XXX
Ona spojrzała pospiesznie na Thomasa. Jej nastawienie do całej sytuacji zmieniało się z sekundy na sekundę. W jednej powstrzymywała łzy przed wypłynięciem, w innej starała się nie krzyczeć, a w jeszcze kolejnej spoglądała na chłopaka ze zdeterminowaniem bądź z troską. Emocje buzowały w niej niemalże rozsadzając ją od środka.
Chłopcy bardzo powoli przybliżali się do celu. Nie mieli szansy dojść. A raczej, Minho nie miał szansy dociągnąć biednego Alby'ego chociażby na odległość dziesięciu metrów... Przez chwilę miała cień satysfakcji, widząc czarnoskórego nastolatka w tej sytuacji, jednak szybko odpędziła te myśli. Co się ze mną dzieje? Spytała z żalem w myślach.
W końcu po piętnastu jakże długich sekundach, podczas których przeciętnej kobiecie nadano by miano dziewczyny z okresem, Ona zdecydowała. Razem z Thomasem wbiegnie do Labiryntu. Szatynka spojrzała jeszcze raz w jego oczy... Widziała ten błysk. Błysk mówiący, że to już czas...
— Nie rób tego, Tommy! — Usłyszała nagle za sobą męski głos. — Nie waż się tego robić! Powstrzymaj go! — Brązowooka wiedziała, że to Newt. Wiedziała, że ostatnie zdanie powiedział do niej. Była tego wszystkiego pewna. — Nie róbcie tego!
Dziewczyna spojrzała ponownie na Toma. Wymieniła z nim spojrzenie. Była pewna – zaraz wbiegną do Labiryntu. Ponownie wróci do tego potwornego miejsca, by pomóc przyjaciołom.
Jednak w tej samej chwili Ona oprzytomniała. Zrozumiała, co właśnie miała zrobić i uznała to za lekkomyślne... Ba! Uznała to za zwyczajnie głupie. Potrząsnęła głową by upewnić się, że to nie jest sen.
I wtedy sobie przypomniała...
Odwróciła się za siebie i spojrzała w puste miejsce. Pamiętała – to tam stała podczas swojej wizji. Miała wrażenie, że jest obserwowana przez samą siebie, nie chciała ignorować tego uczucia.
— Wiem, że tutaj jesteś — szepnęła zachrypniętym głosem. Czuła, że zaraz wybuchnie. — Nie pozwól, aby tak to się skończyło! — Nagle odwróciła się i spojrzała na przyjaciela, który spoglądał w stronę Wrót ze zdenerwowaniem i oczekiwaniem. — Thomas, nie możemy. Nie rób tego... Wiem, co zaraz się stanie! — Pierwsza łza. — Widziałam to! — Tom spojrzał na nią, jak na wariatkę. Po chwili znów skierował swój pusty wzrok na chłopców, których dzielił dystans niemożliwy do pokonania. — Wbiegniesz do środka Labiryntu — kontynuowała. — Ja będę starała się wbiec za tobą, a wtedy Newt mnie złapie za nadgarstek i zostaniesz w nim na noc! Tylko ty, Minho i Alby, który jest ranny!
Dziewczyna kłóciła się sama ze sobą. Nie rozumiała jak mogła dopuścić do tak głupiej i abstrakcyjnej sytuacji. Gdyby pomyślała odrobinę wcześniej. Gdyby przypomniała sobie tę makabryczną wizję przyszłości i zrozumiała, że to wszystko było prawdą...
— Muszę — zacisnął usta i zmarszczył czoło.
— Nie rób tego... — zaczęła, jednak przerwała, widząc, co chłopak chce zrobić.
Zostało niecałe dwadzieścia sekund do zamknięcia Wrót. Dziewczyna dobrze wiedziała, że chłopak wbiegnie do środka, jednak chciała spróbować. Musiała spróbować jakoś go uratować. Zacisnęła z całej siły palce na nadgarstku chłopca wbijając mu paznokcie. Co prawda nie do krwi, jednak miała nadzieję, że to skutecznie go powstrzyma...
Myliła się.
Thomas wyrwał jej się i wbiegł między dwie miażdżące ściany, które z łatwością mogłyby połamać wszystkie jego kości. Zupełnie, jakby jakieś znudzone dziecko wzięło do ręki suchara i ścisnęło małą piąstkę.
Dziwny impuls kazał powtórzyć działanie chłopca. Jednak zaraz, gdy zrobiła krok w stronę Wrót, coś, a raczej ktoś złapał ją od tyłu i pociągnął z całej siły w stronę ziemi. Wystraszona wydała z siebie jedynie stłumiony dźwięk, który był połączeniem jęku i pisku. Ręce oprawcy przyciskały ją do swego rozgrzanego ciała, powstrzymując przed najmniejszym ruchem, który miałby spowodować jej ucieczkę...
Ona wiedziała kto to był.
Newt.
Jednak w tej chwili to się nie liczyło.
W momencie, gdy usłyszała charakterystyczny trzask, pozwoliła się rozluźnić. Pozwoliła swoim emocjom uciec z niej pod postacią małych, mokrych, słonych kropelek pewnej cieczy, znanej nam jako łzy. Pozwoliła im na swobodny taniec pośród źdźbeł trawy, które wydawały się być smutne... Wydawały się rozumieć powagę sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro