11
Życie byłoby mniej skomplikowane, gdybyśmy sami nie stwarzali sobie niepotrzebnie problemów... Ale Flor słynęła z dobierania sobie do głowy pewnych rzeczy, które później zajmowały większość jej myśli, nie dając przy tym przespać spokojnie nocy, czy choćby odbierając jej apetyt. Zamartwiała się sprawami, będącymi w rzeczywistości jedynie błahostkami, którymi inni nie zawracali sobie nawet głowy. Teraz Pani profesor siedzi już drugą godzinę w swojej kuchni, przy stole nad niedopitą czarną kawą i co chwilę wzdychając głośno, zastanawia się, jakim cudem między nią, a Samem, wczorajszego wieczora wydarzyło się tak wiele i dlaczego on musiał zauważyć to, co Flor ze wszystkich sił, od kilku już lat usilnie starała się ukryć...
Otóż, poprzedniego dnia, tuż po romantycznym uniesieniu na tylnych siedzeniach samochodu Sama, nasi kochankowie opadli bezsilnie obok siebie i oddychając głęboko, wpatrywali się sobie w oczy. Sam uśmiechnął się delikatnie, widząc spoconą, czerwoną z wysiłku twarz Flor, a kiedy powędrował spojrzeniem na jej policzek, zmarszczył brwi w zdziwieniu, po czym unosząc dłoń, przejechał palcem po wyraźnie w tej chwili widocznej bliźnie. Pani profesor wzdrygnęła się na jego niespodziewany dotyk i czując jak wstyd rozchodzi się nieubłaganie po jej twarzy, odwróciła głowę w bok, tym samym zmuszając Smitha do cofnięcia ręki.
- Skąd to masz? – zapytał, ale Florencia nie miała nawet zamiaru odpowiadać.
Pokiwała głową na boki, po czym przełykając głośno ślinę, poruszyła się niespokojnie, a następnie schylając się, podniosła swoje rzeczy z podłogi. Czym prędzej się ubrała i nie zważając na zdezorientowaną minę Sama, pociągnęła za klamkę i otwierając drzwi, zwyczajnie w świecie uciekła do domu.
Sam wpatrując się przez szybę w oddalającą się sylwetkę Flor, zastanawiał się, co takiego powiedział, lub co zrobił, że dziewczyna się spłoszyła. Oczywiście domyślał się, że chodziło o bliznę której z czystej ciekawości poświęcił w tamtym momencie uwagę, jednak w życiu by nie pomyślał, że tak zwykłe na pozór pytanie, może ją wystraszyć. Teraz jednak, spoglądając na puste miejsce obok, które jeszcze przed chwilą zajmowało nagie ciało pani profesor, karcił się w myślach za swoją głupotę, oraz niewyparzony język nad którym często nie potrafił panować...
Florencia po raz kolejny tego poranka westchnęła ciężko i zbierając ze stołu puste naczynia po śniadaniu, wrzuciła je do zlewu. Jeszcze przez kilka dobrych minut krzątała się bez większego celu po kuchni, a kiedy zauważyła na zegarze wskazówkę, mówiącą że powinna się już zbierać, zostawiła wszystko, po czym wychodząc do przedpokoju chwyciła za torebkę, a następnie opuściła mieszkanie.
W drodze do uczelni, Flor starała się skupić swoje myśli na wszystkim byleby nie na Samie, jednak nie za bardzo jej to wychodziło. Ciągle przed jej oczami pojawiał się obraz niesamowicie przystojnego bruneta, który wczorajszego wieczora swoimi zmysłowymi ruchami, wysłał ją na sam szczyt przyjemności. W dalszym ciągu czuła na swojej skórze jego niesamowicie delikatny i kojący dotyk, który sprawił, że dziewczyna chciała wciąż więcej i więcej...
I pewnie pozwoliłaby na to więcej, gdyby nie to niespodziewane pytanie, które zadał w najmniej oczekiwanym momencie. Flor nie chciała mu opowiadać o swoim życiu, obawiając się tego, że najzwyczajniej w świecie uzna ją za głupią, albo w najlepszym przypadku stwierdzi, że sama jest sobie winna. To akurat było ostatnim czego potrzebowała, bowiem, młoda pani profesor, mimo wszystko miała świadomość tego, że na własne życzenie zniszczyła sobie życie, dlatego też nie miała ochoty wysłuchiwać zdania innych w tym temacie, wiedząc że byłoby ono dokładnie takie jak przypuszczała. Jednak bardziej niż to, że Sam uznałby ją za niemądrą, bała się tego współczucia z jego strony i swojego poczucia wstydu. Nie była dumna ze swoich wyborów, a przede wszystkim nie chciała wracać wspomnieniami do tamtych chwil... Na to było jeszcze za wcześnie.
Mijając próg budynku uniwersyteckiego uśmiechnęła się szeroko do witającej ją studentki, po czym jak zwykle na kilkanaście minut przed rozpoczęciem zajęć, skierowała się do uczelnianej stołówki. Zamówiła kawę, która była jej trzecią już kawą tego dnia, oraz tradycyjnie na deser, czekoladową babeczkę. Skinieniem głowy podziękowała za miłą obsługę i z pełnymi rękoma, ruszyła do sali wykładowej. Pod drzwiami odłożyła kubek z kawą na podłogę i kładąc na nim smakołyk, sięgnęła do bocznej kieszonki swojej torby w poszukiwaniu klucza. Weszła do środka zabierając swoje drugie śniadanie, po czym przechodząc wzdłuż sali, zostawiła swoje rzeczy na biurku, a następnie poszła otworzyć wszystkie okna, chcąc w ten sposób wpuścić trochę świeżego, listopadowego chłodnego powietrza. Westchnęła cicho, kiedy przyjemny wiatr owiał jej twarz, tym samym niwelując nieco zaczerwienienie na jej policzkach. Zostawiła na oścież otwarte okna i odwracając się na pięcie podeszła do krzesła, po czym opadła na nie, wyciągając dłoń do kubka z kawą.
Kilka minut później, kiedy sala zaczęła wypełniać się studentami, wytarła kulturalnie usta w serwetkę i wstając z miejsca, przywitała się ze swoimi uczniami ciepłym uśmiechem. Przesuwając spojrzeniem po znajomych twarzach, starała się wyłapać wzrok bruneta, który w tym samym momencie, idąc u boku swojego przyjaciela przeciskał się między ławkami ostatniego rzędu.
Kiedy usiadł na swoim miejscu, podniósł głowę i zauważając to, jak niesamowicie piękne, niebieskie oczy wgapiają się w niego uważnie, uśmiechnął się lekko, po czym – nie myśląc wiele – puścił pani profesor oczko. Florencia zauważając to co zrobił chłopak, przełknęła głośno ślinę i wzdychając cicho, pokręciła głową na boki, dokładnie tak, jakby to miało pomóc jej uspokoić przyspieszone bicie serca. Niewiele pomogło jej odwrócenie głowy w drugą stronę, bo nawet teraz kiedy patrzyła na otwarte szeroko okna, bez najmniejszego problemu mogła wyczuć to, jak Sam pożera ją wzrokiem. Od jego intensywnego spojrzenia, paliło ją całe ciało, a dreszcze wywołane wspomnieniem poprzedniego wieczora, rozeszły się wzdłuż jej kręgosłupa, przyprawiając ją o wyraźnie widoczną na odkrytych ramionach gęsią skórkę.
Dopiero gdy jedna ze studentek siedząca w drugim rzędzie, podeszła do biurka Flor tradycyjnie już zabrać z niego listę obecności, młoda profesor zepchnęła w tył głowy myśli o przystojnym brunecie, skupiając się już wyłącznie na dziewczynie, która lekkim skinieniem sięgała po nakreśloną nazwiskami kartkę.
- Dzisiaj powtórzymy sobie wiedzę, jaką nabyliście w szkole średniej – odezwała się Flor i opierając się biodrem o bok biurka, założyła ręce na piersiach, przesuwając wzrokiem po swoich uczniach – Domyślam się, że część z was, nie uważała na lekcjach geografii, co już pierwszego dnia naszych zajęć zaprezentował nam z dumą Pan Jones – oświadczyła, z uśmiechem na ustach przypominając swojej grupie o małej wpadce blondyna, dotyczącej jej imienia.
Otóż – tak dla przypomnienia - William Jones, chcąc zapewne zawstydzić Flor, spytał tamtego dnia, czy jej imię jest takie samo jak nazwa miasta w Hiszpanii. Nie byłoby w tym pytaniu nic dziwnego, gdyby nie fakt iż Florencja znajduje się w środkowej części Włoch.
Na słowa pani profesor sala ryknęła gromkim śmiechem, a niewzruszony Will skomentował całą sytuację zaledwie rozłożeniem ramion, w ten sam sposób pokazując, że jej docinka ani trochę go nie uraziła.
Flor zrobiła kilka kroków w przód i stając na skraju podestu, ponownie rozejrzała się po sali
- Dzisiejszym tematem, będzie rozmieszczenie ludności na świecie – oznajmiła, po czym powracając do biurka, zabrała z niego swoje pomoce naukowe, następnie przechodząc już do wykładu.
Studenci dokładnie spisywali informacje jakie przekazywała im Flor, mając na uwadze zapowiedziane przez młodą profesor kolokwium, które najpewniej za kilka dni będą zmuszeni napisać. Wszyscy z wyraźnym skupieniem na twarzy słuchali tego co Flor ma do przekazania i tylko jeden z jej uczniów wyłączył zmysł odpowiedzialny za przyswajanie wiadomości - czyli słuch - z przymkniętymi powiekami, rozpamiętując wczorajszy wieczór w towarzystwie swojej nauczycielki.
W dalszym ciągu widział kropelki potu, spływające bezwstydnie między jej krągłymi piersiami, wywołane gorącą atmosferą panującą w tamtym czasie w samochodzie i nawet czuł zapach perfum których używała kobieta, idealnie współgrający z jej własnym zapachem. Ta niepowtarzalna mieszanka namąciła mu w głowie do tego stopnia, że w drodze na uczelnię, jak i na jej korytarzach próbował wyłapać oryginalny zapach, jednak nie udało mu się to dopóki nie przekroczył progu sali wykładowej. Tutaj - nawet nie patrząc na panią profesor - mógł wyczuć jej obecność.
Oczami wyobraźni, widział jej unoszące się nad nim ciało, które po chwili wraz z wydobywającymi się z ust Florenci cichymi jękami, opadało zmysłowo, na jego własne, wysyłając go tym samym na skraj przyjemności. W jego uszach nadal krążył charakterystyczny dźwięk obijających się o jego uda niemożliwie jędrnych pośladków Flor. Miał ochotę znów ich dotknąć. Ścisnąć w swoich dłoniach, poczuć tę delikatną, niemalże jedwabistą strukturę skóry w tamtym miejscu. Jego pragnienia mogły wydawać się nieco śmieszne, ale nigdy wcześniej nie miał okazji obcować z tak idealną pupą, tak krągłą i niesamowicie apetyczną...
Podczas gdy Sam, kolejny raz od tamtego pamiętnego wieczora wspominał najlepszy seks swojego życia, Flor opowiadając o Chinach – gdzie liczba ludności już dawno przekroczyła siedem miliardów – powędrowała spojrzeniem w stronę – jak jej się wydawało – śpiącego chłopaka i zauważając, że jako jedyny nie skupia się na prowadzonym przez nią wykładzie, postanowiła nieco go zawstydzić.
Przykładając palec wskazujący do ust, pokazała grupie aby byli cicho, po czym na paluszkach ruszyła w stronę Samuela. Jones siedzący obok przyjaciela, spojrzał na niego ukradkiem i widząc jego przymknięte powieki, pokręcił z niesmakiem głową na boki, nie mogąc uwierzyć w to, że kolejny już raz prowokuje sytuację, którą młoda pani profesor, bez zająknięcia może wykorzystać przeciwko niemu. Chciał trącić go łokciem, jednak Flor reagując szybko, pogroziła chłopakowi palcem, przez co najzwyczajniej w świecie był zmuszony odpuścić. Wyłożył się wygodnie na swoim krześle i w milczeniu przyglądał się poczynaniom swojej nauczycielki.
Kiedy Flor stanęła obok ławki bruneta, nie zważając na to co było wczoraj, uśmiechnęła się szatańsko, po czym uniosła dłonie, pokazując grupie co mają robić. Wystawiła najpierw pierwszy palec, potem drugi, a już po trzecim, cała sala rozbrzmiała gromkimi brawami.
Słodki śmiech Flor rozniósł się po całej sali wykładowej, kiedy niczego nieświadomy Sam, wyrwany ze swojej krainy marzeń, ocknął się nagle, po czym rozglądając się na boki, dołączył do klaszczącej grupy. Nie miał pojęcia dlaczego właściwie jego dłonie składają się w tym momencie do poklasku, ale widząc co robią inni, po prostu zwyczajnie poszedł za tłumem.
Dopiero, gdy zauważył stojącą obok jego ławki Flor, oraz jej szeroki uśmiech, jak i piekielne iskierki, rozbijające się w oczach z niemożliwie wielką satysfakcją, zdał sobie sprawę z tego co się dzieje. Zrozumiał, że najzwyczajniej w świecie, pani profesor postanowiła sobie zażartować, tym samym robiąc z niego głupka w oczach reszty grupy.
- Rozumiem, że moje zajęcia nie są dla Pana zbyt interesujące, Panie Smith? – powiedziała ironicznie, po czym nie czekając na jego odpowiedź, puściła mu oczko, a następnie odwracając się do niego plecami, ruszyła z powrotem na swoje miejsce, nie zapominając o tym, by w drodze powrotnej pofalować lekko biodrami na boki.
Sam widząc jej oddalającą się sylwetkę zaśmiał się pod nosem, nie wierząc w to, że kolejny raz przez swoją głupotę wystawił się na pośmiewisko. Nie martwił się jednak tym, co pomyśli o nim jego grupa... Miał to gdzieś. Dla niego liczył się fakt, że dzięki niemu, twarz pani profesor rozświetlał teraz przepiękny uśmiech zwycięstwa. Mógłby tak podkładać się przez cały czas, gdyby tylko miał pewność tego, że to on będzie powodem jej dobrego humoru. Chciał widzieć ją uśmiechniętą, bo jej uniesione lekko kąciki ust i błysk radości w niebieskich oczach, były dla niego najpiękniejszym widokiem...
Wykłady dla całej grupy trwały jeszcze dobrych kilkanaście minut, a tuż po nich, rozpoczęły się indywidualne korepetycje, które Flor od kilku już tygodni udzielała Samowi.
Kiedy ostatni student opuścił salę, Sam wstał ze swojego miejsca i sprawdzając czy aby na pewno zostali już tylko we dwoje, podszedł do biurka pani profesor, uśmiechając się przy tym niemożliwie szeroko.
- Miałaś ze mnie niezły ubaw, co? – spytał opierając obie dłonie na blacie biurka, nie zwracając nawet uwagi na to, że kolejny raz użył tej spoufalającej się formy zwrotu.
Flor wywołana jego słowami, uniosła głowę i marszcząc lekko brwi, spojrzała na stojącego przed nią bruneta. Serce waliło jej dwa razy szybciej, kiedy patrząc w jego oczy, po raz kolejny zauważyła roztańczone w nich pożądanie. Widząc to jak blisko siebie są ich twarze, oraz wyczuwając jego słodki, ciepły oddech, owiewający jej policzki, przełknęła głośno ślinę, po czym zwieszając nisko głowę, westchnęła cicho.
Już dawno dobry humor odszedł w niepamięć. Teraz na jego miejsce wstąpiła niepewność i przerażenie. Bała się tego, że znów da mu się uwieść i mimo tego, że z całego serca pragnęła poczuć go jeszcze raz, dotknąć, czy choćby zasmakować jego miękkich ust, zdawała sobie sprawę z tego, że nie może sobie na to pozwolić. W dalszym ciągu była jego panią profesor, a on jej studentem. I choć wiedziała, że ta granica już dawno została przekroczona, nie chciała aby to się rozwinęło jeszcze bardziej. Marzyła o tym by być blisko niego, bo w jego towarzystwie czuła się naprawdę dobrze, pragnęła mieć go na wyłączność, lecz głos rozsądku podpowiadał jej, że lepiej będzie kiedy zakończy to co między nimi było teraz, póki jeszcze dla żadnego z nich nie jest za późno.
- Usiądź – poleciła, wskazując Samowi bezpieczne miejsce w pierwszym rzędzie, naprzeciwko jej biurka. Sam zmarszczył brwi w zdziwieniu, zastanawiając się nad tym, co się stało, że humor pani profesor w zaledwie kilka minut zmienił się tak drastycznie.
- Co się dzieje? – spytał niepewnie, ale Flor pokręciła jedynie głową na boki i z grymasem na twarzy, ponownie poprosiła go o zajęcie miejsca.
Smith westchnął ciężko, ale wykonał w końcu polecenie swojej nauczycielki. Usiadł w ławce i potrząsając nerwowo nogą, czekał cierpliwie aż Flor się odezwie.
To wcale nie było dla niej łatwe. Wiedziała, że swoimi słowami najprawdopodobniej zrani bruneta, jednak musiała mu uświadomić, że to co się stało poprzedniego wieczora, było jednorazowym wyskokiem, który już nigdy więcej się nie powtórzy. Miała nadzieję, że Samuel będzie na tyle mądry, aby zrozumieć dlaczego to robi. Chciała chronić ich oboje przed konsekwencjami, które – w razie gdyby ich krótki romans ujrzał światło dzienne – mogły zniszczyć ich idealne jak do tej pory życia.
- Posłuchaj... To co się stało wczoraj... - zaczęła niepewnie, ukradkiem spoglądając na Sama.
Widząc jego zaciśnięte na ławce pięści, oraz nerwowo napinającą się szczękę, poczuła jak jej serce pęka na milion kawałeczków. Naprawdę, gdyby mogła, gdyby miała pewność, że to co jest między nimi nie zniszczy tego nad czym pracowała od dobrego roku, nie mówiłaby tego, co za chwilę miała zamiar powiedzieć.
Ale nie miała tej pewności, więc nic innego jej nie pozostało, jak tylko to, by w końcu wydusić z siebie tych kilka niezbyt miłych słów
- Nie wiem co o tym myślisz, ale jeśli chodzi o mnie... To nic nie znaczyło. To nie powinno było się nawet wydarzyć. Poniosło mnie po prostu i bardzo cię za to przepraszam. Nie powinnam była do tego dopuścić...
- Nic nie znaczyło? – prychnął pod nosem, nie obdarzając Flor choć jednym krótkim spojrzeniem.
Zaskoczyły go słowa Florenci, bo wiedział, że są zupełnie nieszczere.... No w końcu, wczoraj sam na własnej skórze przekonał się, że to nic, jest jednak czymś, przed czym oboje nie potrafili uciec.
– A to, jak na mnie reagujesz za każdym razem, gdy jestem blisko, to też nic nie znaczy? To jak na mnie patrzysz, albo jak się rumienisz kiedy ja na ciebie patrzę, to też według ciebie nie znaczy zupełnie nic? Fakt, może nie powinniśmy tego robić ze względu na to, kim jesteśmy, ale nie wciskaj mi kitu, że to nic nie znaczyło, bo wiem że to nieprawda... - powiedział, po czym wstając z krzesła wyszedł ze swojej ławki, następnie podchodząc do biurka Flor.
Zatrzymał się tuż przed nim i ponownie opierając dłonie o blat, pochylił się do wpatrzonej w niego dziewczyny
- Jak cię teraz pocałuję, a ty zadrżysz z przyjemności, to, to też nie będzie miało znaczenia? – spytał szeptem, zbliżając się powoli do jej ust. Flor przełknęła ślinę i przymykając powieki, pokręciła głową na boki
- Nie możemy... Nie możemy tego robić, Sam. Jeśli ktoś się dowie... Jeśli nas przyłapią, oboje stąd wylecimy, a na to nie mogę pozwolić. Ta praca zbyt wiele dla mnie znaczy... Nie mogę ryzykować...
- Więc, następnym razem, jak będziesz miała mi coś do powiedzenia, to powiedz wprost... Nie pieprz głupot, że to nic nie znaczy, bo wiem doskonale, że działam na ciebie tak samo, jak ty na mnie... Ale jeśli tego właśnie chcesz, jeśli to sprawi że będziesz szczęśliwa, to okej... Uznam, że to co było między nami, nigdy nie miało miejsca. I nie martw się, nikt się nie dowie o tym, co stało się wczoraj. Możesz być spokojna o swoją pracę
Po tych słowach Sam odwrócił się na pięcie i nie zważając uwagi na to, że przecież mieli odbyć korepetycje z historii, jak i na wykrzywioną w bólu twarz Flor, po prostu ruszył do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Był nieco zraniony i chciał jak najszybciej opuścić to miejsce...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro