"(...) jesteś w dużym błędzie blondyneczko."
- Pieprz się Beau- syknąłem do siebie gdy coś mi przerwało
Poczułem pociągnięcie za rękaw, więc automatycznie się obróciłem.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Przedemną stała Emily, wpatrując się we mnie siwymi oczami.
Czułem się dziwnie... zdradzony?
Chociaż?
Bardziej denerwował mnie fakt kto stał za tym wszystkim.
Nie ważna była cała sytuacja, ważne było KTO.
- Andy...- wyszeptała dziewczyna, ciągle trzymając mój rękaw
- Idź.- mówiłem nie patrząc jej w twarz- Tam są, Ci wyższej rangi...- powiedziałem kiwając głową w stronę drzwi głównych
- Ale, to nie tak... Ja nie wiem.- mówiła szybko- Proszę Cię, Andy.
W tym momencie mój wzrok spotkał się z jej.
W jej oczach widziałem, szczery żal.
- Możemy gdzieś wyjść? Razem?- spytała się w dalszym ciągu ściskając w dłoniach rękaw mojej bluzy
Przymknąłem powieki i westchnąłem.
Poczułem dziwne uczucie w środku.
To już nie chodziło o Emily i o Beaumonta.
Poczułem takie, ciche poczucie... rywalizacji?
Tak, to dobre słowo.
Ryanowi nie chodziło o dziewczynę, tylko o mnie.
Z niewiadomych mi przyczyn starał się wyprowadzić mnie z równowagi.
Widocznie świetnie się bawił, moimi uczuciami.
Nie rozumiałem tego człowiekia, to tak jakby miał wiele twarzy.
Już samą obecnością doprowadzał mnie do białej gorączki, ale sam nie mogłem sobie zaprzeczyć, że było w nim coś intrygującego, tajemniczego, coś o czym nikt nie wie.
- Środa?- odezwałem się wreszcie- Pasuje Ci?
Dziewczyna jakby przez chwilę zastanawiała się nad tym co właśnie usłyszała.
- T-tak, jasne.- odpowiedziała- Gdzie?
- Może być park, cokolwiek...- mruknąłem
- Dobrze, o 17 przy fontannie?- spytała
- Tak, może być.- odpowiedziałem i posłałem jej lekki uśmiech, który odwzajemniła jakby z nutą ulgi- Będę czekać.
- Do zobaczenie, cześć.
- Cześć.- odpowiedziała, a ja skierowałem się w drogę do domu
Może nie wszystkie liżą dupę Beaumontowi...
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Była godzina 16:55
0 gdy wchodziłem do parku.
Najzabawniejsze było to, że za Chiny nie wiedziałem, że jest tu jakaś fontanna, a zwłaszcza gdzie mogłaby się znajdować.
Kierowałem się poprostu przed siebie, licząc poprostu na jakiś łut szczęścia.
Zaśmiałem się sam do siebie, widząc swój cel po jakiejś chwili.
Fowler, miszcz taktyki.
Dziewczyna siedziała już na fontannie z telefonem w ręce.
- Hej.- przywitałem się podchodząc do niej
- Hej, cieszę się, że przyszłeś...- powiedziała, zakładając pasmo włosów za ucho
- Dlaczego miałbym nie przyjść?- spytałem siadając obok niej
- Nobo wtedy... Nie ważne.- odpowiedziała
Sam nie miałem zamiaru ciągnąć tematu, bo dobrze wiedziałem o co jej chodzi.
- Lubisz herbatę?- zmieniłem temat wpatrując się w małą kawiarenkę kilkadziesiąt metrów od nas
- Wolę kawę.- odpowiedziała, podąrzając za moim spojrzeniem
- Jasne, więc chodźmy. - wstałem z murku, a dziewczyna zaraz za mną
Idąc w stronę kawiarni schowałem ręce do kieszeni, tak jakoś.
Całkiem dobrze mi się rozmawiało z brunetką.
Zamówiłem sobie herbatę, a Emily wzięła jakąś kawę.
Zastanawiałem się jak może jej to smakować, jeszcze w tak młodym wieku.
Zapłaciłem za rachunek i wyszliśmy z kawiarenki.
Chodziliśmy po parku dopóki się nie ściemniło.
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
Jakoś podświadomie czułem, że dziewczyna liczy na coś więcej, ale sam nie byłem... gotowy, na wykonanie jakiegokolwiek dalszego ruchu.
I jeszcze znowu to durne uczucie- bycia obserwowanym.
Zdawało mi sie jakby wciąż ktoś za nami chodził lub wodził wzrokiem, ale gdy ukradkiem się rozglądałem nikogo nie było wpobliżu.
- Powinnam już wracać...- powiedziała brunetka gdy znajdowaliśmy się ponownie przy fontannie
- Mogę Cię odprowadzić? Ciemno już.
Dziewczyna delikatnie się zarumieniła i spojrzała na wyśwetlacz telefonu.
- Za 15 minut mam autobus.- odparła- Poczekasz ze mną?
- Jasne.- odpowiedziałem i ruszyliśmy w stronę przystanku, który znajdował się, zaraz przy parku
Stojąc na stacyjce, Emily widocznie się do mnie przysunęła, spiąłem się lekko, ale nie zareagowałem.
Staliśmy w ciszy, ale była to raczej ta z tych spokojnych, nie nizręcznych.
Gdy autohus podjechał, niezauważalnie odepchnąłem z ulgą.
- Widzimy się w szkole.- pożegnałe się i przytuliła się do mnie, na teochę więcej niż chwilę
- Tak, do zobaczenia.- odpowiedziałem gdy wchodziła do środka komunikacji
Odprowadziłem autobus wzrokiem dopóki nke zniknął w oddali.
Spojrzałem na rozkład jazdy, ale nawet gdyby był jakiś autobus, to i tak nie znałem się na tutejszych przystankach.
W pewnej chwili poczułem jak coś gwałtownie obraca mnie i dobija do oszklonej ścianki przystanku.
Było ciemno, więc nie widziałem dokłodnie twarzy osoby, która trzymała mnie za bluzę.
- I co blondynko?- syczał męski głos, którego nie potrafiłem dopasować do nikogo, kogo znałem- Do cudzych lasek się dobierasz?!
Czułem jak trzęsą mi się ręce, ale starałem się nie pokazywać tego jak bardzo się boję.
Facet był chyba o głowę wyższy ode mnie.
- Z tego co mi wiadomo to nie jest zajęta.- starałem się opanować drżenie głosu, co skutecznie mi się udało
- Oj, to jesteś w dużym błędzie blondyneczko.- śmiał się- Masz się do niej nie zbliżać. Ogarniasz?- warknął
- Bo co?- ku#wa Fowler, zamknij mordę
Poczułem silne uderzenie w okolicach szczęki.
Zakręciło mi się w głowie, więc upadłem na kolana bez żadnego oporu.
Znowu poczułem uderzenie, ale wymierzone w brzuch i silniejsze od poprzedniego.
Zwinąłem się z bólu na chodniku, czując metaliczny posmak w ustach.
- Bo to, ku#wa.- warknął, ale jego słowa były jakby stłumione
Poczułem kolejne uderzenie w twarz, które było chyba najsilniejsze.
Wszystko mi się rozmazywało.
Widziałem jedynie jak ktoś się oddala.
Nie miałem siły się nawet odezwać, wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
Czułem jak pulsujący ból przeszywa mnie na wskroś.
Nie wiem jak długo leżałem na chodniku, ale gdy się obudziłem, było już całkowicie ciemno.
Z wielką trudnością wstałem na nogi, które były na chwilę obecną słabym oparciem.
W głowie mi się kręciło i w dodatku było zimno.
Droga do domu zajęła mi chyba z pół wieku, ale gdy wszedłem jedyne światło dochodziło z kuchni.
Założyłem na głowę kaptur, modląc się w duchu, żeby ominąć konfrontację z moją matką.
Wyciągnąłem z tylniej kieszeni telefon, a raczej to co z niego zostało.
Na zegarze widniała godzina 23:43.
- Andy..?- usłyszałem ze strony kuchni, na co się wzdrygnąłem
- Tak?- próbowałem rżnąć głupa, starając się opanować drżenie głosu
- Gdzie ty byłeś!?
- Mamo, z kolegami...- kobieta wychylila się z pomieszczenia, a ja spuściłem głowę i w miarę możliwości wyprostowałem się, co wiązało się z kolejną falą bólu- Przepraszam, zapomniałem zostawić wiadomość...
- A telefon? Nie mogłeś zadzownić?!- kobieta widocznie nic nie zauważyła
- Rozładował mi się, przepraszam...- odpowiedziałem chcą jak najszybciej stamtąd zniknąć- Mogę już iść? Jestem strasznie zmęczony.
- Dobrze, ale nigdy więcej tak nie rób.- odwróciłem się z ulgą- Andy, a dlaczego masz takie brudne ubranie?
- Huh?- zorientowałem się- Ehm, wywróciłem się, ale nic mi nie jest. Dobranoc.- rzuciłem i uciekłem do swojego pokoju
Czułem się jak gówno.
Miałem ochotę walnąć twarzą o panele i już nigdy nie wstawać.
Walnąłem się bezwładnie na łóżko, nie zwracając już uwagi na ból, na moje ubranie, na wszystko, odpłynąłem do krainy Morfeusza.
***
Zaczynamy💕
Kto się cieszy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro