Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16


Początkowo, kiedy Sam zauważył stojącą przed swoimi drzwiami Flor, jego zdziwienie było tak ogromne, że nawet wtedy, gdy dziewczyna wyciągnęła niepewnie dłonie trzymające kurczowo kartonowe pudełko, nie był w stanie odpowiednio zareagować. Po prostu stał z rozchylonymi ustami, wpatrując się z niedowierzaniem w czerwoną ze wstydu Flor, tym samym wprowadzając ją w jeszcze większe zakłopotanie

- Nie... Niepotrzebnie tu przyszłam – powiedziała Florencia, przerywając tę niezręczną ciszę, po czym przełykając głośno ślinę, pokręciła głową na boki, a następnie wciskając pizzę chłopakowi, z grymasem na ustach odwróciła się do niego plecami 

- Przepraszam – rzuciła cicho przez ramię i z zamiarem udania się z powrotem na przystanek, zrobiła krok do przodu, jednak Sam, który dopiero teraz zrozumiał co się dzieje, zatrzymał ją przed stawianiem kolejnych. 

Rzucił na podłogę worek ze śmieciami, odstawił szybko pudełko na szafkę z butami, po czym złapał delikatnie jej nadgarstek i szarpiąc nim nieznacznie, przyciągnął ją do siebie.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, ale cieszę się że przyszłaś – wyszeptał do jej ucha i odgarniając jej włosy, złożył ledwo wyczuwalne muśnięcie na jej odkrytej szyi. 

Zaplótł drugą rękę wokół jej talii, po czym wciągnął ją do swojego domu, pokazując tym samym jak bardzo nie chce aby odchodziła. Flor czując jego ciepły dotyk, oraz niesamowicie przyjemny zapach uśmiechnęła się lekko, po czym wyswobadzając się z jego uścisku, odwróciła się przodem do bruneta, spoglądając prosto w jego oczy

- Nie byłam pewna, czy powinnam... - przyznała nieśmiało, na co Sam posłał jej ciepły uśmiech, po czym unosząc dłoń do jej policzka, przejechał kciukiem po przecinającej gładką skórę bliźnie. W pierwszej chwili Flor wzdrygnęła się na ten śmiały gest, ale kiedy patrząc w jego oczy nie zauważyła ani krzty obrzydzenia, przymknęła powieki i wzdychając cicho, pozwoliła mu kontynuować

- Zawsze jesteś tu mile widziana i nie musisz mieć specjalnego zaproszenia, żeby do mnie wpaść – odpowiedział, a na jego słowa Flor odetchnęła z ulgą. 

W tym momencie cieszyła się że w ostatniej chwili nie zrezygnowała i nie uciekła tak jak chciała to zrobić. Potrzebowała znaleźć się blisko niego i choć od kilku godzin, powtarzała sobie, że robi to wyłącznie po to, aby sprawdzić jak brunet się czuje, teraz zrozumiała, że tutaj nie chodziło wyłącznie o Sama. Zachowując nieco egoistyczne pobudki, przyszła tu, bo najzwyczajniej w świecie, pragnęła go pocałować... Chciała go dotknąć, zobaczyć te niesamowicie piękne oczy, ten cholernie cudowny uśmiech. Poczuć się dobrze, dzięki komplementom jakie zazwyczaj jej prawił. 

Potrzebowała kogoś, kto choć na chwilę zabierze od niej ten ból z którym mierzyła się każdego dnia i wspomnienia, nieprzerwanie przewijające się w jej głowie. Wiedziała, że tym kimś jest właśnie Sam... Przystojny, miły i cholernie dobry brunet, dla którego już po pierwszym ich spotkaniu, straciła głowę.

Sam pochylając się nad młodą kobietą, ucałował jej usta, co Flor skomentowała lekkim uśmiechem, a kiedy przejechał językiem po jej pełnych wargach, rozchyliła je delikatnie, pozwalając chłopakowi pogłębić pocałunek. Zarzucając mu ręce na szyję przysunęła się bliżej jego ciepłego ciała i przymykając powieki, oddała się przyjemności.

Całowali się zachłannie, dopóki nie usłyszeli szmerów dochodzących zza ściany, a dokładnie z kuchni. Odsunęli się od siebie i zwiększając między sobą odległość, oboje zajrzeli do pomieszczenia obok, w którym siostra Sama postawiła właśnie wodę na herbatę.

- Może pójdziemy do niej? Za chwilę pizza będzie zimna – zaproponowała nieśmiało Flor, na co Sam kiwnął głową, po czym łapiąc dziewczynę za rękę, zabrał pudełko z szafki, a następnie skierował się do kuchni.

- Lilly – zawołał dziewczynkę, tym samym odrywając ją od wykonywanych czynności – Mamy gościa – oznajmił, nie ukrywając nawet wchodzącego na ustach uśmiechu, a gdy Lil odwróciwszy się zauważyła Flor, odstawiła trzymany w dłoni kubek i nie myśląc wiele, podbiegła do pani profesor, po czym zaplatając ręce wokół jej talii, przytuliła się do niej mocno.

- Hej, Kwiatuszku – przywitała Flor, a przezwiskiem którego użyła, wywołała zdziwienie zarówno u Martinez, jak i swojego brata

- Kwiatuszku? Skąd ci się to wzięło? – spytała zaskoczona Flor, czule przesuwając dłonią po głowie małej Lilly. 

Dziewczynka odsunęła się od starszej koleżanki i wykrzywiając usta w grymasie, spojrzała na nią z dołu

- Flor, to po hiszpańsku kwiat... Nie wiedziałaś?

- Tak, wiedziałam, jednak nie miałam pojęcia, że ty też wiesz – przyznała szczerze, na co Lilly wzruszyła ramionami – Znasz hiszpański?

- Nie. W przedszkolu był taki Jose... Chodził do mojej grupy tylko przez miesiąc, ale zdążył mnie nauczyć kilku sówek – pochwaliła się dumnie, a uśmiechnięta szeroko Flor, pokiwała głową ze zrozumieniem

- Przyniosłam pizzę. Masz ochotę? - spytała. 

Lilly odwróciła się przez ramię i widząc Sama trzymającego kartonowe, kwadratowe pudełko, podskoczyła beztrosko, ciesząc się niczym małe dziecko – którym nawiasem mówiąc była. Odsunęła się całkowicie od profesor Martinez, po czym nie zwlekając, wydarła z rąk brata pudełko, a następnie w podskokach podeszła do jednej z szafek

- Przygotuję talerzyki – oznajmiła radośnie, na co starsza od niej dwójka uśmiechnęła się szczerze. 

Sam widząc że jego siostra zajęta jest przygotowaniem posiłku dla całej ich trójki, podszedł do Flor i wyciągając do niej dłoń, ułożył rękę na jej biodrze, po czym przyciągnął ja do siebie

- Cały dzień zastanawiałem się jak poprawić jej humor... Gdybym wiedział, że gdy tylko się pojawisz, na jej ustach zagości uśmiech, nie czekałbym aż sama do mnie przyjdziesz, tylko zapakowałbym ją do samochodu i przyjechałbym do ciebie... Kwiatuszku – wyszeptał do jej ucha, na co Flor zachichotała.

Wieczór w domu Sama mijał bardzo przyjemnie. Na początku siedzieli całą trójką w salonie i oglądając z Lilly kreskówki, zajadali się przyniesioną przez Florencie pizzą, a kiedy mała –ze względu na późną godzinę – musiała iść spać, zostali we dwoje na kanapie, ciasno przytuleni do swoich boków.

- Rozmawiałam dzisiaj z dziekanem – oświadczyła Flor, wywołując tym samym zaskoczenie na twarzy bruneta.

- O czym?

- O tobie, o twoich ocenach. O nas...

- O nas? Jak to o nas? – spytał wyraźnie zdziwiony. 

Nie miał pojęcia co Flor ma na myśli i chcąc widzieć jej twarz kiedy będzie odpowiadać na jego pytanie, złapał jej brodę w palce i pociągając ją delikatnie, zmusił ją do spojrzenia na siebie

- Najpierw zaczął mówić, że masz wielkie szanse dostać się do NHL, ale nic z tego nie będzie, jeśli nie poprawisz swoich ocen – powiedziała, na co kiwnął głową – Potem, zasugerował, że mam zrobić dosłownie wszystko, aby ci w tym pomóc, a później zagroził, że jeśli nie podniesiesz swojej średniej to zabierze ci stypendium – dodała cicho i westchnęła ciężko, czując jak mięśnie chłopaka się napinają

- Stary kutas...

- To jeszcze nie wszystko... Kiedy zapewniłam go, że zrobię co w mojej mocy i gdy chciałam wyjść z jego gabinetu, zatrzymał mnie w połowie drogi, przypominając mi, że jestem nauczycielką... Dał mi do zrozumienia, że nie powinnam wdawać się w bliższe relacje ze studentami, a konkretnie z tobą, Sam – nakreśliła mu mniej więcej przebieg rozmowy z Howardem, na co Sam nie wiedząc co powiedzieć, westchnął ciężko, po czym podnosząc się do pozycji siedzącej, pochylił się do przodu i opierając łokcie o kolana, schował twarz w dłoniach. 

Przez chwilę po prostu milczał, zastanawiając się nad słowami Flor, a już po kilku sekundach uniósł głowę, ponownie wlepiając spojrzenie w niesamowicie niebieskie oczy Martinez

- Na pewno dobrze zrozumiałaś? Może nie miał na myśli tego, o czym mówisz? – spytał, ale Flor wiedząc doskonale, że dokładnie usłyszała słowa dziekana, który bez wątpienia sugerował romans między nią a Samem, pokiwała głową na boki, tym samym zapewniając siedzącego obok chłopaka, o swoich racjach 

- No, ale jakim cudem domyślił się czegokolwiek, skoro nigdy na niczym nas nie przyłapał... Poza tym, nie robiliśmy nic co mogłoby mu podsunąć tego typu wnioski.

- Prawdopodobnie to moja wina – przyznała skruszona, na co Sam zmarszczył brwi w zdziwieniu. – W ten dzień, kiedy umarła twoja babcia, zapytałam Willa co się z tobą dzieje... Myślałam, że nie przyszedłeś na moje zajęcia, bo byłeś na mnie zły o to co ci powiedziałam, ale Jones podał mi prawdziwy powód twojej nieobecności. Poprosił żebym zaliczyła ci te wykłady, a ja zaoferowałam, że porozmawiam z dziekanem i poproszę aby również inni profesorowie zaliczyli ci swoje zajęcia – wyjaśniła, a uważnie przysłuchujący się Sam, kiwał głową na każde słowo Florenci 

- Nie powinniśmy tego robić w żadnym wypadku. To do was – studentów – należy obowiązek spowiadania się z tego, dlaczego nie pojawiliście się na wykładach, a jeśli w grę wchodzi taka sytuacja w jakiej ty się znalazłeś, musicie niezwłocznie poinformować o tym uczelnię, dostarczając do dziekanatu jakiś dowód na to, że rzeczywiście był to wypadek losowy, a nie zwykłe opuszczenie zajęć z powodu lenistwa. Dlatego pewnie Howard się tym zainteresował – skończyła, na co sfrustrowany Sam wypuścił z ust głośne powietrze i unosząc dłonie, wplątał palce w swoje włosy

- Przepraszam – Flor odezwała się cicho, czując potrzebę wyrażenia skruchy, że przez własną głupotę, najprawdopodobniej wpakowała ich w tarapaty.

Samuel, mimo że w tej chwili był zły, nie złościł się na Florencie. Wręcz przeciwnie... 

Był jej wdzięczny, że pomimo tego iż zdawała sobie sprawę z tego jakie zasady panują na uniwersytecie, nie trzymała się ich kurczowo i mając na uwadze jego sytuację, postąpiła jak normalny człowiek, a nie jak typowy służbista. 

Widząc jej smutną minę wyciągnął dłoń w jej stronę i kładąc ramię na barkach dziewczyny, przytulił ja do swojego boku, na koniec całując czule czubek jej głowy

- Nie masz za co przepraszać, Flor. Chciałaś dobrze – wzruszył ramionami, zapewniając dziewczynę że to nie jej wina. Znał Howarda, wiedział że ten facet czepia się o wszystko i nawet z najmniejszej pierdoły potrafi zrobić niemałe zamieszanie – pomijając oczywiście fakt, że akurat w ich przypadku miał poniekąd rację.

- Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze... Ściągnęłam na nas jedynie uwagę. Jestem pewna, że teraz, Howard będzie nam się przyglądał na każdym kroku – uśmiechnęła się smutno, a Sam chcąc poprawić jej wisielczy w tym momencie humor, pochylił się do dziewczyny i łapiąc oba policzki w swoje silne dłonie, przyciągnął ją do pocałunku

- Jak będziemy się dobrze z tym kryć, to nie ma opcji, żeby domyśli się, co jest na rzeczy – powiedział przez pocałunek, na co Flor pokiwała nieznacznie głową.

Nie chcąc już sobie zaprzątać głowy niezbyt przyjemnymi rozmowami na temat leciwego i upierdliwego dziekana, oboje podnieśli się z kanapy i w dalszym ciągu wymieniając się namiętnymi pocałunkami, przenieśli się do pokoju Sama. Smith nie musiał namawiać Florenci do spędzenia tej nocy w jego towarzystwie, bo dziewczyna chciała tego od momentu w którym pomysł z odwiedzeniem go wpadł jej do głowy.

Położyli się na łóżku obok siebie, niespiesznymi ruchami przemieniając tę zwykłą chwilę, w nieco bardziej intymną. Sam z wielką pasją naznaczał swymi ustami, odsłonięte partie ciała Flor, od czasu do czasu, przygryzając delikatnie jej miękką skórę. Sunął palcami wzdłuż jej boku, wywołując tym samym przyjemne dreszcze rozchodzące się od koniuszków palców stóp, aż po sam czubek głowy. Flor nie była w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czuła się tak dobrze... Oczywiście, podczas ich ostatniego zbliżenia na tylnych siedzeniach samochodu Sama również było przyjemnie, jednak to co się działo wtedy, nijak miało się do tego, co chłopak daje jej w tej chwili. 

Tamtego wieczora wszystko działo się zbyt szybko, a teraz, jego dotyk, usta błądzące po jej rozgrzanej skórze, boleśnie powoli wysyłały ją na skraj przyjemności. To było coś innego... To było coś, do czego Flor nie była przyzwyczajona. Czyste uczucie, namiętność, uwaga jaką jej poświęcał, były czymś zupełnie nowym, a przez to szalenie podniecającym i zachwycającym. 

Chciała więcej, chciała bardziej... I zapewne dostałaby to wszystko, gdyby nie fakt, że podczas gdy Flor odpływała pod miękkimi ustami, wyznaczającymi mokre ścieżki na jej nagiej skórze, Sam przesunął opuszkami palców po jej plecach, napotykając się na rożnej szerokości i długości, nierówności. Nie mając pojęcia z czym ma do czynienia, jednym ruchem przewrócił Flor na brzuch i podwijając materiał jej bluzki, przyjrzał się dokładnie miejscu które go zaintrygowało

- Co, do kurwy? – szepnął do siebie marszcząc brwi w zdziwieniu, ale Flor doskonale usłyszała co powiedział. 

Czym prędzej zrzuciła dłoń Sama ze swojego ciała i obciągając bluzkę poderwała się na łóżku do pozycji siedzącej. Nie mając odwagi obdarzyć go choć jednym krótkim spojrzeniem spuściła głowę, chowając się za kurtyną swoich długich, czarnych włosów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro