:twaalf:
Nokou's P.O.V
Kochając, człowiek jest w stanie wiele wycierpieć. Jest też w stanie wiele odpuścić, poświęcić dla tej osoby. Nawet swoje szczęście. Bo miłość nie zawsza usiana jest różami. Między wierszami znajdziemy mnóstwo niedomówień, chwastów, które niezawsze da się wyrwać.
Obudziłem się około godziny piątej. Nie byłem przyzwyczajony do spania z kimś, toteż się nie wyspałem. Czerwonowłosy obejmował mnie ramieniem dosyć mocno, przez co nie udało mi się wstać z łóżka.
To wszystko wydawało mi się snem; Linn, leżący obok mnie, to, co wczoraj wydarzyło się między nami, zadeklarowanie moich uczuć co do niego było tak nieoczekiwane, iż wydawało się nierealne.
Ale chłopak tu był, mogłem go bezwstydnie dotknąć. Nie wyszedł, gdy powiedziałem mu, że go kocham. Nie opuścił mnie, mimo iż nie odwzajemnił moich uczuć.
Odgarnąłem rubinowe kosmyki z jego twarzy, oświetlonej smugami światła wpadającego przez rolety. Wyglądał wspaniale. Przez chwilę wydawało mi się, że jestem gdzieś indziej, w sypialni z bóstwem.
Od samego początku tak go widziałem; jako zranionego, buntowniczego chłopaka z problemami, który codziennie musiał walczyć z krzywymi spojrzeniami i niezrozumieniem. Mimo tego całego żelastwa w jego twarzy było w nim coś, co przyciągało mnie, porywało. Kiedyś najprawdopodobniej nie zwróciłbym nawet uwagi na taki typ urody.
Patrząc na niego, zapominałem, jaki dzisiaj jest dzień, miesiąc, rok. Dopiero po chwili byłem w stanie sobie przypomnieć, że dzisiaj poniedziałek, początek ostatniego tygodnia szkolnego.
-Nokou?-Usłyszałem zachrypły głos Linn'a.-Coś nie tak? Wpatrujesz się we mnie dobre pięć minut.
-Nie..wszystko okej. Dlaczego nie śpisz?-Wyrwałem się z moich rozmyślań.
-Obudziłeś mnie. Za głośno oddychasz.- Mruknął, chowając twarz w poduszkę, na co zachichotałem.
-Gdzie twoi rodzice?-Spytał po chwili.
-Moja mama pojechała spotkać się z przyjaciółką. Dawno się nie widziały, więc wróci pewnie dzisiaj wieczorem.-Westchnąłem.
-A ojciec?
-Nie wiem.-Skłamałem.-I nie obchodzi mnie to.-Skłamałem drugi raz.
-Rozumiem.-Na jego twarzy pojawił się cień współczucia.-Zróbmy sobie dzisiaj wagary.-Poprosił, zmieniając temat.
-Nie ma mowy.-Zaprotestowałem.-Mam dzisiaj test z fizyki. Muszę na nim być.
Starszy wydymał policzki.
-No weź.-Jęknął.-I tak wychodzi ci szóstka.
-Czwórka.
-Jedno i to samo.
Wypuściłem powietrze ze świstem, podnosząc się na łokciach.
-Pójdźmy na kompromis.-Powiedziałem po chwili namysłu.-Odpuścimy sobie trzy pierwsze lekcje, a na pozostałe pięć pójdziemy.
-No ok, zgoda.-Wywrócił oczami, na co uśmiechnąłem się. Nauka była dla mnie ważna i musiał to zrozumieć.
Jeszcze parę razy próbował przekonać mnie, że mogę napisać egzamin w innym terminie, lecz pozostałem nieugięty. W końcu dał za wygraną.
-A więc...co zamierzamy robić przez ten czas?-Spytałem spod przymkniętych powiek, uśmiechając się zalotnie. Nie, żebym coś sugerował.
-Opowiedz mi coś o sobie, Nokou. Praktycznie nic o tobie nie wiem.-Czułem, że chciał mi to powiedzieć od dawna. Miał rację. Kochałem osobę, o której przeszłości nie miałem pojęcia.
-Dobrze. Pod warunkiem, że ty zrobisz to samo.-Powiedziałem, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Linn kiwnął potwierdzająco głową.
-Jak już zauważyłeś, jestem dosyć nieśmiałą osobą.-Zacząłem.-Kiedyś tak nie było. Byłem bardzo głośnym, gadatliwym dzieckiem, nie znającym granicy moralności. To wszystko stało się, gdy poszedłem do gimnazjum. Od razu stałem się obiektem wyzwisk; przezywano mnie i prześladowano. Skończyło to się tym, że zamknąłem się w swoim pokoju na miesiąc. Wychodziłem tylko do łazienki. Dostawałem talerz z jedzeniem pod próg drzwi, których często nie miałem siły otworzyć.-W tej chwili głos lekko mi się załamał. Linn przesłał mi pokrzepiający uśmiech.- Mama zadzwoniła do mojej wychowawczyni i powiedziała, że mam przewlekłe zapalenie płuc. Najprawdopodobniej tkwiłbym w swojej sypialni do tej pory, gdybym nie poznał Yuno, mojej najlepszej przyjaciółki.-Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry.-Na początku trzymała mnie na dystans, ale gdy dowiedziała się, że jestem gejem, już nie było dla mnie ratunku.-Czerwonowłosy zaśmiał się krótko.
-Yaoistka?-Wtrącił.
-Skąd wiesz?
-Mój kuzyn jara się tym samym.-Skrzywił się.
-Wracając...-Wziąłem głęboki haust powietrza-Dzięki niej pokonałem moją aspołeczność i jestem teraz tu, obok ciebie.
-Przypomnij mi, abym podziękował jej przy naszym spotkaniu.-Parsknąłem cicho na jego słowa.
-Teraz twoja kolej.-Odrzekłem po chwili.
-Nie lubię mówić o sobie.
-Obiecałeś.
-No dobrze.-Westchnął.-Zacznijmy od tego, że lubię rock i przeróbki akustyczne. Jedno z drugim się kłóci, co? U mnie wszystko się kłóci; począwszy od wiecznie kłócących się rodziców, kończąc na kłócącym się kolorze moich oczu.-Miałem nadzieję, że rozwinie temat swoich tęczówek.-Nauczyłem się z tym żyć. Z tym, jaki jestem, z tym jak mnie traktują ludzie. Lubię wzbudzać kontrowersje, na ulicy nie obaczam się bez krzywych spojrzeń. Mam zespół, którego jestem wokalistą. Nazywa się Fire Fucks.-Nie powstrzymałem śmiechu na tę nazwę, na co chłopak szturchnął mnie w ramię.-Mimo tego, że w moim domu praktycznie cały czas słychać krzyki, nie mam złego życia; moi rodzice prawie cały czas wyjeżdżają w delegacje, dzięki czemu mam wolną chatę. Ludzie uważają, że się buntuje, ale nie mam przed czym. To chyba...tyle.-Półuśmiechnął się głupio.
-Pomyśleć...że twoje życie jest mniej krwawe niż moje.
Zaczęliśmy się niekontrolowanie śmiać.
-Nokou?
-Tak?
-Opowiedz mi jeszcze o jednym.
-Hm?
-Opowiedz mi o wszystkim, co łączy ciebie i Williama Richards'a.
Uśmiech, który przez cały ten czas mi towarzyszył, natychmiastowo zszedł mi z twarzy.
_______________________
Niesprawdzane, kochani!
~Able.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro