znowu to samo!
Budzę się gwałtownie zalana potem.
Cholera. Znowu ten sam pikolony sen.
Schodzę z łóżka i po cichu, tak by nie obudzić Minho śpiącego na łóżku obok wychodzę z naszego domku.
Zacznę od tego, że mam na imię Veronica, ale wszyscy streferzy wołają na mnie Ikson.
Nie wiem ile dokładnie mam lat, ale przypuszczam, że około piętnastu. Mam grube, sięgające do ramion rudo-brązowe włosy i zielono-szare oczy. W strefie mieszkam już trzy lata. Byłam jedną z pierwszych, a dokładniej przysłali mnie tu wraz z Alby'm, Minho, Newt'em i jeszcze paroma innymi.
Ostatnio zostałam szefem Zwiadowców.
Codziennie rano biegamy do Labiryntu który otacza naszą strefę by znaleść wyjście.
Gdy szłam przez "pastwisko" dotarło do mnie, że jeszcze nawet nie otworzyły się wrota.
-Jak zawsze ranny ptaszek, co nie kruszynko?
Uśmiechnęłam się i odwróciłam na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z Minho.
-Jak widać. Obudziłam cię gdy wychodziłam, co?
-I tak cię to nie obchodzi, Ikson.
-W sumie, masz rację... Mam gdzieś czy się wyśpisz czy nie.- powiedziałam uśmiechając się.
Minho równierz się zaśmiał i nagle wskazał na coś palcem:
-O, patrz. Newt. Idziemy do niego?
Momentalnie przestałam się uśmiechać.
-Wiesz, że nie chcę.- powiedziałam szorstko.
Od miesiąca, czyli od jego "wypadku" ani razu nie odezwałam się do Newt'a.
Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek będzie tak samo jak dawniej.
-No to może śniadanko?- zaproponował Azjata.
-Taaa... Dawno nic nie jadłam.
W "stołówce" Patelniak podał nam kanapki z serem i szynką.
Zdradzę wam, że szynka była czymś niezwykle rzadkim i żeby ją dostać trzeba było wcześnie wstawać.
Potem jak zwykle wzięliśmy sobie po butelce wody i włożyliśmy je do plecaków.
Jakieś dziesięć minut później biegliśmy już między ścianami które znałam już chyba na pamięć.
Dzień zaczął się jak zwykle i na prawdę nie spodziewała bym się, że przytrafi mi się coś takiego.
*****
Jejj! Zaczęłam nową powieść!!
Toby: no extra! Idziemy spać!
Kira: no dobra, dobra. Dobranoc goferki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro