"Obiecał."
Poczułem przyjemny dreszcz idący wzdłuż mojego kręgosłupa, pod wpływem czyjegoś dotyku.
Rozchyliłem lekko powieki od razu je zamykając, bo słońce było bezlitosne.
Wysunąłem dłoń, natrafiając na gruby materiał bodajże bluzy, na którym mocno zacisnąłem dłoń.
- Rye - mruknąłem cicho, momentalnie czując jak moje gardło dosłownie zapłonęło.
Nie otwierając oczu, przysunąłem się bliżej chłopaka i wtuliłem się w jego biodro, co spowodowało jego cichy, dźwięczny śmiech.
- Jak się czujesz? - spytał, wciąż lekko drapiąc mnie w miejsce za uchem, na co moja szyja nieznacznie się wygięła.
Przełknąłem ślinę i przemogłem się aby całkowicie otworzyć oczy. Rozejrzałem się kątem oka po pokoju.
Okno wciąż było otwarte, co jedynie mogło spowodować, że w pomieszczeniu nie waliło dymem.
Gardło cholernie bolało mnie przy każdym, choćby krótkim wypowiedzianym słowie.
- W porządku- skrzywiłem się, decydując na zachowanie niektórych faktów dla siebie. - Jak w szkole?
- Nic nowego- mruknął chłopak. - Jakiś nowy koleś ma wejść do drużyny, ale tak to wszystko po staremu...- dodał i podniósł się z łóżka, co spowodowało mój niezadowolony jęk.
- Gdzie ty - podniosłem się na ręce, a drugą przetarłem oczy, śledząc jego ruchy.
Miał na sobie dość luźne, ciemne jeansy ze ściągaczami przy nogawkach i dziurami na całej ich długości oraz białą bluzę w oversize, która doskonale z nimi kontrastowała i jego nieodłączne, czerwone Air Force.
- Zimno tu - powiedział.- Nie zamkn- przerwał, trzymając ramę okna i zatrzymując się w pół kroku. - Andy, co to kurwa ma być?!- warknął przez zębny, a ja wzdrygnąłem się na chłodny ton jego głosu.
- O co- Co. To. Jest, do kurwy?!- syknął, odwracając się w moją stronę.
Sparaliżowany wpatrywałem się w paczkę niebieskich LD, które chłopak ściskał w dłoni.
Oczy bruneta przenikały mnie na wskroś, a ja nie byłem w stanie nic powiedzieć. Przełknąłem ślinę aby choć trochę nawilżyć przeorane gardło.
- Ja...
- Wytłumaczysz mi to do cholery?!- spytał głośniej. - Andy, do kurwy, masz astmę! Pojebało cię?! Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?! Od jak dawna bierzesz to gówno?! - wpatrywałem się w totalnie wkurwionego Ryana, który nawet na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku.
Poczułem jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy bezsilności.
Nigdy nie widziałem go w takim stanie, a zwłaszcza nie w stosunku do mnie.
- Andy, kurwa, mówię do ciebie! - wzdrygnąłem się.- Czy ty choć raz pomyślałeś o konsekwencjach?! Wiesz, że ty możesz umrzeć, do cholery?! Zwłaszcz- Tak, kurwa, wiem, że mogę umrzeć!- nie wytrzymałem.- A czy ty może choć raz pomyślałeś, że może właśnie tego chcę?! Może ja właśnie chcę umrzeć, huh?!- podniosłem się z łóżka, czując jak łzy zaczynają tworzyć mokre ścieżki na mojej twarzy.
W pokoju zapadła cisza.
Wyraz twarzy chłopaka diametralnie się zmienił.
Brunet wpatrywał się we mnie z totalnym szokiem wymalowanym na twarzy, a do mnie doszło to, co właśnie powiedziałem. Pociągnąłem nosem i spuściłem wzrok.
- Ja wcale...- zacząłem, niemalże nie wydając z siebie żadnego dźwięku przez skatowaną krtań.- To nie miało tak...
Pudełko z papierosami upadło na podłogę, a ja mimowolnie mocniej zacisnąłem palce na swoich przedramionach, zagryzając wargę, czując poc chwili w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak.
- Andy - z ust chłopaka wydostał się cichy, łamiący się szept.
Zacisnąłem oczy, aby zatrzymać kolejny potok łez, który cisnął mi się pod powiekami. Czułem jak kolana zaczęły drżeć mi z bezsilności, która w tamtym momencie mnie ogarnęła.
Czy ja na prawdę chciałem umrzeć?
Brunet w jednym momencie ocknął się z transu i szybkim ruchem, zamykając okno podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku, w momencie gdy moje nogi odmówiły mi już posłuszeństwa.
- Andy, przepraszam... Przepraszam - powtarzał, kołysząc się ze mną w ramionach. - Tak bardzo cię przepraszam, skarbie...
Wtuliłem się w tors chłopaka, mocząc jego bluzę słonymi łzami.
Rye trzymał moje bezwładne ciało, bo ja już nawet nie potrafiłem ustać o własnych siłach.
- Ja wcale nie palę. Tylko ten jeden raz. Ja mówię prawdę, Rye... Zabierz mnie stąd - szeptałem przez łzy. - Nie chcę tam jechać... Po prostu mnie zabierz... Cokolwiek.
Brunet wzmocnił siłę w ramionach, głaszcząc mnie uspokajająco po głowie.
- Shhh... Gdzie nie chcesz jechać, Andy- powiedział dziwnie nienaturalnym, ale spokojnym głosem.
Zdałem sobie sprawę jak wizja wyjazdu do Norwegii mnie przerażała.
Wyjazd do obcego kraju, bez znajomości języka, zmiana szkoły, porzucenie wszystkiego co stworzyłem, porzucenie... Ryana.
Moje dłonie zaczęły się trząść, a mój umysł zaczęła ogarniać niekontrolowana panika.
- Nigdzie nie pojedziesz, Andy - powiedział brunet stanowczym głosem gdy zacząłem się wyrywać. - Obiecuję, rozumiesz?! - ścisnął mnie za ramiona, zmuszając abym na niego spojrzał i się uspokoił. - Obiecuję, że nigdzie beze mnie nie pojedziesz - dodał powoli gdy wpatrywałem się w niego swoimi przekrwionymi od płaczu oczami.
Chłopak gładził kciukami moje przedramiona, dokładnie obserwując moją reakcję, więc lekko pokiwałem głową.
Obiecał.
- Wytłumaczysz mi teraz o co chodzi?- szepnął, nawet na chwilę nie zmieniając pozycji.
Przygryzłem wargę i odwróciłem wzrok.
- Andy, proszę cię.
Z moich ust wydało się ciche westchnienie.
Powoli wyplatałem się z objęć chłopaka, który dokładnie śledził moje ruchy. Podszedłem powoli do komody i podniosłem z ziemi zgniecioną kartkę papieru.
Rozwinąłem ją drżącymi rękami, mając cichą nadzieję, że to wszystko mi się przyśniło, a na papierze będą jedynie jakieś nic nieznaczące bazgroły lub nieprzepisana lekcja.
Błąd.
Wpatrywałem się w koślawe pismo czarnego długopisu, nie mogąc zapanować nad natarczywym drżeniem dolnej wargi.
Z transu wyrwała mnie dłoń Ryana, która zacisnęła się na moim łokciu i pociągnęła mnie w jego stronę.
Chłopak usiadł na łóżku i wyciągając kartkę z moich dłoni, usadził mnie sobie na kolanach.
Przymknąłem powieki i oparłem się o obojczyki bruneta.
Gdy po chwili ręka chłopaka bezwładnie opadła, moje przekonanie co do wyjazdu jeszcze bardziej upadło.
- Wiesz, że cię nie puszczę, hm?
- Mhm...
- Wymyślę coś - ścisnął swoją dłoń na moich biodrach. - Obiecałem. Do wakacji jest jeszcze trochę czasu, więc- Do wakacji..?- otworzyłem szerzej oczy, marszcząc przy tym brwi.
- Doczytałeś do końca?
Poczułem jakby całe powietrze ze mnie uszło, a moja głowa machinalnie zaczęła kręcić się na boki.
- Powiedziałem coś - brunet ponownie zmiął kartkę i celnie rzucił ją w kąt gdzie stał kosz. - Nigdzie nie pojedziesz.
Oparłem się o ciało chłopaka, nie będąc w stanie niczego powiedzieć. Brunet swobodnie oparł brodę o moją głowę i wpatrzył się w punkt przed sobą, gładząc mnie uspokajająco po udzie.
Przymknąłem powieki i zaciągnąłem się jego zapachem, który tak dobrze potrafił uspokoić mnie w każdej złej sytuacji.
- Ja też chciałbym cię o coś prosić, Andy.
- Hm?
- Już tak nie rób, dobra? - szepnął, odchylając trochę głowę. - Po prostu się nie krzywdź.
- Już nie będę - wychrypiałem. - Przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro