XXIV
— Czy wy, purwa, naprawdę jesteście aż takimi ułomami, że pozwoliliście uciec nieżywej dziewczynie?! Czy wy macie w ogóle mózgi?!
— Nie nasza wina, że ona potrafi wstrzymywać oddech na jakieś dwie godziny oraz spowalniać swoją pracę serca! Poza tym, skoroś taki mądry, to było samemu ją pilnować!
— Ach tak? Tak się będziesz zwracać do szefa? Niewiarygodne...
— Zamknijcie się oboje! Jeżeli będziemy się tak wydzierać, to ją pewnie obudzimy... musi gdzieś tutaj być. Pewnie ukryła się na jakimś drzewie albo za jakimś kamieniem...
Ona spojrzała kątem oka w dół. Pod drzewem, na którym spała, stała trójka chłopaków. Plaster, Newt i Alby...
— Jeżeli nie znajdziecie jej do trzynastej, to namówię Patelniaka, by wam nie dał jedzenia do końca tego tygodnia, zrozumiano? — Syknął czarnoskóry chłopak, po czym odszedł w swoją stronę.
— Jeżeli nie znajdziecie jej do trzynastej, to nie dostaniecie żarcia do końca tygodnia — zaczął przedrzeźniać Newt, chodząc jak modelka, co wyglądało w jego wykonaniu komicznie, zważywszy na fakt, że kulał.
— Pamiętajcie, że ja jestem szefem, więc nie będziecie mi mówić co mam robić! — Dodał Plaster równie piskliwym tonem.
Ona powstrzymywała się od śmiechu. Głowa nie bolała już tak bardzo, wreszcie się wyspała, a ssący ból w żołądku o dziwo aż tak nie przeszkadzał. Ba! Na twarz szatynki wstąpił nawet delikatny uśmiech!
— Dobra, jeśli chcemy znaleźć tę małą piczę, to musimy zacząć myśleć jak ona — kontynuował Newt. — W takim razie gdzie by poszła taka mała jędza jak ona?...
— Skąd mam wiedzieć. Wymieniłem z nią może dziesięć zdań maksymalnie... Ty z nią o wiele więcej rozmawiałeś — wzruszył ramionami.
— Niby tak... Ale takiej rusałki nigdy nie zrozumiesz i nigdy nie znajdziesz! Zaszyje się w jakimś kącie, a kiedy będziesz koło niej przechodził, wyskoczy i załaskocze cię na śmierć, bądź zaklnie swym tańcem.
— Czekaj... — szepnął zdezorientowany Plaster. — Co to jest rusałka?
Ona kątem oka mogła zauważyć, że Newt uderzył się płaską dłonią w twarz. Wiedziała, że zanim trafiła do Labiryntu, znała to określenie pod jakąś nazwą... jednak nie mogła jej sobie w tym momencie przypomnieć. Fejspal?, spytała sama siebie w myślach. Palmfej? Mlapsjef? Nie potrafiła sobie przypomnieć tego ze swojego poprzedniego życia, więc postanowiła, że i tak kiedyś to do niej przyjdzie i wróci...
— W skrócie mówiąc — odpowiedział Newt — umarta laska, która po śmierci przeobraża się w coś na wzór nimfy i później zabija facetów... Super, nie?
— Skoro umarta, to dlaczego mówisz tak o Niej?..
— Mówię tak, ponieważ, jak wiadomo, nie oddychała przez... emm... trzy godziny? Więc z biologicznego punktu widzenia nie powinna już żyć, ponieważ jej krew była niedotleniona, a serce nie może pompować takiej krwi... Jej mózg dawno powinien przestać działać.
— W sumie... masz coś racji.
— Powiedział nasz lekarz, który powinien to wszystko wiedzieć — blondyn uniósł wysoko brwi, po czym zaczął się śmiać, a jego przyjaciel razem z nim.
Ona poprawiła po raz trzeci włosy i zaczęła się uważnie przyglądać chłopakom. Za jednym z nich nie przepadała, a zarazem przepadała, a drugi był jej praktycznie obojętny. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle. Nie wiedziała czy powinna się cieszyć, że za niedługo opuści Strefę, czy raczej nie, bo tym sposobem może stracić kogoś ważnego... Thomasa, Minho...
— Hmm — mruknął Newt. — Mam dziwne wrażenie, że ona nas obserwuje...
— Wątpię. Wydaje mi się, że zbytnio by się bała...
— Ale czego? — zmarszczył czoło. — Czego mogłaby się bać? Czego miałaby się bać?
— Nie wiem... Po dziewczynie, która powstała z martwych można się wszystkiego spodziewać... Właśnie, a Minho idzie dziś z Albym zobaczyć trupa martwego Buldożercy, prawda?..
— Yep! — Kulawy wręcz krzyknął. — Więc dlatego Ona musi pożegnać się ze swoim chłopaczyną, bo może już go więcej nie zobaczyć!
— Psssst — Plaster trącił chłopaka w lewe ramię. — Newt, co ty, do jasnego klumpa, wyprawiasz?
— Cicho! — Syknął. — Jeżeli chcesz się z nim zobaczyć, to polecam ci wyjść! Bo wiesz... ja na twoim miejscu nie zostawiłbym ukochanego — zaakcentował to słowo — bez pocałunku na szczęście!
Ona kipiała ze złości. Nie wiedziała dlaczego, ale blondyn ją wpurwiał niemiłosiernie. Paznokcie wbijały jej się tak mocno, że w niektórych miejscach na dłoniach zaczęły jej się pojawiać kropelki krwi. Przeszkadzał jej w tym odrobinkę bandaż, jednak nie przejmowała się tym zbytnio...
— To się nie uda — brunet powiedział w końcu Newtowi. — Jest na to zbyt inteligentna.
Ten prychnął w odpowiedzi.
— Gdyby była inteligentna, to nie walczyłaby, kiedy wygnaliśmy Bena, nie rzucałaby się tak o wszystko... Zaufałaby nam. Jednak ona nadal myśli, że chcemy ją zabić... Nadal purwa myśli, że powrzucaliśmy jej chyba jakieś pigułki gwałtu do jedzenia.
Szatynka lekko się uśmiechnęła... Nie wiedziała, dlaczego tak dziwnie się zachowuje. W jednej chwili ma ochotę zabić Newta, a w drugiej chce się z nim śmiać i żartować... w jeszcze innych (tych rzadszych) ma ochotę go przytulić.
— Wszystkie Wrota są obstawione, prawda?
— Yep. Rusałka nie ma szansy ucieczki.
— A za ile minut je otwierają? — zapytał Plaster bezmyślnie.
— A skąd ja mam to purwa wiedzieć? — Blondyn uniósł swoje brwi wysoko do góry. — Przecież zabrali mi zegarek wieki temu...
— Oh, no tak... To może się rozdzielimy by ją znaleźć?
— Taaak... To nam i tak nie da nic. Ona nas pewnie podsłuchuje od samego początku naszej rozmowy.
— To cho...
Przerwał mu dudniący odgłos. Przeraźliwie głośny odgłos rozsuwających się kamiennych Wrót. Dziewczyna miała jedną szansę. Jedną, jedyną szansę, by uciec z tego piekła i wyzwolić chłopców od niej... Bała się tego, że coś im zrobi, że to, że ma wspomnienia jest złe... Bała się tego, że ją i tak wygnają, kiedy się dowiedzą, że ich oszukiwała... A najbardziej bała się samej siebie.
Ona wykorzystała moment rozkojarzenia chłopców. Zeskoczyła z drzewa między nich i twardo upadła na ziemię. Byli tak zdziwieni całą sytuacją, że nie zdołali nic zrobić, jedynie zaczęli się na nią tępo patrzeć.
Szatynka rozprostowała nogi, złapała jak najwięcej powietrza w płuca i pobiegła. Zaczęła pędzić ile sił w nogach do najbliższych Wrót...
Pogoń rozpoczynamy za...
3...
2...
1...
Pogoń została rozpoczęta.
----------------------------------------------------------------------------
*Ogłoszenia parafialne*
Moi drodzy najukochańsi czytelnicy
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, że rozdziału nie było cztery tygodnie...
Nie jest to spowodowane jakimiś przewlekłymi chorobami, nauką, czy czymś w tym rodzaju... Jest to spowodowane bowiem po prostu zwykłym leniem. Taaak, takich wielkich i wspaniałych twórców jak ja też łapie leń xD
Przychodząc z nowym rozdziałem przyszły też zmiany.. Mianowicie nowa okładka, yaay ^^ Wykonała ją dla mnie Spellthly (nie mogę oznaczyć ;_;) której z całego serduszka dziękuuuję <3
Tak więc mam nadzieję, że nie zraziliście się do tego fanfiction z powodu tak długiej przerwy...
Mam nadzieję, że zostaniecie jeszcze na długo <3
*Koniec ogłoszeń parafialnych*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro