Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28


Pov. Peter

Wrzasnąłem, wyprężając moje ciało tak mocno, jak trzymające mnie na krześle mankiety pozwalały. Skóra na moich nadgarstkach była całkowicie zdarta, a materiał, z którego wykonane były zabezpieczenia, cały był ubrudzony szkarłatną cieczą. Moim ciałem wstrząsały fale potwornych drgawek, których nie potrafiłem opanować. Każdą, pojedynczą komórkę atakował okrutny, rozrywający wręcz ból, który dosłownie odbierał mi możliwość normalnego oddychania. Mroczki tańczyły przed moimi oczami. Kręciło mi się w głowie. Było mi niedobrze. Nie wiedziałem, jak długo to jeszcze potrwa, ale byłem na granicy wytrzymałości. Wrzeszczałem, zdzierając sobie gardło i wijąc się w agonii. Obrazy wydarzeń sprzed ostatniej godziny przelatywały mi przed oczami, a ja desperacko wręcz starałem się je zatrzymać. Zatrzymać to wszystko w mojej głowie. Nie pozwolić im uciec. Tak bardzo chciałem je zatrzymać. Chciałem, żeby pozostały na swoim miejscu. Chciałem... nie pozwolić Hydrze wygrać. Nie mogłem pozwolić im wygrać. Ja... może i byłem naiwnym idiotą, ale... naprawdę na niego liczyłem. Liczyłem na swoją ostatnią deskę ratunku. Na Starka. Liczyłem, że przyjdzie tu i mnie uratuje. Że mi pomoże. Że... nie pozwoli, by oni znów mnie oszukiwali. Żeby znów mnie skrzywdzili. I dlatego walczyłem. Dlatego za wszelką cenę starałem się zachować każde wspomnienie i myśl z ostatniej godziny. Żeby dać mu czas. Więcej czasu. Bo on... przyjdzie, prawda? Musi przyjść. Jeśli wspomnienia nie kłamią, to... on mnie tak nie zostawi. Przecież... jesteśmy rodziną. Nie może mnie tak zostawić. I dlatego tak desperacko wręcz walczyłem. Mimo iż było to cholernie bolesne.

-Obiekt zdaje się być mniej podatny na utratę wspomnień niż ostatnim razem- mruknął beznamiętnie lekarz do pana Aristov, a we mnie się zagotowało. Obiekt. Jestem dla nich pierdolonym obiektem.

-Nie nazywaj mnie tak!- wrzasnąłem, zaciskając mocno powieki. Nie mogłem... nie mogłem tego znieść. Tej ich bezwzględności. Obojętności. Tego, że byłem dla nich tylko... obiektem. Bez uczuć. Bez żadnej wartości. Oni... jak do jasnej cholery oni wszyscy mogli mnie tak po prostu oszukiwać?! Przecież ja... całe moje życie... przez całe życie tkwiłem w jakiejś popierdolonej bajeczce! Tego było po prostu za dużo. Nie mogłem znieść myśli, że moja rodzina... że Hydra... że to wszystko było tylko dobrze zaplanowanym i zorganizowanym kłamstwem. I że pan Aristov... że człowiek, którego kochałem najbardziej na świecie... że on miał w tym największy udział. I dopiero teraz pokazuje, jak postrzega mnie naprawdę. Jako bezwartościowy obiekt. Obiekt badań.

Z mojego gardła wyrwał się kolejny rozdzierający, nieco piskliwy wrzask. Zacisnąłem dłonie w pięści i naprężyłem boleśnie każdy, nawet najmniejszy mięsień mojego ciała. Po moich policzkach nieopanowanie spływały łzy, a całym ciałem wstrząsały dreszcze i drgawki. Zacisnąłem dłonie na podłokietnikach i szarpnąłem się mocno. Poczułem, jak po moich palcach spływają pojedyncze krople krwi, by następnie skapnąć na podłogę. Mój ciężki, nierówny oddech słychać było w każdym zakamarku oślepiająco białej sali. Nie mogłem go złapać. Dusiłem się, w czasie,w w którym starałem się wrzucić nadmiar powietrza z płuc.

-Przestańcie!- wrzasnąłem. Gorące urządzenie na mojej głowie zawibrowało, a ja otworzyłem szeroko oczy i pokręciłem głową- błagam, nie!- krzyknąłem ze łzami w oczach, które mimowolnie i niekontrolowanie uwolniły się. Ale oni nie słuchali. Kolejna fala rozrywającego bólu przeszyła nie ciało. Wrzasnąłem, wyprężając się i wijąc na krześle. Mogłem sobie jedynie wyobrazić, jak wyglądało moje gardło. Jakby ktoś jeździł po nim gwoździami. Dosłownie czułem, jak suche i zdarte jest.

Nagle zauważyłem, że pan Aristov podchodzi do szyby. Złączył ręce za plecami i spojrzał na mnie. Nie ze współczuciem. Nie z troską. Nie z miłością. Ze znudzeniem i irytacją. Już nawet nie starałem się wyrazić w moim wzroku całej nienawiści do niego. Ja po prostu... nie miałem już siły. Nie miałem siły, by go oglądać. Tego człowieka. Miałem w głowie tylko jedno pytanie. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego mnie tak nienawidzi? Dlaczego ja? Dlaczego to właśnie mogę życie postanowił zmienić w piekło?

-Przestań walczyć, Peter. Zobaczysz, poczujesz ulgę- mężczyzna przerwał na chwilę, gdy po sali rozniósł się kolejny wrzask. Mój wrzask. Wyrwał się z mojego gardła mimowolnie. Nie chciałem krzyczeć. Nie chciałem pokazywać im, jak bardzo cierpię. Ale to nie zależało ode mnie. W obliczu tak okrutnego bólu wrzaski, krzyki i jęki uwalniały się niezależnie od mnie. Niezależnie i bardzo boleśnie- on po ciebie nie przyjdzie, Peter. Tu jest twoje miejsce i Stark dobrze o tym wie. Nie walcz z tym. Nie masz szans. I tak zapomnisz, tylko będzie to bardziej bolesne.

Poczułem kolejną falę okrutnego bólu. Wygiąłem kręgosłup w nienaturalny łuk. Za wszelką cenę starałem się jakkolwiek uciec od maszyny na mojej głowie, jednak zabezpieczenie skutecznie mi to uniemożliwiały. Czułem ucisk i paskudne palenie na wręcz obdartych ze skóry nadgarstkach. Nie mogłem nic zrobić, mimo że powtarzałem sobie jak jakąś pieprzoną modlitwę zdanie "to tylko psychika". To nie było fizyczne ograniczenie. Takie mankiety nie stanowiły dla mnie żadnego wyzwania. Żadnego. Ale moja psychika... mój umysł... to pokonanie jego stanowiło wyzwanie.

-Nie! Nie chcę! Proszę, nie!- wrzeszczałem, tak bardzo bojąc się tego, że jeśli choć na chwilę przestanę walczyć, stracę wszystko. Stracę szansę na ratunek. Szansę na prawdziwe życie. I... że zabiję Starka. Że już nic mnie nie powstrzyma. Że codziennie będę go nienawidzić coraz bardziej. Że zemszczę się na nim w okrutny, cholernie bolesny sposób za coś, czego nie zrobił. Że oni zrobią ze mnie potwora. Potwora, który będzie czerpał chorą przyjemność z jego cierpienia. Że znów będę snuł chore wizje o tym, jak go skrzywdzę. I do końca życia będę tkwił w przekonaniu, że to wszystko jest dobre. Że Hydra jest dobra.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że je straciłem. Odzyskane wspomnienia. Ja... wiedziałem, że to się stało, ale... nie mogłem odtworzyć sobie w głowie tych scen. Tego, jak siedzę na kanapie ze Starkiem. Tego, jak leżę w celi.  W tej brudnej, zimnej celi. Tej samej, w której pan Aristov zmusił mnie do wzięcia tabletek. W celi... w celi... w celi... w celi? Jak ona wyglądała? W... w jakiej celi? Czy ja kiedyś siedziałem w celi? Czemu? Czemu miałbym siedzieć w celi? To Hydra... to wina Hydry... oni kazali mi siedzieć w celi... cela, cela, cela... przecież ja... ja nigdy nie byłem w celi... nie byłem... byłem... byłem, to Hydra...

W moich oczach zagościła panika. Wiedziałem doskonale, co się dzieje.

-Nie, nie, nie, nie, nie...- zacząłem powtarzać, błagając w myślach Starka, żeby się tu pojawił. Starka? Dlaczego chcę, żeby tu przyszedł? Przecież go nienawidzę... nie, nie, ja go potrzebuję. On mnie uratuje... uratuje mnie? Przecież pan Aristov mnie uratuje... nie, pan Aristov mnie nie uratuje. On jest zły... jest zły... nie, nie jest... czy jest? A Hydra? Są dobrzy... nie, to potwory... potwory? Avengers? Avengers... kim są Avengers? Są źli czy dobrzy? To kto mi pomoże? Ktoś mi pomoże? Pan Aristov. Pan Aristov mi pomoże. Przecież mnie kocha... kocha mnie, prawda? Tak samo jak Hydra. Hydra mnie kocha... nie, nie, nie... to Stark mnie kocha... ale ich zabił. Stark zabił mamę, prawda? Zabił ją? Czy nie? Nie... nie, nie zabił... mówił, że nie zabił. Kłamał? Hydra kłamała? To kto w końcu kłamał? Kłamał... kłamstwo... moje życie to kłamstwo... nie, to prawda... jestem prawdziwy... wszyscy są prawdziwi... nie... oszukują... kłamią... Hydra kłamie... Stark kłamie... kłamie? Nie może... nie może kłamać... mówił, że nie kłamie. Czemu mnie tak boli? Co się dzieje? Dlaczego oni tu są? Pan Aristov? Dlaczego mi nie pomoże? Przecież on mnie kocha. Jestem jego synem... czemu nie chce mi pomóc? Ja... gdzie ja jestem?!

Krzyki. Dużo krzyków. Głosy przepełnione bólem, gniewem i paniką. Dużo złości. Nienawiści. Ktoś tu jest. Ktoś inny. Nie Hydra. Ktoś zły. Ktoś, kto chce mnie skrzywdzić. Czy to Iron man? Dlaczego on tu jest? Czemu tu przyszedł? Czy on chce mnie porwać? Znowu? Ja... nienawidzę go. Nie... nie nienawidzę... nie mogę... on nie kłamie... nie, kłamie. Hydra mówi, że kłamie. Znowu chce mnie zranić? Na pewno. Chce zrobić mi krzywdę. Ale tego nie zrobi... pan Aristov tu jest. On mnie ochroni. Zawsze mnie chroni. On jest dobry. Jest mądry. Wie wszystko. Nie pozwoli, by stało mi się coś złego. Dlaczego to tak boli? Nie chcę tego czuć... błagam, niech przestanie boleć... ale to Hydra chce, żeby mnie bolało. Więc musi boleć. To jest dobre. To jest dobre dla mnie. To jest dobre dla wszystkich. Oni by mnie nie skrzywdzili...

Przecież Hydra zawsze wie, co jest dla mnie najlepsze.

Słyszałem odgłosy walki, ale nie rozumiałem, co się dzieje. Ktoś krzyczał. Ktoś krzyczał moje imię. Jego głos.. znam go? Chyba znam... on się boi. Czego się boi? Przecież nic się nie dzieje. Jestem w domu. Bezpieczny. Z moją rodziną. Ale on krzyczy. Z paniką, gniewem i bólem. Krzycz... woła mnie. Krzyczy moje imię. Tak rozpaczliwie krzyczy moje imię... chyba. Bo... to ja jestem Peter, tak? Tak, na pewno jestem Peter. A kim są oni?

-Peter! Peter, słyszysz mnie?!- znajomy głos. Znajomy? Nie... nie znam go... czy znam? Powoli przestawałem odczuwać ból, mimo że moim ciałem wciąż wstrząsały drgawki. Zmrużyłem oczy. Ktoś uderzał w szybę. Czemu? Ktoś krzyczał. Ktoś starał się dostać do środka. Dlaczego tak panikują? Pan Aristov tu jest. On nie pozwoli, by ktokolwiek mnie skrzywdził. Przecież on mnie kocha. To jest mój dom. Tu jestem bezpieczny. W Hydrze zawsze jestem bezpieczny.

-Cholera, wyłączcie to!

-Co wyście narobili?! Straci za dużo wspomnień!- za dużo, za dużo, za dużo, za dużo... za dużo wspomnień... jakich wspomnień? Czyich wspomnień? Moich wspomnień? Nie... ja mam swoje wspomnienia. Mam je... mam je? Pamiętam? Co pamiętam? Pamiętam... rodziców? Mam rodziców? Nie mam... mam... nie, nie mam... poszli... nie, umarli... zabił ich... kto ich zabił? Ktoś zły... zły jak... Tarcza... Tarcza jest zła... Tarcza... Avengers... Stark ich zabił... zabił ich... nie, nie zabił... tak, zabił... kim jest Stark? Gdzie on jest? Pomoże mi? Nie pomoże... nie przyjdzie po mnie... nie kocha mnie... pan Aristov tak mówił... pan Aristov? Kto to? Pan Aristov... mój tata. On jest moim tatą... nie, tata nie żyje... zabił go... on go zabił... kto? Kto zabił rodziców? Rodziców... moich rodziców? Kocham ich... gdzie oni są? Nie... ja nie znam rodziców... nie znam ich. Nie ma ich tu. Nie było ich... jest tylko pan Aristov. Nie potrzebuję rodziców. Jakich rodziców? Ja nie mam rodziców... mam? Nie mam. Nie mam, nie mam, nie mam... nie mam rodziny... nie, nie prawda... mam rodzinę... rodzina mnie kocha... mam Hydrę... Hydra. Hydra... Hydra to dom...  tak, Hydra to dom... Hydra... co to Hydra? Brzmi znajomo... znam Hydrę? Tak, znam... pan Aristov... pan Aristov jest Hydrą... nie jest... Hydra to dom... pan Aristov... kim jest pan Aristov?

Kim ja jestem?

Nagle wszystko ustało. Cały ból. Cały hałas. Cisza. Cisza, którą przeciął głośny trzask. Ktoś do mnie podbiegł. Kto to? Mężczyzna... mężczyzna? Dziwne słowo... skąd je znam? Kto to jest... czego chce... to mój tata? Nie... tata nie żyje... nie żyje, nie żyje, nie żyje... nikt nie żyje... oni ich zabili... ale kto ich zabił? Kogo zabił? Pan Aristov? Gdzie jest pan Aristov? Czy to on? Gdzie on poszedł? Przecież by mnie nie zostawił...

Poczułem ciepło na policzku i słodki, metaliczny posmak w ustach. Czy to co czuję jest prawdziwe? Czy ktoś naprawdę mnie głaszcze? Czy to pan Aristov? Pan Aristov... kim jest pan Aristov... nie wiem... nie wiem, nie wiem, nie wiem... co mam wiedzieć? Czego oni ode mnie chcą? Co mam zrobić? Nie chcę zawieść Hydry. Nie chcę... proszę. Nie chcę...

-Peter! Pete, dzieciaku, błagam, spójrz na mnie!- jego głos ledwo do mnie docierał. Znajomy głos. Słyszałem go już, tylko... gdzie? Co to za głos? Taki łagodny. Łagodny głos. Pełen paniki, a mimo to łagodny. Taki... ciepły. Lubiłem ten głos. Ale... skąd on się wziął? Czyi to głos? Ktoś tu jest? Co on do mnie mówi? Gdzie ja jestem? Gdzie on jest? Gdzie jesteśmy? Czy my wciąż tu jesteśmy? Czy gdzieś indziej? Dlaczego on do mnie mówi? Czego on ode mnie chce? Czy on mówi do mnie? Tylko do mnie? Chce, żebym odpowiedział? Dlaczego nie potrafię? Dlaczego nie mogę na niego spojrzeć? Dlaczego on ciągle tu jest? Kim on jest? Kim my jesteśmy? Gdzie jest pan Aristov? Pan Aristov... on mi pomoże... on wie, co dla mnie najlepsze... pan Aristov mnie kocha...

Nagle poczułem ulgę. Wielką ulgę. I po prostu poleciałem bezwiednie do przodu. Nie zarejestrowałem tego, że ktoś mnie złapał. Po prostu upadłem w czyjeś ramiona i w całości oddałem się pochłaniającej mnie ciemności.

Przestało boleć.

*****

2016 słów

Hejka!

Ale popierdolony rozdział xD
Jak Wam się to czytało, kochani? Tak szczerze, bo jestem mega ciekawa jak udało mi się to wszystko opisać.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro