:vierentwintig:
Pisali: Ayas & Olek
Betował: Olek
Betowanie: Interpunkcja, ortografia
___________________
Dzień czwarty.
Linn powolnym krokiem szedł w stronę szkoły. Kompletnie go nie interesowało czy trafi do klasy na czas. Nie oszukujmy się, był to ten typ człowieka, który miał w nosie wszystko, tym bardziej lekcje.
Wtem poczuł, jak coś, a raczej ktoś wpada na niego. Tym kimś okazał się niski blondyn, wyglądający jak typowy kujonek z podstawówki. Po zderzeniu się z czerwonowłosym zachwiał się i upadł na ziemię. Wyższy popatrzył na niego krzywo, wzdychając.
Miał wrażenie, że ta sytuacja już kiedyś się zdarzyła, że już kiedyś przeżywał ten dzień i że już kiedyś napotkał to przerażone, spłoszone spojrzenie..
Właśnie w tamtej chwili Linn wrócił do rzeczywistości. Nie był przed szkołą, lecz na sali gimnastycznej. Chłopak, który "przypadkiem na niego wpadł" był nikim innym jak Nokou. Nokou, który teraz siedział przed nim na ziemi, z lekko rozchylonymi ustami.
- Uważaj, jak leziesz... - warknął właściciel zielonych tęczówek. Słowa wyszły z jego ust automatycznie. Potem wyciągnął dłoń, aby pomóc wstać blondynowi. Zniecierpliwił się lekko, gdy fioletowooki specjalnie przedłużał moment poderwania się, wpatrzony w chłopaka nad nim, tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz się spotkali. Linn musiał przyznać, że scenariusz był idealny w każdym calu; szczegółowo uwzględniał każde ważniejsze momenty, które mogłyby zainteresować widownię, omijał jednak sytuacje, które, według Nokou zapewne, powinny być słodką tajemnicą ich obu. Jego przyjaciel sam w sobie był wspaniałym aktorem, pewnie dlatego, że rolę odczuwał całym sobą.
Nokou złapał go niepewnie za rękę i wstał, a ich twarze dzieliło około 10 centymetrów, Oboje byli w stanie wciąż wyczuć między sobą niewidzialny mur, którego nie potrafili zburzyć. To nie był ten sam Nokou, to nie był ten sam Linn, to nie było to pamiętne spotkanie przed szkołą, mimo idealnego odwzorowania. Ich zachowanie było na pewien sposób różne, odległe wspomnieniom, odgrywane po łebkach. Było idealnym, jednakże marnym odzwierciedleniem ich uczuć względem siebie, których sami nie potrafili zrozumieć, a przynajmniej jeden z nich.
A jeżeli sami nie byli ich pewni, jak mogła zrozumieć je sztuka?
W końcu Linn tylko westchnął, mruknął ciche i niezrozumiałe ,,przepraszam" i wyminął chłopaka.
Ależ nie, to nie było to, co miał powiedzieć. Przecież to Nokou miał przepraszać, a Linn miał być bezuczuciowym dupkiem, zgodnie z tekstem.
Szybkim krokiem opuścił scenę i schował się za kurtyną.
Nie do końca wiedział co się teraz działo. Wczuł się w rolę, tak jak go o to prosiła Ann. Na początku naprawdę miał wrażenie, że widzi blondyna po raz pierwszy. Nawet sztuczne zdziwienie w fioletowych oczach wprowadziło go w nastrój nostalgii.
To, jak pierwszy raz spotkał blondyna, wydawało mu się bardzo odległe. Jakby minęły lata, a nie zaledwie miesiąc z hakiem. Pomyśleć, że w tak krótkim czasie, mogło się tyle zmienić.
Oczy Nokou wyrwały chłopaka ze wspomnień. Przypomniał sobie, że gdy spojrzał w nie pierwszy raz, jedyne co zobaczył to zdziwienie i niewinność, coś porównywalnego do wzroku dziecka. Można z nich było czytać jak z otwartej księgi. Pokazywało to jedynie jak naiwny w swej czystości był ten blondyn.
Teraz jednak to było całkiem co innego. Jego oczy obecnie może i wyrażały zdziwienie, ale poza tym nie było nic. Totalna pustka, jakoby spojrzenie kogoś, kto znajdował się gdzieś indziej, a ciało zostawił na miejscu. Tak jakby zamknął jakieś drzwi i jedyne co widziałeś to to, co blondyn chciał abyś ujrzał. Jakby ta niewinność nagle się gdzieś zgubiła, została zastąpiona jedynie żalem i bólem.
Linn zapragnął pomóc fioletowookiemu w odzyskaniu jej. Chciał coś zrobić, chciał być przy nim, oddać mu się. Jednak jedno przelotne spojrzenie chłopaka wystarczyło, aby zgasić jego zapał. Przypomniał sobie, że to przecież jego wina. Gdyby tylko potrafił się zdecydować... ta niewinność byłaby tam cały czas gdyby nie on.
Linn cofnął się o kilka kroków i nie wiedział co zrobić. Poczucie winy jeszcze nigdy nie uderzyło w niego z taką siłą, zupełnie go rozsypało. Niszcząc tym samym próbę...
- Aghhh! - krzyknęła wściekła Ann i cisnęła scenariuszem o ziemię - Linn! Teraz miała być twoja kolej! Gdzie ty jesteś Linn!? Wracaj na scenę!-W tonie jej głosu słyszał zdenerwowanie i zmęczenie; w końcu ćwiczyli już parę godzin.
- Przepraszam... Zamyśliłem się. - odparł, resztkami sił sprawiając wrażenie obojętnego. Próbował ukryć swoje uczucia za maską "bad boya", tak jak niegdyś. Wrócił na scenę, nie patrząc na żadną z twarzy. Jednak Ann za dobrze go znała aby nie zauważyć, że z Linnem jest coś nie tak.
Westchnęła, aby się uspokoić. - Wszystko w porządku?-Spytała.
- Nie... - Rzekł zgodnie z prawdą i dopiero po wypowiedzeniu tych słów ugryzł się w język. - Znaczy nie, bo źle się czuję... Chyba pójdę do higienistki...-Skłamał, łapiąc się za brzuch, jakoby na potwierdzenie.
- Em... No dobra.-Stwierdziła, po chwili wahania.- W sumie to i tak umiecie swoje role. Gdy poczujesz się lepiej to wróć, ok?- zarządziła z nutą troski w głosie.
Linn tylko kiwnął głową i opuścił próbę. Teraz potrzebował samotności, aby kolejny raz przeanalizować swoje uczucia. Chciał je przynajmniej trochę zrozumieć.
==================
Em no tak, żyjemy
Przecinki leżą, we know
~Olek & Ayas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro