:vierendertig:
Nasze amatorskie, improwizowane przedstawienie odbiło się dużym hukiem. Nagle Nokou stał się moim tajemniczym kochankiem, a grupki dziewczyn zaczepiały go na przerwach i wypytywały, jak zdołało mu się „zrobić" ze mnie geja. O dziwo nie przeszkadzało mu to. Z czasem nauczyłem się, że każdy lubi być czasem w centrum uwagi.
Ann nie potrafiła mi wybaczyć. Odezwała się do mnie ostatni raz po moim wystąpieniu tylko po to, aby zrobić mi awanturę. Nie rozumiała, po co były te wszystkie dekoracje i ci inni aktorzy, jeśli zrobiłem z tej sztuki przemówienie. Mimo, iż starałem się jej wytłumaczyć, że to nie było zaplanowane i pewnie potoczyłoby się to wszystko inaczej, gdyby Nokou wstawił się za kulisy, dziewczyna nie potrafiła mi uwierzyć. Uważała, że to wszystko było wcześniej przygotowane i chciałem zrobić z niej i reszty pośmiewisko. Nie obwiniałem jej. Przecież wiedziałem, że po naszej kłótni jedynym powodem dalszej pomocy w tej sztuce była chęć zauważenia w szkole. Było mi cholernie głupio, że nie mogła otrzymać ode mnie nawet tego.
—Myślisz, że mnie polubią?–Zapytał się mnie pewnego razu Nokou, gdy wychodziliśmy razem ze szkoły. Byliśmy umówieni na spotkanie z moimi przyjaciółmi.
—Oczywiście, że tak, skąd ta myśl?-Zapytałem, łapiąc go za rękę. W szkole nie robiliśmy tego często, sam nie wiem, dlaczego. Przecież cała szkoła o nas wiedziała. Może po prostu z przyzwyczajenia.
—No bo...całkowicie się różnimy.–Wyznał.–Jestem od was inny, nie wyglądam, nie zachowuję się tak, jak wy.-Dodał.–Oczywiście nie mam nic złego na myśli!–Zapewnił mnie, przez co trochę mnie rozbawił. To, jak bardzo starał się mnie nie urazić, było przesłodkie.
—Nokou, doskonale wiem, że nie miałeś nic złego na myśli, spokojnie.–Odparłem. Zatrzymałem się i popatrzyłem na niego.-Kochanie.-Zamknąłem jego dłonie w swoich, przez co blondyn spojrzał mi w oczy.—Jeżeli mnie oczarowałeś, to ich również oczarujesz. To moja rodzina.–Posłałem mu pokrzepiający uśmiech, chcąc, aby uwierzył w moje słowa. To musiało zadziałać, bo kąciki jego ust również się uniosły.
—W takim razie chodźmy.–Powiedział, już pewniej.
Umówiliśmy się na dziedzińcu. Niel miał jeszcze coś załatwić w sekretariacie, a reszty chłopaków również jeszcze nie było. Miałem nadzieję, że jak najszybciej się pojawią, ponieważ mój chłopak trząsł się jak galareta. Imponowało mi, że chciał wyjść przed nimi jak najlepiej. Szkoda, że ja nie miałem okazji zrobić tego samego przed jego przyjaciółmi; Yuno niby wybaczył, ale kategorycznie stwierdził, że nie chce się z nią dalej kolegować. O innych znajomych nie słyszałem.
Pierwszy przyszedł Dean wraz z Jordanem. Trochę się za nimi stęskniłem, muszę przyznać, bo jakoś zawsze się mijaliśmy, a na próbach byli wyjątkowo milczący; nie spędzali z nami nawet chwili dłużej, niż było to potrzebne. Nawet nie mieliśmy okazji powiedzieć im, że w pełni akceptujemy ich związek-sytuacja na szczęście odrobinę się rozluźniła, gdy dowiedzieli się o mnie i o Nokou. Może było im raźniej, nie wiem. W każdym bądź razie z wielką chęcią chcieli go poznać.
—Cześć.–Powiedział Jordan, trochę głupio się uśmiechając.
Było trochę niezręcznie. Chłopaki nie wiedzieli, jak z nim z początku rozmawiać, lecz bardzo szybko się okazało, że z każdym z nim ma jakiś wspólny temat-z Jordanem fotografię, a z Deanem- kino. Ich rozmowa zaczęła ciągnąć się tak płynnie, że z rozbawieniem stwierdziłem, iż jestem tu zbędny.
Następnie przyszedł Cole. Nokou trochę się go przestraszył, co było zrozumiałe, bo był on dosyć oziębły w stosunku do nowo poznanych osób. Doceniałem jednak to, że starał się być miły i nawet go zagadywał, dołączał się do rozmowy. W końcu z ulgą stwierdziłem, że również go zaakceptował.
Jako ostatni przyszli Liam i Niel. Łączył ich spory dystans-Niel wlókł się z kilka metrów za Liamem. Miał spuszczoną głowę. Wyglądał na przygaszonego.
Liam ochoczo się przywitał i odważył się nawet objąć fioletowookiego, co było kompletnie nie w jego stylu. Wydawał się być w bardzo dobrym humorze, co było dziwne, zważywszy na to, że jego najlepszy przyjaciel wyglądał tamtego dnia jak chodząca depresja.
Nokou ucieszył się, że ktoś podszedł do jego osoby od razu tak otwarcie i nie musiał go przekonywać, że jest całkiem w porządku. Bardzo szybko nawiązał z Liamem kontakt i mimo że brunet zachowywał się nienaturalnie, jego reakcja wydała mi się w tamtym momencie najszczersza z nich wszystkich.
Niel w ogóle by się z nim nie przywitał, gdybym nie zwrócił mu uwagi, znaczącym wzrokiem. Wyszeptał tylko krótkie „hej", którego Nokou chyba nawet nie dosłyszał, zaoferowany byciem w centrum zainteresowania.
Chwyciłem blondyna w pasie chcąc przypomnieć, że też tutaj jestem, po czym zaproponowałem, abyśmy w siódemkę udali się do jakiegoś baru. Mówiąc „jakiegoś baru" miałem na myśli bar „American Nuggets", czyli amerykańską burgerownię w stylu lat siedemdziesiątych, którego właścicielką była matka Liam'a. Wszyscy przytaknęli. W czasie drogi gorąco dyskutowaliśmy o tym, czy burgerownia powinna zawierać w swojej nazwie nuggety. Rozmawialiśmy o tym tysięczny raz, ale ten pierwszy w obecności Nokou. Sprawiło to, że przez chwilę zapomnieliśmy o wszystkich naszych dotychczasowych argumentach za i przeciw. Liam i Niel przez całą drogę nie odezwali się do siebie.
Pani Hullen bardzo się ucieszyła, gdy nas zobaczyła. Jak zwykle dała nam nasz ulubiony stolik i widząc nową twarz zasypała Nokou pytaniami, na ile umożliwiała jej to praca. Widać, że od razu jej się spodobał. Była naprawdę kochaną osobą. Jak zwykle przyniosła nam nasze ulubione dania, dla mnie i dla Cole'a burgera z podwójnym serem i kurczakiem, dla Dean'a sałatkę, ponieważ był wegetarianinem, dla Jordana burgera z rybą i małym shake'iem truskawkowym, dla Liama i Niel'a klasycznego hamburgera a dla Nokou jakiś bardzo słodki deser, bo ją o to poprosił. Kobieta trochę zmarszczyła brwi, bo bez problemu wyczuła, że między jej synem a Niel'em coś nie gra.
Nasza rozmowa skupiała się głównie wokół mojego związku z Nokou oraz związku Jordana z Deanem, śmieliśmy się, że przepowiednia Niel'a się spełni i wszyscy zostaniemy jedną, wielką tęczową rodzinką, Cole przekonywał nas, że jest stuprocentowym hetero, a Liam zrobił nieoczekiwany coming out jako osoba panseksualna. Było dużo śmiechu, zdziwienia i dziwnych podtekstów, czyli tak, jak zawsze. Nokou doskonale wtopił się w otoczenie, wszyscy zachowywali się, jakby znali go od lat. Wszyscy, oprócz Niel'a. Przez całą naszą rozmowę odezwał się tylko kilka razy i to krótkimi, zdawkowymi odpowiedziami. Z przerażeniem stwierdziłem, że jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało.
W „American Nuggets" spędziliśmy dobre kilka godzin. Po tym stwierdziliśmy, że udamy się do parku nieopodal, by sobie posiedzieć i jeszcze bliżej się poznać, jeśli to było w ogóle możliwe. Zacząłem myśleć, że Nokou poznał lepiej chłopaków, niż ja ich znałem. To było śmiesznie absurdalne.
Skończyło się jednak na tym, że każdy z nas siedział gdzieś indziej. Niel sam, Liam z Cole'em, Dean i Jordan razem, a ja sam na sam z Nokou. Tak też było dobrze. To całe podekscytowanie jego osobą przyprawiało mnie już o nerwy. Lub o zazdrość. Nie wiem, jeszcze nie rozgryzłem tej całej miłości.
—Są cudowni.–Wyznał nagle Nokou, a mi było miło usłyszeć w końcu jego głos, zwrócony tylko do mnie. Jego twarz była całą rozpromieniona.-Zazdroszczę ci takich przyjaciół.
—Teraz to również twoi przyjaciele.–Uśmiechnąłem się, trącając jego nos swoim. Objąłem go ramieniem, mocno. Chłopak ucieszył się na moje słowa i oparł głowę na moim ramieniu.
—Kocham cię, Linn.–Wyznał nagle, łącząc nasze dłonie.–I nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wtedy na ciebie wpadłem.
—Ja ciebie też kocham, Nokou.–Zapewniłem, przekręcając głowę pod jakimś dziwnym kątem i całując go w czoło.–I chciałbym, aby było już tak zawsze.–Dodałem.
Bo było idealnie. Wreszcie nie musieliśmy się ukrywać, wreszcie byłem dumny ze swoich uczuć. Wreszcie miałem oparcie w postaci moich przyjaciół. Wreszcie wiedziałem, czego chce.
—Będzie. Musi być. Już nic nam nie może tego zepsuć, rozumiesz? Nic.–Nokou zabrzmiał teraz śmiertelnie poważnie, a ja dokładnie wiedziałem, o co mu chodzi. Nie mogłem drugi raz tego spieprzyć.
I byłem pewien, że już nigdy tego nie zrobię. Bo to był nasz nowy początek. Zaczęliśmy pisać kolejny, wspólny tym razem, właściwy scenariusz z happy endem.
Niel's P.O.V.
Cholera, to nie tak miało być.
Miałem tu przyjść i normalnie porozmawiać z Liamem. Od czasu tamtego incydentu nasze kontakty bardzo się oziębiły-tak naprawdę z mojej winy. Nie wiedziałem, jak zacząć z nim rozmowę, mimo że tak wiele lat to trwało-głupim było, że teraz, gdy to się wydało, nagle urywał nam się kontakt. Przecież Liam miał rację- to nie miało większego znaczenia.
A jednak to mnie gryzło. Nagle przypominały mi się momenty, w których coś brzmiało dwuznacznie, w których musiał mnie pocieszać, w których dzwoniłem do niego, aby mnie odebrał, bo byłem pijany. W których zamęczałem go opowieściami o mojej nowej lasce, w których wrzeszczałem na niego i wyzywałem od najgorszych, pod wpływem jakiegoś świństwa za każdy, najmniejszy błąd. W których obwiniałem go, że poświęca mi za mało uwagi. W których obrażałem się na niego na kilka dni przez jakąś drobnostkę. W których uciekałem ze spotkań. W których ratował mnie przed ośmieszeniem. W których dzwoniłem do niego w ciągu nocy, a on zawsze odbierał.
I nagle trafiło do mnie, jak pokurwionym aniołem jest Liam. I trafiło do mnie też to, że byłem na tyle pokurwiony, że go traciłem.
Bez większego zastanowienia podszedłem do Cole'a i Liama, którzy bawili się w najlepsze, rozmawiając o jakiś motorach, nie wiem. Liam nawet na mnie nie spojrzał.
—Musimy porozmawiać.–Odparłem, trochę drżąco i niepewnie. Dopiero teraz chłopak podniósł na mnie wzrok.
—Wydaje mi się, że nie mamy o czym.–Rzucił, wyzywająco patrząc mi w oczy. Pewnie normalnie bym odpuścił, ale w spojrzeniu Liama tkwiło wyzwanie. Zastanawiał się, czy odejdę.
—Liam, ty pieprzony tchórzu.–Rzuciłem, kręcąc głową z głupim uśmieszkiem na twarzy. Brunet zmarszczył brwi, a Cole potajemnie się usunął, zastawiając się, że idzie na papierosa. Problem w tym, że nie palił.
Te słowa podziałały na mojego przyjaciela. Wstał i podążając za mną, udaliśmy się w bardziej postronne miejsce.
—A więc o czym chciałeś rozmawiać?–Zapytał, trochę chłodno. Przybrał dla mnie swoją maskę, taką, jaką zakładał dla innych.
—O nas.–powiedziałem, czym wywołałem u niego śmiech.
—Nie ma żadnych nas. Nie ma i nigdy nie było.–Zapewnił, uparcie wpatrując się w swoje buty.–Zawsze byłeś tylko ty. Ty i te twoje pieprzone uczucia, dziwki, alkohol i zachcianki.–Szybko przeniósł na mnie wzrok, wywiercając we mnie dziurę. Nie spodziewałem się tego. Nie spodziewałem się, że poruszy ten temat.
–Liam--
–Nigdy nie było w tym wszystkim mnie, rozumiesz?–Jego głos był pełen wyrzutów, tak wielkich, że pierwszy raz od dawna to zrozumiałem. Zrozumiałem, jak bardzo go wykorzystywałem. Zrobiło mi się cholernie głupio, jak jeszcze nigdy w życiu. Miałem ochotę przestać istnieć. Zachciałem wrosnąć w to drzewo, przy którym staliśmy.
—Ale przecież...po przedstawieniu...było wszystko dobrze.–Wtrąciłem, nie rozumiejąc.
—Zachowałem dla siebie to, jak bardzo mnie to boli.–Odpowiedział, a w jego głosie słyszałem tylko pogardę.–Miałem nadzieję, że to zrozumiesz, że nic się nie zmieni. Ale ty zacząłeś traktować mnie jak powietrze. Zawsze miałeś jakiś problem, który był dla mnie ważniejszy, niż to, jak mnie odrzucasz.–Kontynuował, a jego głos z każdym słowem łamał się coraz bardziej.
Przecież się nie rozpłacze, prawda? Liam nigdy nie płakał, prawda?
—Myślałem, że ci przejdzie. Myślałem..że zrozumiesz, ile jesteś dla mnie wart.–Jego zdania były coraz bardziej bolesne, coraz bardziej prawdziwe i coraz mocniej we mnie trafiały.–Reszta mówiła mi, abym się nie dawał–W tamtym momencie spojrzał kątem oka na pozostałych.–Mówili, że nie możesz mnie tak traktować. Ale kurwa, ja zawsze cię broniłem.–Wyszeptał, a kilka pierwszych łez zroszyło jego policzki.–Tak dużo dla ciebie robiłem, rozumiesz?!–Powiedział głośniej, lecz reszta chyba tego nie usłyszała.
—Liam posłuchaj--
—Rozumiałem, że możesz mnie nie kochać.–Zapewnił, maltretując rękawy swojej bluzy.–Ale do cholery, należał mi się szacunek, bo byłem jedyną osobą, która z tobą wytrzymywała!–Teraz jego policzki były całe mokre, a ja nie mogłem już tego znieść. Chwyciłem go za nadgarstek.
—Liam, kurwa, posłuchaj mnie!-Wrzasnąłem mu w twarz, a on próbował się mi wyrwać.–Ja..kurwa, przepraszam, ale...pozwól mi to jeszcze naprawić. Proszę.–Nagle zaczęliśmy się zachowywać jak jakiejś jebanej, romantycznej telenoweli, ale nie przeszkadzało mi to. Nagle zniknął ten wstyd, który zawsze mi towarzyszył.
Ja musiałem go przy sobie zatrzymać. Przecież bez niego nie istniałem. Jak głupi musiałem być, aby pojąć to dopiero teraz?!
—Skończ. Tu nie ma co naprawiać, Niel.–Powiedział, co sprawiło, że nagle zabrakło mi powietrza.–Przemyślałem sobie to wszystko i...dziękuję ci za to, że ze mną byłeś.
—Kurwa, co ty bredzisz?
—Dziękuję, że mogłem cię pokochać. Mimo tego wszystkiego...sprawiłeś, że wreszcie zrozumiałem, czym są uczucia. Jak to jest...troszczyć się o kogoś.–Wyznał, a ja nie mogłem uwierzyć własnym uszom.–Ale to koniec, wiesz? To się nie zmieni, Niel.–Uśmiechnął się, a ja zrozumiałem, że to był najbardziej smutny uśmiech, jaki kiedykolwiek było mi dane dostrzec.–Nie zmieni, bo nie jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. To..Linn powinien tu stać.
A to była najbardziej przykra prawda, jaką kiedykolwiek usłyszałem.
Wyrwał się w końcu z mojego uścisku, ponieważ trochę się rozluźnił, po czym złapał mnie za rękę. Nie wyłapałem nawet tego, jak dał mi szybkiego, ale cholernie znaczącego całusa w czoło.
—Nie płacz. To nie jest twoja wina, Niel. Przynajmniej nie to.–Wyszeptał przy tym. Rzeczywiście, płakałem.
Pierwszy raz z jego powodu.
—Za dwa dni wyjeżdżam do Londynu.–Odparł, a ja nie chciałem puścić jego ręki.–Wiedziałbyś, gdybyś nie bujał w chmurach w czasie naszej rozmowy w burgerowni.-Rzucił, pozwalając, abym nadal kurczowo go trzymał. Bo może to jedyny dotyk, który mi pozostał.–Postaram się co jakiś czas zadzwonić.
Nie powiedział, że do mnie.
—Życzę ci jak najlepiej, Niel. Mam nadzieję, że ktoś da ci więcej, niż ja ci dałem. Że znajdziesz...tego, kogo szukasz.–Spojrzał na mnie ostatni raz, po czym ścisnął moją dłoń i ją puścił. Poszedł w swoją stronę, dokładniej w kierunku swojego domu. Pożegnał się z chłopakami. Pozwolił, aby wszyscy go przytulili. Nokou pocałował we włosy.
Zawołałem za nim.
Już się nie zatrzymał, mimo, że kiedyś zrobiłby to bez zastanowienia.
Wychodzi na to, że nie każdy zasługuje na szczęśliwe zakończenie.
----------------------------------------------------------------------
To już koniec „Witte Lichten". Ja...nawet nie wiem, co napisać. Przepraszam was za to, że ten epilog był słodko-gorzki i zanim zdążyliście przyzwyczaić się do Liama i Niela, sprawiłem, że się rozstali, ale uwierzcie mi, że to było dla nich najlepsze. W końcu znam ich doskonale. Oboje znajdą sobie cudowne, drugie połówki. Obiecuję wam to.
Dodam też, że w oryginale Liam i Niel są razem-tak, to moje OC, od kilku lat. Planuję im małżeństwo. Mam nadzieję, że chociaż trochę uspokoiłem tych nielicznych, co dalej to czytają.
Mam nadzieję, że cieszycie się chociaż faktem, że Nokou i Linn'owi się udało. Naprawdę, w trakcie pisania tego, byłem przekonany, że nie zakończy się to happy endem. Ale pokochałem ich. I chciałem, abyście uwierzyli, że umiem napisać coś szczęśliwszego.
Tak bardzo wam dziękuję. Dziękuję, że tu zajrzeliście, dziękuję, że komentowaliście, dziękuję, że głosowaliście. Dziękuje, że nie straciliście zainteresowania i przeczytaliście to do końca. Jestem wam niezmiernie wdzięczny. Bez was pewnie bym tego nie dokończył i po prostu porzucił niedokończone dzieło Ari. Dlaczego? Bo szkolne romanse to kompletnie nie moje tematy.
Ale daliście mi siłę. Dzięki wam uwierzyłem w potencjał tej książki i dzisiaj już wiem, że nie jest taka zła. Że wyszło z tego coś mojego. Coś, z czego mógłbym być dumny, gdybym na początku nie zawalił przez moje nieprofesjonalne pisanie.
Zaczęło się 22 czerwca 2018 roku. Kończę to 27 czerwca 2019 roku.
Minął ponad rok.
Dziękuję, że nie pozwoliliście mi się poddać. Dalej nie mogę w to uwierzyć. Razem stworzyliśmy naprawdę fajny świat w tym fanfiku.
Byłbym wdzięczny, gdybyście napisali mi, co sądzicie o tej książce. Co z niej zapamiętacie. Opinię, która będzie nawiązką dla tej pracy.
Dziękuję jeszcze raz. Bardzo was kocham.
~Oliwier, 27.06.2019r.
PS. Witte Lichten-białe światła. Tytuł nawiązywał do białych świateł reflektorów scenicznych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro