Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

:negenentwintig:

Pisał i betował: Olek.

______________________

W ciszy usiedliśmy w kabinie. Po kilku minutach maszyna ruszyła, a ja przypomniałem sobie, że mam lęk wysokości. Tak wiem, ma się to poczucie czasu. Starałem się jednak nie pokazywać po sobie swojego strachu.

Między nami było niezręcznie. Chciałem się odezwać, lecz bałem się, iż Nokou mi nie odpowie. Chociaż z drugiej strony, po co by mnie w takim razie tu zaciągał? Po co by się z nami spotykał, po co wciągałby mnie do tego głupiego przedstawienia?

-Nokou?-Mój głos niepewnie zadrżał. Chłopak, wbrew moim oczekiwaniom, spojrzał na mnie. Zdziwiłem się. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy dostrzegłem w jego oczach łzy. Czyżby płakał przeze mnie?

-Nokou...co się dzieje?-Palnąłem, bez większego zastanowienia.

-Ja...-Mówił jeszcze ciszej niż ja.-Myślałem--gwałtownie wpuścił powietrze, wpatrując się w krajobraz gdzieś za mną.-że potrafię udawać silnego. Udawać, że mnie to nie rusza.-Powoli zaczął dawać upust łzom, a ja patrzyłem się na niego jak zahipnotyzowany. Teraz, jego słowa były już tak ciche, że musiałem się przybliżyć, aby cokolwiek usłyszeć.

-Ale nie potrafię, rozumiesz? Bo cię kocham i namieszałeś mi w głowie, dając nadzieję, że to odwzajemniasz.-Wydusił.-I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że poznaję twoją przemiłą, śliczną dziewczynę oraz że wszystko pieprzy się na tym przeklętym korytarzu.-Kontynuuował, nie kontrolując już łez, przez co stał się jednym wielkim bagałanem. Jego mokre policzki oświetlane były przez lampki, ozdabiające diabelski młyn. Włosy zostały potargane przez wiatr, a uszy i nos były już całkowicie czerwone od zimna.

-Nokou..--

-Ale wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze?-Przerwał mi.-To, że wtedy, na dachu, kolejny raz uwierzyłem w to, że coś może z tego być. Kolejny raz wszystko zburzyłeś i postawiłeś pod znakiem zapytania.-Zaśmiał się gorzko, wreszcie patrząc mi w oczy. Były pełne bólu i oczekiwań. Zabrakło mi słów, przez co ciągnął dalej:

-Dlatego powiedz mi, co jest między nami Linn? Czy mógłbyś, kurwa, się w końcu określić?-Poczułem kilka lekkich uderzeń w klatkę piersiową, każde z nich poprzedzone było szarpanym oddechem. Bardzo rzadko słyszałem, aby przeklinał.

-Powiedz mi, kim byłem dla ciebie wtedy, gdy patrzyłeś na mnie z obrzydzeniem w oczach i kim wtedy, gdy mnie całowałeś? Powiedz mi do cholery!-Podniósł głos, kiedy nie odpowiadałem.

Byłem jak w transie. Uderzyła we mnie masa sprzecznych emocji; żal, smutek, jak i szczęście, że wreszcie rozumiem, o co mu chodzi. Bo zrozumiałem; zrozumiałem, że tu nie chodziło o korytarz, o ten jeden mały błąd tylko o to, że blondyn miał dość tego wiecznego czekania. Chciał wiedzieć na czym stoi.

Pocałowałem jego dłoń, nadal spoczywającą na mojej piersi. Westchnąłem, głaszcząc go po policzkach. Jego zaciśnięte do tej pory mięśnie twarzy rozluźniły się nieco pod moim dotykiem.

Nie mogłem pokazać mu, że się boję. Nie teraz, już nie. Musiał wiedzieć, że już nie wstydzę się moich uczuć względem niego.

-Jesteś dla mnie wszystkim, Nokou.-Wyznałem.-Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać.-Przytuliłem go, na co młodszy trochę pewniej wtulił się we mnie.

-Czyli kim? Potrzebuję jasnej odpowiedzi, Linn. Poświęciłem już za dużo, aby mieć teraz jakiekolwiek wątpliwości.-Fioletowooki wymruczał to wręcz w moją szyję.

-Czyli...czyli pokochałem cię, Nokou.-Na te słowa oboje ścisnęliśmy się mocniej. Przeszły mnie ciarki; nie miałem pojęcia, że te słowa tak dobrze zabrzmią, tak idealnie się dopasują.

Młodszy nerwowo odsunął się ode mnie, by po chwili mocno wbić się w moje przemarźnięte wargi. Sapnąłem, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo mi ich brakowało. Jak bardzo brakowało mi tego poczucia, że jest mój.

Całowaliśmy się długo i powoli, nie zdając sobie sprawy z tego, że koło już jakiś czas temu się zatrzymało, a nam przypatruje się parę osób z naszej szkoły, wraz z osobą nadzorującą atrakcję. Nokou przerwał pocałunek, czerwieniąc się przez napotkanie ze wzrokiem innych.

-Linn, patrzą się.-Wyszeptał, nie spuszczając z nich oka. Gapie szeptały coś między sobą, a w tle usłyszałem śmiech mojego kolegi z zespołu.

-Nie przejmuj się nimi. Już nie uciekam. Już się nie boję.-Powiedziałem, kolejny raz zatapiając się w jego ustach.

________________
SPOKOJNIE QUEENS TO NIE KONIEC NIE
WAIT ZOSTAŃCIE TU NA JESZCZE PARĘ ROZDZIAŁÓW
A wracając
To nie sprawdzam za bardzo, wróciłem, żyje chyba, no i ten
Mam nadzieje że ktoś sie cieszy z takiego obrotu spraw hehe
~Olek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro