Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Mam dość."

!Uwaga pod rozdziałem ważne Info!
▪▪▪

Poniedziałek.

Tak.
To musiało się kiedyś stać.
Jeszcze tylko 5 dni...
Ehhh...

Szedłem chodnikiem bardzo powoli, niemalże czołgając się po kostce.
To był dzień, w którym naprawdę nie miałem na nic siły.

Wszedłem do szkoły niemalże spóźniając się na lekcje.

- Wszystko w porządku?- spytał Brook gdy siadałem obok niego w ławce

- Ta, chyba, nie wiem...- mruknąłem i położyłem się na blacie stolika

Brooklyn chyba ogarnął stan, w którym się aktualnie znajdowałem i całą lekcję francuskiego mnie nie męczył.
Byłem mu za to wdzięczny.

Po dzwonku czułem się jakbym przesiedział w szkole z 5 godzn, a aktualnie zostało mi jeszcze 6.

Wyszedłem z klasy jako ostatni, w cichej asyscie blondynka.
Skierowaliśmy się pod kolejną klasę, podczas czego nie zostałem prawie staraniwany przez kapitana drużyny footballowej.

Brunet wyszedł zza rogu i poprostu mnie odepchnął torując sobie drogę.
To nie wyglądało jak przypadkowe zdarzenie, Beaumont wyglądał na nieźle wkurwionego.
Rzucił na mnie złowieszcze spojrzenie i poszedł dalej.
Brook spojrzał na mnie, oboje wiedzieliśmy, że żaden z
nas nie ma odwagi się odezwać.

- Przepraszam Pana.- powiedziałem wysokim, dziewczęcym głosem tak, żeby odchodzący brunet mnie nie usłyszał- Ależ idzie pan pod prąd.- piszczałem szeptem, a Brooklyn chichrał się ze śmiechu- Stwarza Pan zagrożenie dla ruchu drogowego...- brązowooki obrócił się w tym momencie, jakby czując na sobie nasze spojrzenia, ale my byliśmy szybsi i uciekliśmy za róg, że chyba nie ogarnął o co chodziło

- Ty to jesteś udany Andy...- mówił blondynek przez śmiech

Po tej akcji humor nieco mi się poprawił, ale wciąż zastanawiałem się co tak zdrnerwowało Beaumonta.

A zresztą, ch#uj mnie to obchodzi..?

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Wychodząc z klasy, w której odbyła się ostatnia lekcja odczułem wrażenie, że wcale nie było tak źle.

Brooklyn klasycznie zwiał już na przystanek, a ja kierowałem się dopiero do szatni.

Podniosłem wzrok, nie chcąc "wpaść" już dzisiaj na nikogo, co nie było najlepszym pomysłem.
Przy wejściu do szatni stała Emily, normalnie podszedłbym i się przywitał, gdyby o pier#oloną framugę nie opierał się pieprzony Beaumont.

Zatrzymałem się.
Chłopak rozmawiał z brunetką posyłając jej uśmiechy, co wiązało się z cichym chichotem ze strony dziewczyny.
Wzdłuż korytarza stały inne laski gromiąc brunetkę spojrzeniem.
Zacisnąłem dłonie w pięści.
Wkurwiłem się...
Nie wiem co to miało być.
Zazdrość?
Nie, to raczej nie było nic w tym stylu.
Poprostu wkurwiłem się, bo stał tam ten j#bany BEAUMONT.
A gdzie ta jego blond szmata?
Już mu się znudziło?!

Chłopak podniósł na sekundę wzrok, zauważając mnie, a na jego twarz wstąpił ten szyderczy uśmiech.
Powrócił do flirtowania z brunetką, a we mnie się zagotowało, ale przecież nie skoczę do KAPITANA DRUŻYNY FOOTBALLOWEJ- RYANA BEAUMONTA.
Albo nie, skoczę, ale tylko raz.

Miałem dość.

Nie dam mu tej satysfakcji.

W jednej chwili poczułem jak wszystkie moje mięśnie się rozluźniają.

Ruszyłem przed siebie, czyli dokładnie w paszczę lwa.
Bez żadnej reakcji ominąłem parę i wszedłem do szatni.
Kątem oka zauważyłem zaskoczenie jakie malowało się na twarzy Emily gdy mnie zauważyła.
Nie obdarzając spojrzeniem nikogo wyszedłem z budynku.

Się ku#wa będę denerwował...

- Pieprz się Beau- syknąłem do siebie gdy coś mi przerwało

Poczułem pociągnięcie za rękaw, więc automatycznie się obróciłem.



***
!
Jako iż są święta, chciałabym zrobić Wam taki mały prezent.
Z racji tego, że jest wolne mam w planie przez te 3 dni dodawać codziennie rozdział lub nawet dwa.
Byłby to taki długometrarzowy maraton.
Ale co się z tym wiąże.
W 1 dzień świąt wyjeżdrzam, do miejsca, wktórym nie będę miała  dostępu do internetu [*].
Rozdziały prawdopodobnie nie będą się pojawiać do nowego roku (chyba że spontanicznie znajdę zbawienną darmową kreseczkę), więc co wy na to, żebym w zadośćuczynieniu dodała wam taki mini maraton?
💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro