31
Kochani, jesteście tu jeszcze? :)
Po zajęciach, Florencia od razu pojechała do swojego mieszkania. Chciała szybko wziąć prysznic, oraz przygotować się do meczu, który miał rozegrać się jeszcze tego wieczora. Normalnie, zapewne w pierwszej kolejności pojechałaby odebrać Lilly ze szkoły, jednak rodzice Willa zaproponowali pomoc w opiece nad dziewczynką. Zaoferowali, że wezmą Lilly do siebie i oznajmili Samowi, aby odebrał siostrę dopiero następnego dnia.
Podczas gdy Flor zbierała się do wyjścia, Sam z resztą drużyny przygotowywał się mentalnie do wyjścia na lodowisko. Wszyscy chłopcy zebrali się w szatni i wpatrując się uważnie w swojego trenera, słuchali zagrzewających do walki słów.
- Chyba nie muszę wam przypominać o tym, że jesteście lepsi od swoich przeciwników? Fordham ma dobrą taktykę, jednak jak sami dobrze wiecie, po drugiej tercji, ich zawodnicy padają jak muchy... I my musimy to wykorzystać – mówił mężczyzna, przechadzając się wzdłuż szatni. – Jesteście silniejsi od nich, no a przede wszystkim szybsi i bardziej skuteczni – kontynuował, a wpatrzeni w niego chłopcy, kiwali głowami na potwierdzenie jego słów.
Każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, że bez większego problemu są w stanie wygrać ten mecz, jednak nie oznaczało to, że mogą zlekceważyć drużynę przeciwną. Do wszystkich meczy – bez względu na to, czy grali z równym sobie przeciwnikiem, czy może z tym nieco słabszym – podchodzili poważnie i profesjonalnie. Mieli w świadomości to, iż są pod baczną obserwacją, gdyż zazwyczaj, na międzyuniwersyteckich rozgrywkach bardzo często pojawiali się niezapowiedziani łowcy talentów z NHL. Każdy mecz był dla nich wielką szansą – w razie gdyby pojawił się na nim przedstawiciel którejś z drużyn pierwszej ligi hokejowej - w związku z czym, dawali z siebie sto procent w każdej minucie gry.
- Smith, liczę na to, że poprowadzisz drużynę do zwycięstwa – tym razem trener skierował się bezpośrednio do Samuela, który z cwaniackim uśmiechem na twarzy, pewnie pokiwał głową.
Sam nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że dzisiejszego wieczora będą świętować zwycięstwo. Znał swoją drużynę i wiedział, że z takim składem są w stanie stawić czoła rywalowi. Bez wahania, wstał ze swojego miejsca i tradycyjnie już unosząc dłoń w powietrzu, przywołał kolegów do wspólnego, zagrzewającego okrzyku. Chłopcy otoczyli swojego kapitana, zamykając go w kręgu, po czym zakładając ramiona na barki sąsiada, stworzyli wielki grupowy uścisk
- Rozjebiemy ich Panowie! – wykrzyczał głośno, zdzierając gardło, na co koledzy jeszcze głośniej wykrzyczeli nazwę swojej drużyny. To była ich tradycja, sposób na dodanie sobie sił...
- Za piętnaście minut widzimy się na treningu – trener zakończył spotkanie, po czym poklepał każdego zawodnika po plecach, a następnie odwracając się na pięcie, wyszedł z pomieszczenia.
*
Kiedy trybuny powoli zaczynały się zapełniać, Flor postanowiła jeszcze skoczyć do toalety, żeby później – w razie czego – nie przeciskać się między tłumem studentów. Wyszła na korytarz i rozglądając się wkoło, starała się odnaleźć jakiekolwiek wskazówki co do tego, w którą stronę powinna się udać. Pierwszy raz miała przyjemność przebywać na tej hali, dlatego też, znalezienie ubikacji było dla niej niemałym wyzwaniem.
W momencie gdy skręciła w kolejną już alejkę, poczuła uścisk na swoim nadgarstku, a po chwili dość mocne szarpnięcie które wystraszyło ją nie na żarty. Martinez nie miała pojęcia co się dzieje i dlaczego nagle znalazła się w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu, ale kiedy poczuła na swoich policzkach dobrze znany dotyk, a następnie jej usta spotkały się z ustami, które od dłuższego już czasu uwielbiała całować, zrozumiała, że napastnikiem był nie kto inny jak Samuel Smith.
- Zwariowałeś? – zachichotała, kiedy brunet oderwał się od niej, próbując złapać choć jeden krótki oddech – Wystraszyłeś mnie – dodała, po czym klepnęła chłopaka z otwartej dłoni w klatkę piersiową.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać – zaśmiał się dźwięcznie, na co Flor uśmiechnęła się szeroko i zaplatając ramiona wokół jego szyi, wspięła się na palcach, następnie ponownie wpijając się w jego miękkie usta.
Flor sapnęła cicho kiedy dłonie Sama zjechały z jej talii na krągłe pośladki, a długie palce mocno się na nich zacisnęły. Brunet nie mógł powstrzymać się przed dotykaniem swojej dziewczyny. Mógłby tak bez przerwy wędrować dłońmi po jej ciele, badając dokładnie każdy jego centymetr. Ponownie zaciskając palce na pośladkach Florenci, uniósł lekko jej ciało, przez co dziewczyna zmuszona była do oplecenia jego bioder swoimi nogami. Pisnęła nie spodziewając się takiego ruchu ze strony chłopaka, ale już po chwili zachichotała radośnie, po czym pochylając się do Samuela, przejechała językiem po jego dolnej wardze.
Kiedy atmosfera w pomieszczeniu wyraźnie zgęstniała, a Flor poczuła jak coś twardego wbija się w jej pośladek, mając w świadomości to iż powinni już przerwać swoje pieszczoty, oderwała się od ust chłopaka, po czym zeskakując na podłogę, wtuliła twarz w zagłębieniu jego szyi, próbując przy tym wyrównać przyspieszony oddech. Sam jęknął płaczliwie wiedząc już, że to koniec ich zbliżenia, na co Flor – kolejny raz w tej niezbyt długiej chwili – zachichotała pod nosem
- Wiem, że masz ochotę, ale nie tutaj i nie teraz...
- To kiedy? – spytał szybko, nie dając dokończyć Flor wypowiedzi. Martinez złapała w swoje dłonie policzki chłopaka i pochylając jego głowę, cmoknęła słodko koniuszek jego nosa
- Po meczu. O ile go wygrasz...
- Będziesz moją nagrodą? – zapytał i cholernie żałował w tym momencie, że przez ogarniającą ich ciemność nie może zobaczyć tych iskierek które w tym momencie zapewne tańczą w oczach Florenci.
Flor nie odpowiedziała na pytanie chłopaka, ale za to ponownie złączyła ich usta w słodkim pocałunku.
- Po meczu jedź od razu do mnie – powiedział na odchodne, po czym otworzył drzwi od ciasnego kantorka i puszczając Flor przodem, odczekał kilka minut – tak na wszelki wypadek, w razie gdyby ktoś miał tamtędy przechodzić.
*
Siedząca obok dziekana Howarda Flor, ze zdenerwowaniem oglądała mecz. Była w takich emocjach, że nawet nie zdawała sobie sprawy z tego iż od kilku chwil z namaszczeniem obgryzała swoje paznokcie. Mimo tego, że gdzieś tam w głębi duszy wiedziała że drużyna Samuela bez problemu pokona przeciwnika, obawiała się tego iż jakimś cudem może wydarzyć się zupełnie odwrotnie. Miała świadomość tego jak bardzo Samowi zależy na zwycięstwie, dlatego też ze wszystkich sił marzyła o tym by wygrali.
Kiedy jeden z zawodników drużyny przeciwnej bez zająknienia popchnął Jonesa posyłając go na bandę, wkurzona Flor wstała ze swojego miejsca i przykładając dłonie do ust, krzyknęła głośno nie potrafiąc zapanować nad swoimi emocjami
- Nie daj mu się, Will! – głos siedzącej w pierwszym rzędzie młodej pani profesor rozniósł się echem po lodowisku, tym samym skupiając uwagę na Flor zarówno studentów, jak i większej części zawodników poruszających się na lodzie.
Jej niekontrolowane i mimowolne uniesienie, doskonale wykorzystał Sam, który zauważając jak część graczy na dźwięk głosu jego dziewczyny odwróciła głowy w jej kierunku, podjechał do przeciwnika będącego w tej chwili przy krążku, po czym nie zwlekając, odebrał mu go. Sprytnie ominął obronę drużyny przeciwnej i stając sam na sam z bramkarzem Fordham, posłał czarny jak noc krążek w siatkę bramki.
- Tak! – Florencia wyrzuciła ręce w górę, widząc zdobytego przez Samuela gola i skacząc jak nastolatka, cieszyła się ze zdobytego punktu.
Kiedy kibice zorientowali się co jest grane, na trybunach wybuchała wielka radość. Nawet dziekan podniósł swoje cztery litery i klaszcząc w dłonie z uznaniem, uśmiechał się szeroko spoglądając na swoich podopiecznych.
Rozemocjonowany Samuel z uśmiechem na ustach ruszył w stronę swojej dziewczyny, chcąc złożyć pocałunek na jej policzku za to, że to właśnie dzięki niej udało mu się bez większego wysiłku ograć przeciwnika, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie że nie może tego zrobić. Przejechał więc obok Florenci i jedyne na co mógł sobie w tym momencie pozwolić, to ledwo widoczne skinienie głową, a potem przepiękny uśmiech, który zarezerwowany był wyłącznie dla Martinez. Flor od razu wyłapała gest bruneta, przez co na jej policzki wkradł się tak ciężki do ukrycia rumieniec. Nie chcąc aby ktokolwiek zauważył jej reakcję na chłopaka, usiadła na swoje miejsce i opuszczając głowę, schowała się za kurtyną swoich czarnych, rozpuszczonych włosów. Na nieszczęście naszych zakochanych, dziekan Howard zobaczył zawstydzoną Flor, tym samym uświadamiając sobie, że jego wcześniejsze przypuszczenia najprawdopodobniej były jak najbardziej trafne.
- Twoja euforia była spowodowana przebiegiem meczu, czy może uznaniem dla zdobywcy punktu? – spytał Howard, a słysząca jego słowa Florencia uniosła głowę, po czym przekręcając ją w stronę mężczyzny, z wysoko uniesionymi brwiami posłała mu pytające spojrzenie.
Początkowo nie miała pojęcia co dziekan ma na myśli, jednak jego mina mówiła wiele. Flor przełknęła ślinę i starając się nie zdradzić swoich emocji, uśmiechnęła się lekko
- Po prostu lubię hokej i cieszę się, że nasza drużyna wygrywa – skłamała, jak gdyby nigdy nic wzruszając ramionami, a Howard nie mając dowodów na to by zagrać z Flor w otwarte karty i przyznać, że już od jakiegoś czasu domyśla się, iż między Samem a profesor Martinez coś iskrzy, kiwnął jedynie głową, po czym zamilkł, tym samym kończąc niewygodny temat.
Florencia odetchnęła z ulgą, ale już do końca meczu starała się nie wychylać z emocjami. Każdą zdobytą przez Sama bramkę, przeżywała w środku, ciesząc się w duchu że jej chłopak jest niesamowicie dobrym zawodnikiem. I o ile wcześniej dziwiło ją to, że mierzył wysoko – bo aż do samej NHL – tak teraz wiedziała, że miał ku temu powody. Był świetny w tym co robi. Miał niepodważalny talent i jak najbardziej zasługiwał na to, by osiągnąć cel jaki postawił sobie za młodu.
Florencia była z niego dumna bo w zasadzie to właśnie dzięki niemu – w głównej mierze, oczywiście - trzecia tercja meczu zakończyła się bezsprzecznym zwycięstwem NNY. Wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i nawet usatysfakcjonowany wygraną swoich podopiecznych dziekan, wszedł na lód, aby osobiście pogratulować zawodnikom.
Florencia wykorzystała zamieszanie powstałe na trybunach i wstając ze swojego miejsca, ruszyła w stronę wyjścia z hali. Od razu skierowała się na przystanek autobusowy, jednak okazało się, że ostatni autobus odjechał jakieś piętnaście minut temu. Z ciężkim westchnieniem, sięgnęła do torebki po komórkę i ściskając w ręku telefon wystukała numer firmy taksówkarskiej.
Kiedy dystrybutor odebrał jej połączenie, wskazała dokładny adres swojego aktualnego miejsca pobytu i w momencie gdy mężczyzna oznajmił iż za niecałe pięć minut przyjedzie, usiadła na ławeczce, wypatrując cierpliwie żółtego samochodu.
Pod dom Sama dotarła jakieś dwadzieścia minut później. Podziękowała grzecznie za podwózkę, zapłaciła należną kwotę za kurs, po czym skierowała się do drzwi wejściowych. Jak się okazało po chwili, Samuela nie było jeszcze w domu. Dzwoniła, pukała, ale nikt nie otwierał. Domyślając się, że bruneta mogło coś zatrzymać, usiadła na schodkach i podciągając kolana pod brodę, czekała na swojego chłopaka.
Po wygranym meczu, zawodnicy tradycyjnie mieli zamiar wybrać się całą grupą na piwo, jednak tym razem jeden z nich się wyłamał. Smith dobrze wiedział co go czeka po powrocie do domu, dlatego też, pożegnał kolegów i z uśmiechem na ustach ruszył w stronę swojego samochodu, a następnie w kierunku domu.
Kiedy wjechał na podjazd, uśmiechnął się szeroko widząc czekającą już na niego Florencię. Zgasił silnik i zamykając za sobą drzwi, podszedł do swojej dziewczyny.
- Nie siedź na betonie, bo wilka złapiesz – zachichotał, na co Martinez unosząc głowę, zmrużyła na niego oczy
- Co tak długo? – spytała oskarżycielsko, a roześmiany w dalszym ciągu Sam, wzruszył jedynie ramionami.
Rozłożył ręce po bokach i obserwując jak dziewczyna się podnosi, czekał aż wpadnie w jego ramiona. Kiedy to zrobiła, przytulił ją mocno do swojego ciepłego ciała, po czym pochylając się do niej, wpił się namiętnie w jej słodkie usta
- Przyniosłaś mi dzisiaj szczęście – wyszeptał do jej ucha, na co Flor się zaśmiała – Naprawdę... Jesteś najlepszym kibicem jakiego kiedykolwiek miałem – dodał i nie zwlekając, złapał w dłonie jej pośladki, po czym podrzucając lekko jej ciało, powolnym krokiem wszedł do środka domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro