Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Tom siedział z twarzą w dłoniach, w poczekalni. Zaraz miał się spotkać z Lily. Tak bardzo mu jej brakowało. Robił wszystko by ją zadowolić, ale to i tak nie było wystarczające. Zawiódł ją i dobrze o tym wiedział. Ona zawsze była przy nim i wyczuwała jego uczucia. Potrafiła go pocieszyć, gdy tego potrzebował, ale on nie dbał o nią. Wykorzystywał ją.
​Po chwili z pokoju wyszedł lekarz i gestem zaprosił go do środka. Podniósł się i wszedł do pomieszczenia. Stał tam stół i dwa krzesła. Na jednym siedziała Lily leniwie rozwalona i obserwowała każdy jego ruch. Na jednej ręce miała grubą białą bliznę. Do tego miała obcięte wszystkie włosy. Wciągnął gwałtownie powietrze.

Wiedziała kim jest, ponieważ oznajmili jej, że przyjdzie jej narzeczony.

​- Co już ci się nie podobam? - warknęła. To nie była jego Lily. Na pewno nie. Pokręcił głową.

​- Kiedy to się stało? - zapytał z bólem. Nachyliła się w jego stronę z widocznym szaleństwem w oczach.

​- Wtedy, kiedy nie pozwoliłeś mi skoczyć - szepnęła po czym chciała na niego skoczyć. Po chwili do środka wbiegli pielęgniarze i złapali ją pod ramiona. Jeden siłą wlał jej jakąś miksturę go gardła.

Wtedy nagle oprzytomniała. Spojrzała na niego jakby zobaczyła go po raz pierwszy, a na jej twarzy pojawił się wyraz zagubienia i przerażenia. Wyglądała jak osaczone zwierzę, które wie, że zostanie pożarte. Poznała go tylko po oczach.

​- Tom co się dzieje? Gdzie ja jestem? Pomóż mi – powiedziała z widocznym trudem, a zaraz później straciła przytomność. Nie wiedział co robić. Patrzył, jak zaklęciem wynoszą ją za drzwi i zatrzaskują je. Czuł się podle. Czuł, że ją zawiódł. To wszytko była jego wina. Złapał za stół i rzucił nim, wyładowując swoją furię. Mebel uderzył w przeciwległą ścianę i odbił się od niej z hukiem. Tom krzyknął z bezsilności. Stracił właśnie najważniejszą część swojego życia i raczej szybko jej nie odzyska. Wyszedł, zatrzaskując z hukiem drzwi. Musiał jakoś wyładować swoją wściekłość i rozgoryczenie. Różdżka jakby znikąd pojawiła się w jego ręce.

​​​><

​Lily leżała w białym pokoju i płakała cicho. Nikt jej nie słyszał. Był tu tylko materac. Nie było nawet okien. Ściany były tapicerowane. Nie mogła mieć tu niczego czym mogła się skrzywdzić.

Uderzyła pięścią w ziemię. Została sama. Nigdy nie czuła się tak potwornie opuszczona. Została wykorzystana. Jej ojciec, Dumbledore, Tom, a nawet Amanda. Wszyscy bawili się jej uczuciami. Nikomu na niej nie zależało. Została zostawiona sama sobie w momencie, w którym najbardziej potrzebowała czyjegoś towarzystwa. Brakowało jej Kate, Christy i Druelli. Przez całe życie otaczała się tylko wrogami lub ludźmi, z którymi wsiadała na emocjonalną kolejkę górską, a przyjaciół opuszczała i zostawiała gdzieś w tyle. Gdyby nie zadawała się z Tomem, czy Dumbledorem, siedziałaby teraz pewnie u jednej z przyjaciółek i gadała o jakimś przystojniaku z pracy.

Tylko, że nie zaznałaby prawdziwej miłości. Tom stałby się jeszcze większym potworem niż jest teraz. Nie narodziłby się Rigel, a Druella byłaby dla niej tylko odległym cieniem przeszłości.

Jej życie było trudne i cierpiała katusze każdego dnia już od wielu lat, ale poświęcając siebie ratowała innych i nie mogła powiedzieć, że nie było warto.

​​​><

​Blackówna szła z tacą przez stołówkę. Zewsząd spoglądały na nią nieprzychylne twarze. Westchnęła i zaczęła się rozglądać za wolnym stolikiem. Za dobre zachowanie pozwolono jej zintegrować się z innymi pacjentami.

Oczywiście tymi już bardziej normalnymi, ale ona i tak miała ich za psychopatów i nie chciała z nimi siedzieć. Bała się. Nagle podeszła do niej jakaś umięśniona i niska kobieta.

​- Czego tu szukasz lafiryndo? - zapytała. Miała rozbiegany wzrok.

​- Zostaw mnie w spokoju - szepnęła i próbowała ją wyminąć.

​- Chyba śnisz lampucero - powiedziała i zastąpiła jej drogę. Twarz Lily zmieniła się diametralnie. Pojawiła się na niej wściekłość.

​- Jak śmiesz stawać mi na drodze? - krzyknęła i rzuciła się na nią. Złapała ją za włosy i pchnęła na stół. Zdzieliła ją w twarz i zaczęła raz po raz uderzać jej głową o stół. Słyszała głuche
uderzenia czaszki o metal. Nagle zaklęcie trafiło ją w plecy i upadła na ziemię bez ruchu. Kobieta, która zastąpiła jej drogę zsunęła się na ziemię z głośnym westchnięciem. Do Lily podbiegli strażnicy i wynieśli ją brutalnie za drzwi, po czym pociągnęli ją dalej korytarzem, gdzie wepchnęli do pokoju tak, że grzmotnęła o ziemię. Wtedy zdjęli z niej zaklęcie i trzasnęli drzwiami.

Zaszlochała, a jej łzy utworzyły kałuże na podłodze. Miała nadzieję, że niedługo opuści to miejsce. Nie miała pojęcia, dlaczego wyrzucili ją z stołówki. Dlaczego ją tu zamknęli. Dlaczego Tom jej nie pomógł. Dlaczego została sama.
​Na pewno to jest pomyłka. Niedługo ją stąd wypuszczą. Już niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro