Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLII



Przesłuchanie Thomasa się rozpoczęło. Kątem oka Remeny ujrzała dziesięć zajętych krzeseł z dwunastu (w tym jedno było zajęte przez Tommy'ego). Szatynka postanowiła nie podsłuchiwać – usiadła na schodach, podciągając kolana do głowy i obejmując je rękoma.

Może to lepiej jeśli mnie wywalą... Będę Wygnana, nie będę dla nich zagrożeniem. Rozmyślała. Jej oczy śledziły co chwila każdą osobą przechadzającą się w tę i nazad. Wszyscy Streferzy bez wyjątku byli zaintrygowaniu Zgromadzeniem. Szatynka wiedziała nawet dlaczego – Newt jej wytłumaczył, że jeszcze nigdy powodem Zgromadzenia nie było tak wiele gości. Zazwyczaj dotyczyły one wszystkich opiekunów i po prostu omawiali plany na kolejne dni, tygodnie, miesiące w Strefie.

Rozmyślaniom dziewczyny dołączył ból głowy, który po chwili stały się nie do zniesienia. Remeny miała nadzieję, że jest to spowodowane tylko głodem, jednak powód był bardziej skomplikowany i bardziej oczywisty...

— Witam ponownie, Remeny. Słyszałam, że już odzyskałaś część wspomnień i między innymi znasz swoje imię — głos Kanclerz Paige zdawał się przeszywać ją na wskroś.

— Czego chcesz, Ava'o? — Syknęła nastolatka w odpowiedzi.

— Widzę, że nie zapomniałaś, kim jestem. Moja droga, wolałabym byś mówiła do mnie Kanclerz Paige, bądź Pani Kanclerz — jej głos przepełniony był dziwnym jadem, który zapewne miał mieć za zadanie przekonanie Remeny.

— Powinnaś była wiedzieć, że nie, nie będę twoją podwładną. Czego znowu chcesz? — Oburzyła się. — Ponownie będziesz próbować mnie opętać? Czy znowu masz zamiar mi mówić, że wszyściutko mi wyjaśnisz, a tak naprawdę nic nie powiesz?

— Ta walka nie ma sensu, dziecko. My — zaakcentowała to słowo — i tak wygramy. Zrozumiesz wszystko w przyszłości. Na chwilę obecną, chciałam ci wyjaśnić jedynie parę faktów, ponieważ, widząc, co ty wyprawiasz, przyprowadzasz mnie o prawdziwe załamanie, naprawdę.

— Streszczaj się. Wiesz zapewne, co się u nas dzieje. Ba! Na pewno wiesz, co się u nas dzieje. Tak więc chcę wrócić do swego ciała i być już na tym piertolonym przesłuchaniu. Wolę to, niż siedzenie tu z jakże królewską mością.

— Jeśli to mnie miało zaboleć, nie udało ci się — kobieta nadal miała twardy, opanowany głos. — A teraz słuchaj mnie uważnie, bo nie powtórzę tego — z głośnika wydobył się szelest papieru. — Po pierwsze, zaczynają nas denerwować twoje myśli. Twoje myśli, że na tym ci zależy, na tamtym ci zależy, tego kochasz, tego nienawidzisz. Rozumiem, że wspomnienia powoli do ciebie wracają, jednak bylibyśmy wdzięczni, gdybyś nie wyciągała ze wszystkiego pochopnych wniosków. Do tego, nie działaj lekkomyślnie! Twoje wbiegnięcie do Labiryntu było głupotą nad głupotami. Tamci Streferzy dawno by cię powalili, gdyby nie nasza interwencja w ich mózgi...

— Przepraszam, w ich co? Czy wy nie rozumiecie, że to jest niedobre? Coście im zrobili? — Wściekłość narastała w niej z każdą kolejną sekundą, z każdym kolejnym wypowiadanym słowem przez Kanclerz.

— Zrobiliśmy im to samo, co tobie, dziecko.

— Kontrolowaliście ich, tak? Kazaliście im się wywrócić i oni to zrobili, tak?

— Tak — odrzekła bez choćby odrobiny skruchy w głosie.

— Skoro im to robicie z taką łatwością, dlaczego nie zrobiliście tego mnie? Powiedzcie mi, proszę. Chcę wiedzieć, dlaczego jestem taka, mam wspomnienia, jestem inna! Chcę po prostu zrozumieć.

— I zrozumiesz. Jednak na to wszystko przyjdzie jeszcze pora. Jak na razie mogę ci powiedzieć tylko tyle, że naprawdę jesteś inna i dlatego właśnie chcemy od ciebie odrobiny pomocy. Mam dla ciebie propozycję, która będzie dla ciebie korzystna.

— Zamieniam się w słuch.

— Ocalimy tych, na których ci najbardziej zależy. Jak zapewne wiesz, nie każdy będzie mógł przetrwać. Już wiele Streferów zginęło, a jak podejrzewasz... bądź jeszcze nie podejrzewasz, ale wkrótce zaczniesz, zginie ich więcej. Ucieczka z Labiryntu jest możliwa...

— Dlaczego mi to wszystko mówisz? — Remeny jej przerwała.

— I tak to wspomnienie wróciłoby do ciebie. Twoja chęć pomocy jest kluczem do przetrwania całej ludzkości. Do ocalenia nielicznych. Dlatego właśnie musisz nam choć odrobinę pomóc. Proszę... — w ostatnim słowie można było usłyszeć błaganie. Remeny pierwszy raz słyszała taki ton u Paige.

— Niech pani mi wyjaśni, jak miałabym pomóc. Może coś na to zaradzę, jednak nic nie obiecuję.

— Masz słuchać się naszych poleceń, to tyle jak na razie. Wierz mi, to będzie dla ciebie opłacalne.

— Skąd mam mieć tę pewność?

– Bo jeśli nie będziesz się słuchać, zabijemy tego, którego kochasz. Wiemy o nim bardzo dobrze, darzysz go jak na razie mniejszym uczuciem niż kiedyś, jednak ono powraca. Może nie pokazujesz tego tak bardzo, ale my wiemy.

Remeny przełknęła głośno ślinę. Czuła, że wie, kogo Ava ma na myśli i bała się, że jest to prawda. Kobieta miała rację – nie czuje do niego wiele, jednak z każdą chwilą ma wrażenie, że czuje więcej niż moment wcześniej.

— Ale mam jeden warunek — wypaliła.

— Powiedz, ale szybko. Widzę, że rozprawa Thomasa się kończy.

— Powiedzcie mi, jak mogę przed wami blokować myśli tak, abyście mogli raz na jakiś czas się do mnie dostać, poplotkować, jednak tak, abym miała prywatność?

Cisza. Żadnej reakcji ze strony Kanclerz. I wtedy do Remeny coś dotarło.

— Nie widzieliście moich myśli, prawda? — Szepnęła, mrużąc oczy. — Tak naprawdę wyciągnęliście wnioski z mojego zachowania, wymiany informacji z innymi. Z tego, jak na niego patrzę, jak patrzę na innych. O wspomnieniach wiecie też niewiele, jednak domyślacie się, jakie już posiadam, bo mnie obserwujecie. Stąd tyle Żukolców wszędzie, prawda? PRAWDA?!

— Tak. — Monotonny głos Avy powrócił. — Mieliśmy nadzieję, że jesteś naszą jedyną nadzieją. Wciąż mamy taką nadzieję. A teraz żegnaj, do następnego razu. Przemieścisz się do innego miejsca, jednak będzie to dla ciebie zrozumiałe, gdy się zbudzisz. To tylko zalążek naszych możliwości, uważaj.

— Co? — Zdążyła z siebie wydusić, nim ciemność ją ogarnęła.

***

— Widziałeś jej oczy?

— Powinieneś raczej zadać pytanie czy widziałem, co ona zrobiła!

— To chyba każdy widział...

Remeny widziała wszystko, jakby przez mgłę. Zamazany obraz drażnił ją, jednak w żaden sposób nie dało się usunąć ów efektu. Jakby przykładała twarz bardzo blisko do zaparowanej szyby. Podwójny efekt rozmazania – podwójne zdenerwowanie. Kontury nachodziły na siebie i, chcąc czy nie, nie miała na to żadnego wpływu. Dopiero po kolejnej krótkiej wymianie zdań przez dwa znajome głosy, obraz zaczął się wyostrzać.

— Co się stało? — spytała siadając. Wszystkie oczy zwróciły się ku niej. — No co?

Remeny rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zrozumiała, że to nie jest główne pomieszczenie Bazy, a tym bardziej nie siedzi na schodach. Siedziała w kącie pokoju Rady.

— Coś się stało? Jak się tu znalazłam?

— Chyba raczej ty powinnaś nam odpowiedzieć na te pytania — warknął Winston.

— Ale ja nic nie wiem... Pamiętam tylko, że zemdlałam na schodach, nic więcej — spojrzała na Newta tym wzrokiem próbując przesłać mu wiadomość, pokazać oczami, że będą musieli o tym porozmawiać, jednak on uciekał od niej wzrokiem.

— Masz szczęście, że za parę minut rozpocznie się Zgromadzenie na twój temat, ponieważ to nie są przelewki — dodał Zart.

— Ja naprawdę nie rozumiem, co tu się dzieje...

— Chcesz wiedzieć? — Odezwał się Minho. — Spójrz za siebie, to zrozumiesz.

Dziewczyna się go usłuchała. Odsunęła się delikatnie od ściany, a następnie odwróciła się w jej stronę. Widok ten zmroził jej krew w żyłach.

— To twoje dzieło — dodał.

Nie pamiętała tego.

Na ścianie widniały dwa słowa, oba wykonane za pomocą krwi:

Pospieszcie się.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wybaczcie, że tak późno! Część rozdziału mi usunęło (nie wiem jakim purwa cudem :') ) i musiałam dopisywać. Robiłam to na szybko, więc przepraszam za błędy ;-;
Kolejny rozdział pojawi się jutro, około godziny 10:00. Będzie kontynuacja maratonu.
W związku z tym, że dziś nie udało mi się zrealizować wszystkich czterech rozdziałów, jutro nie dostaniecie jednego, a dostaniecie ich kolejne trzy. Czyli razem zamiast czterech w trakcie całego maratonu, będziecie mieli sześć! :D

Tymczasem życzę dobrej nocy <3
*taa, na pewno będzie dobra, po tym horrorkowym zagraniu na koniec, hehe*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro