Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15


W dniu pogrzebu babci Sama, Flor która z wiadomych powodów nie mogła towarzyszyć mu podczas uroczystości, prowadząc wykład, wpatrywała się tęsknie w puste miejsce, które zajmował na tyłach sali. Jonesa, siedzącego zazwyczaj obok chłopaka również nie było, co tylko jeszcze bardziej zwracało uwagę na ich nieobecność. Część grupy, z którymi Sam miał dość dobry kontakt, zerwała się z wykładów Flor – oczywiście za jej zgodą i wcześniejszym powiadomieniem dziekana– aby w tym smutnym dla chłopaka dniu, okazać mu współczucie i tym samym pojawiając się podczas ostatniego pożegnania babci bruneta, wesprzeć go swoją obecnością.

Sam nie spodziewał się tak licznie przybyłych gości. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że jego babcia, która była najmilszą osobą jaką znał, miała wielu znajomych, którzy również chcieli się z nią pożegnać, jednak nie przypuszczał, że ich liczba wypełni po brzegi kaplicę pogrzebową, a nawet kilka osób będzie zmuszone stanąć za jej drzwiami. 

Stojąc w pierwszym rzędzie, tuż obok ciemnej, dębowej trumny, trzymał mocno rękę swojej siostry i wsłuchując się uważnie w słowa kapłana, starał się zapanować nad cisnącymi się pod powiekami łzami. Nie było to jednak łatwe, bo szlochająca nieprzerwanie Lilly, zdecydowanie mu w tym nie pomagała. Próbował ją uspokoić, dodać otuchy, a przede wszystkim pokazać jej, że jest tutaj obok, że jest z nią i wspiera ją całym sobą, ale to na nic się zdawało. Po już którymś z kolei otarciu jej łez, spływających bezwstydnie po policzkach, dał sobie spokój, stwierdzając w końcu, że najwyraźniej jego mała siostra poprzez płacz potrzebuje wyrzucić z siebie cały żal i ból, który przez ostatnie trzy dni, dobrze ukrywała głęboko w sercu.

Kiedy kapłan dał chwilę na pożegnanie się ze zmarłą, Sam nie zastanawiając się ani minuty, pociągnął za sobą Lilly i trzymając mocno jej dłoń, stanął przed otwartą trumną. Uśmiechnął się lekko widząc spokojną, niczym nie zmąconą twarz staruszki, bo wiedział, że teraz jest już w lepszym świecie. 

Oboje unieśli dłonie w których przez całą uroczystość ściskali czerwone róże, po czym złożyli je na wieku trumny, a następnie dotykając splecionych, nieprzyjemnie zimnych dłoni babci, pożegnali się z nią na wieki

- Kocham cię, babciu – wyszeptała Lilly łamiącym głosem, wpatrując się w przymknięte powieki swojej babci – Pozdrów mamusię jak ją spotkasz i powiedz jej, że bardzo za nią tęsknię - dodała pociągając głośno nosem, na co Sam, oplatający lekko talię swojej siostry, przyciągnął ją do swojego boku, całując czubek jej głowy

- Do zobaczenia, babciu – powiedział jedynie i wzdychając ciężko, pochylił się do siostry by wziąć ją na ręce, po czym odwracając się na pięcie wrócił z Lil w ramionach do ławki.

W czasie gdy Sam przyjmował kondolencje zarówno od znajomych babci jak i od swoich kolegów, Flor kończyła ostatni już tego dnia wykład.

- Mam nadzieję, że zrobiliście sobie obszerne notatki. W następnym tygodniu napiszemy kolokwium z trzech ostatnich tematów – oznajmiła grupie, co większość studentów skomentowała wymownym jękiem zawodu, pokazując tym samym pani profesor co o tym myślą. 

Flor uśmiechnęła się jedynie, po czym odwracając się w stronę biurka zebrała materiały pomocnicze, następnie wrzucając je do swojej torby. Kiedy została sama, usiadła na krześle i wzdychając ciężko przymknęła powieki zastanawiając się nad tym, jak sobie radzi Sam. Miała nadzieję, że oboje z Lilly jakoś się trzymają. Wiedziała, że tuż po uroczystości pogrzebowej Sam przygotował małą stypę jedynie dla najbliższych znajomych babci. Nie mieli rodziny, więc jedynymi osobami którymi mogli otoczyć się tego dnia, byli przyjaciele. 

Flor chciałaby móc być teraz z nimi i wspierać ich w tym trudnym dla obojga rodzeństwa czasie, ale nie mogła tego zrobić. Musiała trzymać się z daleka, by nikt nie pomyślał, że łączy ich coś więcej niż relacja student - nauczycielka. I choć naprawdę bardzo chciała tak po prostu złapać go za rękę zapewniając przy tym, że może na niej polegać, miała świadomość że jej obecność podczas pogrzebu wzbudziłaby zainteresowanie kolegów Sama. Nie mogła wystawić tego co było między nimi na języki swoich uczniów, dlatego też, postanowiła że zamiast pojawiać się na pogrzebie, zwyczajnie w świecie odwiedzi go wieczorem w jego mieszkaniu, chcąc sprawdzić jak się czuje.

Nim jednak wcieliła w życie swój plan, została zatrzymana przez dziekana Howarda, który chwilę po tym jak wyszła z sali wykładowej, poprosił ją o kilka minut rozmowy. Nie mogąc odmówić swojemu przełożonemu, podążyła za nim do jego gabinetu, zastanawiając się po drodze czego może od niej chcieć.

- Usiądź, proszę – powiedział uśmiechając się lekko, po czym siadając w skórzanym fotelu, wskazał dziewczynie miejsce naprzeciwko siebie

- Coś się stało, Panie dziekanie? – spytała niepewnie, na co mężczyzna pokiwał głową na boki

- Chciałem porozmawiać z Panią o Samuelu – odpowiedział, a Flor na dźwięk imienia swojego młodego kochanka, wciągnęła głośno powietrze, mimowolnie spinając przy tym każdy mięsień

- Proszę mówić – poleciła, kiedy dziekan zawieszając na jej twarzy wzrok, intensywnie się nad czymś zamyślił. 

Na słowa młodszej koleżanki, potrząsnął głową i znów posyłając Flor lekki uśmiech, rozchylił usta

- Widzisz, Flor... Och, chyba mogę zwracać się do ciebie po imieniu, prawda? – spytał przerywając swoją wypowiedź i spoglądając na Florencie z malującym się na ustach uśmieszkiem przepełnionym wyższością, jaką dawało mu stanowisko, czekał aż dziewczyna pozwoli mu używać wobec niej tej poufałej formy zwrotu. 

Flor, mimo tego iż wolała aby dziekan zwracał się do niej oficjalnie, nie mając większego wyjścia, pokiwała grzecznie głową, tym samym dając mu przyzwolenie mówienia sobie po imieniu

- Sam ma przed sobą wielką przyszłość. Jest jednym z lepszych zawodników, którymi uniwersytet może się pochwalić. Ma najlepsze wyniki sportowe, jednak, jeśli chodzi o inne przedmioty, ma z nimi niemałe problemy...

- Widziałam jego indeks i myślę, że nie jest wcale tak źle – weszła mu w słowo, co dziekan skwitował lekkim grymasem, oraz wymownym chrząknięciem. 

Flor zrozumiawszy swoje niezbyt grzeczne zachowanie, uśmiechnęła się delikatnie, przepraszając przy tym cicho

- Tak jak mówiłem... Sam nie radzi sobie z kilku przedmiotów, jednak najbardziej nie idzie mu z historią. Wiedząc, że nie uda mu się znaleźć wśród kolegów naprawdę dobrego korepetytora, poleciłem mu, aby zgłosił się do ciebie... Wierzę w to, że twoja wiedza zdziała cuda i ten chłopak wreszcie poprawi swoje stopnie. Z resztą, w zasadzie to już mu się to po części udało, ale w dalszym ciągu jest to zbyt mało, by mógł podnieść swoją średnią – mówił, a Flor słuchając uważnie jego słów, zastanawiała się do czego właściwie zmierza ten mężczyzna. 

- Przyznam szczerze, że liczę na to, iż Sam dostanie się do NHL, a dzięki temu rozsławi nasz uniwersytet – uśmiechnął się szeroko na wspomnienie o pierwszej lidze hokejowej, a błysk w oczach potwierdził jeszcze zafascynowanie dziekana tymże sportem, oraz bezsprzeczną chęć zaistnienia dzięki brunetowi

- W związku z tym, mam do ciebie małą prośbę... - dodał, na co Flor skinęła głową – Zrób wszystko, aby Sam podniósł swoją średnią ocen...

- Postaram się Panie dziekanie, jednak nie jestem pewna, czy mi się to uda. Sam przechodzi teraz ciężkie chwile i chyba musimy się liczyć z tym, że najprawdopodobniej historia jest teraz ostatnią rzeczą o której myśli. Podejrzewam, że będzie potrzebował trochę czasu, aż wróci do naszych korepetycji – powiedziała szczerze, a dziekan zniesmaczony słowami Pni profesor, wykrzywił usta w grymasie. 

Ułożył dłonie na podłokietnikach fotela i podciągając się, poprawił swoją pozycję, po czym pochylił się do swojego biurka i opierając łokcie o jego blat, złączył swoje dłonie

- Och, widzę że dużo wiesz na temat jego życia prywatnego – uśmiechnął się kpiąco, posyłając Flor pytające spojrzenie.

- Wiem tyle, ile powinnam wiedzieć – odpowiedziała pewnie Flor, jednak nie dało się nie zauważyć wchodzącego na jej policzki rumieńca – To chyba nie jest tajemnicą, że kilka dni temu zmarła mu babcia... Z resztą, przecież Pana o tym poinformowałam

- No właśnie... Poinformowałaś – prychnął pod nosem, na co Flor zaczęła się denerwować jego wyraźnymi insynuacjami. 

Potarła spocone dłonie o materiał spodni i z mocno walącym sercem, przełknęła głośno ślinę. Miała nadzieję, że jej dziwne zachowanie nie wzbudzi w dziekanie żadnych podejrzeń.

- Może postawię sprawę jasno... Za trzy miesiące odbędzie się spotkanie z łowcą talentów, na którym Samuela nie może zabraknąć. Do tej pory Sam ma poprawić swoje oceny, żebym bez wstydu mógł wystawić go przed Thompsonem, a ty mu w tym pomożesz – mężczyzna używając nieznoszącego sprzeciwu tonu, chciał w ten sposób dać Flor do zrozumienia, że ma zrobić to czego od niej oczekuje.

- Nie mam pojęcia jak to zrobisz, ale... Jeśli Samowi się nie uda, to odbiorę mu stypendium, które jak pewnie już wiesz, jest dla niego dość ważne – pogroził, na co dziewczyna westchnęła ciężko.

Nie spodobały jej się słowa dziekana, więc chcąc zakończyć tę bezsensowną jej zdaniem rozmowę, pokiwała posłusznie głową na wszystkie informacje jakie otrzymała, po czym nie zwlekając pożegnała mężczyznę, a następnie wstając z miejsca ruszyła w stronę drzwi. 

Nie zaszła jednak daleko, bo głos dziekana, zatrzymał ją przy wyjściu z ręką zawieszoną tuż przy klamce

- I jeszcze jedna rzecz... - słysząc jego słowa, odwróciła się ponownie w jego stronę i przygryzając wnętrze policzka, spojrzała pytająco na Howarda – Jesteś piękną kobietą, Flor i mam świadomość tego, że możesz podobać się męskiej części naszych studentów... Jednak pamiętaj o tym, by zachować resztki godności. Nie zapominaj, że jesteś ich nauczycielką... Więc następnym razem radzę ci nie przychodzić do mnie w imieniu Sama, by załatwić mu zwolnienie z wykładów, bo jeszcze jestem skłonny pomyśleć iż darzysz tego chłopaka nadzwyczajną sympatią... - uśmiechnął się kpiąco, a oniemiała Flor rozchyliła lekko usta, nie wierząc w to co słyszy. 

Nie chcąc jednak dać po sobie poznać, że słowa mężczyzny zrobiły na niej niemałe wrażenie, spojrzała na niego z uniesionymi wysoko brwiami, po czym kręcąc głową na boki, roześmiała się dźwięcznie, tym samym pokazując dziekanowi jak śmieszne były jego insynuacje.

- Z Samem łączą mnie wyłącznie stosunki profesor – student... Nie musi się Pan o to martwić, Panie dziekanie... - odpowiedziała pewnie i nie zwracając uwagi na reakcję Howarda, nacisnęła na klamkę, po czym opuściła jego gabinet.

Kiedy idąc wzdłuż korytarza prowadzącego do wyjścia z uczelni, czuła jak serce łomocze jej w piersi, zatrzymała się na chwilę i zaciskając pięści po bokach, policzyła do dziesięciu próbując się w ten sposób uspokoić. Rozmowa z dziekanem zdenerwowała młodą profesor, tym samym wywołując w niej niemałe wątpliwości odnośnie tego, czy powinna rozwijać relację jaka jest między nią a Samem, czy po prostu najzwyczajniej w świecie zniszczyć ją w zarodku, zanim wejdzie na wyższy poziom. Skoro już teraz dziekan Howard zasugerował się tą nadzwyczajną więzią między Florencią, a Samuelem, to co będzie kiedy jakimś cudem przyłapie ich w dwuznacznej sytuacji? Nie mogła na to pozwolić, bo wtedy mogłoby to oznaczać jej koniec... 

Nie mogła też, nie dotrzymać złożonej Samowi obietnicy. Przecież zaledwie dwa dni wcześniej, trzymając go w swoich ramionach, zapewniła chłopaka o tym, że przy nim będzie, że nie ucieknie...

Dlatego też, nie zastanawiając się ani minuty dłużej, westchnęła ciężko, po czym robiąc kilka kroków, ruszyła ponownie do wyjścia z uczelni, z zamiarem odwiedzenia bruneta, dokładnie tak, jak zaplanowała to wcześniej. Nie chciała już dłużej wzbraniać się przed tym, że Sam nie jest jej obojętny. Po prostu chciała zaryzykować, bo przy nim czuła że żyje i mimo iż nie znali się zbyt długo, a ich związek – czy cokolwiek to było – dopiero co się rozpoczął, to miała świadomość tego, że nigdzie nie będzie jej tak dobrze, jak u jego boku...

Po pół godzinnej podróży komunikacją miejską, wysiadła w dzielnicy na której mieszkał Sam i mijając kilka sklepów spożywczych, wstąpiła do niewielkiej włoskiej restauracji, umieszczonej na samym rogu budynku. Przejechała wzrokiem po niezbyt długim menu, zastanawiając się przy tym, co w ogóle może zamówić dla rodzeństwa, do którego zmierzała. Nie miała pojęcia co lubią jeść, ani czy w ogóle są głodni, jednak nie chcąc iść z pustymi rękoma, po krótkim namyśle, zdecydowała się po prostu na niezawodną pizzę. 

Stukając paznokciami w drewniany bar, czekała niecierpliwie na swoje zamówienie, a kiedy uśmiechnięty młody mężczyzna podał Flor kartonowe pudełko z niesamowicie pachnącą Capricciosą, zapłaciła należną kwotę, po czym dziękując grzecznie, opuściła restaurację. Poprawiła na ramieniu torebkę i chwytając pudełko w obie dłonie, skierowała się do domu Sama.

Podchodząc pod jego drzwi, zawahała się przez chwilę, nie będąc pewną, czy pomysł aby tu przychodzić, był na pewno dobrym pomysłem. Przecież nawet się nie umawiali na dzisiejszy dzień, Sam nie miał pojęcia że dziewczyna go odwiedzi, to była wyłącznie jej decyzja, której teraz zaczynała żałować. 

A co jeśli, chciał ten dzień spędzić jedynie w towarzystwie swojej siostry? Co jeśli miał ochotę zamknąć się w swoim pokoju i w samotności przeżywać popołudniowe pożegnanie babci? Co jeśli będzie na nią zły, że nachodzi go bez uprzedzenia? 

Pytania bez odpowiedzi krążyły po głowie Flor przez co dziewczyna miała ochotę zwyczajnie w świecie zostawić pudełko z pizzą na wycieraczce, a potem uciec... Wrócić do domu i zapomnieć o tym, że w ogóle do niego pojechała.

I być może, tak właśnie skończyłaby się ta historia, gdyby nie to, że drzwi do domu Sama otworzyły się niespodziewanie, a już po chwili ukazał się za nimi brunet ściskający w dłoni czarny worek śmieci.

- Flor? – odezwał się, zaskoczony obecnością pani profesor – Co ty tu robisz?

Florencia nie wiedząc co odpowiedzieć, uśmiechnęła się jedynie i czując jak na jej policzki wpełza nieubłaganie czerwony niczym dorodny burak rumieniec, spuściła głowę, po czym unosząc dłonie w których trzymała pudełko jeszcze ciepłej pizzy, rozchyliła usta, mówiąc nieśmiało

- Pomyślałam, że może jesteście głodni...


****

Hej, kochani :) 

Jak mija Wam dzień? :)

Rozdział się podoba?

Jak myślicie, Sam ucieszy się z wizyty Florenci, czy może będzie zły?

Kolejny rozdział dopiero w środę, albo we czwartek :) 

Całuję mocno, dziękuję za odsłony, komentarze i głosy :) Pozdrawiam wszystkich, a nowe osoby witam serdecznie i dziękuję za poświęcony czas :))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro