"Widzimy się w szkole."
Obudziłem się dość niespokojnie, bo poczułem jak materac łóżka się ugina.
Zmrużyłem oczy i gdy przez poranne światło zobaczyłem zarys czyjejś sylwetki, moje ciało przeszedł silny dreszcz.
Przed oczami miałem wszystko.
Wszystko, co wydarzyło się zeszłej nocy.
- Śpij - mruknął cichy, zachrypnięty głos. - Jest wcześnie, zbyt wcześnie na szkołę.
Spróbowałem rozchylić powieki szerzej, ale brutalne promienie słoneczne były tym razem przeciwko mnie.
- Poczekaj - mruknąłem zaspanym głosem. - Moja mama...- dodałem sennym westchnieniem.
Chłopak dźwięcznie zachichotał.
- Poradzę sobie - odparł, a ja poczułem jak materac ponownie się odgina, na co mruknąłem niezadowolony.
Przykryłem się kołderką, zakrywając swoją twarz i sennie mruczałem niewyraźne jakieś zdania sprzeciwu, co przypominało raczej bezpauzowy bełkot.
Słyszałem jak chłopak zapinał pasek, więc lekko uchyliłem swoją fortecę, skutecznie odgradzając się od słońca, aby móc ostatni raz spojrzeć na umięśnione barki bruneta.
- Gapisz się - powiedział w pewnym momencie brązowooki, odwracając lekko głowę, co skomentowałem tylko cichym niewyraźnym sapnięciem przedrzeźniającym jego słowa.
Ponownie przykryłem się kołdrą i zamknąłem oczy, które domagały się kontynuacji snu.
W pewnym momencie usłyszałem jak chłopak podszedł do łóżka, więc machinalnie jeszcze bardziej zacisnałem dłonie na swoim przykryciu.
Brunet przykucnął i chwycił skrawek kołderki zakrywającej moją twarz, ale zdołał odkryć tylko jej część, bo reszta szczelnie była przeze mnie chroniona.
- Widzimy się w szkole - szepnął, otulając moje ucho ciepłym powietrzem, a opuszkami palców przejechał po moich odkrytych plecach.
Poczułem na sobie gęsią skórkę, więc i tą część schowałem pod przyryciem.
W tamtym momencie czułem jakby moja twarz płonęła żywym ogniem, bo kołdra była moją jedyną osłoną.
- Dobranoc - dodał chłopak ze śmiechem i ku mojemu zaskoczeniu, złożył na moim czole czuły pocałunek.
- Mhm... - mruknąłem, ale nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu satysfakcji, który ulokował się na moich ustach.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Wpadłem do szkoły kilka chwil przed dzwonkiem.
Byłem cały zasapany, bo biegłem przez całą drogę, w ciągu której zacząłem naprawdę myśleć nad uprawianiem jakiejś aktywności fizycznej, bo moja kondyncja była jakimś chorym żartem.
Nie zaspałem jakoś mocno, ale nieprzespana w pełni noc, dawała o sobie znać.
Byłem trochę zmęczony, ale nie żałowałem.
Nie po tym, co się stało.
Postawiłem sobie jasny cel, że wszystko co wydarzyło się ubiegłej nocy, będzie tylko do mojej dyspozycji.
Nie mogłem sobie narazie pozwolić na szczerą rozmowę z Brookiem, bo poprostu nie byłem na nią gotowy.
Tak było dobrze.
Wszedłem szybkim krokiem do szatni i skierowałem się do mojego przedziału.
Szybko dorwałem się do zamka, ale moje ręce po chwili opadły bezwładnie wzdłuż ciała, gdy ponownie spojrzałem na swoją szafkę, taksując czarny napis, który ciągnął się przez całą jej długość.
"Pedał".
Wpatrywałem się w obrazek przed sobą z paraliżującym szokiem wymalowanym na twarzy.
Wiedziałem, ja poprostu kurwa wiedziałem, że tak będzie.
Opanowywując drżenie rąk, wściekły wpisałem kod i otworzyłem zamaszyście metalowe drzwiczki.
Jednym gwałtownym ruchem wrzuciłem do środka swoją bomberkę i wyrzuciłem kilka książek, które niepoukładane wylądowały w torbie.
Zatrzasnąłem szafkę tak, że drzwiczki odbiły się i wylądowały w punkcie wyjścia. Pokręciłem głową, panując nad łzami, które nie mogły wydostać się z moich oczu.
Chciałem poprostu wyjść.
Odejść z tego miejsca.
Obróciłem się szybko, ale ktoś z porządnym hukiem zatarasował mi drogę, ręką opartą o rząd szafek.
Podskoczyłem niespokojnie i przestraszony spojrzałem na Ryana, który ze skupieniem wpatrywał się prosto w moje oczy.
- Musisz mnie zawsze tak straszyć?!- syknąłem nieprzyjemnie, czując jak nerwy biorą górę nad moim ciałem. - Nie możesz znaleźć sobie innego sposobu do zatrzymywania mnie, tylko zawsze mnie straszysz?! - wyrzucałem swoją złość w chłopaka, który dalej stał w tym samym mjejscu, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Poprostu na mnie patrzył, co jeszcze bardziej mnie wnerwiało.
- No co?! - wyrzuciłem ręce w górę, wymierzając w bruneta swoje ostre spojrzenie.
Chłopak przechylił głowę lekko w bok i westchnął, przymykając oczy.
- Co się stało? - spytał spokojnym tonem, co momentalnie zbiło mnie z tropu.
- Nic - odparłem, zakładając ręce na klatkę piersiową i odwróciłem głowę, w kierunku korytarza, który ze względu na dzwonek informujący o rozpoczęciu lekcji, był całkiem pusty.
Spuściłem głowę, czując jak moja twarz robi się gorąca.
Nagłe wyrzuty sumienia kopnęły mnie z podwójną siłą.
Wydarłem się na bruneta, który przecież nie był niczemu winien.
Fakt, był w to wszystko zamieszany najbardziej, ale przecież sam wiedziałem na co się pisałem.
W tamtym momencie chciałem zapaść się pod ziemię, albo w ogóle cofnąć czas.
- Przepraszam - mruknąłem, nie podnosząc wzroku na chłopaka i coraz mocniej zaciskając dłonie na swoich przedramionach.
- Co się stało, Andy? - powtórzył Ryan, nie spuszczając ze mnie ani na chwilę swojego spojrzenia.
Pokręciłem głową, mając nadzieję, że chłopak poprostu odpuści.
- Nic.
Usłyszałem nad sobą kolejne westchnienie.
Brunet opuścił rękę i tym razem to on założył je obie na klatce.
Spojrzałem kątem oka na chłopaka, który wpatrywał się w małe okienko, przez które wpadały promienie słoneczne.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Jak ty chcesz mi ufać, jak nawet nie próbujesz współpracować..? - mruknął, nie odwracając twarzy w moją stronę.
Przełknąłem ślinę i podniosłem głowę, a moje ręce luźno opadły wzdłuż ciała.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy, obróciłem się i przymknąłem drzwiczki swojej szafki, które były otwarte na oścież, ukazując duży napis.
Brunet podąrzając wzrokiem za moimi ruchami, niemo rozchylił usta w zdziwieniu.
- Nic się nie stało - odparłem beznamiętnym głosem i wbiłem wzrok w kafelki na podłodze.
Ryan przejechał dłonią po napisie, który wyraźnie nabazgrany był czarnym permanentnym markerem.
Nic nie powiedział.
Nie mogłem już tego znieść.
- Muszę już iść - odparłem wymijająco. - Nie mogę opuszczać więcej lekcji - rzuciłem, co było prawdą w stu procentach, bo jak moja matka ostatnio dowiedziała się, że miałem kilka spóźnień i nieobecności, zrobiła mi totalny raban na cały dom.
Odwróciłem się i szybkim krokiem, wyszedłem z przedziału, po drodze zabierając plecak.
Brunet nic nie powiedział, nie zatrzymał mnie, a ja nawet się nie obróciłem.
Na chwilę obecną, miałem poprostu dość.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Pod koniec dnia czułem się bardzo źle.
Moja głowa pulsowała od niemiłosiernego bólu, ale najcięższe chyba było zlewanie Brooka i jego pytania w typie
"Czy wszystko ze mną w porządku?" i "Czy coś się stało?".
Nie chciałem o tym wszystkim rozmawiać, zwłaszcza, gdy poraz kolejny groził mi ten koszmar.
Jak zawsze ostatni, powolnym krokiem sunąłem przez szatnię, zastanawiając się czy w ogóle zastanę moje rzeczy w środku szafki.
Nie widziałem Ryana przez cały dzień, od poranku.
Zastanawiałem się ile osób już widziało to śliczne arcydzieło na mojej szafce.
Nawet nie miałem ochoty tego zmywać, chciałem iść do domu i poprostu odciąć się od tego chorego gówna.
Nie podnosząc wzroku chwyciłem za zamek, ale zmarszczyłem brwi, gdy kątem oka zobaczyłem czystą zieloną nawierzchnię.
Rozejrzałem się, waląc sobie w myślach siarczystego facepalma, że mogłem pomylić szafkę i to jeszcze w tak obłędnym momencie, gdy stała się ona wręcz orginalna.
Obejżałem cały ciąg, ale wszystko się zgadzało i numerek, i miejsce, tylko...
drzwiczki były czyste.
Nic.
Żadnego napisu, żadnego markera.
W głowie miałem pustkę, ale mimowolnie moje kąciki ust lekko drgnęły-
Ryan Beaumont.
***
Nie mam weny 💔
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro