. Była miła w towarzystwie swoich przyjaciół, ale jakikolwiek Ślizgon mógł doprowadzić ją do czerwoności. Nienawidziła, gdy ktoś ją poniżał. Od dziecka tłumaczono jej, że za zniewagę należy zabijać. Wzięła zamach, a nóż wbił się pomiędzy dłonią Toma, a Arcturusa. Podniosła się z miejsca. Riddle pierwszy raz wyglądał na zaskoczonego, natomiast jej ojciec gotował się ze złości.

​- POŻAŁUJESZ TEGO! – wrzasnął. Wszyscy przy stole wyglądali na lekko wystraszonych tym, co się zaraz stanie. Nigdy nie widzieli, żeby córka z ojcem tak się kłócili. Oczywiście dziewczyna często dostawała Cruciatusem, ale Arcturus nigdy nie był aż tak wściekły. Walburga zaklęciem schowała wszystko, co szklane.

​- ZAMKNIJ SIĘ, MAM CIĘ DOŚĆ I CAŁEJ TEJ POCHRZANIONEJ RODZINKI TEŻ! NIE PROSIŁAM O TO! Już wolałabym być mugolką niż twoją córką – wycedziła na koniec z pogardą. W jej oczach lśniły płomienie. Była ogarnięta nienawiścią i szaleństwem. Tom wydawał się upijać ilością zła w tym pomieszczeniu. Wyglądał jakby był w transie.

Zanim oszołomiony Arcturus zdołał coś odpowiedzieć, Riddle podniósł się.

​- Nie wiesz, co mówisz, zachowujesz się dziecinnie i żałośnie – mruknął z wyższością. Chciał zobaczyć, co ta dziewczyna potrafiła. Od dawna widział, jaka jest piękna. Zresztą jak wszyscy, którzy posiadali oczy. Jednak to nie tego szukał. Chciał mieć po swojej stronie członków potężnych rodów, by uzależnić ich od siebie i wykorzystywać. Tacy ludzie byli idealni. Mieli tyle do stracenia, a przez to kontrolowało się ich znacznie łatwiej niż innych. Lily podeszła do niego powoli.

​- Nie mów mi jak mam się zachowywać w domu, który nie należy do ciebie. Jesteś przybłędą. Nie powinno cię tutaj nawet być. Najlepiej wracaj do sierocińca, gdzie twoje miejsce – szepnęła tak blisko niego, że czuł jej oddech na swojej szyi. Była dużo niższa. Uśmiechnął się pobłażliwie.

​- Nie chcę cię zasmucać, ale ja bardziej tu pasuję niż ty, słonko – mruknął. Jej oczy zwęziły się. - A przez to, że obraziłaś mój honor w domu, do którego przyjechałem w odwiedziny, mam prawo wyzwać cię na pojedynek – rzucił, a jego oczy błysnęły ostrzegawczo. Jednak dziewczyna była ogarnięta istną furią.

​- Myślisz, że się ciebie boję?

​- Myślę, że powinnaś zacząć. – Złapała go za rękę i oboje zniknęli z cichym trzaskiem.

​- Cholera, wywalą ich – szepnął Charles ze strachem i odbiegł od stołu.

Lily i Tom pojawili się na rozległym pustym pasie terenu. Jedyne co tu było, to pojedyncze drzewa. Black puściła jego rękę i odeszła na parę kroków. Ukłoniła się delikatnie, cały czas nie spuszczając z niego wzroku. On zrobił to samo. Gdy się wyprostował pierwsze zaklęcie już poszybowało w jego stronę. Odbił je z łatwością.

​- Naprawdę chcesz ze mną walczyć? – spytał drwiąco. Nie odpowiedziała. W jego stronę pomknęła pierwsza drętwota. Zablokował ją identycznym zaklęciem. Stali naprzeciwko siebie, a ich zacięte twarze rozjaśniały czerwone promienie. Lily wypchnęła swoją różdżkę do przodu, a promień przesunął się zaledwie o milimetr. Wbiła obcasy swoich butów w ziemię. Tom trzymał różdżkę nonszalancko w jednej ręce i nawet się zbytnio nie starał. Wtedy stało się coś dziwnego. Dziewczyna poczuła jak coś się zmienia. Jej ręka samoistnie uniosła się wyżej, a moc, która wcześniej dawała jej poczucie zaledwie lekkiego gorąca, teraz rozlała się po jej ciele jak wrząca lawa. Dopiero teraz poczuła prawdziwą wściekłość. Czerwony promień poszybował do przodu, a na twarzy Toma dało się zobaczyć fascynację, połączoną z niedowierzaniem. Chwycił różdżkę pewniej, a promienie natychmiast się wyrównały. Lily miała tego dość. Zerwała połączenie i uderzyła w niego klątwą tnącą. Odskoczył i zaczął posyłać w jej stronę zaklęcia tak szybko, że ledwo udawało się jej odskakiwać. Broniła się jednak zacięcie, a gdy Tom zwalniał, atakowała z pełną nienawiścią. Jej czarne włosy unosiły się wręcz od ilości magii w powietrzu. Twarz Riddle'a rozjaśnił grymas wściekłości. Machnął różdżką, a najbliższe drzewo poszybowało w jej stronę. Jednak ona, jakby polegając na szczęściu, nawet się nie odwróciła, tylko posłała w jego stronę drętwotę. Dostał nią w sam środek klatki piersiowej. Siła zaklęcia odrzuciła go do tyłu. Jednak Lily dostała olbrzymią gałęzią. Upadła twarzą do ziemi. Czuła, że z jej policzka, dłoni i kolan cieknie krew. Zaklęła i spróbowała wstać. Za czwartym razem udało jej się unieść głowę, by dostrzec nad sobą twarz Toma. Wyglądał tak idealnie jak na początku walki. Widać było, że z trudem opanowuje wściekłość. Teraz zaczynała się bać. Posłała w jego stronę jakieś zaklęcie i szybko wstała. Odbił je z łatwością. Chciała walczyć dalej, ale on szybko związał ją zaklęciem i opuścił różdżkę. Cały czas patrzyła mu prosto w oczy.

​- Przegrałaś, ale nic ci nie zrobię. Jednak zapamiętaj na przyszłość, że ze mną nie można wygrać.

​- Jesteś zwykłym szesnastoletnim czarodziejem. Może i możesz wygrać ze mną, ale z całym światem już nie – powiedziała cicho, a wściekłość w jej oczach powoli gasła. Nie chciała być taka. Przymknęła oczy. Czuła się jakby zdradziła wszystko, w co wierzyła. Manipulował nią od początku. Wiedziała to. Przejechał jej ręką po policzku, a jej rany zasklepiły się.

​- Jeśli wygram z tobą, to z innymi też. Nie musimy już walczyć. Wystarczy, że przyłączysz się do mnie – zaproponował.

Uśmiechnęła się drwiąco.

​- Nie jestem taka jak oni. Nie owiniesz mnie sobie wokół palca.

​- Masz rację. Nie jesteś taka jak oni, jesteś taka jak ja, tylko jeszcze o tym nie wiesz – mruknął i teleportował się, łapiąc ją za rękę. Pojawili się w salonie na Grimmould Place 12. Wszyscy wpatrywali się w nich z niedowierzaniem. Tom zaszczycił ich wspaniałym uśmiechem.

​- Wszystko załatwione, możemy o tym zapomnieć – rzekł pogodnie. Rozwiązał Lily zaklęciem, a dziewczyna spuściła wzrok.

​- Dziękuję Tom za ukaranie tej... – zaczął Arcturus. – Niestety będę musiał wyjechać na pewien czas, ale bez obaw, zanim to zrobię, to wytłumaczę was w ministerstwie. Nie musicie się niczym martwić. Chociaż za to, co zrobiłaś, powinni cię wyrzucić. Ciesz się, że zależy mi na dobrym imieniu rodu – powiedział do Lily, a dziewczyna spuściła głowę z upokorzenia.


​​​​><

​Ciotka Walburga i matka Charlesa cały czas gdzieś wychodziły, a ich mężowie stale mieli coś do załatwienia. Dlatego Lily codziennie zostawała sama z Tomem i Charlesem przynajmniej na kilka godzin. Ten ostatni traktował ją jak powietrze, czego niestety nie można było powiedzieć o Riddle'u. Co chwilę napastował ją swoimi poglądami na temat czystości krwi. Miała go szczerze dość. Był protekcjonalny i natarczywy.

​- Możesz się wreszcie odczepić – zawołała, gdy kolejny raz „przez przypadek" pomylił pokoje.

​- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.

​- Chcę, żebyś wyszedł i nigdy nie wracał – powiedziała, składając ręce na piersi.

​- Niestety, to chwilowo niemożliwe, bo widzisz, mieszkamy w tym samym domu – rzekł z uśmiechem. Uniosła oczy ku niebu.

​- Domu, który ma ze trzydzieści pokoi – mruknęła. – Mam wrażenie, że unikanie się tutaj, nie jest zbyt trudne.

​- A co, jeśli ja nie chcę cię unikać? – zapytał, chowając ręce do kieszeni.

​- W takim razie będę musiała zabezpieczyć drzwi zaklęciem.

​- Bez problemu je złamię – prychnął.

​- To ja złamię ci nos – powiedziała, patrząc na niego znacząco. Uniósł brew.

​- Jesteś wyjątkowa – rzekł, świdrując ją wzrokiem.

​- Bo mnie denerwujesz? Muszę cię zasmucić, to nie jest wyjątkowe tylko powszechne – powiedziała. Uśmiechnął się. Lubił jej cięty język. Jako jedyna nie bała się go, a nawet go lekceważyła. Imponowało mu to.

​- Do zobaczenia Black – mruknął i wyszedł.


​​​​><

​Lily siedziała przy stole w kuchni i nerwowo stukała paznokciami w jego blat. Obok niej siedział Charles, który również wyglądał na zdenerwowanego.

Nagle do kuchni wszedł Riddle. Poruszał się zadziwiająco cicho, ale Lily i tak go zignorowała.

Zaraz miały przyjść wyniki SUM-ów. Szczerze to bała się swoich. Co jeśli coś zawaliła?

​- Co taka ponura mina, Black? – zapytał, siadając po jej drugiej stronie. Miała ochotę zatkać mu czymś usta, żeby choć na chwilę umilkł. Najgorzej pewnie poszła jej Historia Magii. Strasznie do tego zakuwała, ale nienawidziła tego przedmiotu więc nic nie było pewne.

​- Bądź chociaż przez chwilę cicho Riddle, błagam – mruknęła i spojrzała na zegar. Jeszcze jakieś dwie minuty, ale zawsze mogą się spóźnić.

​- Aż tak się stresujesz wynikami?

​- A ty nie?

​- Ja wiem, że będzie dobrze. Znam swoje możliwości – powiedział z widocznym, dość wyraźnie, samozadowoleniem. – Z tego co wiem ty też nie masz się o co martwić. – Uniosła brwi i spojrzała na niego.

​- Czyżby komplement?

​- Można tak to nazwać. – Uniósł kącik ust, a ona poczuła jak jej policzki zaczynają robić się gorące. Odwróciła twarz.

Wtedy do pokoju weszli Blackowie. Nawet ojciec Lily przyjechał z tej okazji.
​Prawie równo z nimi do pomieszczenia wpadły trzy sowy, przepychające się między sobą.

Przed Lily wylądował duży puszczyk, który podał jej list po czym, czym prędzej wyleciał przez otwarte okno.

Ręce lekko się jej trzęsły, gdy rozerwała kopertę.

W środku znalazła coś czego się nie spodziewała.

​- Same wybitne – powiedział głośno Arcturus, klepiąc Riddle'a po plecach. – Gratuluję Tom.

​- Co dostałaś? – zapytał jej cicho Charles, gdy wszyscy zajmowali się Tomem. Zdziwiła się, że się do niej odezwał. Kiedyś, gdy byli mali, to cały czas bawili się razem, ale to było dawno temu. Zmienili się bardzo i już nie mogli zbytnio wytrzymać w swoim towarzystwie. Lily postrzegała go jako słabeusza, który nie miał własnego zdania. Natomiast Charles uważał ją za upartą i głupią Gryfonkę.

​- A ty?

​- Jeden Zadowalający i Wybitny, a reszta to Powyżej Oczekiwań.

​- Całkiem dobrze.

​- Gdyby nie ta cholerna Historia Magii...

​- Taaak... rozumiem. Zakuwałam do niej dzień i noc.

​- Mogę zobaczyć twoje wyniki? – zapytał.

​- Jasne – powiedziała Lily i podała mu swój arkusz. Jego oczy rozszerzyły się do wielkości spodków od herbaty.

​- Niemożliwe – rzekł zapewne głośniej niż zamierzał. Wszyscy przenieśli na niego wzrok.

​- Chodzi o twoje wyniki Charles? – zapytała jego matka.

​- Nie. Chodzi o wyniki Lily.

​- Tak, a co jest z nimi nie tak? – zapytał Arcturus, już szykując się, żeby nakrzyczeć na córkę.

​- Same Wybitne – rzekł, a wszyscy zamarli z zaskoczenia. Tylko Tom Riddle mrugnął w jej stronę, co było dość niespotykane w jego przypadku.

​​​​​><


​Lily szła właśnie w stronę kuchni, gdy usłyszała jakiś hałas. Przybliżyła się do pokoju, z którego dochodziły dziwne dźwięki i przyłożyła głowę do drzwi. Usłyszała ostry głos Toma. Zajrzała przez szparę w drzwiach i zobaczyła wielu chłopaków mniej więcej w jej wieku. Wstrzymała oddech.

​- Uważam, że to niemożliwe – powiedział jakiś blondyn, a stalowoszare tęczówki zwróciły się w jego stronę. Przez chwilę Riddle mierzył swojego znajomego wzrokiem. Jego twarz zastygła.

​- Jeśli chcesz coś osiągnąć w życiu, to wyrzuć słowo niemożliwe ze swojego słownika Nott. Dla mnie wszystko jest możliwe. Zostanie nieśmiertelnym to tylko jeden z moich planów, a ty możesz zostać ze mną lub być przeciwko mnie. Nie ma niczego pomiędzy. Jest albo sława i potęga, albo słabość i strach, te rzeczy nigdy nie łączą się ze sobą, a ja nie mam zamiaru otaczać się ludźmi słabymi. – Wszyscy spojrzeli na blondyna, który wyglądał, jakby miał się spalić ze wstydu. Postać Toma wydawała się rosnąć w oczach. Pewność malowała się na jego twarzy, a z każdej komórki jego ciała biło czyste zło, które powodowało, że każdy obecny czuł się nieswojo. Lily wycofała się cicho, starając się nie stukać obcasami, gdy obecni zaczęli się żegnać. Później znowu ruszyła przed siebie, jakby dopiero teraz zmierzała do kuchni. Niektórzy chłopcy mieli najwyraźniej już pozwolenie na teleportację, bo wyszli z pomieszczenia i zmierzali w stronę drzwi wyjściowych. Posyłali jej spojrzenia, którymi najczęściej zaszczyca się szynkę na wystawie w sklepie. Zacisnęła usta w wąską linię, a jeden z chłopaków uśmiechnął się obrzydliwie. Zmrużyła oczy.

​- Fajnie mieszkasz Riddle – rzucił przez drzwi chłopak i spróbował zbliżyć się jeszcze bardziej do Blackówny. Tom wyszedł z pokoju i zobaczył, że dziewczyna jest bliska wybuchu. Teraz nadarzała się idealna okazja do podpuszczenia jej. Jego twarz powoli rozjaśnił uśmiech. Lily zauważyła to i już wiedziała, że on jej nie pomoże. Zacisnęła rękę na różdżce.

​- Obawiam się, że nic tutaj nie należy do mnie – rzekł, składając ręce na piersi.

​- W takim razie chyba się nie obrazisz jak coś sobie wezmę. – Riddle nie odpowiedział, ale wyglądał na zdegustowanego. Lily zazgrzytała zębami.

​- Nie jestem rzeczą, żebyś mógł mnie sobie wziąć – wysyczała. Chłopak uniósł brew.

​- Tak? To czym jesteś więcej? – Tom pokręcił głową z niedowierzaniem. Dziewczyna błyskawicznie wyciągnęła różdżkę i posłała w chłopaka zaklęcie tak silne, że zepchnęło go ze schodów. Nie spodziewał się tego nawet w najmniejszym stopniu. Traktował wszystkie dziewczyny w ten sposób, ale Gryfonki to nie to samo co Ślizgonki. Lily jednak nie wiedziała, że w Slytherinie domownicy zawsze chcą pomścić klęskę drugiego. W jej stronę poleciało chyba pięć zaklęć jednocześnie. Wyczarowała dookoła siebie tarczę. Atakowali ją z zacięciem. Wazon znajdujący się po jej prawej stronie strzaskał się z hukiem. Machała różdżką bardzo szybko. Jednocześnie się broniąc i posyłając w ich stronę zaklęcia. Dwóch napastników poddało się już po tym, jak dostali klątwą tnącą. Leżeli teraz na ziemi niezdolni do zbytniego ruchu. Czuła jednak, że nie może dać się ponieść tak jak wcześniej, gdy walczyła z Tomem. Widok krwi przywrócił jej trzeźwe myślenie. Jedna jej część chciała ich wszystkich pozabijać, a druga dać się pokonać. Na razie znajdowała balans między tymi dwoma stronami, ale czy zawsze tak będzie?

Jednym ruchem zbiła wszystkie ich zaklęcia i upuściła różdżkę. Nie musiała tego robić. Wygrałaby to. Była pewna. Jednak nie mogła dać Tomowi tej satysfakcji.

Niestety Ślizgoni rzadko kiedy walczą honorowo. Wysoki brunet posłał w jej stronę zaklęcie. Przymknęła oczy gotowa na ból rozchodzący się po jej ciele, ale nic takiego nie nastąpiło. Usłyszała grzmot, a zaklęcie uderzyło w tarczę wyczarowaną przed nią. Tom stał z wyciągniętą różdżką i płomieniami w oczach. Lily chwyciła swoją różdżkę i szybkim krokiem udała się do swojego pokoju. Słyszała jęki i przekleństwa ranionych, ale nie zatrzymała się. Za zakrętem, gdzie już nikt nie mógł jej zobaczyć, ruszyła biegiem. Dopiero w pokoju uspokoiła się. Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Nie wiedziała jak opanować swój wewnętrzny gniew.
Gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem, posłała w natręta zaklęcie, z którym poradził sobie bez problemu.

​- Co to miało być? – zapytał Riddle ze złością.

​- Mówiłam ci, że nie jestem taka jak ty – mruknęła, wzruszając ramionami. Podszedł do niej. Wstał z łóżka i stanęła naprzeciwko niego. Spojrzał jej w oczy. Wręcz mogła poczuć emocje, jakie nim targały. Wydawał się jednocześnie zimny i rozpalony. Złapała go za nadgarstek ręki, w której trzymał różdżkę. Czuła, jak drży ze złości.

​- Ciągle to mówisz, ale ja nadal ci nie wierzę – wycedził. – Walcz o siebie. Gdyby mnie tam nie było, już byś była martwa. Poddajesz się wszystkiemu i wszystkim. Nawet taki Crabbe mógłby cię zniewolić, gdyby tylko chciał.

​- Ty też mnie zniewalasz. Chcesz mnie zmusić, żebym była taka jak ty, żebym widziała i czuła wszystko tak samo, ale bardzo mi przykro Riddle. Ze mną nie będzie tak łatwo. – Założył jej kosmyk za ucho i uśmiechnął się.

​- To, co zdobywamy ciężką pracą, cieszy bardziej niż rzeczy, które dostajemy podane na tacy – wyszeptał. Cały czas czuła jak jego puls zwalnia. W końcu puściła jego dłoń i odsunęła się.

​- Chyba, że zmęczenie zabije nas zanim to zdobędziemy.

​​​​​><

​- Przez resztę wakacji już było normalnie – mruknęła Lily i skończyła opowiadać. Jej przyjaciółki miały miny jakby właśnie im oznajmiła, że jest sklątką tylnowybuchową. Amanda wyglądała na lekko zazdrosną, Christy przerażoną, a Kate wściekłą.

​- Jak ty możesz mieszkać w tak popapranym domu – wybuchnęła ta ostatnia. – Czemu nic nam wcześniej nie powiedziałaś?

​- Nie chciałam was martwić – powiedziała cicho. Christy przypadła do niej i ją objęła.

​- Nam możesz wszystko powiedzieć – rzekła z ciepłym uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro