Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII


— Ale w jakim sensie? — Mruknął zdziwiony.

— Czy tobie to miejsce też wydaje się znajome? — Powtórzyła pytanie. — Czy tobie też wydaje się, że kiedyś tutaj byłeś albo chociaż obserwowałeś to miejsce z góry? Czy ty też masz wrażenie, że byłeś kiedyś częścią tego miejsca? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! — spytała zdenerwowana. Chłopak zdawał się myśleć o czymś zupełnie innym.

— Tak... — Westchnął enigmatycznie.

— Co tak? — Zrugała go wzrokiem. — Mam wrażenie, że w ogóle nie masz pojęcia, o czym mówię! 

— Myślałem, że jestem jedyny, a nie chciałem jak na razie mówić o tym Newtowi i innym. Czułem, że to nie jest normalne i nie chciałem odstawać od reszty — sprostował.

W tym momencie poczuła się tak, jakby z jej serca spadł ogromny głaz. Miała w nim sojusznika, który miał takie same priorytety co ona sama... Wyczytała to z jego lazurowych tęczówek... z jego przepięknych oczu, które wywoływały u niej niezwykły spokój... Które koiły jej wszystkie nerwy... Które przypominały jej w dziwny sposób o domu.

— A czy ty... Nie powiedziałeś im nic o...

— Nie — powiedział krótko. — Spokojnie, trzymam gębę na kłódkę, chociaż się mnie trochę wypytywali. Zawarłem twarzostan — zacytował Streferów. Powiedział to tak bardzo udawanie, że obydwoje parsknęli śmiechem. Ona spostrzegła, że Thomas też nie przyzwyczaił się jeszcze do slangu Streferów, co ją pocieszyło.

— Idziemy w jakieś bardziej ustronne miejsce? Opowiem ci o... sam wiesz czym. Okay?

Przytaknął.

— Chodź za mną.

Złapała go za rękę, niczym mama dzieciaka w supermarkecie, dla pewności, że się nie zgubi po drodze i pociągnęła za sobą. Przez około pięć minut szli i rozmawiali.

— Widziałaś tą kartkę, którą tamta dziewczyna miała w ręce?

— Nie — pokręciła głową. — A co?

— Ona jest ostatnia, kolejnych nie będzie — zacytował melancholijnym tonem.

Uderzyło ją to jak grom z jasnego nieba. Stanęła w miejscu. Nie mogła złapać powietrza w płuca. Czuła się tak, jakby ktoś jej przebił płuco jakimś drewnianym kołkiem... Nie wiedziała, co ma zrobić i jak to możliwe... nie wiedziała czy Thomas może wiedzieć, czy nie, oraz czy Teresa przekazała im wiadomość... Czuła się tak, jakby ktoś wylał na jej twarz kubeł zimnej wody...

Najgorszym jednak było to, że nie wiedziała, dlaczego to wszystko tak na nią zadziałało.

— Co się stało? — Spojrzał na nią przerażony. — Wszystko w porządku? — Zacisnął mocniej swoją dłoń na jej i pogładził delikatnie wierzchem drugiej po policzku. Tym gestem przekazał jej tyle troski i czułości, że dziewczyna po raz kolejny zaczęła wierzyć, że nie jest tu sama.

— Przekazała wam wiadomość? — W końcu z siebie to wydukała. Jej głos był niestabilny. — Nic nie będzie już takie jak kiedyś...

— Ale jak... Skąd? — Jego źrenice znacznie się zmniejszyły.

— To nie wszystko, Tommy... Ale powiem ci to dopiero na osobności. I nie waż się nikomu o tym mówić, jasne? — Warknęła. Już mogła oddychać i wszystko wracało do normy. Jedynie tępy szok targał nią, ale to nic w porównaniu z tym, co miała przed chwilą — Jak na razie muszę cię wprowadzić, więc opowiem ci o moim pobycie w windzie i wspomnieniu, ogay? — Nieświadomie powiedziała to słowo.

— Okay... To opowiadaj.

Zaczęła mówić ze szczegółami jak to było w windzie, jak się czuła, co widziała, co pamiętała, jednak ominęła to zdanie... DRESZCZ nie jest dobry. Nie chciała jak na razie, aby wiedział. Może to być coś ważnego, ale i niebezpiecznego... Wolała nie.

— I wtedy ją zobaczyłam — kontynuowała, kiedy wchodzili po ścianie, do jej hamaku. — Wyglądała na martwą, jednak widziałam, że jej klatka piersiowa się unosi i opada. Coś mną targnęło. Bałam się, bo windą zaczęło szarpać i złapałam ją za rękę. Wtedy... — zatrzymała się na moment.

— Wtedy? — Zachęcił do mówienia dalej.

— Poczekaj chwilę... Dojdźmy na górę i spokojnie usiądźmy, bo jestem głodna i muszę coś przekąsić.

— Okay.

Parę minut później siedzieli już na górze, na wygodnym materacu zrobionym z lian, który będzie służył jej za łóżko. W pomiędzy czasie jadła na spółkę z Thomasem chałwę.

— Więc... Opowiedz mi co było dalej? Ciekaw jestem tego... Co jeszcze wiesz.

— Ach, tak — przełknęła kęs jedzenia. — Więc złapałam ją wtedy za rękę i nagle dookoła mnie pojawiła się taka mgła, która zamroczyła mi oczy. Wcześniej widziałam egipskie ciemności, a w tamtym momencie był przede mną biało. Po paru chwilach zniknęła, a kiedy to się stało, byłam już w innym miejscu. Miałam osiem lat...

Jego mina wyrażała wszystko. Był on zdziwiony, a zarazem podekscytowany myślą, że dowie się czegoś ze swojej przeszłości. Zresztą kto by nie był?, pomyślała.

— Siedziałam na jakiejś ławce w parku, a kawałek za mną musiała znajdować się szkoła, bo usłyszałam dzwonek na lekcje, ale nigdzie nie widziałam budynku. — Przez cały czas plotła wianek z kwiatów. Jej palce poruszały się zgrabnie, automatycznie. — Ogólnie to w całym tym wspomnieniu, jeśli mogę tak to nazwać, nie mogłam nic robić. Nie miałam nad swoim ciałem żadnej kontroli, byłam tylko obserwatorem... Wracając, siedziałam tak na tej ławce i czułam podmuchy wiatru. Po chwili, ty i ona — skinęła głową na Bazę, czyli tam gdzie przenieśli Teresę — podeszliście do mnie. Przedstawiliście się mi, a ja uścisnęłam jej dłoń... i to był już koniec. Znowu spowijała mnie mgła, a później pojawiłam się w windzie...

— Może to reaguje na dotyk? W sensie te twoje wspomnienia... Nie mam pomysłu jak, ale...

— Podaj mi dłoń — przerwała mu.

— Co? Po co?

— Podaj mi tę cholerną dłoń, Tom — postanowiła.

Zdziwiony chłopak przysunął delikatnie dłoń do ręki Jej. Po chwili dookoła niej znów pojawiła się mgła...

To samo miejsce, o tym samym czasie. Tyle że tym razem podawała dłoń Thomasowi, a Teresa stała obok. Cała trójka była uśmiechnięta od ucha do ucha. Tak samo jak wcześniej, Ona nie mogła sobą poruszać, mogła tylko obserwować.

— Dlaczego nie masz żadnych butów na nogach? — spytała Teresa.

— Dzięki nim łatwiej mi się myśli. Wiecie. DRESZCZ mówił, żebym jak najwięcej czasu poświęcała na rozwijanie swojego talentu, daru... Mówią, że będzie im to potrzebne, kiedy skończą konstruować tę budowlę — uśmiechnęła się.

— Ty też masz dar? Super! My też mamy pewien. Razem z Tomem, Arisem i Rachel! Nasz działa następująco...

Znowu mgła. Obudziła się na hamaku. Nad nią siedział Thomas i patrzył się w jej oczy. Tak, jakby widział w nich coś niepokojącego.

— Ty też to widziałeś? — spytała, dochodząc do siebie.

— Czy co widziałem? Jedyne co, to zemdlałaś na chwilę, a ja nie wiedziałem co robić, więc starałem się ciebie ocucić. Wyglądałaś dziwnie... Miałaś cały czas otwarte oczy, ale tak jakby zniknęły tęczówki i źrenice. Sama pusta, biała przestrzeń... Tylko białka, nic więcej... Pewnie oczy podeszły ci po prostu do góry, ale nie zmieniało to faktu, że wyglądałaś jakbyś była co najmniej opętana.

— Ugh, poczekaj! Nie wiem jak... W każdym razie miałam znowu coś na wzór wspomnienia. Wyglądało to na kontynuacje tamtego... Nic ważnego się tam nie działo, po prostu uścisnąłeś mi dłoń i wymieniliśmy parę zdań — skłamała. Nie chciała mu mówić o „darach i talentach", jak to powiedziała Teresa.

— Więc... Powiesz mi, skąd wiesz o tym co ona powiedziała...

— A no tak — wzdrygnęła się. Zupełnie o tym zapomniała. — Więc... Kiedy powiedziałeś to, nagle mnie to tak jakby olśniło. Poczułam takie ukłucie w klatce piersiowej, bo to było kolejne wspomnienie... Kolejna informacja, która w minimalnym stopniu przybliża mnie do mojej przeszłości i pozwala mi ją odkryć. Dowiedziałam się o jeszcze jednej rzeczy...

— Mianowicie? — zapytał coraz bardziej zaciekawiony.

— Ja, ty, tamta dziewczyna i jeszcze dwie inne osoby... Byliśmy częścią ich eksperymentu, zanim nas tutaj zesłali.

Chłopak na początku nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie miał zielonego pojęcia, co to może oznaczać i dlaczego właśnie tak jest. Siedział tak wpatrzony w Nią, w ciszy. Słychać było jedynie odgłosy świerszczy, które i tak powoli cichły, oraz rozmowy innych Streferów. Ona była tutaj dopiero niecały dzień, a zżyła się z tym miejscem niesamowicie bardzo... chociaż nie lubiła większości chłopaków. W końcu Thomas odważył się na jakąś odpowiedź. Może nie była ona najbardziej wyszukana, ale zawsze.

— Jakie dwie inne osoby? — spytał zdziwiony.

— Nikt z nas... Jakaś dziewczyna i chłopak, ale nie pamiętam ich imion — kolejne kłamstwo z jej strony.

Siedzieli w milczeniu przez dłuższy czas, który mijał nieubłaganie. Było coś koło godziny dwudziestej, kiedy Thomas się odezwał.

— To ja... Ja może się przejdę... Idę do lasu jak coś, chcę pobyć sam.

— Ogay, ale zanim pójdziesz, to wytłumacz mi co to jest? — Złapała go delikatnie za rękę. Jej dotyk był niczym lot motyla.

— Co, co jest? — zapytał zdziwiony.

— Co to jest? — Powtórzyła pytanie i wskazała na mur.

Czerwona lampka raz się świeciła, a raz gasła. Ta żaróweczka wygląda jak oko, pomyślała. Stworzonko było bardzo podobne do jaszczurki i żuka. Srebrny, owalny tułów miał w niektórych miejscach dziwne przebłyski. Dwanaście par małych nóżek było przyczepionych do kamiennej ściany, co przeczyło prawom grawitacji. Wydawało ono bardzo dziwne odgłosy. Podobne do tych, co wydają świerszcze, ale nie do końca. Na jego odwłoku był napis... DRESZCZ. Po raz trzeci albo czwarty Ona widzi gdzieś to słowo albo słyszy. Co ono może oznaczać?

Zanim zdążyła dotknąć stworzonka, już go nie było.

— To jest żukolec — wyjaśnił Thomas. — Monitoring stwórców.

— Oh... Aha. Inaczej mówiąc, muszę pamiętać, aby nie przebierać się na łonie natury, bo jacyś faceci mogą mnie obserwować. Dobranoc — zmarkotniała.

— Tak, dobranoc... I pamiętaj, aby nigdy go nie dotykać, bo razi prądem.

Zszedł po pnączach na dół, a Ona położyła się na hamaku. Przez cały czas nawiedzały ją myśli o Teresie. Chciała ją odwiedzić, ale postanowiła, że jutro rano się wymsknie. W jej głowie było mnóstwo pytań, ale każde było bez żadnej odpowiedzi.

Z drugiej strony martwiła się o siebie i o swój dar (cokolwiek nim musiało być), tak jak to ujęła Teresa. Nie rozumiała o co chodziło z tym, że ona, Thomas i jacyś Rachel i Aris mają też dar. Ona uważała, że jak na razie chłopak nie powinien o tym wiedzieć, skoro sam tego nie zobaczył... Czuła, że to jest zarezerwowane tylko dla niej. Niczego nie była pewna i nie wiedziała czy to była prawda. Niewiedza ją dręczyła, ale nie chciała o tym myśleć... nie chciała myśleć o tym, jak mają inni Streferzy. Ponad dwa lata w niewiedzy, walcząc o życie. Nie mogła pojąć, jak bardzo ktoś może mieć poprzewracane w głowie, aby być w stanie coś takiego wymyślić, a co dopiero zrealizować. Myśl o tym, że przez ponad dwa lata nie udało im się wydostać z tego cholernego miejsca... Jej po jednym dniu było już źle, a co dopiero im po tak długim czasie.

Przez pół godziny kręciła się nerwowo, myśląc o tym. Cały czas słyszała jakieś głośne dźwięki, które wydobywały się tak jakby zza muru. Nie wiedziała, jak ma to wytłumaczyć, więc postanowiła, że rano spyta się Chucka albo Minho...

W końcu nie wytrzymała. Przetarła nerwowo oczy i spojrzała się w górę na niebo. Dopiero dwudziesta pierwsza, pomyślała. Uradowana tą myślą złapała się jednej z lian i zjechała po niej.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro