Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V



Wycieczkę rozpoczęli od udania się do windy, która była już zamknięta. Drzwi były pomalowane białą farbą, która była pozdzierana w niektórych miejscach. Nie wyglądały one najładniej, a Jej nie kojarzyły się zbyt dobrze, więc chciała mieć to szybko za sobą i zająć się czymś pożytecznym; na przykład ozdabianiem tego ponurego miejsca...

— To, jak już zapewne wiesz, jest Pudło. Raz w miesiącu przywożą nam takiego cholernego świeżaka jak ja, Minho albo Thomas. Jak już mówiłem, w tym miesiącu Stwórcy byli chyba na jakimś melanżu i pomyliło im się, bo dali nam aż trójkę. — Zrobił krótką przerwę, kiedy spostrzegł, że to nie rozśmieszyło szatynki.— Raz na tydzień dostajemy zapasy, czyli różne lekarstwa, ubrania i zazwyczaj przyprawy. Rzadziej jedzenie. Resztę uda nam się wytwarzać własnoręcznie, więc prośmy Boga, abyś w przeszłości nie była jakąś tępotą i będziesz potrafić robić coś przydatnego.

Trzepnęła go ręką w głowę, a ten się tylko nieznacznie skrzywił.

— A później się będzie dziwić dlaczego wyląduje za murami— powiedział sam do siebie.— Musisz się na serio ogarnąć, bo te szczylniaki cię zabiją.

— Jesteś taki zabawny, a teraz chodźmy dalej. Chcę już przygotować sobie miejsce do spania.

— Powiemy Chuckowi, aby znalazł ci jakiś wygodny materac albo hamak. Więc nie masz się co martwić, Świeżko.

— Myślisz, że będę spała w miejscu, gdzie każdy chłopak czeka tylko, aby znaleźć się ze mną sam na sam? Gdzie mnóstwo zwierząt, jeśli mogę was tak nazwać, czeka na to, aby mnie zgwałcić czy co tam jeszcze może się kryć w waszych głowach. Zapomnij. Będę spała o tam — wskazała ręką na mury, a konkretnie na wyjście do tych korytarzy.

— Chyba cię popinkoliło. Możesz sobie upleść wyro tutaj, w Strefie, na lianach, ale nie poza nią. Nikt, kto został tam został na noc, nie przeżył... Ale to już w dalszej części wycieczki.

— Ale dla...

— Pytania na koniec! — Warknął.— W każdym razie, nie wiemy nic o Pudle. Skąd się wzięło, jak działa i kto je tutaj przysyła.— Kontynuował jak gdyby nic się nie stało. —Na ludzi, którzy nam to wszystko zafundowali oraz nas tutaj przysłali, mówimy Stwórcy, ponieważ to oni skonstruowali labirynt. Przynajmniej tak nam się zdaje, bo kto inny mógłby to zrobić? Dzięki Stwórcom mamy elektryczność, chociaż wiadomo, że wolelibyśmy być w domach, a nie tutaj... Raz próbowaliśmy odesłać w pudle jakiegoś tępego Njubi, ale to cholerstwo nie chciało ruszyć dopóki go nie wyciągnęliśmy. — Wszystko powiedział na jednym wydechu. — Jesteś gotowa na więcej informacji?

Kiwnęła głową.

To miejsce wydawało jej się takie znajome... Po raz kolejny miała coś na wzór wspomnienia, ale nie do końca... Nie było to tak przejrzyste jak to, co miała w windzie. Nie wiedziała skąd, ale kojarzyła je (miejsce). Przez cały czas miała nadzieję, że wrócą jej jakieś inne wspomnienia i dowie się skąd ma takie dziwne uczucie.

— Strefa składa się z czterech części. Jednak jest o wiele więcej prac i profesji. Każdy specjalizuje się w czymś innym, więc każdy ma coś innego do roboty. Nie tolerujemy tutaj leni, więc bądź pewna, że prędzej czy później znajdziemy ci jakąś ciekawą robotę... Chociaż na początku damy ci trochę więcej czasu na zadomowienie się, bo jesteś jedną z dwóch dziewczyn tutaj.— Zrobił chwilę przerwy, aby zobaczyć czy Ona rozumie. Kiedy przytaknęła, kontynuował.— Jak już mówiłem, są cztery części. Zielina, Mordownia, Baza i Grzebarzysko. Zapamiętałaś?

— Zielina, Mordownia, Baza i Grzebarzysko... Pamiętam... Ale po co wam tutaj cmentarz? Wszyscy macie góra dwudziestkę, więc liczba śmierci powinna w zaokrągleniu wynosić zero... Właśnie, a ja na ile lat wyglądam... i jak wyglądam?

— Pytania na ko...

— Wiem, wiem. Pytania na końcu wycieczki— powiedziała to tym głębokim głosem Newta.— Ale opowiedz mi, jak i na ile lat wyglądam.

— Szesnaście, szatynka. Metr sześćdziesiąt. Duże, brązowe oczy... — zawahał się.— Ładny uśmiech.— Lekko się zarumienił.— Nie jestem dobry w opisywaniu ludzi, ogay?

—Nie musisz od razu na mnie naskakiwać... Idziemy dalej? Chcę już mieć to za sobą.

Chłopak na chwilę się zmieszał, ale po chwili wskazał na jeden z rogów Strefy. Znajdowały się tam pola i drzewa owocowe. 900 m kwadratowych, nie jest tak źle, pomyślała.

— To jest Zielina. Właśnie tutaj hodujemy uprawy i ogólnie warzywka, owocki. Wszystko nawadniane jest przez rury, które są w ziemi.— W tym momencie jej mózg się na chwilę wyłączył. Zaczęła myśleć jakby wyglądało jej życie, gdyby tutaj nie trafiła... Po chwili znów była na ziemi.— Stwórcy zadbali o to, abyśmy mieli jej pod dostatkiem. Ogólnie tam, w lesie— wskazał na południowo-zachodni narożnik, gdzie było zarośnięte dość sporo ziemi. Ona nie potrafiła tego obliczyć, bo nie widziała całego terenu... Rosły tam najróżniejsze drzewa, ale dziewczyna nie potrafiła rozróżnić jakie z odległości stu siedemdziesięciu trzech metrów— jest jezioro, w którym bardzo często pływamy z chłopakami. Kiedy tam dojdziemy, to pokażę ci wszystko z bliska i dokładnie.— wskazał na kolejny narożnik. Chyba południowo-wschodni.— To jest Mordownia. Jak sama nazwa wskazuje, tam mamy niewinne zwierzątka, które Winston morduje i później mamy z tego jedzenie...

—Jesteście ździebka brutalni, ale jakoś to przeżyję...

—Musisz przeżyć— kiedy zrozumiał, co powiedział, odkaszlnął i ciągnął dalej, jakby nic się nie stało.— To miejsce jest Bazą— wskazał na budynek— którego jedna połowa wyglądała na dość solidną, a druga wyglądała, jakby miała się zaraz rozwalić.— Wcześniej była o wiele mniejsza, ale kiedy zaczęli nam wysyłać różne surowce materialne, zaczęliśmy dodawać coraz więcej pokoi. Większość i tak śpi o tutaj— wskazał na swego rodzaju altankę, która miała masę słupków. Wszędzie wisiały hamaki, a na podłodze były materace. Dwadzieścia dwa hamaki i siedemnaście materacy, obliczyła Ona.

— Czyli ja miałabym spać o tutaj, gdyby nie to, że wam nie ufam, tak?—spytała.

— Dokładnie. Ale jak skończymy wycieczkę, to pójdziemy coś wszamać do Patelniaka i będziesz mogła pójść uwić sobie hamak tam, na górze, ogay, Świeżyno?

— Okay, kulawy...

Newt przewrócił oczami i zrobił obrażoną minę, ale parę chwil później na jej miejscu pojawił się szeroki uśmiech.

— Jesteś taką cholerną francą, że to masakra. Jesteś po prostu piczą, ale pasuje to do ciebie. Jakby Kartoflanonosy cię miał oprowadzać, to już byś nie żyła, wiesz?

— Kto to Kartoflanonosy? — spytała zdziwiona.

— Gally, ale o nim dowiesz się pewnie później... Dobra, to idziemy dalej, bo chcę się uwinąć przed zmrokiem...

Głowa zaczęła ją powoli boleć od natłoku informacji, chociaż wiedziała, że to dopiero początek. Jednak trzymała się dzielnie i dreptała cichutko za Newtem.

Podeszli do Bazy. Z bliska ten budynek wyglądał jeszcze gorzej. Deski były nierówno poprzybijane, a całość wyglądała na niestabilną. Jednak musiało być inaczej, skoro to właśnie tam brali chorych i rannych.

Nagle usłyszała krzyk. Przeraźliwy krzyk. Było to coś pomiędzy przeraźliwym skowytem ranionego zwierzęcia, a cierpiennym krzykiem niewolnika. Dziewczyna się wzdrygnęła. Dochodził on z drugiego piętra Bazy. Nie wiedziała kto lub co mogło wydać taki ryk, ale chciała to sprawdzić. Ruszyła do środka, nie zważając na Newta, który łapał ją za rękę. Jednak Ona wyszarpnęła ją, chcąc udać się do środka za wszelką cenę.

— Tam jest Ben, nie możesz tam wejść— złapał ją mocniej za nadgarstek.

— A bo co mi zrobisz? – Powiedziała groźnie.—Zbijesz?

—Nie, zrobię coś gorszego —uśmiechnął się szelmowsko.

—Mianowicie? —wyszarpnęła rękę.

—Skoro tak chcesz się bawić, to proszę —puścił jej oko, po czym złapał ją w pasie i przerzucił przez ramię.

—Puszczaj mnie! — Zaczęła bić go pięściami po plecach.— Puszczaj albo zrobię ci krzywdę! Zboczona świnia!

Chłopak tylko się zaśmiał głośno w odpowiedzi i zaczął iść powoli z Nią przerzuconą przez ramię w stronę Mordowni.

—A bo co mi zrobisz, króliczku? Ugryziesz?

—Jak chcesz, to mogę ugryźć!— Chciała to powiedzieć groźnie, ale zabrzmiało to tak, jakby sześciolatka wyzywała swojego starszego brata, bo ten zabrał jej cukierka.— A teraz puszczaj!— zdenerwowała się nie na żarty. Że niby co on sobie wyobraża?! To, że jestem tutaj parę godzin to nie znaczy, że może robić sobie ze mną co chce, pomyślała oburzona.

— Ale nie będziesz się wypytywać, dlaczego ten chłopak wydawał takie głosy?

—Prawdopodobnie —mruknęła enigmatycznie.

—No to nie puszczam— uśmiechnął się, chociaż Ona nie mogła tego zauważyć.

—Dobrze no! Obiecuję! — Skrzyżowała palce. —Ale do tej dziewczyny mogę pójść? W końcu byłam z nią w windzie i chciałabym wiedzieć, co u niej! Poza tym może coś mi się przypomni i dowiem się dlaczego przysłali naszą dwójkę! Więc?

—Może później... A teraz chodź, pokażę ci najpierw jezioro, bo wiem, że będzie dla ciebie ciekawsze niż Mordownia— postawił ją na ziemi.— Poza tym, nie chcę, abyś została w tak szybkim czasie wegetarianką.

— Hmm, nie jestem pewna czy nie byłam kiedyś wegetarianką... W sensie, zanim trafiłam tutaj.

Zamyśliła się.

Zamyśliła się o swojej przeszłości, o tym, co możliwe, że kiedyś robiła i czy miała jakiekolwiek pojęcie czym się zajmowała. Może była sławną piosenkarką? A może pisała książki? A może jej rodzice prowadzili herbaciarnię, do której chodziła zawsze z przyjaciółmi po szkole? Zamyśliła się na całego. Nie słuchała przy tym Newta oczywiście, który się sfrustrował.

— Te, Świeżyna! Nie myśl o niebieskich migdałach, próbuję ci coś wyjaśnić.

Mruknęła w odpowiedzi.

Chłopak zaprowadził ją do lasu. Kiedy wchodzili tam, za nimi wybuchły gwizdy, wiwaty i krzyki; „Powodzenia Newt!", „Mogę po tobie?". Ten posłał im minę, która mówiła „jeśli zaraz się nie zamkniecie, to albo ja was zabiję, albo ona was zabije". Dziewczyna zaśmiała się z jego wyglądu w tamtym momencie, a kiedy chłopak spiorunował ją wzrokiem, postarała się zachować powagę (co oczywiście jej w ogóle nie wychodziło).

— To miejsce nazywamy Grabarzyskiem— powiedział, kiedy stanęli już trochę głębiej w lesie. Zmarszczył czoło i zmrużył oczy.— Cmentarz znajduje się na tyłach tego miejsca, tam, gdzie las jest o wiele gęstszy. Często przychodzę tutaj wychillować po ciężkim dniu z tymi Smrodasami. Uwierz mi, że oni potrafią być bardzo wpurwiający...

—Dlaczego jest tutaj cmentarz?— Vhłopak chciał już jej przerwać, ale zaczęła ponownie mówić. —Wiem, wiem. Pytania po wycieczce. Jednak widzę po tobie, że po wycieczce będziesz zbyt zajęty swoimi sprawami i nie odpowiesz mi na żadne z nich, czyż nie?— zmrużył lekko oko i przekręcił głowę w lewą stroną.— Więc... dlaczego jest tutaj cmentarz? Przecież są tutaj same młode osoby, a wątpię, aby przez taki mur wdrapały się tutaj jakieś choroby...

—Od razu załatwię dwie rzeczy, za jednym zamachem. Po pierwsze, nie możesz wychodzić za mury Strefy. Robimy to aby cię chronić. Mamy tutaj określone zasady, które objaśnię ci, po całej wycieczce do Disneylandu, ogay? Wszyscy, którzy zostawali na noc poza Strefą czekał ten sam los. Zazwyczaj ciała znajdowaliśmy pod bramą, tak jakby Buldożercy...

—Co? — Przerwała mu.

— Jutro z rana ci pokażę... Wracając, Buldożercy często przynoszą ciała pod bramę. Czasami takiego Sztamaka znajdujemy po tygodniu, dwóch, a nawet po dłuższym czasie. Nie wszystkie ciała są pochowane na cmentarzu, więc gdybyś kiedykolwiek... w co wątpię całym sercem i duszą... została Zwiadowczynią, to wiedz, że możesz natrafiać na widoki martwych ciał— Ona miała już się spytać kto to jest Zwiadowca, ale Newt chyba wyczytał to z jej oczu, bo zaraz zaczął mówić.— Zwiadowcy chodzą do labiryntu i go badają... Tak, dobrze usłyszałaś — labiryntu. Dookoła Strefy znajduje się ogromny labirynt i dlatego cię chronimy... Ale głębiej o tym wszystkim opowiem ci zaraz, ogay?

—Mhm, ale... Dlaczego mówicie słowa jak ogay, purwa, sztamak, smrodas, szczylniak, wylaksuj, zawrzyj twarzostan? Nie prościej by było okay, uspokój się, zamknij się, kur...

—Nie —przerwał jej.— Jest to nasz slang, którym się posługujemy od tych dwóch lat. Dzięki niemu, świeżakom jest prościej się dostosować do nowego życia... Zresztą i tak nie pamiętali poprzedniego, więc nie mają wyboru — jego twarz jakby zmarkotniała, stała się o wiele bardziej ponura.

—Chodźmy dalej— bardziej postanowiła niż zaproponowała. Chłopak ucieszył się z pomysłu i zaczął prowadzić Ją w inną stronę lasu.

Dotarli do jeziora. Kolejna fala ciepła na serce uderzyła ją jak grom z nieba. Pamiętała je skądś, ale nie miała zielonego pojęcia skąd... Czuła, że zaraz zemdleje z nadmiaru emocji. Tak jak chłopak mówił wcześniej, jezioro było dość spore. Podobało jej się tutaj i była skłonna zostać w tym miejscu do wieczora, myśląc o tym, skąd to miejsce kojarzy, ale kiedy przypomniała sobie, że znajduje się ono w lesie, gdzie jest szansa, że nikt nie usłyszy jej krzyków, ten pomysł wydał się absurdalnie głupi.

—Czyli tutaj się kompciacie, hę? Dziwi mnie, że ta woda jeszcze nie jest brudna...

—Nie do końca... Coś na wzór łazienek mamy kawałek stąd, ale jeśli musisz iść za potrzebą, to mogę cię zaprowadzić...— zrobił przerwę kiedy zrozumiał to co powiedział.— To tak bardzo źle zabrzmiało.

—Prawda— parsknęła śmiechem. Po chwili obydwoje już śmiali się na cały głos.

Podeszła bliżej do zbiornika wodnego i spojrzała w jego taflę. Jej twarz odbijała się na płaskiej tafli wody. Miała trochę ubrudzony nos, więc szybko go wytarła. Chciała się przyjrzeć sobie; jak wygląda, ale Newt nie chciał jej na to zbytnio pozwolić.

— Dobra, Świeżynko, idziemy dalej— wyrwał ją z zamyślenia.— Nie mamy ani chwili czasu do stracenia.

Zaprowadził ją w jeszcze inną stronę. Las był coraz rzadszy, a na miejscu drzew pojawiły się pojedyncze krzaki jeżyny i dzikiej róży. Widać było, że Streferzy przychodzili tutaj i zbierali je. Ona była już coraz bardziej głodna, ale nie ufała jeszcze temu towarzystwu na tyle, aby wziąć od nich coś do jedzenia...

—Pójdziemy jeszcze do Mordowni i Zielni. Pokażę ci je z bliska, a później będę musiał pójść na Zgromadzenie. Ty w tym czasie coś zjesz i upleciesz sobie wyro.

—Nie jestem głodna —skłamała. Nie chciała sprawić przykrości chłopakowi, więc wolała go w ten dość niewinny sposób skłamać niż powiedzieć mu prawdę.

—Nie urządzaj sobie żadnych diet, bo jedzenie ci się przyda. Jeszcze anorektyczki nam brakowało do naszej szalonej kompanii...

Newt zaprowadził Ją na dość mały, kamienny placyk, na którym było dość sporo drewnianych małych pomieszczeń (sześć).

—Oto raj dla klumpowiczów! Pamiętaj, aby nigdzie indziej nie łazić na klumpa, bo inaczej nie życzę ci, aby ktoś to odkrył... Srajtaśmy nam nigdy jeszcze nie zabrakło, ale kiedy pojawiły się tutaj dwie dziewczyny, to zaczynam się o to bardziej martwić.

Ona szybko podbiegła do jednej z kabin i wyjęła nóż z kieszeni.

—Ej, ej! Co ty robisz?! — Chłopak pokuśtykał do niej zdziwiony.

—Chcę jakiś podział. Niech jedna toaleta będzie damska, okay? Wyryję na niej tylko znak, że ta jest „nasza". Wyluzuj.

Ten tylko prychnął w odpowiedzi i się odsunął. Chłopak usiadł sobie na trawie i zaczął kopać kamyki z nudów. Wyglądał tak, jakby myślał o dość sporej ilości rzeczy, które mógłby w tej chwili robić, ale nie okazywał tego w jakiś szczególny sposób. Tylko kobiety potrafiły wyczytać coś takiego z miny, która i tak była maską skrywającą uczucia.

Ona zapatrzyła się na niego chwilę. Ciekawiło ją to, jak to jest możliwe, że ma takie piękne włosy. W sensie, że takie zadbane. Kiedy się przyłapała na myśleniu o tym, skarciła się, wyzwała się od „idiotki" i wróciła do roboty.

Jej wyszedł identyczny znak jak ten widniejący na toaletach publicznych. I kolejne wspomnienie, które niby pamiętała, ale nie do końca. Brak pamięci był do bani, stwierdziła.

—Skończone!— Oznajmiła po paru minutach.— A gdzie są prysznice?

—Właśnie miałem ci pokazać, ale ty musiałaś się bawić w szaloną buntowniczkę, która musi wszystko zdewastować i oznaczyć jako swój teren. Nawet miejsce do robienia klumpów —zrobił przerwę i przewrócił oczyma.— Czy wszystkie kobiety muszą zaznaczać swój teren? W sensie, czy wy musicie pokazywać takie rzeczy na każdym kroku i celowo wzbudzać przy tym zazdrość... Nie rozumiem płci żeńskiej— oznajmił po chwili.

— Może to dlatego, że nie miałeś kontaktu z żadną kobietą, odkąd pamiętasz, hę? A teraz idziemy dalej!

Złapała go za rękę i pomogła wstać. Newt pokazał jej drogę do dość małego, obskurnego pomieszczenia. W środku się jeden prysznic, lustro i jakaś półka. Największym minusem (i niebezpieczeństwem) było to, że drzwi nie miały zamka. Jedynym plusem było to, że prysznic został oddzielony parawanem, więc nawet jak ktoś wejdzie, to nie będzie od razu widział osoby, która aktualnie bierze prysznic. Nie wyglądało to za ładnie, a szczególnie bezpiecznie, jak dla jedynej dziewczyny w Strefie, ale zapewne spełniało swe zadanie.

Razem wyszli na zewnątrz i zaczęli iść znowu przez las.

—Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie— spytał po chwili.

—Tak?

—Skąd znasz Thomasa?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro