5
Z szerokim uśmiechem na ustach, Flor przechadzała się alejkami centrum handlowego. Ponieważ dzisiejszego dnia - ze względu na odwołane zajęcia, spowodowane brakiem prądu w leciwym budynku uniwersytetu - znalazła w końcu chwilę dla siebie, postanowiła wykorzystać wolny czas i odświeżyć nieco swoją garderobę. Lato już odchodziło w niepamięć, a na jego miejsce małymi kroczkami wstępowała dość chłodna jesień, tym samym zmuszając dziewczynę do zaopatrzenia się w ciepłe ubrania. W zasadzie, Flor przeprowadziła się do Nowego Jorku w maju, który tego roku był zaskakująco ciepłym miesiącem, a zważywszy na to, że dziewczyna przyjechała do miasta z zaledwie małą, podręczną walizką, zostawiając swój cały dobytek w poprzednim miejscu zamieszkania, nie było sposobności, by już wcześniej nabyć kilka rzeczy, które mogłyby ogrzać ją podczas chłodnych wieczorów. W prawdzie Flor zdawała sobie sprawę z tego, że powinna od podstaw odbudować swoją garderobę – no, a przynajmniej tą jesienno –zimową – jednak mając świadomość tego, że jej budżet na ten miesiąc jest już nieco nadszarpnięty, postanowiła poszukać jedynie kilku swetrów z przeceny, może jakiejś kurtki, przynajmniej jedną parę butów, no i spodnie. Chodziła więc od sklepu do sklepu, wyszukując coraz to lepsze okazje.
Na jednej z wystaw rzuciła się jej w oczy całkiem niezła parka, za dość przystępną cenę. Nie zastanawiając się długo, weszła do sklepu i rozglądając się na boki, odszukała wzrokiem wieszaki z rozwieszonymi równiutko i kolorystycznie kurtkami, których fason najbardziej przypadł jej do gustu. Jako że, ów sklep nie był wysokiej klasy butikiem, a żadna z ekspedientek nawet w planach nie miała podnieść się z miejsca, by pomóc młodej kobiecie w wyborze, Flor przeszła do sekcji z kurtkami i chwytając w dłonie tę którą miała na oku, ściągnęła ją z wieszaka, po czym nie kłopocząc się nawet z przejściem do przymierzalni, włożyła na siebie ubranie. Zasunęła zamek, naciągnęła rękawy, sprawdzając przy tym czy nie są zbyt krótkie, wyprostowała kaptur i odszukując wzrokiem lustro, podeszła do niego, chcąc zobaczyć czy dobrze wygląda.
Kurtka leżała na dziewczynie całkiem dobrze. Jej długość sięgała mniej więcej do połowy ud, a kolor khaki zdecydowanie pasował do większości noszonych przez dziewczynę ciuchów. Wprawdzie parka z pewnością nie będzie dobrze wyglądać w połączeniu z seksownymi sukienkami, jakie dziewczyna nie raz na siebie wkładała, jednak, kto podczas zimnych, czasem nawet deszczowych, jesiennych dni, myśli o tym by założyć na siebie jakąś kieckę?
No właśnie... Nie wiele jest takich osób, a że Flor z pewnością do nich nie należy, koniec końców, postanowiła kupić tę kurtkę. Sprawdziła jeszcze dokładnie cenę, żeby przypadkiem - kiedy już będzie przy kasie - nie okazało się że kurtka kosztuje dziesięć razy więcej niż mogła sobie na to pozwolić. Nie chciała wyjść na idiotkę, co było chyba zrozumiałe, bo przecież nikt nie lubi tego uczucia, kiedy coś, co nam się cholernie bardzo podoba, okazuje się poza naszym zasięgiem.
Widząc jedynie dwucyfrową liczbę, stwierdziła że stać ją na ten zakup i z uśmiechem na twarzy, cała w skowronkach podeszła do jednej z wolnych kasjerek.
Dlaczego w cała w skowronkach?
Otóż, jak powszechnie wiadomo, udane zakupy są najlepsze na poprawienie samopoczucia każdej kobiety...
Flor pożegnała się grzecznie z pracownicami sklepu i ściskając w dłoni papierową torbę, ruszyła dalej w poszukiwaniu kolejnych rzeczy. W sklepie obuwniczym kupiła ładne, czarne botki na klocku, a w tym z dżinsami, dwie pary spodni: czarne rurki, oraz jasne z delikatnymi przetarciami. Zostały jej tylko te nieszczęsne swetry, które jakoś niespecjalnie zachwyciły młodą dziewczynę. Większość z tych które oferowały sieciówki były z jakimiś dodatkami, nie koniecznie wpasowującymi się w gusta Flor. W swoim zamyśle miała jakiś zwykły, niczym niewyróżniający się sweter. Może jedynie pokusiłaby się na jakiś z motywem plecionki, jednak nawet takiego - mimo naprawdę dokładnego sprawdzenia wszystkich sklepów - niestety nie znalazła. Postanowiła w końcu odpuścić, stwierdzając, że przecież jeszcze będzie miała nie jedną okazję do odwiedzenia kolejnych centrów handlowych, w których – przy dobrych wiatrach – trafi na nieco lepszy niż tu, asortyment.
Po spędzeniu na zakupach dobrych trzech godzin, postanowiła odpocząć w części gastronomicznej centrum i zamawiając sobie zieloną herbatę, oraz niesamowicie apetycznego eklerka, usiadła przy jednym z postawionych na środku stoliku. Odłożyła reklamówki z ciuchami na stojące obok krzesło i wyciągając z torebki telefon, odblokowała ekran, po czym weszła na jedną ze stron internetowych, na której mogła sprawdzić rozkład jazdy autobusów. Przesuwając palcem po wyświetlaczu uniosła filiżankę w drugiej dłoni do ust i upijając łyka ciepłego napoju, rozkoszowała się jego smakiem.
- No, dzień dobry, Pani profesor – nagle dziewczyna usłyszała zza swoich pleców znajomy głos.
Odstawiła filiżankę na stolik i wzdychając cicho, spojrzała przez ramię na stojących za nią dwóch chłopaków
- Zobaczyliśmy Panią i postanowiliśmy się przywitać... Możemy się dosiąść? – uśmiechnięty szeroko blondyn wyrzucał z siebie potok słów i nie czekając na odpowiedź zaskoczonej ich widokiem Flor, przeszedł między stolikami, po chwili zajmując miejsce naprzeciwko dziewczyny.
Florencia przełknęła głośno ślinę i spoglądając szeroko otwartymi oczami na stojącego przy jej boku Sama, uśmiechnęła się krzywo, po czym uniosła dłoń, wskazując tym samym ostatnie wolne miejsce. Zażenowany nieco tą sytuacją, którą spowodował jego durny kolega, skinął lekko głową i nie zwlekając, usiadł na wyznaczonym przez dziewczynę krzesełku.
- Zakupy, Pani profesor? – Jones zadał kolejne pytanie, na co Flor uśmiechnęła się do chłopaka i otwierając usta, grzecznie odpowiedziała
- Tak. A wy? Co wy tu robicie?
- A my łazimy za prezentem na święta dla dziewczyny tego kretyna – odezwał się Sam, z wymownym prychnięciem, pokazując jak bardzo zadowolony jest z tego faktu.
Flor, zaskoczona słowami chłopaka, zmarszczyła brwi w zdziwieniu i uśmiechając się krzywo, posłała pytające spojrzenie w stronę Williama Jonesa
- Przecież jest dopiero połowa października – powiedziała ze śmiechem, co Will skwitował wzruszeniem ramion
- Oczywiście, Pani profesor. Ma Pani rację, ale wolę mieć to już za sobą, bo od listopada zaczynamy rozgrywki międzyuniwersyteckie, a wtedy nie będę miał czasu na łażenie po sklepach. Mia jest naprawdę cholernie wybredna i proszę mi uwierzyć, jestem pewien, że przez te dwa tygodnie będę musiał się naprawdę nagimnastykować, zanim w końcu zdołam coś wybrać – Jones wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, co rozbawiło Flor.
Podobało jej się to nieco dziecinne podejście blondyna do życia. Już na kilometr można było zauważyć bijący od niego entuzjazm i szczęście, które tak bardzo przydałyby się w tej chwili Flor. Mimo tego iż była niewiele starsza od swoich uczniów, miała za sobą spore doświadczenie, które odebrało jej większość radości, jaką posiadała jeszcze kilka lat temu. Śmiało można stwierdzić, że kiedyś Flor przypominała charakterem siedzącego naprzeciwko Jonesa, teraz jednak, nawet w połowie nie jest taka jak była kiedyś.
Przez pewne wydarzenia stała się bardziej wycofana, niepewna, wystraszona, a co za tym idzie, nieufna i mniej przystępna. Nie uśmiechała się tak szeroko, jak miała to w zwyczaju będąc jeszcze nastolatką, a jej oczy nie świeciły już takim blaskiem. W zasadzie, przez własną głupotę pozwoliła odebrać sobie większość z dawnej siebie, w zamian otrzymując jedynie przykre doświadczenia, które wywróciły jej życie do góry nogami...
Kiedy dziewczyna – na prośbę blondyna – doradzała mu co powinien kupić swojej drugiej połówce, Sam z wyraźnym skupieniem na twarzy, wpatrywał się w policzek młodej kobiety. Zastanawiał się, nad widocznym dla jego oczu podłużnym, lekko czerwonym wgłębieniem, które nawet idealnie – zdaniem Flor – przykryte kilkoma warstwami makijażu, nie można było przed nim ukryć.
Wgapiał się intensywnie w szeroką bliznę, myśląc nad tym, skąd ona się tam wzięła. Nie zauważył jej wcześniej, jednak jak się domyślał, najwyraźniej nie wpatrywał się zbyt dobrze w twarz młodej Pani profesor, pozostawiając jak zwykle pełne skupienie na jej piersiach, lub przepięknych oczach. Kompletnie odłączył się od otaczającego go świata, swoją uwagę poświęcając w całości delikatnej, choć nieco zniszczonej z jakiegoś nieznanego mu powodu buzi siedzącej obok niego dziewczyny.
Nie uważał, żeby blizna odejmowała jej uroku i choć nie wyglądało to zbyt ładnie, bardziej wywoływała w nim współczucie, niż obrzydzenie. Miał ochotę zapytać co jej się stało, w jaki sposób się jej nabawiła, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że takie pytanie będzie co najmniej nie na miejscu. Chociaż zżerała go ciekawość, postanowił nie wtrącać się w coś, co nie było jego sprawą.
Mimo tego iż Flor była pochłonięta rozmową z Williamem, czuła jak intensywne spojrzenie Sama wypala dziurę w jej twarzy. Non stop wierciła się na swoim krześle, zastanawiając się dlaczego chłopak jej się przypatruje. Kiedy w końcu poczuła, że już dłużej tego nie zniesie, kątem oka zerknęła na siedzącego obok bruneta i wtedy wszystko stało się dla niej jasne.
Z szeroko otwartymi oczami i czerwonymi ze wstydu policzkami, zrozumiała, że najzwyczajniej w świecie zauważył to, co przecież każdego ranka, tak bardzo starała się ukryć. Nie myśląc wiele, przełknęła głośno ślinę i potrząsając głową na boki, zasłoniła się długimi, czarnymi włosami. Ten wymowny gest Pani profesor, dał Samowi jasno do zrozumienia, że kolejny raz został przez nią przyłapany na bacznym wgapianiu się w kobietę.
Czując się skrępowany i nieco zawstydzony, odchylił się do tyłu i opadając na oparcie krzesła, odwrócił w końcu wzrok od młodej dziewczyny.
- Dobra... Może skończ wreszcie te bezsensowne rozmowy i daj spokój Pani profesor. Myślę, że powinniśmy się już zbierać – zwrócił się do kolegi, a słowa Sama wywołały u Flor pewne poczucie winy.
Choć nie wiedziała, dlaczego Sam tak nagle postanowił zakończyć ich przypadkowe spotkanie, podejrzewała, że głównym powodem może być jej oszpecona twarz, w którą przez praktycznie cały czas się wpatrywał.
Najwyraźniej – jej zdaniem oczywiście - nie mógł znieść widoku okropnej blizny, dlatego też postanowił się dłużej nim nie zadręczać. Flor zdawała sobie sprawę z tego, że jej twarz od kilku lat odpycha od niej ludzi, jednak nie myślała, że aż do tego stopnia by uciekać przed nią jak przed jakimś potworem. Bo przecież, wcale nim nie była...
Flor była naprawdę miłą, mądrą i dobrą kobietą, jednak wiedziała, że w dzisiejszych czasach te akurat cechy bardzo mało znaczą. Bardziej liczył się wygląd zewnętrzny niż to, jakim człowiekiem się było.
Nie wiedziała jednak, że w spojrzeniu Sama nie było nawet namiastki obrzydzenia, a wyłącznie żal i współczucie. Nie miała pojęcia, że w tym momencie kiedy ich oczy się spotkały, a on po raz kolejny zauważył za tęczówkami profesor tak dobrze skrywany ból oraz smutek, chłopak najchętniej by ją teraz przytulił i składając pocałunek na zranionym policzku, wyszeptał do ucha że jest najpiękniejszą kobietą świata, jaką kiedykolwiek było mu dane zobaczyć w swoim życiu...
- Tak, ja też się będę już zbierać – odezwała się po chwili Flor i wzdychając ciężko, posłała Williamowi lekki, wymuszony uśmiech.
Podniosła się z miejsca nie czekając na ruch ze strony swoich towarzyszy i zabierając z krzesła torby, ścisnęła je w dłoni, po czym lekko rozchyliła usta
- Do zobaczenia na zajęciach – powiedziała cicho, następnie zostawiając chłopaków samych przy stoliku.
Na drżących nogach kierowała się do wyjścia z centrum, kompletnie nie zwracając uwagi na przesłaniające jej widoczność, wypływające spod powiek łzy. Nie miała pojęcia dlaczego aż tak bardzo zareagowała na tą całą sytuację, bo przecież to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś z wyraźnym obrzydzeniem przyglądał się jej twarzy, jednak, to chyba świadomość tego, że ten chłopak nie jest jakąś tam obcą, zupełnie obojętną jej osobą, spowodowała, że zrobiło się jej niesamowicie przykro. Wcześniejszy naprawdę dobry humor odszedł w niepamięć, ustępując miejsca podłemu samopoczuciu.
Wychodząc przed budynek, pociągnęła głośno nosem i unosząc dłoń do twarzy, przejechała palcami po mokrych policzkach, ścierając z nich ostatnie już krople łez. Westchnąwszy ciężko zrobiła krok do przodu, tym samym kierując się na przystanek autobusowy. Nie było jej jednak dane zajść zbyt daleko, bo już po chwili usłyszała za swoimi plecami znajomy głos, wołający ją po nazwisku
- Pani Martinez! – krzyknął Sam i ściskając w ręku telefon dziewczyny, pobiegł w kierunku w którym szła.
Myśląc, że nie uda mu się jej już dogonić, chciał zrezygnować i po prostu oddać urządzenie następnego dnia przed zajęciami, ale kiedy młoda kobieta, wywołana kolejnym donośnym krzykiem Sama zatrzymała się w miejscu, po chwili odwracając się przodem do chłopaka, uśmiechnął się pod nosem i kręcąc głową na boki, podszedł do czekającej na niego Flor.
- Zostawiła Pani telefon na stoliku – Sam zdradził w końcu powód dla którego pobiegł za Panią profesor, na co kobieta w pierwszej chwili zmarszczyła brwi w zdziwieniu, a następnie spoglądając na zaciśniętą na jej komórce dłoń chłopaka, pokiwała głową, uśmiechając się lekko.
- Och, dziękuję – powiedziała grzecznie, a Sam wyciągając do niej rękę, rozluźnił palce, po czym podał dziewczynie jej własność.
Flor od razu schowała urządzenie do torebki, a w tym samym czasie Sam, wykorzystując sytuację, ponownie przyglądnął się jej twarzy. Między wyglądem dziewczyny sprzed kilku minut kiedy to jeszcze siedzieli razem przy stoliku, a tym teraz, zauważył znaczną różnicę. Wtedy nie było ani śladu łez, a w tej chwili, ledwo widoczne – choć mimo wszystko dla niego zauważalne – ścieżki przecinały tak starannie nałożony na policzki makijaż.
Zdając sobie sprawę z tego, że to – w pewnym stopniu – on przyczynił się do jej płaczu, momentalnie poczuł dziwny ucisk w żołądku, a widząc dodatkowo jeszcze większy smutek w jej oczach, jego serce zatrzymało się na moment.
Nie chciał, żeby czuła się źle. Nawet przez chwilę nie miał zamiaru zrobić jej w jakiś sposób przykrości. Chciał żeby się uśmiechnęła i żeby znów była taka, jak jeszcze na początku ich dzisiejszego spotkania.
Postanawiając przynajmniej spróbować poprawić jej humor, spojrzał na nią ciepło i uśmiechając się przyjaźnie, uniósł dłoń, kładąc ją następnie na jej ramieniu.
- Miło było Panią spotkać... Mam nadzieję, że częściej będziemy tak na siebie wpadać – powiedział, po czym nie czekając na reakcję dziewczyny, posłał jej ostatni uśmiech, a następnie odwracając się na pięcie, zostawił ją na środku parkingu, kompletnie zaskoczoną, ale i w jakimś stopniu szczęśliwą.
Choć Flor wiedziała, że Sam nie powinien się aż tak z nią spoufalać, podobało jej się to co zrobił. Było w nim coś tak niesamowicie przyjemnego, że nabrała ochoty na więcej...
*****
Hej, kochani :) I jak? Jak się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro