Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Nie powinieneś tak reagować."

Trzasnąłem drzwiami i położyłem się na łóżku, przyciskając twarz do poduszki, której materiał stłumił moje głośne westchnienie.
Dopiero w tamtym momencie zorientowałem się jak bardzo byłem wyczerpany. 

Leżałem twarzą do ściany, a moje oczy były zamknięte. W pewnym momencie usłyszałem jak drzwi pokoju otworzyły się.

Rozwarłem usta aby warknąć coś o prywatności i konieczności pukania, ale przerwał mi cichy, stanowczy głos.

- Nie powinieneś tak reagować - powiedział Ryan, podchodząc do łóżka, a ja poczułem jak materac ugiął się pod jego ciężarem.

- Dobrze wiedziała, że nie chciałem go widzieć - mruknąłem beznamiętnie. - I nawet nie miała zamiaru mnie poinformować, że przyjeżdżał.

Brunet westchnął z rezygnacją po czym w pokoju zapanowała cisza.
Byłem mu wdzięczny za to co dla mnie zrobił, ale to nie wykluczało faktu, że było mi przykro iż nie trzymał mojej strony.

- Tak czy inaczej, uważam, że powinieneś z nią porozmawiać - z mojego gardła wydostało się ciche, poirytowane warknięcie - Przynajmniej żeby dowiedzieć się o co w ogóle chodziło - dodał.

Odetchnąłem głęboko.
Może Ryan faktycznie miał rację.
Jakoś dotychczas nie zastanawiałem się co mogło być powodem wizyty mojego ojca, chociaż może po prostu nie chciałem tego wiedzieć.

- Już idziesz?- odwróciłem twarz w jego stronę, gdy chłopak wstał i oddalił się nieco od łóżka.

- Tak - odparł, przecierając twarz dłońmi.- Andy, załatw to- jego spojrzenie napotkało moje przez co byłem zmuszony przymknąć powieki.

Podniosłem się i powoli podszedłem do Ryana, który wciąż stał na środku mojego pokoju. Podniosłem wzrok na jego twarz i napotkałem jego przeszywające spojrzenie, w którym jednak dostrzegłem błysk zaciekawienia. Starając się wytrzymać jego wzrok skierowany w moją stronę, oplotłem go ramionami w pasie, zmuszając tym samym aby oderwał się od półki, o którą wówczas się opierał.

Przełknąłem ślinę i ponownie podniosłem wzrok na jego beznamiętną twarz, na której błąkało się zainteresowanie.

- Dziękuję - wydusiłem z siebie, bo wcześniej mu tego nie powiedziałem. - Dziękuję, że po mnie przyjechałeś.

Chłopak uśmiechnął się delikatnie, zaciskając ramiona na moich biodrach i pochylając głowę.

- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek inny...- mruknął, a ja przymknąłem oczy, czując jak brunet złącza nasze wargi.

Jego perfekcyjne usta doskonale pasowały do moich. W moim ciele rozlało się przyjemne ciepło gdy brunet w pewnym momencie mocniej zacisnął palce na moich biodrach. Przeniosłem dłonie na jego klatkę, ostatecznie zatrzymując je na szyi chłopaka. Spodobało mu się, co wywnioskowałem z cichego pomruku, który wydobył się spomiędzy jego warg między pocałunkami.

- Muszę iść - sapnął, ale ja nie miałem zamiaru przestać. - Andy, Johnson mnie zabije jak dzisiaj nie przyjdę...- mruknął, na co odpuściłem i odsunąłem się na niewielką odległość.

- Zamierzasz jeszcze dzisiaj iść na trening..?- spytałem trochę zdezorientowany, zastanawiając się czy się nie przesłyszałem.

- Jest dopiero - spojrzał na swój zegarek.- Dochodzi 6. Zdążę.

- Chodziło mi bardziej... Po całej nocy masz sił- Spokojnie, poradzę sobie- zaśmiał się cicho.- Nie potrzebuję tyle snu co przeciętny siedemnastoletni, niebieskooki blondyn - dodał z uśmiechem, a ja otworzyłem usta, czując gorąc na swojej twarzy.

- Żartowałem - odparł spokojnie, składając na moich ustach krótki pocałunek. - Wyśpij się.

Spomiędzy moich warg wydostało się ciche westchnienie, bo faktycznie nogi pode mną się już uginały.

- Jeszcze raz, dziękuję - mruknąłem, tłumiąc słowa ziewnięciem.

- Do spania - powiedział brunet popychając mnie lekko w stronę łóżka.

- Przyjdziesz do mnie potem?- spytałem cicho, siadając na łóżku.

- Przyjdę - otworzył drzwi, ostatni raz na mnie spoglądając.- Branoc, księżniczko- uśmiechnął się cynicznie, a ja spiorunowałem go wzrokiem, co chyba średnio mi wyszło, bo brunet wybuchnął stłumionym śmiechem.

Zamknął za sobą drzwi, a ja jeszcze przez chwilę wsłuchiwałem się w odgłos jego kroków, gdy schodził po schodach, a dźwięk stopniowo cichł.

Okno w moim pokoju było otwarte, przez co wdzierał się przez nie nieprzyjemny wiatr i szeleścił zeszytami rozwalonymi na moim biurku.

Mój wzrok leniwie zawiesił się na komodzie na przeciwko łóżka, a moja głowa znacznie opadła. Przez dobrą chwilę wpatrywałem się w jeden punkt przed moimi oczami, nie mogąc opisać sensownie tego co działo się w mojej podświadomości. Moje powieki leniwie przymykały się, ale wiedziałem, że musiałem się jeszcze na chwilę podnieść. Zaparłem się dłońmi o materac gdy w pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę. Spod komody wystawał skrawek papieru, którego wcześniej nie zauważyłem. Zmarszczyłem brwi i podchodząc do mebla, wyciągnąłem kartkę. Była zapisana dość niechlujnym pismem, jakby ktoś bardzo się spieszył. Obleciałem zapiski zmęczonym wzrokiem, bo nie należały do mnie. Gwałtownie zachłysnąłem sie powietrzem gdy mój wzrok zatrzymał się na podpisie u dołu kartki.

To był list.

***
Jak nie wrócę...

To mnie piekło pochłonęło 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro