"Zrobił to specjalnie."
Gdy otworzyłem oczy czułem się zadziwiająco lekko.
Zanim ponownie się przestraszyłem, przypomniałem sobie sytuację z wczesnego poranka.
Obróciłem się na drugi bok, ale nie zobaczyłem tam tego, co oczekiwałem ujrzeć.
Byłem sam, a mina automatycznie mi zrzedła.
Sięgnąłem po mój telefon, którego wyświetlacz wskazywał godzinę 11, która dalej wydawała mi się zbyt wczesną porą.
Przeciągnąłem się, na całej długości łóżka, wydając przy tym mało męskie piski.
Sięgnąłem po wodę, którą jeszcze kilka godzin wcześniej zostawiłem na ziemi i upiłem jej sporą część.
Po chwili z niemałym trudem, podniosłem się na chwiejnych nogach.
Opierając się o niektóre przedmioty podszedłem do wielkiego lustra, które stało w rogu pokoju.
Moja twarz jak zwykle była blada, a blond grzywka, opadająca na oczy domagała się natychmiastowego farbowania.
Przetarłem oczy piąstkami licząc, że gdy je otworzę zobaczę przystojnego i perfekcyjnie zbudowanego ratownika, ale gdy opuściłem ręce dalej stałem tam ja.
Parsknąłem cicho pod wpływem swoich głupich myśli i rozejrzałem się po przestronnym pokoju.
Był on utrzymany w odcieniach szarości i jak na pokój chłopaka był bardzo schludny.
Należał on prawdopodobnie do Ryana, na co wskazywały liczne puchary "najlepszego strzelca" stojące na półce ponad biurkiem.
Obiegłem je wszystkie wzrokiem.
Był... JEST naprawdę dobry.
Uchyliłem drzwi od pokoju i wyjrzałem na korytarz.
W tej części domu jeszcze nie byłem, więc śmiałem twierdzić, że znajdowałem się na piętrze.
Zamknąłem drzwi, bojąc się gdziekolwiek wyjść, bo z moim szczęściem wpadłbym na kogoś, kto szczerze nie miał napewno ochoty mnie oglądać.
Pościeliłem łóżko, co zajęło mi chwilę, bo było naprawdę ogromne i ubrałem swoje ciuchy z zeszłego dnia.
Na komodzie leżały również moje bokserki, które zostawiłem u chłopaka ostatnim razem gdy u niego byłem. Bielizna była wyprana i świeża, co jeszcze bardziej wpędziło mnie w zakłopotanie.
Po jakiś 15 minutach już dosłownie nie wiedziałem co miałem ze sobą zrobić, więc ponownie wyjrzałem na korytarz, nasłuchując dłuższą chwilę. Przez ten cały czas nie usłyszałem nawet najmniejszego szelestu, co oznaczało, że albo naprawdę nikogo nie było, więc gdzie w takim razie był Beaumont..? Lub to, że dom był tak ogromny iż w odległych jego zakątkach nie było słychać dosłownie nic.
Najciszej jak umiałem, wyszedłem na korytarz.
Gdy zamknąłem drzwi opanowała mnie obawa, że jeśli choć raz skręcę w któryś z korytarzy to zgubię się i będą mnie musieli szukać przy pomocy termowizorów*.
Cicho stąpając po jasnych panelach skierowałem się w lewą stronę, mając nadzieję na szybkie znalezienie bruneta.
Gdy doszedłem do ślepego zaułka, kończącego się jedynie trojgiem drzwi, postanowiłem zawrócić do punktu wyjścia i tym razem pójść w prawą stronę.
Po dłuższym czasie, w którym mój stres co sekundę wzrastał kilkukrotnie, doszedłem do białych schodów, które chyba kojarzyłem z imprezy, na której tutaj byłem ostatnim razem.
Jeśli się nie myliłem po zejściu miał mi się ukazać obszerny salon ze skórzanymi meblami i wielką plazmą.
Ostrożnie stąpając na każdym schodku, w każdym momencie gotowy do ucieczki, zszedłem na sam dół.
Nie myliłem się i moim oczom ukazało się wielkie pomieszczenie.
Gdy na chwilę przystanąłem żeby posłuchać, czy coś nie dzieje się w głębi domu, doszedł do mnie kuszący zapach.
Wydawało mi się, że nikogo nie ma w pobliżu, więc ruszyłem za zapachem, który dochodził prawdopodobnie z kuchni.
Droga do kuchni była chyba jedną z niewielu rzeczy, które zdołałem zapamiętać z imprezy u Beaumonta.
Zatrzymałem się w połowie drogi,
bo stanąłem przed drzwiami wyjściowymi.
Pokusa ucieczki była bardzo silna, ale zdałem sobie sprawę, że byłoby to nie w porządku wobec bruneta, więc po prostu wyrzuciłem tę myśl z głowy.
Stanąłem przed wejściem do kuchni i czułem jak serce zaczyna mi mocniej bić.
Co jeśli w środku nie zastanę Ryana?
Zaklinając siebie w środku, odważyłem się szybko spojrzeć do pomieszczenia.
Przed oczami mignął mi obraz półnagiego chłopaka w czarnych dresach, stojącego tyłem do wejścia.
Odważyłem się spojrzeć po raz drugi i wtedy mogłem odetchnąć z ulgą, bo chłopakiem okazał się m ó j Beaumont.
Chłopak miał w uszach słuchawki, więc nie było nawet jakichkolwiek szans żeby mnie usłyszał, więc bezkarnie mogłem się mu przez chwilę poprzyglądać.
Jego budowa za każdym razem wzbudzała we mnie podziw. Była wręcz atletyczna, nie to co moja...
Jego biodra ruszały się powoli i rytmicznie na boki, prawdopodobnie pod wpływem rytmu jakiejś piosenki, którą aktualnie słuchał.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku, chciałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
Zdałem sobie sprawę, że przygryzam wargę, dopiero wtedy, gdy poczułem w ustach metaliczny posmak.
Chłopak tak cholernie mi się podobał...
Moje ręce coraz bardziej zaciskały się się na framudze wejścia i pod wpływem impulsu podszedłem powoli do bruneta.
Stojąc od niego kilka centymetrów powoli objąłem go w pasie obiema rękami.
Pod wpływem mojego ruchu mięśnie chłopaka momentalnie się spięły, co doskonale poczułem pod dłońmi.
Brunet szybko wyciągnął słuchawki z uszu i dostrzegając mnie lekko się uśmiechnął i docisnął mnie do siebie ręką, w taki sposób, że całkowicie przylgnąłem do jego pleców.
- Wstałeś.- stwierdził, wyciągając gotowe gofry z gofrownicy
- Jak widać.- mruknąłem odurzony ciepłem bijącym od jego ciała
- Głodny?
- Trochę.- odparłem, niemalże zasypiając oparty o jego plecy
Chłopak odwrócił się do mnie przodem, na co mruknąłem z dezaprobatą.
Brunet jednym ruchem posadził mnie na blacie, a ja momentalnie się rozbudziłem, ale nic nie powiedziałem.
Brązowooki podszedł do lodówki i wyciągnął z niej bitą śmietanę, którą tak bardzo uwielbiałem.
Nałożył ją na dwa gofry i jak prawdziwy szef kuchni, polał je sosem czekoladowym, posypując je również truskawkami.
- Voilà**!- powiedział i przesunął jeden z talerzy w moją stronę, a ja się uśmiechnąłem
Kąciki ust chłopaka również podniosły się delikatnie do góry.
Wziąłem do ręki gofra i wręcz z pożądaniem wgryzłem się w słodycz. Był pyszny, więc z moich ust wydał się cichy pomruk zadowolenia, a brunet słysząc moją reakcję zaśmiał się pod nosem.
-Ty żartowałeś wtedy z tą gastronomią, co nie?- powiedziałem z pełnymi ustami, a chłopak ponownie się zaśmiał
- Gwarantuję Ci, że obecne liceum jest pierwszym i ostatnim, które zmierzam skończyć.- odparł, na co tym razem ja się uśmiechnąłem
Śniadanie jedliśmy w ciszy, ale nie mogłem się oprzeć, żeby nie spoglądać na chłopaka, gdy ten był tego całkowicie nieświadomy.
Gdy skończyliśmy, brązowooki odebrał ode mnie talerz i wsadził oba naczynia do zmywarki.
Gdy zamknął urządzenie powrócił do mnie i nie zwracając na moją osobę żadnej uwagi wszedł pomiędzy moje nogi.
Poczułem jak wszystkie męśnie gwałtownie mi się spięły, a trochę zbyt duża ilość powietrza dostała się do moich płuc.
Chłopak nachylił się w taki sposób, że między naszymi twarzami były może 2 centymetry odstępu i sięgnął ręką za mnie, otwierając jedną z półek. Sekundę później odsunął się ode mnie ze szklanką w dłoni.
Spojrzał mi w oczy i wzruszył ramionami, podrzucając przedmiot do góry.
Czułem jak moja twarz robi się czerwona, a kąciki ust bruneta bezczelnie drgnęły ku górze.
Zrobił to specjalnie.
Gdy chciał się wycofać, gwałtownie wyrwałem mu szklankę z dłoni i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć z całych sił przyciągnąłem go za kark i agresywnie wbiłem się w jego usta.
Brązowooki wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy, oparł się rękami o blat po obokach moich bioder i naparł na mnie jeszcze bardziej.
Gdy chciał się oderwać, pozwoliłem mu jedynie na jeden oddech i znowu wgryzłem mu się w wargi.
Nie ma tak łatwo...
***
Pisząc ten rozdział cały czas zapętlałam Arianę ⬆️ i jakoś luźniej mi szło...😏
Nie wiem jak będzie z rozdziałami przez następne kilka dni, bo przez Waszą aktywność ta książka sama w sobie stała się maratonem 😅,
a wyjeżdżam w góry i nie wiem jak będę dysponować czasem, więc nie denerwujcie się jeśli nie będzie rozdziału, np. jutro. ❤
Tyle chciałam 😋
Bye😘
*Termowizor- podobny do noktowizora, ale namierza przy pomocy ciepła wydzielanego przez organizm
**Voilà- [franc.] To wszystko!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro