Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


​Obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym. Na początku nie wiedziałam o co
chodzi, ale później przypomniałam sobie wydarzenia z ostatnich godzin. Przymknęłam oczy.

Co się stało po tym jak zemdlałam? Kto mnie tu przyniósł?

Objęłam rękami brzuch.
Czy dziecko przeżyło?

Powoli odkryłam skrawek koszuli szpitalnej. Zamarłam. Na moim brzuchu widniała blada blizna.

Dziecko, czy ono? Nie, to niemożliwe. Zdążyłam już przyzwyczaić się do uczucia, że zostanę matką. Ono nie może zostać mi odebrane.

Zerwałam się z łóżka, ale nie zdążyłam nic zrobić, bo podbiegła do mnie pielęgniarka.

​- Połóż się musisz leżeć głupia dziewczyno! - wrzeszczała. Ja chciałam tylko wiedzieć co się stało z dzieckiem.

​- Gdzie jest moje dziecko? - spytałam spokojnie, ale wewnątrz mnie aż się gotowało. Ona tylko popatrzyła na mnie smutna.

​- Bardzo mi przykro, ale musieliśmy, usunąć ciążę – powiedziała jąkając się.

Poczułam, że osuwam się w ciemność.

​​​​​><

​Gdy się obudziłam zobaczyłam nad sobą zaniepokojone twarze moich przyjaciółek. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Jęknęłam i rozpłakałam się. Dziewczyny wezwały pielęgniarkę, a ona siłą podała mi jakiś eliksir. Zasnęłam. Przez sen usłyszałam fragment rozmowy.

​- ...dlatego ona nie może wiedzieć – powiedział ktoś spokojnym tonem.

​- To barbarzyństwo! – zawyła jakaś kobieta.

​- Tom nie może go znaleźć. Nawet nie wiesz czym to grozi.

​- Gdzie go ukryjemy?

​- Mam pewien pomysł.

​​​​​><

​Otworzyłam oczy. Nadal leżałam w szpitalu. Powoli położyłam drżącą rękę na brzuchu.
Moje dziecko. Nasze dziecko. Zostało zabite. Przez niego. Gdy sobie to uświadomiłam poczułam jak każdą komórkę mojego ciała zalewa gorąca lawa nienawiści.

Niech zginie. Niech gnije w swoim idealnym świecie. Zniszczył wszystko co miałam.

Po moich policzkach popłynęły łzy bezsilności.
​Dlaczego? Dlaczego akurat on? Jest wielu inteligentnych, przystojnych i miłych facetów, a ja musiałam trafić akurat na niego. Co ja takiego w życiu zrobiłam? Czym zawiniłam?
​Skuliłam się i przewróciłam na bok. Chciałam uciec jak najdalej stąd. Nie. Ja chciałam zabić Lorda Voldemorta. Wymazać ze swojej pamięci każde miłe wspomnienie. Każde spojrzenie i słowo. Zbyt dużo przez niego wycierpiałam. Chciałam go zniszczyć. Zarówno w mojej głowie jak i w rzeczywistości.

Za to co zrobił naszemu nienarodzonemu dziecku. Za to co zrobił mi.

Czemu ja go w ogóle poznałam? Czemu zaczęłam z nim rozmawiać? Czemu zgodziłam się mu pomóc?

Moje dziecko. Moje biedne dziecko.

Nie miałam już sił by płakać. Po dwudziestu minutach przyszła do mnie pielęgniarka i znowu wlała mi siłą do ust eliksir słodkiego snu. Zasnęłam.

Znowu śniła mi się ta sama rozmowa.

​​​​><

​Uchyliłam lekko powieki, ale było za jasno. Szybko zamknęłam je i ponownie odpłynęłam.
​Obudziłam się wieczorem. W sali szpitalnej panował półmrok. Usiadłam na łóżku. Po chwili podbiegła do mnie pielęgniarka. Musiałam jej zadać jedno pytanie.

​- Ile czasu spałam?

​- Dziewięć dni. – Zaniemówiłam. Co? Jak to możliwe?

​- Nie, chyba musiała się pani pomylić – wyjąkałam. Bardzo bolała mnie głowa.

​- Niestety to prawda. Kilka razy musiałam cię usypiać, ponieważ byłaś w krytycznym stanie.

​- Jak ja się tu w ogóle znalazłam?

​- Znaleźliśmy cię pod bramą Hogwartu.

​- Jak to? Przecież ja byłam... – Uniosłam brwi. Jak to możliwe, przecież byłam w Hogsmeade. Razem z nim.

​- Tak?

​- A nie, nieważne.

​- Dobrze. Spróbuj zasnąć, ale jeśli ci się nie uda to zostawiam tu eliksir. Potrzebujesz tego by zregenerować siły. Jesteś jeszcze zbyt słaba - powiedziała i postawiła na stoliczku buteleczkę z przezroczystym płynem.

Gdy tylko wyszła wypiłam ciurkiem cała zawartość i ułożyłam się wygodnie na łóżku.
Im szybciej zasnę tym mniej będę rozmyślać o wszystkich problemach.

Zasypiając przypomniałam sobie twarz Toma.
​Jego uśmiech kiedyś taki czarujący, teraz wywoływał u mnie tylko nienawiść.

Czemu ludzie się zakochują? Nie mogą cały żyć w nienawiści? Na jedno im wyjdzie.

​​​      ><

​Po sześciu dniach wróciłam do mojego dormitorium. Wszyscy żyli tak jakby nic się nie stało. Tak jakby mój świat wcale nie legł w gruzach.

Pozostawała mi tylko zemsta. Muszę zniszczyć Lorda Voldemorta. Nawet jeśli to doprowadzi do mojej zguby.

Przyjaciółki były mi wielkim wsparciem i tylko dzięki nim nie oszalałam. Znowu zbliżyłam się do Kate tak bardzo, że spędzałyśmy ze sobą prawie każdą wolną chwilę.

Wielkimi krokami zbliżał się marzec, a z nim także moje urodziny. Nie za bardzo mnie to
obchodziło, ponieważ miałam ważniejsze sprawy na głowie, ale Christy zmusiła mnie do świętowania. Dostałam prezenty od prawie całego Gryffindoru. Jednak zamiast wyprawiać imprezę wolałam posiedzieć z dziewczynami w naszym pokoju. Plotkowałyśmy i śmiałyśmy się aż do szóstej rano. Później oczywiście byłyśmy padnięte.

Rano dostałam od nich prezenty, o których zapomniały wcześniej. Kate podarowała mi piękną bransoletkę ze złota goblinów, Christy czerwone szpilki, a Amanda naszyjnik z rubinem pośrodku. Wszystkie te rzeczy były naprawdę piękne.

Gdy poszły na śniadanie dokładnie zamknęłam drzwi i zabezpieczyłam je zaklęciem. Powoli podeszłam do mojego kufra i otworzyłam go delikatnie. Wyjęłam z niego piękne pudełeczko i delikatnie je uchyliłam. W środku znajdował się naszyjnik od Toma. Dostałam go w Sylwestra rok temu, wtedy, kiedy wszystko było takie łatwe.

Teraz chciałam tylko pogrzebać wspomnienia. Ruszyłam zdecydowanym krokiem w stronę okna. Tego przez, które bym wyskoczyła, gdyby mi nie przeszkodził.

​ Muszę to zrobić. Muszę być twarda. Jego oczy wypełnione po brzegi miłością błysnęły mi w pamięci.

Otworzyłam okno i spojrzałam w dół. Czy naprawdę dam radę to zrobić? Czy nie jestem za słaba?

Jestem taka beznadziejna. Ten drań zabił naszego syna i torturował mnie, a boję się wyrzucić tego cholernego naszyjnika za okno.
​Jednak wiedziałam, że to nie tylko wyrzucenie naszyjnika. To symboliczne pożegnanie się z ukochanym i z całą miłością. Raz na zawsze.
​Wyciągnęłam przed siebie rękę z naszyjnikiem. Łzy bezsilności zaczęły spływać mi po policzkach.

Czemu wszystko w moim życiu musi być takie trudne? Czemu, gdy podejmę decyzję to wszystko staje mi na drodze?

Nagle przez otwarte okno wleciała sowa i wylądowała na moim łóżku.

Czemu akurat teraz? Westchnęłam i poszłam odebrać list.

To od Riddle'a. Nie powinnam tego otwierać, ale ciekawość zwyciężyła. Szybko rozerwałam kopertę.

Droga Lily!

​Nie mogę przestać myśleć o tym co mi powiedziałaś w tamtej alejce. Czy to prawda, że to dziecko jest moje?

Jeśli nie kłamałaś to muszę Cię rozczarować, to nic nie zmienia. Nie mam zamiaru wracać do ciebie czy do niego więc oszczędź proszę nam wszystkim problemu i tożsamość jego ojca zachowaj dla siebie. Liczę na twój rozsądek.

​​​​​​​​​​​​​Tom

​Poczułam, jak nienawiść rozsadza mnie od środka. Jak on mógł? Jak śmie?

Wazon w rogu pokoju pękł z trzaskiem. Szkło rozsypało się po podłodze, a woda zalała moje ubrania.

Bez namysłu wyrzuciłam naszyjnik od Toma przez okno i patrzyłam, jak spada by po chwili roztrzaskać się o ziemię. Zgniotłam list i zazgrzytałam zębami.

Przywołałam różdżką kawałek pergaminu i pióro. Zaczęłam szybko pisać. Było to tylko jedno zdanie, ale za to jak treściwe.
​Nienawidzę cię Tom i radzę ci uważać, bo gdy cię spotkam to nawet się nie zawaham pomścić śmierci naszego dziecka.

Dałam list sowie, która lekko naburmuszona wyleciała przez okno. Czułam, że on w końcu musi poczuć to co ja. Musi cierpieć tak jak ja. Musi mi zapłacić za wszystko co zrobił.

​- Drogi Tomie. - pomyślałam. -  Nadchodzi twój kres. Nadchodzi twoja zguba.

Nadchodzi twoja śmierć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro