Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII


Ona widziała jedynie kontury twarzy. Obraz przed nią był zamazany, jednakże nie na tyle, by nie rozpoznała jej. Przed swoimi oczyma widziała twarz nikogo innego, jak...

— Gally — wykrztusiła z siebie.

— Tak, Gally. — Warknął, po czym popchnął ją na ziemię. Dziewczyna wykorzystała sytuację i jak najszybciej odsunęła się pod pień jakiegoś drzewa. — Zastanawiasz się pewnie, dlaczego to zrobiłem, prawda? — Chodził w tę i z powrotem przed szatynką. Jej wystraszone oczy śledziły go pilnie. — Hmm, można powiedzieć, że miałem powody...

Jej serce się odrobinkę uspokoiło, jednak nie dawało to poczucia bezpieczeństwa... Jeszcze dziś chciała uciekać ze Strefy, skazując się prawdopodobnie na śmierć, a teraz nogi jej się trzęsły, widząc takiego szczura, jak Gally. Jak na to mówią? Ach, no tak. Ironia losu.

— Powiedz to, no dalej — lewa dłoń Niej powędrowała na szczękę, by ją trochę rozmasować. — Masz szansę zadać mi jedno pytanie — spojrzał na nią z litością.

O nie, tak to on mnie traktować nie będzie, pomyślała.

— Więc, jakie nasza kochana Njubi postanowiła zadać mi pytanie? — Uniósł obie brwi do góry.

— Dlaczego jesteś takim sukinkotem? — Uśmiechnęła się kpiąco.

— Och, widzę, że humor się jeszcze ciebie trzyma! — Zaklaskał. — Cóż, nie na długo...

— Po prostu powiedz, co chcesz ze mną zrobić i miejmy to z głowy. Zabij mnie, wiem, że tego chcesz — w jej głowie ułożył się właśnie plan działania. — Poderżnij mi gardło, a w moją rękę włóż kartkę, gdzie będzie napisane, że miałam dość życia i dlatego popełniłam samobójstwo. Tak będzie purwa najlepiej! — Uniosła obie dłonie do góry w geście poddania się.

— Nie chcę cię zabić, słoneczko. — Przykucnął przy niej, podając jej rękę. Chciał chyba pomóc Niej wstać, jednak ona tylko przysunęła się szczelniej do pnia. — Chciałem ci pomóc wstać, jednak jeśli nie chcesz, siedź tak dalej, niech mrówki cię pogryzą.

— Dlaczego tak nagle zrobiłeś się dla mnie teraz miły? — Zmarszczyła czoło. — Przed chwilą prawie mi złamałeś szczękę, a teraz się mizgolisz i mówisz, że chcesz mi pomóc wstać. Szczerze? Nie dziękuję. — Prychnęła.

— Tobie to chyba naprawdę jest życie niemiłe. Wiesz, dlaczego to zrobiłem? Nie chciałem po prostu byś uciekła albo od razu mnie uderzyła. Chciałem porozmawiać na spokojnie, jednakże, wpierw musiałem cię trochę unieruchomić — wyciągnął znów w jej stronę dłoń. — A teraz podaj mi ją z łaski swojej i wstań, chyba, że chcesz bym znów cię uderzył — uśmiechnął się sztucznie.

Niechętnie podała mu dłoń i przy jego pomocy stanęła znów na nogach. Oparła się o pień drzewa.

— A więc teraz możesz się już domyślać, dlaczego cię tutaj celowo zagoniłem.

— By mnie zabić? — Uniosła lewą brew do góry.

— W sumie... kusząca propozycja. — Powiedział poważnym głosem. — Jednakże nie. Chciałem ci zaproponować pewną rzecz...

— Powiedz tylko, że się we mnie zakochałeś, a będę mogła zadzwonić po lekarza — zaśmiała się sztucznie.

— Szczerze, nie. Pójdziemy na taki układ. Ty mi w czymś pomożesz, a ja dam ci żyć. Zrozumiano?

— Zależy, jaki ten układ będzie. W sensie, w czym mam ci pomóc... Wiesz, najinteligentniejsza nie jestem, jak już zapewne to zauważyłeś, jednakże jestem dość szybka. Poza tym brakiem siły też nie grzeszę, a zręczność, wiadomo.

— Taa, nie jesteś inteligentna, a kto to tak ładnie wyliczył, która jest godzina? — Powiedział z jadem w głosie.

Och, dawny Gally wrócił, wiedziałam, że jest coś za dobrze, pomyślała Ona.

— Wiemy, że nie jesteś tu bez przyczyny. Obstawiałem, że jesteś robotem bez uczuć, jednak gdyby tak było, nie moglibyśmy wbić ci zastrzyku, który postanowiłem ci podać... Na szczęście chłopcom to nie przeszkodziło. Nic ci się o dziwo nie stało.

— Dupek — mruknęła Ona, jednak Gally chyba tego nie usłyszał.

— Wiesz, jesteś dość atrakcyjna i...

— Super! — krzyknęła, wiedząc już, jaka będzie kontynuacja tego. — Czyli mnie zgwałcisz, zabijesz i zostawisz tę piertoloną kartkę! Nienawidzę cię! — Napluła w jego stronę. Miała nadzieję, że ma jeszcze jakąkolwiek szansę na realizację planu, choć szczerze zaczynała w to wątpić...

— Mówiłem, że jesteś inteligentna — dotknął swoją dłonią jej policzka. — Ale nie miałem cię zabijać. Mówiłem, że pójdziemy na układ. Jeśli nikomu o tym nie powiesz, a teraz będziesz grzeczną dziewczynką, nikt się o tym nie dowie — obiema rękoma przygwoździł ją do drzewa.

— Spieprzaj! — Pisnęła. — Pomocy, ratunku! — wrzeszczała.

— Myślisz, że ktoś cię tutaj usłyszy? — Zaśmiał się szyderczo. — W lesie? Kiedy większość osób już śpi? — przypominało to szczekanie psa. Głodnego psa...

— Ratunku! Ratunku! Ratunkuuuu! — krzyczała raz, po raz.

— W sumie, skłamałem przed chwilą — zdjął jedno ramiączko bluzki z jej ramienia. — Jestem chyba w tobie zakochany — tym razem drugie. — Ale nie w charakterze. Po prostu w twoim ciele...

Dziewczyna zamknęła oczy, wiedząc, jaki będzie ciąg dalszy. Spróbowała odciąć się od rzeczywistości. Chciała przenieść się znów do krainy marzeń, wspomnień czy nawet przyszłości! Miała dość. Bała się. Chciała mieć już to wszystko za sobą... Ponownie chciała umrzeć.

— Czyli tak właśnie kończą damy? Zostając wypieprzone przez jakiegoś kolesia? Myślałem, że damy są mniej uległe — przygryzł delikatnie jej ucho. Ona myślała, że zaraz zwymiotuje, czuła tak wielkie obrzydzenie do siebie, do chłopaka. Do całego swojego życia.

Walka z chłopakiem nie trwała długo. Nie miała siły na dalszą grę. Poczuła pchnięcie i chwilę później siedziała na ziemi. Chłopak nadal stał, wiedziała o tym. Czekała tylko, aż poczuje jego dłonie na swojej twarzy, ramionach, nogach, brzuchu... Nie chciała nawet myśleć, że te ręce będą ją dotykać kiedykolwiek, a tu taka niespodzianka.

Odcięła się od rzeczywistości. Nie wiedziała jak, ale udało jej się przestać słyszeć. Oczy nadal widziały, jednak zza zasłony powiek nie chciały wyjrzeć. Jej serce biło z zawrotną prędkością. Nie chciała już czuć. Miała nadzieję, że Gally ją zaraz zabije, jednakże nic nie czuła...

Nie czuła dotyku dłoni chłopca na swoim ciele. Jedynie raz na jakiś czas chłodny wiatr muskał jej skórę, dając dziewczynie ukojenie. Zdawał się ją przytulać, okalać swoimi ramionami. Po prostu ją przytulał, niczym ojciec chroniący córkę po koszmarze. Miała dość niepokoju i oczekiwania na śmierć. Postanowiła odsłonić żaluzje. Odblokowała się.

— Nic ci nie jest? Halo? — Słyszała szept. Chwilę później poczuła dotyk na swoim czole, co spowodowało wzdrygnięcie się. — Rusałko?

— N-newt? — Otworzyła oczy. Przed sobą widziała zatroskanego blondyna.

— Nie bój już się — usiadł koło niej i ją przytulił, nie dając szansy na protest. — Już jesteś bezpieczna, jesteś przecież ze mną.

— C-co się stało? — Łzy napłynęły do jej oczu. — Gdzie on jest? — Spojrzała na chłopca. Jego spokojna twarz dodawała jej otuchy. Oczy blondyna zdawały się być przepełnione cierpieniem, czego dziewczyna nie potrafiła pojąć.

— Clint i Jeff się nim zajęli, nie martw się. Już go tu nie ma. Nic ci nie grozi — Ona poczuła pocałunek na czubku swojej głowy. — Usłyszałem twój krzyk. Od razu tutaj przybiegłem. Znaczy przybiegłem. Widziałem tego smrodasa, jak stał nad tobą. No, uderzyłam go parę razy — uniósł prawą rękę do góry. Knykcie były poobdzierane, gdzieniegdzie były kropelki krwi. — Po tym zawołałem szybko chłopaków, a do ciebie wróciłem.

— Newt, ja... Ja przepraszam! — krzyknęła, a łzy wyleciały spod jej powiek. Zmrużyła oczy i przytuliła się szczelniej do chłopaka. — Nie chciałam być taka dla ciebie, teraz rozumiem, że się po prostu chciałeś o mnie troszczyć i... i martwiłeś się o mnie!

— Głuptasie, nie płacz — zaśmiał się. — Gdzie się podziała ta sarkastyczna franca, która chciała mnie zabić, hmm? Nie jestem już dla ciebie kulawym, tylko Newt? Naprawdę, zdecyduj się, kobieto!

Ona zaśmiała się. Zdziwiło ją to. Przed chwilą prawie została zbezczeszczona jej godność i ciało, a teraz śmieje się, jak gdyby nigdy nic... Łzy przestały kapać z jej oczu. Nie czuła się już, jakby miała wybuchnąć... Pierwszy raz od swojego pobytu w Strefie czuła, że jest w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie, z odpowiednią osobą.

— Pomożesz mi wstać? — Przerwała w końcu ciszę. — Proszę — dodała po chwili.

— Twoje życzenie mym rozkazem — zachichotał, po czym stanął przed dziewczyną, wyciągając do niej dłoń. — Madame? — spytał.

Dziewczyna ujęła jego dłoń z chęcią wstania, jednak, gdy tylko jej palec zetknął się z dłonią chłopca, pojawiła się przed nią biała mgła. Ona wiedziała już, co to będzie... Kolejne wspomnienie, pomyślała, nim obraz znów zaczął się przed nią materializować.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Mini ogłoszenie parafialne!
Nie jestem pewna czy w przyszłym tygodniu rozdział pojawi się w poniedziałek. Mówiłam - raz w tygodniu, jednak nie wiem w jaki dzień...
Jest to spowodowane tym, że Wasza Pisareczka postanowiła wziąć się za poważne czytanie książek. Kiedy to piszę, przede mną leży pierwsza część Harry'ego Pottera otwarta na stronach 188 i 189 czekająca, aż będę ją kontynuować. Na wakacjach mam zamiar przeczytać co najmniej 24 książki :P
Wszystkie już kiedyś czytałam co najmniej raz, jednakże mam ochotę je sobie przypomnieć.

Poza tym mam nadzieję, iż rozdział się Wam spodobał. Moim zdaniem jest 3/10 i wiele bym w nim zmieniła, jednak szczerze nie wiem co... No cóż, w przyszłym będzie wielkie wydarzenie ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro