Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Podarunek

Dzień powoli, lecz nieprzerwanie zbliżał się ku końcowi w swoim niczym niezachwianym tempie. Słońce uciekające za horyzont rzucało pomarańczowe światło na ściany starych kolorowych kamienic w okolicach malowniczego rynku niedużej miejscowości. Marzec przyniósł pierwsze cieplejsze dni, więc popołudniami panował tu spory ruch. Wielu ludzi zmęczonych codziennym pędem szukało odprężenia w restauracyjnych ogródkach rozstawionych po każdej stronie centralnego punktu miasteczka. Niektórym wystarczało choćby krótkie zaczerpnięcie tchu na ławkach w cieniu kilku drzew przy starym ratuszu. Inni po prostu przemykali przez gwarne miejsce w swojej codziennej wędrówce, wracając z pracy, albo ze szkoły.

Do tej ostatniej grupy należał chłopak w grubej czarnej bluzie rozglądający się po tętniącym życiem rynku. Wzdychał z uśmiechem, ciesząc się, że los pozwolił mu mieszkać tak blisko tego niezwykłego kawałka świata. Duże miasta nie miały takiego klimatu. Były zbyt ruchliwe, głośne. A tutaj, mimo natłoku ludzi i gwaru, było po prostu przytulnie i jakoś... inaczej. Możliwe, że to tylko złudzenie kogoś, kto się tu wychował. Zawsze inaczej patrzyło się na miejsce, gdzie spędziło się dzieciństwo, a chłopak do dziś przywoływał w pamięci wspomnienia związane z tymi okolicami. Lubił czasem żyć przeszłością, ale chyba nie było w tym nic złego. Przecież każdy żył w taki sposób, by w przyszłości mieć co wspominać. A przynajmniej w to wierzył nastolatek.

Pamiętał jak mama brała go z siostrą na spacery do centrum miasta, kiedy byli już nieco starsi, ale nadal mieszkali w innym miejscu niż obecnie. Dla dziecka cała podróż była jeszcze bardziej magiczna. Ze znanego sobie świata chłopiec szedł gdzieś bardzo, bardzo daleko jak na swoje krótkie nóżki. Ale szedł z osobą, której bezgranicznie ufał i kochał jak nikogo innego. Czuł się bezpieczny, a chęć poznawania świata i radość z tym związana była po prostu bezcenna. Zwłaszcza, że poznawał świat razem z siostrą, z którą do dziś dzielił ogromną część swojego życia. Wiele rzeczy od tego czasu się zmieniło, ale wiele pozostało niezmiennych i nastolatek wciąż czerpał tę samą radość, kiedy mógł przemierzać ów okolice z dwoma najbliższymi dla niego osobami.

Dla chłopaka nie miało znaczenia czy jego odczuciami kierowała nostalgia, czy rzeczywiste piękno rynku. Kochał to miejsce, tych ludzi krzątających się wokół różnorodnych knajp i uważał, że niewiele jest piękniejszych zakątków. Czasem patrzył w górę na dachy i płaskorzeźby wysokich kamienic tworzących ściany rynku, czasem wędrował wzrokiem po przystrojonych w bujne rośliny restauracyjnych ogródkach. Innym razem podziwiał wciśnięte między domy wąskie uliczki, którymi można było stąd niepostrzeżenie czmychnąć. Jedną z nich chłopak codziennie skracał sobie drogę do domu. Otwierał przymkniętą kratę imitującą drzwi i znikał po drugiej stronie.

Nie było tu nic prócz pnących się po jednej i drugiej stronie zniszczonych, murowanych ścian, zasłaniających zachodzące promienie. Pojedyncze małe okienka nieco wyżej od dawna nie były otwierane, a niektóre zostały wybite. Czemu nikt tu nie mieszkał? O ile chłopak był w stanie zrozumieć, że o zwyczajnej uliczce można było zapomnieć, o tyle opuszczone mieszkania w centrum miasta były dla niego czymś dziwnym. A jeszcze więcej pytań nasuwało to, co kryło się dalej.

Koniec ciasnej, cichej dróżki wyznaczała podniszczona mosiężna brama, za którą z tego punktu nie było widać nic prócz drzew kawałek dalej i falującej na wietrze trawy, która przysłaniała zarośniętą niemal niewidoczną ścieżkę. Ale chłopak wiedział co na prawdę kryło się za przymkniętymi wrotami.

Zardzewiałe zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie, kiedy nastolatek otwarł jedno ze skrzydeł bramy. Wszedł na teren zrujnowanego dworku. Miejsce trwało w zapomnieniu tak samo jak prowadząca do niego droga. Może nie każdy wiedział, że przejście jest otwarte albo, że po drugiej stronie, między krzakami można dostać się wyrwą w ozdobnym murze? Ale czy na prawdę nikt, kto szedł drogą po przeciwnej stronie wysokiego, kamiennego ogrodzenia, nie zastanawiał się, co kryje się za nim i za ścianą starych drzew? Ktoś chyba powinien zająć się albo chociaż zainteresować tak pięknym miejscem.

Z drugiej strony obecny stan rzeczy cieszył młodzieńca, bo spokój tego miejsca był w pewien sposób niezwykły. Uwielbiał ciszę. Radość sprawiały mu chwile samotności, bo mógł wtedy zatapiać się we własnych myślach. To miejsce podsycało już i tak bujną wyobraźnię. Kiedy chłopak szedł wzdłuż muru ścieżką na uboczu dworku i kilkanaście metrów dalej widział milczące ruiny, czuł, jakby cofnął się w czasie o kilkaset lat. Z wrażenia wyrywały tylko ciągłe dźwięki pobliskiej ulicy.

Mimo, że Luke przechodził tędy niemal codziennie i czasem zapuszczał się w stronę zniszczonych, dość wysokich zabudowań, wcią zachwycał się zarówno nimi jak i pięknym niegdyś ogrodem z ciemną altaną na środku oraz drzewami, które z upływem lat stworzyły mały dziki lasek, odgradzający dworek od oczu ludzi. Uwielbiał oddawać się marzeniom o życiu tutaj w dawno minionych epokach i gdy tak przeżywał kolejną podróż w przeszłość, nie zwracał uwagi na nic więcej. Szedł jak za każdym razem wąską wydeptaną ścieżynką, która kończyła się dziurą w ozdobnym kamiennym murze. Dopiero po chwili zorientował się, że u kresu jego drogi ktoś stał.

Skąd się wziął w zapomnianym przez ludzkość zakątku? Znaczy wiadomo, że wszedł przez wyrwę zaraz po jego prawej, ale odkąd chłopak każdego dnia zaczął przecinać teren dworku, czyli już od dobrych kilku miesięcy, nie spotkał tutaj dosłownie nikogo. A tymczasem przy murze jakby nigdy nic stała sobie osobliwa postać. Nawet nie jakiś zwyczajny przechodzień.

Mężczyzna trwał w bezruchu oparty o ogrodzenie za plecami. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej. Co nadzwyczajnego było w ów intrygującej personie? Nieznajomy wyróżniał się, delikatnie rzecz ujmując, nietypowym dla ówczesnego świata strojem. Jego długi do kolan rozpięty czarny płaszcz delikatnie poruszał się na wietrze. Pod spodem miał chyba czarno-białą elegancką kamizelkę i zwężane ciemne spodnie. Luke nieco zwolnił, żeby przyjrzeć się dokładniej, choć z obecnej odległości ciężko było wychwycić jakieś szczegóły. Dostrzegł ozdobne karwasze zaciśnięte na luźnych rękawach. Szary szal zasłaniał usta, a czarny, trójkątny kapelusz chował w cieniu oczy i chłopak nie widział nawet kawałka twarzy nieznajomego.

Powoli zbliżając się do nietuzinkowego człowieka, pierwszy raz żałował, że chodził nieuczęszczanymi drogami. Mimo to nie chciał się już cofać. Miał zamiar najzwyczajniej minąć dziwną postać, nie okazując zdenerwowania. Przecież facet równie dobrze mógł nic od niego nie chcieć. Może na kogoś czekał? Jasne... Ciekawe na kogo, skoro nikt inny tędy nie przechodził.

Luke był wystarczająco blisko, by dostrzec jego rysy twarzy. Na oko mężczyzna był zaledwie kilka lat starszy. Ze wzrokiem skierowanym na własne buty kompletnie nie zwracał uwagi na nastolatka, więc chłopak postanowił zrobić to samo. Zawiesił wzrok na suchej udeptanej drodze. Już chciał zniknąć po drugiej stronie wyrwy, kiedy nieznajomy nadal wpatrzony w ziemię odezwał się lekko ochrypniętym młodym głosem, na którego dźwięk Luke automatycznie się zatrzymał.

- Podoba ci się tutaj? - Odpowiedź była raczej jasna, przynajmniej dla chłopaka. A jednak słowa ugrzęzły w gardle. Bo może nie powinien odpowiadać i nie wdawać się tym samym w niepotrzebną dyskusję.

- A jakie to ma znaczenie? - Spytał Luke, starając się ukryć niepewność, chociaż chyba ze średnim skutkiem, bo głos delikatnie zadrżał, a ślina nieprzyjemnie zgęstniała w gardle. W każdej chwili był gotowy do ucieczki. Dziwny typ nie wyglądał na kogoś, kto rozwiązywał problemy dyplomatycznie.

- Większe niż byś myślał. - Nieznajomy sięgnął do torby schowanej pod płaszczem i wtedy chłopak lepiej przyjrzał się garniturowej kamizelce. W rzeczywistości była skórzaną zbroją stylizowaną tak, by przypominać elegancki ubiór - dwa rzędy guzików, wzmacniane ramiona i boki, ogólna mnogość zdobień na grubym twardym materiale. Większą uwagę przykuł jednak przytroczony do pasa miecz w czarnej pochwie. Jeśli był prawdziwy, to dziwny nieznajomy mógł na prawdę być niebezpieczny. - Na pewno ciekawi cię historia tego miejsca.

Mężczyzna wyciągnął starą, grubą księgę, trochę większą od zeszytu i chciał przekazać ją w ręce Luka. Skórzana okładka z misternie wykonanymi wzorami nadgryzionymi zębem czasu wyglądała jakby miała setki lat. Dwie piękne metalowe klamry pokryte ornamentami lekko odbijały jedne z ostatnich promieni słońca. Chłopak nie wiedział co zrobić. Zbyt wiele razy słyszał przesadzone zdania o tym, że nie bierze się nic od nieznajomych. Ale przecież to była tylko książka. Co złego mogło stać za jej przyjęciem? Chyba nic, lecz mimo wszystko rozsądek kazał odmówić.

- Prędzej czy później i tak cię przekonam. - Skomentował mężczyzna. - Jeśli nie dzisiaj, to jutro, albo pojutrze. Jeśli będę musiał czekać zbyt długo, będzie ona na ciebie czekać w twoim domu. - Słowa były trochę przerażające i zabrzmiały jak groźba. Dość realna, bo skoro ów dziwny typ wiedział gdzie znaleźć chłopaka, pewnie wiedział też gdzie mieszka. - Przecież widzę, że buzuje w tobie ciekawość. Trochę cię znam, Luke. - Dodał i uśmiechnął się. Zaraz... Skąd facet znał jego imię? Robiło się strasznie. Nastolatek zaczął zastanawiać się, czy nie przyjąć podarunku dla świętego spokoju i więcej nie pojawić się w dworku. - Uwierz, chcę ci tylko podziękować. - Zakończył szarooki.

- Za co? - Luke kompletnie nie rozumiał, co się dzieje.

- Za to, że szukasz. - Zagadkowy człowiek niemal wcisnął książkę w dłoń chłopaka, który chyba nie miał wyboru. Przyjął ją trochę wbrew własnej woli. Drżące dłonie nieznajomego po chwili wahania oderwały się od skórzanej okładki. Wziął głębszy wdech, jakby właśnie rozstał się z czymś dla niego ważnym. Możliwe, że tak właśnie było, bo podarunek wyglądał na bardzo cenny.

Mężczyzna odsunął się od muru i ruszył w stronę zabudowań dworku. - Radzę ci zmienić tryb życia. Od czytania w nocy szybko psuje się wzrok. - Powiedział, powoli oddalając się. - Chociaż z drugiej strony rozumiem jak przyjemnie być samemu z innym światem.

Chłopak patrzył przez dłuższy moment na powoli oddalającą się postać. Wygląd mężczyzny nie pasował Lukowi w pełni do żadnej epoki. Może strój był po prostu jakimś przebraniem? W ostatnich latach robiły się co raz bardziej popularne. Ale dlaczego facet chodził tak po mieście? Dziwnemu wojownikowi najbliżej było chyba do czasów wiktoriańskich. Długi lekki płaszcz, kapelusz choć standardem odbiegający od tamtych realiów i ogólne wrażenie elegancji od razu przywodziły na myśl historie o Kubie Rozpruwaczu, czy Sherlocku. Skąd podobny człowiek wziął się w dworku, do którego niemal nikt nie zaglądał? Wśród kotłujących się w głowie nastolatka niewiadomych, był on pewny tylko tego, że to wszystko nie było zbiegiem okoliczności.

. . .

Luke dosłownie wbiegł po schodach na czwarte piętro. Nie miał czasu na nic oprócz pośpiesznego przywitania z dwa lata młodszą siostrą, która krzątała się po kuchni. Pewnie jak zwykle szukała w pozornie pełnej lodówce czegoś, co mogłaby na szybko zjeść. Chłopak natomiast, szybko zrzucił z siebie plecak, po cichu zamknął drzwi i sięgnął po podarunek. Nieznajomy z dworku miał rację - Luke wręcz kipiał z ciekawości i absolutnie nie zamierzał czekać do nocy, żeby zajrzeć do wnętrza książki. Obchodził się z nią niezwykle ostrożnie, jakby bojąc się, że rozsypie mu się w rękach. Był pewny, że taki przedmiot mógłby stać w jakimś muzeum

Wziął głęboki wdech i otworzył piękne klamry. Zamknięcia cicho trzasnęły i puściły. Luke przejechał palcami po okładce z wytłoczonymi zawiłymi wzorami. Serce biło szybciej z szalejących emocji. Może powinien czuć niepokój, ale teraz przeważało podniecenie niewiarygodnie pięknym przedmiotem. Nieczęsto dostaje się coś tak cudownego i tajemniczego zarazem. Powoli otwierał książkę, jakby chcąc przedłużyć niesamowitość tej chwili. Nie miał pojęcia co znajdzie w środku. Nawet nie próbował zgadywać.

W końcu skórzana okładka oparła się o łóżko i Luke mógł przeczytać treść pierwszej strony. Ozdobne misternie napisane litery układały się w zaledwie dwa słowa na białej jak śnieg kartce - "Więzienia Tajemnic". To brzmiało jak tytuł jakiejś fantastycznej powieści, albo wielowymiarowej poezji, ale nigdzie nie było wzmianki o autorze. Nic prócz tych dwóch słów.

Podziw przerwało nagłe pukanie do pokoju. Chłopak ocknął się z zachwytu szybko ukrył podarunek w plecaku i jakby nigdy nic otworzył szeroko drzwi. Nie chciał nikomu mówić o tajemniczym przedmiocie.

Po drugiej stronie stała jego siostra z szerokim uśmiechem na twarzy. Włosy miała związane w rozpadający się kok. Pognieciona bluzka i luźne spodnie wskazywały na to, że musiała już od dłuższego czasu nudzić się w domu. Inaczej nie przebierałaby się w stare ciuchy.

- Co się tak zamykasz? - Wypaliła, rozglądając się po pokoju, jakby spodziewając się, że chłopak niepostrzeżenie przemycił tam jakąś dziewczynę i nie miał zamiaru jej przedstawić.

- Chciałem się zdrzemnąć. - Odparł zmęczonym głosem. - Masz jakąś sprawę, czy tak pytasz z miłości? - Dodał sarkastycznie.

- Znowu będziesz spać? - Dziewczyna miała trochę racji. Lukowi często zdarzało się przeleżeć pół popołudnia. Ale co mógł poradzić na to, że wracał zmęczony tą kilkugodzinną szkolną nudą. Gdyby chociaż działo się tam coś ciekawego - Trzeba było nie siedzieć do nocy. - Siostra zajrzała przez ramię brata do jego pokoju. - I posprzątałbyś w końcu to biurko. - Dodała złośliwie, czekając z której strony dostanie łomot.

- Mam ci przypomnieć kto ostatnio spał na rozsypanych paluszkach? - Zripostował Luke. - Albo kto...

- Dobra cicho. Ja nie o tym. - Przerwała pokonana dziewczyna, która coś zbyt łatwo jak na jej standardy odpuściła. - Robię tosty. Pewnie masz ochotę. - Chłopak wiedział, że jego siostra nie zaproponowałaby tego, gdyby nie chciała czegoś w zamian.

- Dobra, Lara. Czego ci potrzeba? - Spytał znudzonym głosem. - Tylko nie próbuj mi mówić, że niczego, bo ci strzelę.

- Wątpisz w moje dobre serce? Czasem jestem miła, jakbyś nie zauważył. - Chłopak parsknął pod nosem. Znał ją jak nikt. On i Lara przekomarzali się niemal bez przerwy, choć jednocześnie dogadywali się jak mało które rodzeństwo. Doskonale potrafił wyczuć, kiedy dziewczyna czegoś chciała i to był właśnie ten moment.

- Wczoraj przyszedłem głodny to nie chciałaś mi odstąpić kawałka pizzy, a teraz zupełnie bez powodu zrobisz mi tosty? - Luke wiedział, że nie. Lara prędzej wyrzuciłaby toster przez okno.

- No, dokładnie tak. - Nadal udawała kochaną siostrzyczkę, choć doskonale wiedziała, że brat jej nie wierzy. Luke westchnął, a w brzuchu burczało mu co raz bardziej, po całym dniu.

- Jasne... - Skomentował sceniczne kłamstwo Lary. - Wiesz, że nigdy nie odmawiam jedzenia. - Odparł i czekał na dalszy rozwój sytuacji.

- Odwdzięczysz mi się później. - Rzuciła dziewczyna, szybko znikając w kuchni, a Luke nie miał już nic do powiedzenia. Wyszeptał tylko pod nosem bezsilne "no kto by się spodziewał".

Chłopak z powrotem zamknął drzwi i wrócił do książki. Serce znów zabiło nieco szybciej, kiedy łapał za okładkę. Liczył, że na kolejnych stronach coś rozjaśni ten tytuł. "Więzienia Tajemnic". Jeśli to jakaś książka, musi być słaba albo stara, bo Luke był pewny, że nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy. Może to był jedyny egzemplarz?

Już chciał spojrzeć na drugą stronę, kiedy usłyszał klucz przekręcający się w drzwiach do mieszkania. Mama wróciła wcześniej z pracy. A co się z tym wiązało znów ktoś mu przeszkodzi. Kobieta zawsze zaglądała do pokoju syna, kiedy przychodziła do domu. Taki już miała zwyczaj.

- No bez jaj... - Wycedził cicho poddenerwowany Luke, znowu schował książkę i wcisnął twarz w poduszkę. Ile razy jeszcze coś przeszkodzi mu w głupim obróceniu kartki? Drzwi do domu otwarły się i w przedpokoju stanęła dysząca kobieta.

- Zaraz zdechnę. - wysapała ciężko na powitanie. Chłopak nie odrywając ust od poduszki wybełkotał coś w odpowiedzi. - A temu co? - Mama zwróciła się do córki nadal siedzącej w kuchni.

- No jak to co? Śpi znowu. - Wyjaśniła Lara w sposób jakby to było oczywiste. Bo w sumie było.

- A ty czemu tu siedzisz? - Spytała kobieta nadal oddychając nieco ciężej. Nienawidziła wchodzenia na ostatnie piętro i wątpliwe było, żeby kiedyś się do tego przyzwyczaiła.

- Tosty mu robię.

- No nie żartuj. - Parsknęła mama, która widać znała Larę równie dobrze co Luke. Może nawet lepiej. - Co znowu od niego chcesz?

- No super. Tacy właśnie jesteście. - Dziewczyna była oburzona, jakby ktoś właśnie ją oskarżył o coś, czego nie zrobiła. - Nikt nie wierzy w moje dobre intencje. - Chłopak usłyszał dźwięki kroków zmierzających w jego stronę, ale nie zmienił martwej pozycji leżenia. Drzwi do pokoju otwarły się i mama zajrzała do syna. Z rękami wzdłuż ciała i twarzą w poduszce musiał wyglądać zabawnie.

- Amen. - Skomentowała krótko i zamknęła drzwi.

Luke zerwał się na nogi, starając się nie tworzyć przy tym zbyt dużego hałasu. Powtarzał sobie w myślach, że jeśli ktoś jeszcze raz mu przeszkodzi, to zacznie rzucać meblami. Szybko złapał za róg kartki i przewrócił ją na drugą stronę. Nie wiedział, czego się spodziewać - ściany tekstu, rysunków, kolejnych pojedynczych słów. Tam mogło kryć się dosłownie wszystko. Myślał o jakimś opowiadaniu, zapomnianym fragmencie historii, starej jak świat legendzie... Ale na pewno nie pomyślał o zupełnej pustce. Zdziwiony spojrzał na kolejną stronę, następną, później jednym ruchem przekartkował całość. Ani słowa. Nic prócz czystego papieru.

- Serio? - Powiedział do siebie rozsierdzony i zawiedziony. Emocje prysły jak bańka, a na ich miejscu pojawiło się rozczarowanie. Co miał przez to rozumieć? Albo to jakiś głupi żart, albo czegoś nie widział. Wolał wierzyć w tą drugą opcję, chociaż może powinien się cieszyć, bo przynajmniej nie znalazł w środku niczego, czego nie chciałby znaleźć. Przekartkował dokładniej, ale pustka pozostała pustką. Żadnej wskazówki, ani najmniejszej literki.

Nagle przypomniał sobie słowa nieznajomego o czytaniu w nocy. Ale co to miało zmienić skoro nic tu nie było? Wtedy pomyślał, że może potrzebna była ciemność, inne światło, albo kartki trzeba było podgrzać jak przy tuszu sympatycznym. Przeciągnął na łóżko lampkę, o mało nie zwalając rzeczy zbyt długo zalegających na biurku i wcisnął się z książką pod kołdrę. Jednak ani mrok, ani światło lampki, ani dłuższa chwila ogrzewania stronnic różnymi źródłami nic nie zmieniły. Widocznie wszystkie kartki były najzwyczajniej puste. Wszystkie, oprócz pierwszej z zaledwie dwoma słowami. Ten napis był najbardziej zagadkowy i nic Lukowi nie mówił. Może "Więzienia Tajemnic" miały go na coś naprowadzić? Co Luke miał teraz zrobić? Szarpała nim ochota powrotu do dworku, by zdobyć jakieś wytłumaczenie, ale bał się, że właśnie o to mogło chodzić szarookiemu mężczyźnie - żeby chłopak wrócił, wpadł w pułapkę. Cała ta sytuacja była zbyt dziwna żeby nie myśleć o takich rzeczach.

Przez chwilę chciał powiedzieć Larze o podarunku, ale coś mówiło mu, że nie może się tym dzielić. Nawet z kimś tak zaufanym. Poza tym nie chciał wplątać siostry w całe dziwne zdarzenie. Może kiedyś jej powie, jak już dowie się o co w tym wszystkim chodziło. Tym czasem pozostało mu czekanie. Mógł próbować z tym walczyć, oszukiwać samego siebie, ale wiedział, że jego buzująca ciekawość nie pozwoli mu jutro w drodze do szkoły minąć dworku.

- Luke! Chodź po tosty, bo zaraz znikną! - Krzyknęła Lara. Chłopak wypuścił powietrze z płuc i uśmiechnął się pod nosem. W tym domu nigdy nie mogło być spokojnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro